Administracja

Strony

sobota, 12 grudnia 2020

Od Pearla c.d. Luciena - obóz

Idź na obóz, mówili, będzie fajnie, mówili.
To mój pierwszy i ostatni raz.
Jedyną zaletą tego całego obozu była bliskość z naturą; możliwość nacieszenia się dzikim otoczeniem, oddychanie świeżym, leśnym powietrzem... no już nie tak bardzo świeżym, bo ktoś był na tyle śmieszny, że postanowił im je zatruć. Podejrzewał gdzieś tam w duchu, że będzie musiał się zmierzyć z przynajmniej jednym dzikim stworzeniem, ale nie przypuszczał, że ktoś z innej drużyny posunie się o krok za daleko, byle tylko wygrać.
Dziwny zapach zbudził go od razu, a gdy przyszedł Lucien i powiedział, że jest on zły, jego obawy się potwierdziły, a niechęci do obozu wzrosły. Już mu się to nie podobało. Jak tak dalej pójdzie to naprawdę zabierze się i ucieknie jak najdalej stąd.
Cała drużyna stanęła tuż przed wejściem do jaskini – miejscem z kryształami, które stanowiły ich pierwszy cel. Lucien ostrzegł resztę, że muszą uważać, bo coś tam jest, co Pearla wcale nie zdziwiło. To było do przewidzenia. Przecież nie mogli tak po prostu wejść do jaskini, zabrać kryształy i z niej wyjść. Musieli gdzieś po drodze natknąć się na jakąś bestię, najlepiej taką, której zadaniem było pilnowanie kamieni. Choć Pearl był wojownikiem i lubił życie w dziczy to ten cały obóz mu się nie podobał.
Powoli weszli w głąb jaskini. Rowan wykonał prowizoryczną pochodnię, która dała im trochę światła. Pearl szedł bardziej z tyłu, uważnie się rozglądając, gdy wtem dostrzegł coś kątem oka. Odwrócił głowę, podszedł bliżej do ściany, na której znajdował się dosyć spory ślad po pazurach. Ostrożnie położył na nim dłoń, zaczął badać wzrokiem i dotykiem.
Zwierzę, które go zostawiło, musiało należeć do tych większych rozmiarów, też mieć mocne pazury, skoro nawet kamień zadrapały. Pięć linii wskazywało, że mogło to być coś niedźwiedziopodobnego. Charulian lepiej się przyjrzał śladowi. Nie wyglądał na pozostawiony przypadkiem. Zapewne w ten sposób stworzenie zaznaczyło swój teren, co znaczyło tyle, że musiało być terytorialne i gdyby się dowiedziało o ich obecności nie byłoby zadowolone.
Powąchał ścianę. Był w stanie wyczuć delikatny charakterystycznych dla ssaków zapach; ślad albo był świeży, albo zwierzę wcześniej ocierało się o to miejsce.
Postanowił podzielić się zdobytymi informacjami z resztą. Odwrócił się z zamiarem pójścia dalej, gdy wtem stanął w bezruchu z uniesionymi brwiami. Nikogo przy nim nie było, a z głębi korytarza docierały ostatki światła pochodni. Czyli nie zauważyli, że odszedłem kawałek. Ale nie dziwiło go to. Nie dość, że naturalnie poruszał się bardzo cicho (zwłaszcza, że nie nosił butów) to jeszcze był znacznie niższy od reszty. Pomyśleć, że w osadzie był jednym z najwyższych charulianów.
Choć światło zniknęło z jego pola widzenia nim jeszcze ruszył, nadal było ich słychać – też trochę czuć zapach – dzięki czemu sprawnie ich odnalazł. Wszyscy stali w miejscu i o czymś rozmawiali. Pearl podszedł do znajdującego się najbliżej Aniena i chwycił go za rękaw, gdy nagle tamten zerwał się jak poparzony, o mało nie krzycząc z przerażenia. Odskoczył kawałek, zwracając tym samym uwagę pozostałych, którzy jak jeden mąż odwrócili głowy, gotowi do ataku, widząc jednak jedynie charuliana rozluźnili się.
– No, gdzie żeś był? – jęknął niezadowolonym tonem Rowan. – Nie możesz tak po prostu zniknąć...
– Ślad – rzekł spokojnie Pearl.
Słysząc to Rowan zmarszczył brwi.
– Gdzie?
Pearl zaprowadził ich do miejsca, gdzie znajdował się ślad. Wszyscy zaczęli mu się przyglądać, podczas gdy charulian zaczął mówić:
– Duży. Silny – próbował szukać odpowiednich słów. – Ślad znak dom. My tu, on zły.
Dante (o ile dobrze pamiętał imię) spojrzał na niego, zamrugał parę razy.
– Czy ktoś to umie przetłumaczyć? – zapytał trochę niepewnie.
Gdy Pearl to usłyszał, z trudem powstrzymał się przed podparciem ręką czoła. Dlaczego ich język jest taki trudny?! Czemu nie mogą choć części słów mieć podobnych?!
Wskazał ręką ślad.
– Znak. To dom. – Zamilkł, gdy nagle go olśniło. – On nas nie chce.

Rowan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz