Administracja

Strony

środa, 21 września 2022

Od Hiromaru cd. Eny

— To świetny pomysł! — zgodziłem się od razu.
Tak, to na pewno przyciągnęłoby wieśniaków do Willowa i przełamało ostatnie bastiony oporu przed adoptowaniem wilczka. Bo to prawda, że Willow bawił się z nami i z Marion, ale widziałem, że od czasu do czasu ludzie z wioski rzucają szczeniakowi nieco krzywe spojrzenia. Nie dziwiłem im się – o tym pożarze będą opowiadać jeszcze przez długie lata, a niejeden z wieśniaków na pewno budził się w nocy z koszmaru, w którym jego dom trawiły żarłoczne płomienie. Wioska była już prawie w całości odbudowana, zaś ja, choć oczywiście cieszyłem się z tego, że domy znów stanęły i ludzie mieli gdzie mieszkać, to jednak w głębi serca zastanawiałem się, co czuli patrząc na jasne, świeże ściany? Czy była to radość, bo nowe domy były takie ładne i czyste, czy raczej smutek i nostalgia, bo te, w których mieszkali długie lata, obróciły się w rozwiany wiatrem popiół?
Ja sam nie przywiązywałem się do rzeczy materialnych – przez całe życie miałem niewiele, często zmieniałem miejsce pobytu, a wszystko, czego używałem, nie należało do mnie. Spałem pod cudzym dachem, jadłem cudze jedzenie i nieraz chodziłem w cudzych ubraniach. Jeśli coś mi zabrano albo przepadło, to trudno – dopóki miałem Isagomushiego, nic mi nie przeszkadzało. Ale ci ludzie? Byli moim przeciwieństwem – całe życie w tym samym miejscu, otoczeni tymi samymi twarzami i tymi samymi przedmiotami – ich wspomnienia nie żyły tylko w ich głowach, one były rozpięte i rozciągnięte wśród wszystkiego tego, co otaczało wioskę.
A teraz przepadły.
Potrząsnąłem głową, odganiając od siebie te myśli — teraz powinienem skupić się na tym, by pokazać Willowa jako dobrego i przydatnego stróża całej wioski, a także uroczego pluszaka, którego zawsze w nim widziałem. Prawda, że gdy podrośnie, Willow będzie pluł kulami ognia, tak samo, jak robili to jego rodzice. Ale nim to miało nastąpić chciałem się upewnić, że szczeniak będzie miał tu kochającą i dobrą rodzinę.
Od razu wzięliśmy się z Eną i Marion za planowanie całego przedsięwzięcia. Dziewczyna wzięła na siebie powiadomienie pozostałych mieszkańców wioski, że na wieczór chciała, by wszyscy się zebrali i zobaczyli coś specjalnego. Jak na razie nie mówiła im, o co konkretnie ma chodzić – w sumie to po przedyskutowaniu wszystkiego doszliśmy do wniosku, że lepiej byłoby utrzymać całość w tajemnicy i zrobić niespodziankę, żeby nikt nie miał okazji do tego, żeby mówić o Willowie jakiekolwiek złe rzeczy.
Zaś my obaj, razem z samym wilczkiem, zniknęliśmy na pewien czas z pola widzenia wieśniaków. Przyzwyczaili się już do naszej obecności, ale większość wioski była odbudowana na tyle dobrze, że wystarczyło już tylko zająć się szczegółami, więc nie byliśmy aż tak bardzo potrzebni.
Tam, skryci przed spojrzeniem innych, zaplanowaliśmy i przećwiczyliśmy mały „występ”, którym Willow miał podbić serca mieszkańców wioski. Bo ludzie co prawda zerkali na nasze poczynania i część wiedziała już, że Willow potrafi chociażby usiąść na komendę, ale nie wiedzieli przecież wszystkiego.
Zrobiło się popołudnie, akurat wszyscy zebrali się na obiad. Razem z Eną skorzystaliśmy z gościny miejscowych, każdy z nas dostał swoją przydziałową miskę jedzenia, a potem rozsiedliśmy się tam, gdzie było miejsce i obaj wzięliśmy się za jedzenie.
Mi tym razem średnio szło – żołądek ściskał mi się lekko zdenerwowaniem, czułem w brzuchu nieprzyjemną gulę. Głowa wiedziała, że Willow sobie poradzi i wszystko będzie dobrze, ale stres był silniejszy ode mnie i mimowolnie się martwiłem. Wilczek wyczuł widać mój nastrój, bo gdy tylko skończył swoje jedzenie, przyszedł do mnie i trącił nosem moje kolano. Pogłaskałem jego łeb, a dotyk miękkiej i puszystej sierści wywołał w sercu falę nostalgii — minie jeszcze trochę czasu i nie będę mógł się spotykać z Willowem tak często.
— Nie martw się, pójdzie nam dobrze — Ena podniósł mnie na duchu. — I Willow też da radę.
Skinąłem głową, na moją twarz wypłynął w końcu uśmiech. Isa trącił mnie nosem w policzek, mój uśmiech się poszerzył.
— Tak, będzie dobrze. Już my się o to postaramy.
I tym sposobem przyszedł moment, gdy mieliśmy pokazać sztuczki Willowa pozostałym.
Marion zwołała wszystkich na małym placu w wiosce, my zaś stanęliśmy z wilczkiem, gotowi do pokazów.

poniedziałek, 19 września 2022

Od Hyo CD. Ena

Możliwe, że moje zachowanie w takim momencie jest niewłaściwe, niestosowne, zbyt intymne i klejące. Jednakże słuchając ich rozmowy, nie mogłem zwyczajnie sobie iść i ich pozostawić sobie. Przecież już niedługo pojawimy się, by spotkać się z jego braćmi. Zbliżyłem się do chłopaka i trochę taki znudzony, przejechałem wolną dłonią po udzie Eny. Zbliżyłem swe wargi do jego uszka, po czym delikatnie przygryzłem jego płatek, trochę też zwilżyłem językiem, a na końcu wyszeptałem. 

niedziela, 18 września 2022

Od Eny CD. Hyo

Nie było jeszcze specjalnie późno, ale pogoda mocno dawała w kość. Ciepłe letnie dni pozostały jedynie ustęsknionym wspomnieniem. Wyłącznie dzięki bluzie pożyczonej od Hyo nie trząsłem się z zimna. Pocieszałem się faktem, że po przekroczeniu granicy z Me Shi zrobi się znacznie cieplej. Tropikalne klimaty gorących lasów wydawały się teraz tak niezwykle odległe. Choć upalne dni były naszą codziennością jeszcze tak niedawno, teraz nie potrafiłem sobie nawet przypomnieć, jak przyjemne one były.
- Nie uważasz, że lato trwa zbyt krótko? - rzuciłem w kierunku Hyo pytanie. Spojrzałem na niego dopiero po chwili, kiedy żadna odpowiedź nie nadeszła. 
Ciemnowłosy chłopak szedł w ciszy. Miał zmarszczone brwi i wyglądał na pochłoniętego we własnych myślach. Nie odzywał się słowem. 
- Czy coś się stało? - zapytałem, nie kryjąc swojego zmartwienia. Co dziwne, tym razem Hyo również nie uraczył mnie odpowiedzią. Poczułem zaniepokojenie. Młody wampir wydawał się być całkowicie zatopiony w myślach. Zastanawiałem się, co tak zajęło go doszczętnie, że utracił cały kontakt ze światem dookoła niego. 
Hyo szedł przed siebie pewnie, choć wpatrywał się jedynie w jakiś punkt przed sobą. Nie spuszczał z niego wzroku, jakby kierował się w ów nicość. Nie zmieniał też tempa ruchu. Cały ten czas równo maszerował obok konia. Wydawał się całkowicie niczym niewzruszony. 
- Hyo? Wszystko w porządku? - Mój głos przybrał poważniejszy ton. Nie chciałem mu przeszkadzać, ale zwyczajnie martwiłem się o niego. Nie było to do niego podobne, by tak odpływać. Już ja częściej ginąłem w odmętach swojego umysłu. 
Dopiero, kiedy zapytałem głośniej, chłopak otrząsnął się z zamyślenia. Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby w pierwszej chwili całkowicie nie wiedział, co się dzieje i gdzie się teraz znajduje. 
- Całkiem odpłynąłeś - stwierdziłem, nie kryjąc napływającego rozbawienia. - Sądzę, że to dobra pora na odpoczynek. 
Zatrzymałem konia, obserwując, jak Hyo rzuca mi pytające spojrzenie. 
- Przecież jest jeszcze widno, moglibyśmy iść dalej - stwierdził. Nie krył swojego zaskoczenia. 
Szybko przypomniałem mu więc o spotkaniu. Miało się ono w końcu odbyć w pobliskiej gospodzie. 
- Co za spotkanie mamy tutaj? - Chłopak wydawał się szczerze zdziwiony. 
Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie wypadło mi z głowy, aby powiedzieć mu o swoich planach. Faktycznie zbierałem się do podróży w pośpiechu. Nic dziwnego, że całkowicie zapomniałem podzielić się z Hyo o tym, o swoich zamiarach.
Zbliżyłem się do niego. W razie, gdyby ktoś miał podsłuchać naszą rozmowę. 
- Podróż przez Nevadę, nawet krótka, może być naprawdę niebezpieczna - przypomniałem. - Potrzebujemy przewodnika, dlatego wynająłem jednego. 
- Sami nie dalibyśmy rady? - Młody wampir wydawał się być sceptyczny. - Wcześniej podróżowaliśmy przez niemal całą Nevadę i nie obawiałeś się problemów. 
- To prawda. Ale tutaj jest inaczej. Zbliżamy się do części militarnej Nevady. Tej bardziej. Skomplikowanej. W związku z tym więcej kłopotów może nas zastać - wyjaśniłem. - Dlatego potrzebujemy tubylca, osoby, która zna się na rzeczy. Przeprowadzi nas najszybszą drogą, gdzie szanse na spotkanie nieprzyjemności będą najmniejsze.
- Poradzilibyśmy sobie równie dobrze sami. Do tej pory wszystko szło dobrze.
- Nie wątpię! - zaśmiałem się. - Ale nie kuśmy losu. Nie chcę narażać nas na żadne kłopoty. Te okolice będą znacznie bardziej niebezpieczne, niż te, które już minęliśmy. Musimy mieć się na baczności.
Hyo, choć niechętnie, w końcu zgodził się wstąpić do gospody. Tam po krótkiej rozmowie z właścicielem lokalu, zameldowaliśmy się w jednym z pokoi. 
- Nasz przewodnik będzie czekał o zmroku na dole w jadalni - poinformowałem w czasie rozpakowywania najpotrzebniejszych rzeczy. - A jutro o świcie ruszymy razem przez Nevadę do Me Shi.
Młody wampir przytaknął zgodnie. Kolejne minuty spędziliśmy na ogarnianiu się. Wziąłem szybką kąpiel, wyczesałem włosy i przebrałem się w wygodniejsze ubrania. 
Kiedy Hyo także skończył swoją toaletę, wspólnie udaliśmy się na dół, aby spotkać się z naszym przewodnikiem. Szybko rozpoznałem siedzącego pod ściana mężczyznę. 
Berick współpracował już z naszą rodziną od lat. Dlatego też to właśnie jemu powierzyłem naszą dalszą podróż. Potrafił on przeprowadzić podróżnych najbezpieczniejszą i najszybszą trasą. Miałem do niego duże zaufanie. 
- O, Ena, jak wyrosłeś! - zawołał na przywitanie mężczyzna. Wprawdzie bardzo dawno się nie widzieliśmy. Ostatnio widział mnie, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem. Odwiedził nas wtedy, ponieważ ojciec miał jakąś wyprawę i potrzebował jego pomocy. 
- Dobrze cię widzieć, Borick - powiedziałem, dosiadając się się do starszego mężczyzny. - To Hyo. Bardzo mi pomaga podczas podróży - przedstawiłem młodego wampira, uśmiechając się delikatnie. 
- Planujesz spotkanie z braćmi, prawda? - zgadywał. - Odprowadzałem ich do granicy niedługo wcześniej. Domyślam się więc, że zmierzacie w podobnym kierunku. 
- Dokładnie tak - przytaknąłem. - Chciałbym cię prosić o wskazanie nam miejsca, w którym się rozstaliśmy. Dalej jakoś sobie poradzimy. 
- W porządku, w porządku! - Mężczyzna wydawał się być bardzo szczęśliwy. - Jutro wyruszymy z samego rana!
- Cieszę się, że tak szybko zgodziłeś się nam pomóc. Dziękuję.
Przez kolejne kilka minut omawialiśmy plan dalszej podróży. Borick na szczęście doskonale znał drogę i zapowiadało się, że do Me Shi dojdziemy już kolejnego dnia. Nie mogłem doczekać się spotkania z braćmi!

<Hyo?>

czwartek, 8 września 2022

Od Hyo CD. Ena

 Tym razem nie siedziałem za Eną, gdyż koń zbyt szybko mógłby się zmęczyć pod naszym ciężarem. Na moment zapomniałem, że jestem wampirem i mam swoje zdolności, które pozwalają na szybsze poruszanie. Choć gdybym zabrał ze sobą Enę i konia, to mogłoby poskutkować nieprzewidzianymi skutkami ubocznymi. Przypomniało mi się również, że mam parasolkę tej, której używałem na początku. Gdzieś ją wrzuciłem do torby i wyleciała mi z głowy, przez liczne problemy i ówczesny brat pokarmu zwanego krwią. Dlatego też wyjąłem ukrytą w odmętach mojej torby parasolkę, jakimś cudem udało się jej przetrwać. Była w jednym kawałku bez żadnych porwań, zadrapań przede wszystkim uszkodzeń. Jakby dopiero zakupiona. Gdy udało mi się ją otworzyć i odpowiednio ułożyć, by jasne światło przestało mnie irytować, wtem mogłem sobie na spokojnie iść nieopodal Eny i pana konia. To nie tak, że boję się światła słonecznego, czy jego promieni. Zwyczajnie, gdy nie popijam więcej krwi podczas dnia, wówczas odczuwam kilka skutków. Mimo iż wypiłem cudowną i delikatnie pociągająca krew mojego partnera podróży i obiektu westchnień. To wciąż za mało. Gdyż muszę ją pić w ciągu dnia jak takie małe soczki. Mimo iż mam pierścień oraz liczną ochronę, to wciąż muszę ją spożywać. Można za to winić podobno mojego ojca. Miał podobny problem, co ja. Najwyraźniej z niego przeszło to na mnie.

poniedziałek, 5 września 2022

Od Eny CD. Hiromaru

Już o poranku pojawiłem się w wiosce. Prace przed ostatni czas nie ustawały chociażby na chwilę. Wyglądało nawet na to, że odbudowa skończy się całkiem niedługo. Może w przeciągu kilku kolejnych dni. 
Cieszyłem się na widok tego, że miejsce to powoli wracało do normalności. Mieszkańcy tej małej wioski odbili się od dna i jeszcze przed nadejściem chłodnej jesieni dali radę podnieść się z gruzów. Niczym legendarny feniks z popiołów. Dosłownie. Niedawno wszystko było jeszcze spalone. 
A sam Willow rósł jak na drożdżach. Niegdyś na tyle mały szczeniak, którego mogłem zwyczajnie podnieść i trzymać na rękach, teraz sięgał mi prawie do kolan. Na samą myśl o tym, że pewnego dnia wyrośnie na tak dużego wilka, jak te dorosłe, którego spotkałem tamtego feralnego dnia w wiosce. 
Szczeniak był pierwszym, który przywitał mnie zaraz po przekroczeniu bram wioski. Przybiegł do mnie i zaczął się cieszyć. Wesoło poszczekiwał i przez całą swoją radość nie dał się odpędzić. 
A zwierzakiem biegła Marion. Nawoływała Willowa po imieniu, jednak ten całkowicie skupił się na mojej osobie. 

Od Eny CD. Hyo

Gospoda znajdowała się nieopodal szlaku, którym podróżowaliśmy. Nim się obejrzeliśmy, znaleźliśmy się przed starym budynkiem. Ściany ściśle obrastał bluszcz, sprawiając, że miejsce zdawało się być znacznie bardziej tajemnicze niż można byłoby przypuszczać po tawernach tego typu. Z okien posiadłości padało ciepłe światło zaświeconych świeczek. Dzięki nim z łatwością potrafiłem określić, którzy z lokatorów zajmowanych pokoi już śpią, a którzy siedzą do późna, zajmując się swoimi sprawami. Z poniektórych pomieszczeń dało się również usłyszeć brzmienie rozmów.
Zbliżyliśmy się do dębowych drzwi. Niczym portal do innego świata, wprowadziły nas one do niewielkiego przedsionku. Tam, za ladą, siedziała starsza kobieta. Półmrok pomieszczenia rozświetlała mała lamka, która swoim blaskiem umożliwiała gospodyni mozolne czytanie książki. Właścicielka lokalu podniosła wzrok w naszym kierunku. Ze spokojem zaś odłożyła lekturę na stare biurko. Spod lady wyciągnęła grubą księgę oraz piórko. Przekartkowała ją, aby zatrzymać się na jednej z przyżółkniętych stron. Była ona zapisana jedynie do połowy.
- W czym mogę pomóc? - zapytała kobiecina. Jej głos brzmiał ciepło, nawet pomimo nieszczególnie grzecznego pytania. W końcu - nie przywitała się choćby krótkim słowem. Spokojnie jednak potrafiłem to zrozumieć. Najpewniej pracuje już w zawodzie od lat i każdy czasem może mieć dosyć. Nic wiec dziwnego, że darowała sobie ciepłe powitania wobec każdego gościa. Nawet, jeśli jest on jednym z członków wiodących państwo rodów. Tutaj status i nazwisko nie miało znaczenia. Byłem tylko wędrowcem poszukującym noclegu na chłodną noc. Takim, jak każdy inny. 
Otrzymaliśmy jeden z wolnych pokoi. Los zdecydował, że znajdowało się w nim tylko jedno łóżko. Wcale mi to nie przeszkadzało. Właściwie już przywykłem do czyjejś obecności na materacu obok siebie podczas nocy. Bliskość drugiej osoby stała się dla mnie codziennością, której nie chciałbym przerywać. 

niedziela, 4 września 2022

Od Juraviel CD. Ruiji'ego

Pałac, w którym miał odbyć się bal, zbliża się z każdą chwilą; w coraz intensywniej padającym śniegu pojawia się wpierw sylwetka budynku, potem barwy, w końcu Juraviel potrafi już dostrzec zdobiące dach i kalenicę rzeźby, widzi światło odbijające się w olbrzymich oknach.
A potem wszyscy wysiadają z karocy, Juraviel zbiera w dłoniach kraniec sukni, by nie wybrudziła się wilgotnym śniegiem. W tych kilku krokach, jakie prowadzą po ozdobnych, marmurowych schodach, elfka pozwala sobie zerknąć przelotnie na sam pałac.
Rezydencję utrzymano w delikatnych, pastelowych barwach, stapiających się z padającym śniegiem. Roślinne motywy pokrywające fronton wcale nie wyglądają dziwnie wśród wszechobecnej bieli – przypominają bardziej jakieś fantastyczne, nierzeczywiste rośliny, które w baśniach potrafią rosnąć wśród zimna i śniegów. Dziewczyna ostrożnym krokiem wkracza do środka, mając gdzieś z tyłu głowy myśl, że nie wszystkie baśnie mają dobre zakończenie, a dziejąca się w nich magia często jeży włos na głowie.

Od Bastiana CD. Javiera

Gotowali nam w Ardem i – no nie powiem – całkiem znośnie. Posiłki były takie, jak lubiłem – duże, tłuste, i zawsze można było brać dokładkę mięsa. Ale miałem wrażenie, że ostatnimi czasy albo te porcje się jakby zmniejszyły, albo to ja coraz więcej i intensywniej się ruszam, bo te pięć posiłków dziennie przestało mi wystarczać. Albo może moje ciało w końcu uświadomiło sobie, że smok składa się nie tylko z ogona, skrzydeł i rogów, że powinien mieć też paszczę, a owa paszcza – że powinna ziać ogniem. Może to stąd brał się mój przemożny głód? Może dorosłem już na tyle, by w końcu móc spopielić przeciwnika?
W głębi serca na to liczyłem, bo dokładnie tego brakowało mi w mym arsenale. Potrafiłem już wiele, więcej sparingów odbywałem z instruktorami, nie zaś z mymi rówieśnikami, zaś perspektywa na „po Akademii" wyglądała dość dobrze. Zamierzałem w końcu rozpocząć karierę wojskową – mama byłaby dumna.
Wracając jednak do męczących mnie napadów głodu – akurat tamtego dnia miałem zajmować się Winny, a dobrze wiedziałem, że po południu będę już na tyle głodny, że dziewczynka będzie wyglądać smakowicie. Dlatego też postanowiłem, że połączę przyjemne z pożytecznym i to popołudnie spędzę z Winny w kuchni.