Administracja

Strony

środa, 17 czerwca 2020

Od Azriela cd Colette - Bal

Przyszykowanie się do całej tej błazenady nie stanowiło dla niego większego wyzwania - czarna, dopasowana koszula i równie dobrze skrojone spodnie wisiały w jego szafie już od dawna, każdego dnia przypominając o nieszczęsnych uroczystościach, na których pojawiał się wraz z ojcem. Bale nie kojarzyły się mu z niczym przyjemnym, a fakt, że tym razem bez dwóch zdań nie zdoła ukryć się w tłumie, udając, że zwyczajnie nie istnieje, sprawiał, że Azriel odczuwał coraz mniejszą ochotę pojawienia się w zamkowych murach. Z drugiej strony doskonale wiedział jednak, że było już za późno, by się wycofać - jego szansa na ucieczkę przepadła wraz z chwilą, w której Colette zgodziła się mu towarzyszyć. Westchnął więc ciężko, opierając plecami o szorstką ścianę, czekając cierpliwie, aż brunetka skończy się przygotowywać - nie miał pojęcia, jak wiele czasu upłynęło, odkąd dziewczyna wyrzuciła go za drzwi, a jego jedynym wyznacznikiem upływu minut były przewijające się po korytarzach, roześmiane pary, przyodziane w stroje tak wymyślne, że Sullivan nie potrafił nawet stwierdzić, czy narażanie się na podobne tortury było warte kilku minut szczęścia. Przemyślenia na temat cudzego zdrowia pochłonęły demona tak bardzo, że gdy w końcu odzyskał świadomość, niemal zachłysnął się powietrzem, widząc swą schodzącą po schodach partnerkę. Wyglądała pięknie, chociaż chłopak nie miał pojęcia, czy miałby wystarczająco odwagi, by powiedzieć je to w twarz - świadomość, że mogłaby odebrać komplement w nieodpowiedni sposób, paraliżowała Azriela kompletnie. Po wewnętrznej walce z kryjącymi się w sercu sprzecznościami i wymianie niezgrabnych pochwał, oboje ruszyli w kierunku zamku, a każdy kolejny metr, jaki przebywali, napełniał czarnowłosego coraz większą goryczą. Cholernie nienawidził pompatycznych uroczystości.
Gdy finalnie stanęli u bram pałacu, widok wijącego się w nieskończoność tłumu poskutkował przeciągłym westchnięciem ze strony nastolatka. Naprawdę nie był w nastroju na przepychanki i kłótnie z nieznajomymi. Emocje szybko jednak zniknęły, ustępując miejsca niewyobrażalnemu wręcz zaskoczeniu oraz osobliwemu, nieodczuwanemu wcześniej uczuciu, jakie rozlało się po jego ciele, gdy dłoń Colette wsunęła się w jego, jakby próbowała w ten sposób dodać odwagi im obu. Chłopak otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle, sprawiając, że nie zrobił niczego poza bezmyślnym wpatrywaniem się w ich złączone ze sobą palce. W chwilach takich, jak ta, Azriel z całego serca dziękował, że spalone skrawki twarzy uniemożliwiały mu okrycie się pąsem - wolał uniknąć jeszcze większego ośmieszenia się przed towarzyszką. Potrząsnął więc głową, odganiając krępujące myśli, by zaledwie chwilę później, całkowicie nieświadomie, zacisnąć ucisk jeszcze bardziej. Jej bliskość była dla niego dziwnie kojąca, a Sullivan z każdą chwilą pragnął, by nie puściła go już nigdy. Azriel nienawidził zdradzać po sobie żadnych emocji, lecz nawet on nie potrafił ukryć uśmiechu, który niespodziewanie zamajaczył na jego twarzy, gdy nawiązał pierwszy od dłuższego czasu kontakt wzrokowy z brunetką.
- Gotowa? - Mógłby przysiąc, że jego głos osiągnął nieco wyższą tonację, niż zazwyczaj, zdradzając nawet cień radości. - Wciąż mamy szansę się ulotnić i zorganizować własne przyjęcie.
Colette skinęła głową i już niedługo później oboje znaleźli się na terenie zamku, chłonąc wzrokiem piękne zabudowy i jeszcze wymyślniejsze dekoracje, jakie przygotowano dla nich w podzięce. I choć jakaś część Azriela mimowolnie cieszyła się, że zasługi zarówno jego, jak i reszty drużyn zostały docenione, wciąż nie był do końca przekonany formą, na jaką zdecydowali się książęta. Sytuacja okazała się jeszcze bardziej kłopotliwa, gdy wraz z przekroczeniem progu, w sali echem odbiły się ich nazwiska, na pewien czas ściągając w stronę przybyszów zaciekawione spojrzenia reszty gości. Sullivan przewrócił oczami, powstrzymując niezadowolony grymas na samo brzmienie swego nazwiska, w duchu dziękując, że Colette wciąż idzie przy jego boku - była najprawdopodobniej jedyną osobą, którą darzył obecnie szczerą sympatią, choć dokładne określenie ich relacji wciąż sprawiało mu niemały problem. Azriel najzwyczajniej nie miał pojęcia, jak powinien nazwać emocje, jakie odczuwał, gdy spoglądał w jej stronę. 
We wnętrzu czekało na nich już kilka pozornych atrakcji, przyjmujących formę przesadnych, pełnych formalnego języka podziękowań i dogłębnych pytań na temat strategii, jaką młodzi przyjęli podczas walki z orkami. Demon nie był jednak w nastroju na pogawędki tego pokroju, które zdecydowanie zbyt bardzo kojarzyły mu się z ojcem - ukrócił je więc najszybciej, jak tylko zdołał, usuwając się wraz z Colette z pola widoku. Gdy w końcu przystanęli na uboczu, chłopak zdał sobie sprawę, że przez cały ten czas nie puścił dłoni dziewczyny, a nawet jeśli na chwilę zdołali się rozłączyć, podświadomie wciąż splatał ze sobą ich palce.
- Przepraszam, nie chciałem być...natarczywy. - mruknął pod nosem, ukrywając ręce za plecami, jakby gest miał wymazać ostatnie minuty z ich pamięci
Dziewczyna nie zdążyła jednak odpowiedzieć na uwagę swego partnera, gdyż grupa pochłoniętych rozmową młodzików potrąciła jej plecy, sprawiając, że brunetka całkowicie utraciła równowagę. Wyćwiczony w akademii refleks sprawił jednak, że Azriel w porę przyciągnął ją do siebie, a wampirzyca zamiast z lodowatą posadzką, spotkała się z okrytym czernią torsem oraz owiniętymi wokół jej talii, poparzonymi ramionami. Sullivan rzucił nieostrożnej zgrai potępiające spojrzenie, lecz byli oni zbyt zajęci sobą, by zwrócić uwagę na zamieszanie, jakie spowodowali. Gdy złość opadła, ustępując miejsca lekkiemu zagubieniu, jak powinien się zachować, demon zdołał wykrztusić z siebie jedynie nerwowy śmiech, zagłuszany powoli przez coraz to głośniejszą muzykę. Bóg komedii tragicznych ostatnimi czasy wyjątkowo uwielbiał się nad nim pastwić.
- Skoro stanie na uboczu nam nie wychodzi, zechciałabyś zatańczyć? - Ugryzł się w język niemal natychmiastowo, lecz po raz kolejny było dla niego za późno, by się wycofać. W duchu dziękował jedynie, że wbrew wszystkiemu nie był najgorszym tancerzem.

[Colette? ;;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz