Przyszykowanie się do całej tej
błazenady nie stanowiło dla niego większego wyzwania - czarna,
dopasowana koszula i równie dobrze skrojone spodnie wisiały w jego
szafie już od dawna, każdego dnia przypominając o nieszczęsnych
uroczystościach, na których pojawiał się wraz z ojcem. Bale nie
kojarzyły się mu z niczym przyjemnym, a fakt, że tym razem bez dwóch
zdań nie zdoła ukryć się w tłumie, udając, że zwyczajnie nie istnieje,
sprawiał, że Azriel odczuwał coraz mniejszą ochotę pojawienia się w
zamkowych murach. Z drugiej strony doskonale wiedział jednak, że było
już za późno, by się wycofać - jego szansa na ucieczkę przepadła wraz z
chwilą, w której Colette zgodziła się mu towarzyszyć. Westchnął więc
ciężko, opierając plecami o szorstką ścianę, czekając cierpliwie, aż
brunetka skończy się przygotowywać - nie miał pojęcia, jak wiele czasu
upłynęło, odkąd dziewczyna wyrzuciła go za drzwi, a jego jedynym
wyznacznikiem upływu minut były przewijające się po korytarzach,
roześmiane pary, przyodziane w stroje tak wymyślne, że Sullivan nie
potrafił nawet stwierdzić, czy narażanie się na podobne tortury było
warte kilku minut szczęścia. Przemyślenia na temat cudzego zdrowia
pochłonęły demona tak bardzo, że gdy w końcu odzyskał świadomość, niemal
zachłysnął się powietrzem, widząc swą schodzącą po schodach partnerkę.
Wyglądała pięknie, chociaż chłopak nie miał pojęcia, czy miałby
wystarczająco odwagi, by powiedzieć je to w twarz - świadomość, że
mogłaby odebrać komplement w nieodpowiedni sposób, paraliżowała Azriela
kompletnie. Po wewnętrznej walce z kryjącymi się w sercu sprzecznościami
i wymianie niezgrabnych pochwał, oboje ruszyli w kierunku zamku, a
każdy kolejny metr, jaki przebywali, napełniał czarnowłosego coraz
większą goryczą. Cholernie nienawidził pompatycznych uroczystości.
Gdy
finalnie stanęli u bram pałacu, widok wijącego się w nieskończoność
tłumu poskutkował przeciągłym westchnięciem ze strony nastolatka.
Naprawdę nie był w nastroju na przepychanki i kłótnie z nieznajomymi.
Emocje szybko jednak zniknęły, ustępując miejsca niewyobrażalnemu wręcz
zaskoczeniu oraz osobliwemu, nieodczuwanemu wcześniej uczuciu, jakie
rozlało się po jego ciele, gdy dłoń Colette wsunęła się w jego, jakby
próbowała w ten sposób dodać odwagi im obu. Chłopak otworzył usta, chcąc
coś powiedzieć, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle, sprawiając, że nie
zrobił niczego poza bezmyślnym wpatrywaniem się w ich złączone ze sobą
palce. W chwilach takich, jak ta, Azriel z całego serca dziękował, że
spalone skrawki twarzy uniemożliwiały mu okrycie się pąsem - wolał
uniknąć jeszcze większego ośmieszenia się przed towarzyszką. Potrząsnął
więc głową, odganiając krępujące myśli, by zaledwie chwilę później,
całkowicie nieświadomie, zacisnąć ucisk jeszcze bardziej. Jej bliskość
była dla niego dziwnie kojąca, a Sullivan z każdą chwilą pragnął, by nie
puściła go już nigdy. Azriel nienawidził zdradzać po sobie żadnych
emocji, lecz nawet on nie potrafił ukryć uśmiechu, który niespodziewanie
zamajaczył na jego twarzy, gdy nawiązał pierwszy od dłuższego czasu
kontakt wzrokowy z brunetką.
-
Gotowa? - Mógłby przysiąc, że jego głos osiągnął nieco wyższą tonację,
niż zazwyczaj, zdradzając nawet cień radości. - Wciąż mamy szansę się
ulotnić i zorganizować własne przyjęcie.
Colette
skinęła głową i już niedługo później oboje znaleźli się na terenie
zamku, chłonąc wzrokiem piękne zabudowy i jeszcze wymyślniejsze
dekoracje, jakie przygotowano dla nich w podzięce. I choć jakaś część
Azriela mimowolnie cieszyła się, że zasługi zarówno jego, jak i reszty
drużyn zostały docenione, wciąż nie był do końca przekonany formą, na
jaką zdecydowali się książęta. Sytuacja okazała się jeszcze bardziej
kłopotliwa, gdy wraz z przekroczeniem progu, w sali echem odbiły się ich
nazwiska, na pewien czas ściągając w stronę przybyszów zaciekawione
spojrzenia reszty gości. Sullivan przewrócił oczami, powstrzymując
niezadowolony grymas na samo brzmienie swego nazwiska, w duchu
dziękując, że Colette wciąż idzie przy jego boku - była
najprawdopodobniej jedyną osobą, którą darzył obecnie szczerą sympatią,
choć dokładne określenie ich relacji wciąż sprawiało mu niemały problem.
Azriel najzwyczajniej nie miał pojęcia, jak powinien nazwać emocje,
jakie odczuwał, gdy spoglądał w jej stronę.
We wnętrzu czekało na nich już kilka pozornych atrakcji,
przyjmujących formę przesadnych, pełnych formalnego języka podziękowań i
dogłębnych pytań na temat strategii, jaką młodzi przyjęli podczas walki
z orkami. Demon nie był jednak w nastroju na pogawędki tego pokroju,
które zdecydowanie zbyt bardzo kojarzyły mu się z ojcem - ukrócił je
więc najszybciej, jak tylko zdołał, usuwając się wraz z Colette z pola
widoku. Gdy w końcu przystanęli na uboczu, chłopak zdał sobie sprawę, że
przez cały ten czas nie puścił dłoni dziewczyny, a nawet jeśli na
chwilę zdołali się rozłączyć, podświadomie wciąż splatał ze sobą ich
palce.
- Przepraszam, nie chciałem
być...natarczywy. - mruknął pod nosem, ukrywając ręce za plecami, jakby
gest miał wymazać ostatnie minuty z ich pamięci
Dziewczyna
nie zdążyła jednak odpowiedzieć na uwagę swego partnera, gdyż grupa
pochłoniętych rozmową młodzików potrąciła jej plecy, sprawiając, że
brunetka całkowicie utraciła równowagę. Wyćwiczony w akademii refleks
sprawił jednak, że Azriel w porę przyciągnął ją do siebie, a wampirzyca
zamiast z lodowatą posadzką, spotkała się z okrytym czernią torsem oraz
owiniętymi wokół jej talii, poparzonymi ramionami. Sullivan rzucił
nieostrożnej zgrai potępiające spojrzenie, lecz byli oni zbyt zajęci
sobą, by zwrócić uwagę na zamieszanie, jakie spowodowali. Gdy złość
opadła, ustępując miejsca lekkiemu zagubieniu, jak powinien się
zachować, demon zdołał wykrztusić z siebie jedynie nerwowy śmiech,
zagłuszany powoli przez coraz to głośniejszą muzykę. Bóg komedii tragicznych ostatnimi czasy wyjątkowo uwielbiał się nad nim pastwić.
-
Skoro stanie na uboczu nam nie wychodzi, zechciałabyś zatańczyć? -
Ugryzł się w język niemal natychmiastowo, lecz po raz kolejny było dla
niego za późno, by się wycofać. W duchu dziękował jedynie, że wbrew wszystkiemu nie był najgorszym tancerzem.
[Colette? ;;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz