Administracja
Strony
środa, 29 grudnia 2021
Od Hiromaru CD. Neriny
niedziela, 26 grudnia 2021
Od Darumy CD. Luciena
Bestia pojawiła się znikąd. Wężowatym ruchem spłynęła wzdłuż pnia drzewa. Monstrum wyglądało okropnie. Na sam widok potwora zamarłem w miejscu, obawiając się wykonać chociażby najmniejszy ruch.
Stworzenie wpatrywało się w nas lśniącymi ślepiami. Nie atakowało, ale czujnie obserwowało. Lucien również pozostał bez ruchu. Przynajmniej na początku. Chwilę później wystrzelił w moim kierunku. Nim się obejrzałem, znalazłem się ponownie w obozie. Dokładnie w przeznaczonym mi i ciemnowłosemu domku. Właściwie nie wiedziałem, jak się tutaj znalazłem. Przeskok trwał ułamek sekundy, niemożliwy do wyłapania ludzkim okiem.
Wtedy też w mojej głowie rozległy się słowa Luciena. Zostały one wypowiedziane pewnie, ale jednocześnie uczuciowo. Na ich wydźwięk ponownie zamarłem w miejscu. Zacząłem się martwić. Nie wiedziałem, co właściwe mógłbym zrobić dalej. Martwiłem się o chłopaka. Kiedy w końcu odzyskałem przytomność umysłu, zacząłem kręcić się po pokoju. Nie wiedziałem, co robić. Moje nogi trzęsły się w kolanach. Czułem się podle. Wiedziałem, że i tak nie pomógłbym Lucienowi. Co najwyżej stanowiłbym jeszcze większe zagrożenie. Musiałby mnie chronić, bo sam nie potrafię się bronić.
W końcu usiadłem pośrodku pomieszczenia. Nie miałem pojęcia, co mógłbym zrobić, aby w jakikolwiek sposób ulżyć Lucienowi. Jest wojownikiem. Ma większe szanse na zwycięstwo beze mnie. Ciągle sobie to powtarzałem, aby złagodzić swój niepokój. Zamknąłem oczy, biorąc głęboki wdech. Uspokój się, Darumo. Będzie dobrze.
Minuty dłużyły mi się niespotykanie długo. Czas, jakby zatrzymał się w miejscu. Może dlatego, że w oczekiwaniu wszystko wydawało mi się tak powolne.
Wstałem ostatecznie z miejsca, aby spojrzeć na obóz. Wszyscy byli spokojni. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że powinienem ich poinformować o tym, co się stało. Zawahałem się jednak. Nie wiedziałem, czy obecność tych ludzi nie utrudni mu sprawy. Lucien jest silny. Da radę.
Nie myliłem się. Chłopak chwilę później pojawił się w pokoju. Wyglądał tak jak wcześniej. Jedynie jego włosy były rozczochrane. Oddychał głęboko, ale nie odniósł ran.
- Nie rób tak nigdy więcej!
Od razu przystąpiłem do chłopaka.
- Nie zranił cię? Wszystko w porządku?
Pytania ciągiem padały z moich ust. Zacząłem okrążać chłopaka, przyglądając się mu z każdej stronie, jakby w obawie, że naprawdę mogło mu się coś stać. Może przegapił jakieś obrażenie?
- Wszystko dobrze, nie miał ze mną żadnych szans! - zapewnił Lucien, uśmiechając się szeroko.
Odetchnąłem z ulgą. Wtedy też zdałem sobie sprawę, jak moja reakcja wyglądała. Stałem bardzo blisko chłopaka, niemal czułem jego oddech na swojej twarzy.
Odsunąłem się, czując, jak cała moja twarz spowiła się czerwonym rumieńcem. Szybko odsunąłem się od Luciena. Zaśmiałem się nerwowo.
- Dziękuję, że mnie obroniłeś... - powiedziałem cicho, wbijając wzrok w ziemię. - Ale na przyszłość, bądź ostrożniejszy, dobrze?
Chłopak uśmiechnął się serdecznie. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy spojrzał w moim kierunku.
Milczeliśmy przez chwilę. W tamtym momencie żaden z nas chyba nie wiedział, co powiedzieć więcej. Po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością. Tak zwyczajnie.
Kiedy w końcu napięcie spadło i wydawało się, że Lucien chciałby coś powiedzieć, usłyszeliśmy głośny krzyk.
- Zostań tutaj!
Pośpieszne polecenie opuściło usta chłopaka, który skierował się w stronę drzwi. Mimo strachu, nie posłuchałem go i ruszyłem za nim.
Pośrodku obozu pojawiła się bestia. Podobna to tej, którą spotkaliśmy wcześniej. Wężowate ciało wiło się, kiedy zakończony pierzastą kitą ogon zawzięcie atakował broniących się żołnierzy.
- Czym to jest?!
Krzyki kadetów roznosiły się echem. Lucien rzucił w moim kierunku ostrzegające spojrzenie. Kiwnąłem głową. Nie miałem zamiaru się stąd ruszać.
- Uważaj na siebie... - wyszeptałem, kiedy chłopak odbiegł w stronę bestii.
Od Mavena CD. Hiromaru
Nauczyciel, który zostawił ich samych był nie dość, że nowy to jeszcze nieodpowiedzialny. Nie pomyślał, że może osób, które dopiero co zaczynają swoją przygodę z demonami, nie powinno zostawiać się samych? Gdy demon upadł na ziemię bez oznaków życia, jego zaklinacz dobiegł w jego stronę. Wielki gad nie zwrócił na to uwagi próbując pozbyć się wody z nosa.
– Deva pilnuj go. – mruknąłem do swojego demona. Wiedziałem, że w naturze niektóre kotowate, dzięki swojej zwinności i inteligencji, polowały na krokodyle, dlatego wiedziałem, że nie muszę wciąż się odwracać, by upewnić się, że nic mnie nie goni. Podczas gdy ja klęknąłem przy czapli do sali przybiegła dyrektorka. Demon oddychał, nieco słabo, ale gdyby umarł, jego zaklinacz już by o tym wiedział. Wziął ptaka w ramiona i delikatnie głaskał, szeptając uspokajająco.
– Zabierz go do medyczki. Jest na drugim piętrze, na początku korytarza - odparłem. Dziewczyna pokiwała głową i od razu wybiegła z sali, uważając na poszkodowane stworzenie. W sali pojawił się także nauczyciel, który zostawił uczniów samych. Nie wiedziałem na jego twarzy jakiegokolwiek zmartwienia, wyglądał na wkurzonego, że znów musiał tutaj przyjść. Jednak gdy zobaczył dyrektorkę stał się blady. Bał się.
– Quinie, możesz mi wytłumaczyć jak to się stało? – zapytała go kobieta, gestem dłoni wskazując na całą salę.
– J-ja wyszedłem tylko na chwilę, przysięgam! Chciałem przynieść tylko potrzebne materiały, które przygotowałem na kolejną lekcje – w jego głosie słychać było przerażenie i strach. Jednak zdziwiło mnie, że kłamał jej prosto w oczy z przekonaniem, że w to uwierzy. Cóż za głupiec.
– Przecież zakończył Pan już zajęcia. Uczniowie się zbierali do wyjścia – wkroczyłem do rozmowy, rozglądając się po osobach wokół. Niektórzy jeszcze byli w szoku po tym co się stało. To ich o wiele szybciej nauczy, że demony to nie zabawki i właśnie dlatego na zajęciach trzeba sumiennie pracować.
– A co ty możesz wiedzieć?! Nie było cię tu to się nie odzywaj gówniarzu. – moje głowa go zdenerwowały, jednak nie wiedział, że swój gniew wyładował nie na tej osobie, na której powinien.
– Maven jest przewodniczącym Akademii i jego słowo jest dla mnie ważne - dyrektorka stanęła obok mnie, niczym lwica broniąca swoje młode. – Nie masz prawa się tak do niego odzywać, tak samo jak nie miałem prawa zostawił początkujących zaklinaczy samych sobie. Doskonale wiesz, że jeszcze nie panują nad swoimi demonami.
Kobieta rozejrzała się po sali, wzdychając głośno.
– Idźcie już do swoich pokoi. To nie na wasze uszy, ale obiecuję, że dzisiejsza sytuacja już się nie powtórzy.
Wszyscy powoli zaczęli wychodzić, więc stwierdziłem, że na mnie także pora. Podszedłem do Hiromaru i złapałem go delikatnie za ramię, wyprowadzając na zewnątrz.
– To co zrobiłeś było odważne. – odparłem, zerkając czy moje demony idą za mną. – Naprawdę.
Chłopak nadal był w szoku, jednak wiedziałem, że kiedy emocje z niego zejdą, będzie mógł być z siebie dumny.
– Gdy ja zaczynałem, Deva nie chciała ze mną współpracować. Miałem indywidualne zajęcia, by nie zrobić nikomu krzywdy. Czasem warczała na mnie, gdy coś się jej nie podobało. Trenowałem z nią dzień w dzień, noc w noc, by w końcu zaczęła mnie słuchać. Chciałem się już poddać i po prostu przestać się starać, jednak nastał pewien moment, w którym między nami się coś zmieniło. Nie wiem czy zauważyłeś, ale Deva kuleje. – chłopak odwrócił się w jej stronę. – Podczas spaceru po mieście zaatakowała mnie grupa ludzi, która wtedy walczyła by usunąć Akademię. Mieli broń palną, przez to, że w tamtym okresie czarny rynek był bardzo duży i nikt nad nim nie panował. Gdy już myślałem, że zginę, ona mnie obroniła. Bez zastanowienia rzuciła się na nich, osłaniając mnie własnym ciałem. Postrzelili ją w tylną łapę i niestety urazu tego nie dało się do końca zaleczyć. Dlatego wiem jakie przerażające są pierwsze spotkania z demonami. Niektóre są przyjaźnie nastawione do innych, a jeszcze inne od razu się rzucą, gdy zaklinacz nad nimi nie zapanuje. Dlatego, mając tak narwanego demona, potrzeba jego całkowitego przeciwieństwa - tutaj wskazałem na Artisa, który spokojnie kroczył za nami.
Hiromaru skupiając się na tym co mówię, powoli zaczął się uspokajać. I właśnie o to mi chodziło.
<Hiromaru?>
Od Rin CD. Zero
Całkowicie inaczej się zachowywał. Kiedyś był miły i sympatyczny, może czasem lubił się ze mną droczyć i mnie denerwować. Ale jego arogancki uśmieszek wcale do niego nie pasował. Wiedziałam, że nie powinnam tyle o nim myśleć, jednak mój mózg samoistnie przetwarzał co to zobaczyłam. W końcu nie widziałam go tyle lat. Nic dziwnego, że praktycznie go nie poznawałam. Wracając do swojego pojazdu myślałam tylko o nim i o tym jak bardzo moje serce ściskało się na myśl o jego osobie.
~*~
– Jeśli nie przywołasz swojego demona, nie będę wiedziała jak ci pomóc – dyrektorka Sarlok stała przede mną z delikatnym uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że chciała dodać mi otuchy, ale mój puls był tak szybki, że słyszałam jego pulsowanie w uszach. Miałam wrażenie, że cała moja głowa pulsuje tak, jakby miała zaraz wybuchnąć.
– Nie wiem czy chcę to robić. Prawie od początku gdy się poznaliśmy, ani razu go nie wypuściłam, bo nie czułam takiej potrzeby – poruszyłam niespokojnie ogonem. – Nie chce na niego patrzeć, a co dopiero z nim współpracować.
– Wiem, że to trudne. Nie często zdarza się, że zaklinacz znajduje swojego demona po wielu latach od urodzenia. Jednak nic na to nie poradzisz. Będziesz dzielić z nim myśli, moce, życie i doświadczenia życiowe. Jest jak twoja druga połowa duszy.
Dyrektorka podeszła do regału i zdjęła praktycznie z samej góry grubą książkę, na której znajdowała się cienka warstwa kurzu. Nie widziałam jej tytułu, nie znajdował się on ani na grzbiecie ani na okładce.
– W tej książce są opisane wszystkie jak do tej pory udokumentowanie momenty, gdy demon pojawiał się w życiu zaklinaczy dopiero po jakimś czasie. Jest tu opisane krok po kroku, osoba po osobie jak zacieśniali z nim więzi, jak z nimi pracowali i co robili by stać się jednością z czymś z czym nigdy nie mieli do czynienia.
– Ale ja miałam do czynienia z demonami. Mój ojciec je miał. Tak jak każdy w naszym rodzie. Tylko u mnie poszło coś nie tak…
– Wiem, ale to nie to samo. Z nimi nie mogłaś nawiązać bliższej więzi bo nie należały do ciebie. – podała mi książkę. – Myślę, że to ci pomoże by jakoś zacząć pracę ze swoim. Przez pierwszy tydzień chcę byś tylko przestudiowała tą książkę. Potem przyjdź do mnie i zobaczymy co dalej.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową i wyszłam z gabinetu wpatrzona w książkę. Nie wiedziałam co ze sobą począć. Dowiedziałam się od razu po przybyciu gdzie znajduje się mój pokój jednak nie chciałam na razie do niego iść. Ściany tej ciężkiej budowli mnie dusiły i czułam, że muszę wyjść na zewnątrz. Choć robiło się już ciemnawo, ruszyłam do wyjścia by po raz drugi przespacerować się po mieście. Wszędzie było tak spokojnie i przyjemnie. Ludzie bawili się i pili bez okazji, jednak ciesząc się z życia jakby nie mieli na głowie żadnych zmartwień. Chciałam do nich dołączyć i porozmawiać, jednak nagle poczułam dość mocne pociągnięcie za ogon.
– Patrzcie, ogon ma – pijany, ledwo stojący na nogach mężczyzna z dwoma swoimi kolegami wpatrywali się we mnie z dziwnymi uśmiechami. Warknęłam pod nosem i wyrwałam swój ogon z jego rąk. Nagle wokół zapanowała cisza a wszystkie oczy zostały skierowane na nas. – Nie powinnaś spacerować tutaj tak swobodnie. Niezły masz tupet demoniczny bękarcie.
Podniosłam brew, nie dowierzając w to co słyszę. Nie wiedziałam, że nawet w Kernow gdzie znajdowały się magiczne akademie znajdą się osoby, które się nią brzydzą. Przetarłam twarz dłońmi, czując, że tracę powoli cierpliwość co do tego miejsca. Jednak zamiast zacząć krzyczeć, uśmiechnęłam się w ich stronę i już wiedziałam co powinnam zrobić. Chociaż moje ciało i serce protestowała. Powinnaś spędzać z nim wspólny czas. To właśnie powiedziała mi dyrektorka. Minoru pojawił się obok mnie, rycząc na cały plac. Mężczyźni się odsunęli, a ja stanęłam obok swojego demona. Miałam ochotę od razu go schować, jednak czułam się przy nim…bezpieczna. To uderzyło we mnie z taką mocą, że zaparło mi dech w piersi.
– Nie powinno się zaczepiać kobiet.
Znałam skądś ten głos…
<Zero?>
Od Fenrysa CD. Neriny
Zamieszanie nieco mnie zdziwiło. Nie sądziłem, że w takim miejscu jak to wyniknie bójka, jak w jakiejś obskurnej tawernie, gdzie dwóch pijaków pokłóciło się o jakąś głupotę. Nie chciałem zbytnio się w to mieszać - nie wiedziałem co było źródłem konfliktu i mogłem swoją interwencją jeszcze bardziej zaognić bójkę. Jednak gdy zobaczyłem Nerinę, którą cios odrzucił na podłogę wiedziałem, że to tak szybko się nie zakończy. Dopadłem do mężczyzny i wykręciłem mu rękę za plecami. Zacząłem powoli iść w nim w stronę kadłuba, trzymając mocno, by nie zdołał uciec.
– Myślę, że cię to ochłodzi – mówiąc to, pchnąłem go do przodu tak, że po chwili zniknął wśród fal. Nie wiedziałem czy był on syreną czy nie, mało mnie to w tym momencie interesowało. Po chwili znajdowałem się już przy Nerinie, obserwując jej twarz. Była przytomna, ale cios chyba ją zamroczył, bo nie potrafiła skupić wzroku na moim palcu. Moje dłonie zaczęły badać jej twarz, lecząc pomniejsze zadrapania. Bałem się leczyć większych dolegliwości, bo gdybym źle cokolwiek zrobił, dziewczyna została by oszpecona do końca życia. Kilku mężczyzn nie robiąc sobie nic z zamieszania nadal biło się w najlepsze. Podniosłem dziewczynę z podłogi i posadziłem na pobliskim krześle. Podciągnąłem rękawy aż do łokci a moje ciało zaczęło się zmieniać. Po chwili na pokładzie znajdował się duży biały wilk, na widok którego wszyscy się od siebie odsunęli. I tak właśnie ma być.
~*~
Prowadziłem dziewczynę przez zaułki, by dotrzeć do dobrze znanego mi miejsca. Nie chciałem napotkać straży - mogli mnie obwinić o krwawiącą twarz dziewczyny, a nie chciałem mieć żadnych kłopotów. Jej znajomi ze statku i tak mogli mnie oskarżyć za napaść, ale akurat tym się nie przejmowałem.
– Zaraz będziemy na miejscu – wychyliłem głowę, by rozejrzeć się po ulicy. O tej porze na zewnątrz znajdowało się mało osób. A jak już się kogoś napotykało, najlepszym sposobem było udawanie, że się go nie widzi. I właśnie tak teraz robiłem, przyspieszając kroku by dotrzeć do drewnianych drzwi, które widziałem na skos od nas. Od razu po wejściu otulił mnie przyjemny zapach ziół i maści, który tak kochałem. Uwielbiałem tutaj przebywać i pomagać, ucząc się przy okazji wielu przydatnych rzeczy.
– Melike? – wymówiłem imię uzdrowicielki, nie widząc jej w zasięgu swojego wzroku. W środku, na łóżku leżał mężczyzna, z usztywnioną, najprawdopodobniej złamaną ręką, który spał tak głęboko, że nawet nie zareagował na nasze przybycie. Ciemnoskóra wyszła zza jednego z parawanów i od razu podbiegła do dziewczyny.
– Co się stało? – jej spokojny głos od razu zrzucił z moich ramion poczucie winy.
– Byliśmy na statku i wynikła bójka. Zanim zdążyłem zareagować, dostała w twarz. Wyleczyłem co mogłem, ale boje się, że ma złamaną kość. Nie chciałem tego sam ruszać.
Kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową i gestem dłoni pokazała bym posadził dziewczynę na jednym z krzeseł. Nerina była lekko przymulona i martwiłem się czy nie doznała uszkodzenia mózgu jednak kontaktowała na tyle, że kiwała głową gdy Melike zadawała jej pytania.
– Przynieś coś do odkażenia i opatrunki. Zajmę się jej kością, ale nie uleczę jej do końca, lepiej będzie jak stanie się to naturalnie.
Ruszyłem na zaplecze, szukając wszystkiego o co poprosiła mnie medyczka. Gdy wróciłem zaczęła już uzdrawiać pękniętą kość. Na opatrunek nalałem nieco alkoholu i zacząłem przemywać większe rany, by usunąć zakrzepłą krew. Od razu miałem wciskać głębiej materiał, bo nowa krew wydostawała się na zewnątrz. Niezłą miał parę w rękach. Po kilku chwilach zauważyłem, że oczy Neriny są zwrócone na mnie, dlatego delikatnie się uśmiechnąłem, nie przerywając swojej pracy.
piątek, 24 grudnia 2021
Od Eny CD. Hiromaru
- Tak, uczęszczam do Ardem - odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie. - Moja obecność tutaj nawet się z tym wiąże.
Widząc zaciekawioną minę chłopaka, kontynuowałem:
- Miałem misję. Dość prostą. Pokonać wilki, wrócić do akademii. Skończyło się tak, jak widzisz.
Ostatnie zdanie wypowiedziałem z lekkim westchnięciem. Faktycznie, nie wszystko poszło po mojej myśli. Banale zadanie przerosło mnie w tak niespodziewany sposób. Kto by przypuszczał, że ten wilk naprawdę potrafił rzucać kulami ognia!
Nagle przypomniałem sobie o czymś istotnym. Spojrzałem na Hiromaru. Po jego zachowaniu można było łatwo się domyślić, że chłopak jest tutaj nowy. Osoby, które pożyły już w Kernow trochę czasu i na własnej skórze poznały nieprzyjemności płynące z odmienności akademii, nie wyznałyby od razu, do jakiej szkoły uczęszczają. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego sprawa przynależności stanowiła dla niektórych kwestię honoru. Napięcia między Sarlok, Ardem i Corvine rosły z dnia na dzień. Niezdrowa konkurencja nie zmniejszała się, napędzając spiralę nienawiści i wrogości. Kompletnie niepotrzebna rzecz, ale czułem potrzebę, by ostrzec Hiromaru przed możliwie czyhającym zagrożeniem.
- Akademie średnio za sobą przepadają - podjąłem niepewnie ten temat. - Nie popieram tego, ale Kernow słynie z ciągłych konfliktów między szkołami. Wiem, że przynależność do Sarlok ciężko ukryć - mówiąc to, spojrzałem wymownie na małego towarzysza chłopaka. - Ale radzę zachować ostrożność. Nigdy nie wiadomo, na jakiego fanatyka trafisz.
Hiromaru nie zdążył odpowiedzieć. Kilka sekund później na blacie przed nami pojawiła się ogromna misa z wystającą górą mięsa. Spojrzałem zaskoczony na ociekającą sosem brytfannę. Podniosłem wzrok na osobę, która postawiła danie przed nami. Była to dziewczyna z wcześniej. W drugiej dłoni trzymała zastawę. Nim się obejrzeliśmy, pojawiły się przed nami talerze oraz widelce. Młoda kobieta usiadła obok nas. Nałożyła pokaźną porcję każdej osobie w pobliżu. Nie ominęła również mnie i Hiromaru.
Leżący przede mną talerz ledwo mieścił ogromny kawał mięsa, które otaczały warzywa. Wszystko ociekało sosem, który przez swoją ilość kapał na stół. Nikt jednak nie zdawał się tym przejmować. Dziewczyna, używając widelca i drugiej dłoni, odrywała kawałki kolacji, z uśmiechem na ustach pochłaniając kolejne kęsy.
Ja niepewnie spoglądałem na posiłek. Nie byłem wybredny, ale danie to całkowicie mnie przerastało. Całkowicie różniło się od tego, co jadałem normalnie. Miałem wrażenie, że nie miałem na tyle odwagi, by tego spróbować.
Nie potrafiłem jednak odmówić dobroci wieśniaków. Takie posiłki na pewno kosztowały ich wiele. Zostawienie jedzenia wydawało mi się karygodne w tutejszych stronach. Niechętne więc sięgnąłem po widelec. Na chwilę zawisnąłem nad potrawą. Ostatecznie przełamałem niechęć i spróbowałem mięsa.
Było wędzone. Pomimo sosu, trochę za suche. Nie potrafiłem w pierwszej chwili rozpoznać, z jakiego zwierzęcia pochodzi, ale obstawiałem dzika. Dawno nie jadłem dziczyzny.
Sam całkiem dobrze znałem się na kuchni. Trochę gotowałem, umiałem dobierać smaki. Zaserwowane mi danie odbiegało od kanonu lubianych przeze mnie rzeczy. Mdłe, dziwne gumowate, ale jednocześnie suche mięso, polane przesolonym sosem. Warzywa przegotowane, rozpadały się przy próbie nałożenia na widelec.
Ale było zjadliwe. Na pewno kosztowało mieszkańców wioski wiele. Nie mogłem narzekać. Zjadłem cały talerz z uśmiechem na ustach. Na koniec podziękowałem za posiłek. Jednocześnie sięgnąłem po przyniesiony później kubek z napojem. Uniosłem go, aby opłukać usta z wcześniejszego smaku. Nie myśląc wiele, upiłem łyk nieznanej substancji. Z trudem przeszła mi przez gardło. Gorzki posmak ogarnął moje gardło. Odkaszlnąłem głośno, z trudem łapiąc powietrze. Piwo. Szczególnie niedobre piwo. Tego akurat nie byłem w stanie zdzierżyć. Odłożyłem pośpiesznie kubek. Ukradkiem spojrzałem na Hiromaru. Chłopak po mojej reakcji niepewnie patrzył na zawartość swojej czarki.
- Piwo - wyjaśniłem. - Po prostu nie przepadam.
W akompaniamencie spokojnej rozmowy minął cały wieczór. Zrobiło się już na tyle zimno i ciemno, że postanowiłem wrócić do akademika. Cały ten dzień niezwykle mnie zmęczył. Marzyłem tylko o tym, aby w końcu położyć się spać. Dodatkowo - jutro skoro świt, obiecałem się zjawić i pomóc przy odbudowie. Im szybciej wioska ponownie stanie na nogi, tym lepiej.
Pożegnałem się z wieśniakami, jednocześnie przypominając przywódcy wioski, że wrócę tutaj rano, aby zaoferować swoją pomoc. Po krótkiej rozmowie wróciłem do Hiromaru.
- Może odprowadzę cię do akademików Sarlok? - zaproponowałem. Obawiałem się, że noce spojrzenie na okolice może delikatnie różnić się od tego za dnia. Cienie często płatają figle, łatwo zgubić drogę, a chłopak był tutaj nowy. - To po drodze - zapewniłem z delikatnym uśmiechem.
czwartek, 23 grudnia 2021
Od Hyo CD. Ena
Od Eny CD. Hyo
Tej nocy Hyo spał u mnie w pokoju. Właściwie, prawie nieświadomie, przyzwyczaiłem się do bliskości chłopaka. Dawniej czyjaś całkowita uwaga i zainteresowanie były mi kompletnie obce. Znaczy się, mieszkając na bogatym dworze, wszyscy poświęcali mi czas chociażby z samego obowiązku. Służba właściwie nie spuszczała mnie z oka. W końcu - szlachetnie urodzony panicz nie mógł ubrudzić swoich rąk.
Ale uznawałem to za trochę inny sposób poświęcania uwagi. Raczej z czystego obowiązku, nie sympatii. Przyzwoitość nie pozwalała im spuścić z oka dzieciaka, który w tym wielkim i niebezpiecznym świecie na każdym kroku mógł zrobić sobie krzywdę. Pierwsze lata swojego życia wspominam głównie jako dmuchanie na zimne. Najmłodszy syn w rodzinie wymagał specjalnej opieki. Zawsze najbardziej rozpieszczany ze strony pracowników i dalszej rodziny.
Od bliskich rzadko otrzymywałem aż tyle zainteresowania. Oczywiście, nigdy nie mogłem narzekać na brak miłości czy sprawy tego typu. Jednak zarówno matka, jak i ojciec, mieli ręce pełne roboty. Zarządzanie całym klanem pochłaniało mnóstwo czasu. Z tego powodu widywaliśmy się nie tak często, jak chciałem. Zwykle przy większych rodzinnych okolicznościach czy późnymi wieczorami, kiedy wszyscy skończyli już swoje obowiązki.
Z takowych powodów większość doby, oprócz służby, spędzałem z braćmi. Kiedy nie byli akurat na treningu czy zajęciach, nie rozstawaliśmy się na krok. Nawet trochę tęskniłem za tamtymi czasami. Odkąd przeprowadziłem się do akademika, właściwie brakowało mi osób, do których mogłem się zbliżyć. Z natury miałem problem z nawiązywaniem relacji. Kontakty międzyludzkie są trudne. Zbyt skomplikowane.
Wtuliłem się w chłopaka. Korzystałem z ciepła i jego bliskości. Nie umiałem jednak zasnąć przez dłuższą chwilę. Gnębiła mnie sprawa związana z naszą podobną obecnością w różnych miejscach. Takie coś nie miało prawa się zdarzyć.
Wyplątałem się z uścisku chłopaka. Tak, aby nie przeszkadzać mu w odpoczynku, cicho wstałem i usiadłem przy biurku. Zapaliłem jedną świeczkę, wyciągnąłem kartkę i ołówek. Zacząłem szybko kreślić plan miasta i szkoły. Kolejno z pamięci zacząłem zaznaczać miejsca, w których podobno się pojawiliśmy. Dopisywałem również prawdopodobne godziny. Wiele z nich się pokrywało.
- Niedorzeczne - mruczałem pod nosem. Przygryzłem ołówek. Ta sytuacja była skomplikowana i pozbawiona sensu.
Zakończyłem robić notatki. W przypływie chaotycznego twórczego szału zapisałem z trzy strony. Mimo pośpiechu i późnej godziny na każdej z kartek pojawiło się eleganckie i staranne pismo. Nawet w takiej chwili mimowolnie dbałem o takie szczegóły. Każda praca musiała zostać wykonana doskonale. Taka pośpieszna również.
Odłożyłem w końcu przedmioty na biurku. Z trudnym do odczytania wyrazem twarzy spojrzałem na swoje dzieło. Rano pewnie będę tego żałować. Nocne notatki nigdy się nie kleją.
Położyłem się ponownie na łóżku. Było zimno, typowo jak na takie zimowe noce. Otuliłem się szczelnie ciepłą kołdrą i przytuliłem do chłopaka.
Zacząłem od kąpieli. Zagotowałem wodę, którą później wlałem do dużej miski. Dolałem swój ulubiony zapachowy płyn i mydło. Para unosiła się po całym pomieszczeniu.
Z ręcznikiem na głowie opuściłem łazienkę i wróciłem do pokoju. Przypomniałem sobie o notatkach z nocy. Ponownie zasiadłem do biurka, aby przejrzeć zapiski. Tak jak przypuszczałem. Utworzone późno streszczenia wydarzeń posiadały wiele niewiadomych, ale ciągle stanowiły naprawdę dobry materiał do pracy. Na czystym arkuszu rozpisałem wszystko po raz kolejny.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę!
Nie odrywałem wzroku od swojej pracy. Dopiero, kiedy do pomieszczenia weszła osoba, poświęciłem jej chwilę uwagi. Był to Hyo.
Uśmiechnąłem się na jego widok i przywitałem chłopaka. Pokazałem mu zapiski.
- Co sądzisz o tej całej sytuacji? - zapytałem, lekko zmartwiony. Ciągle nie potrafiłem rozgryź tej sprawy. Nawet, kiedy tyle nad nią pracowałem.
Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (11/?)
wtorek, 21 grudnia 2021
Od Luciena CD. Darumy
Śnieg wdarł się za mój kołnierz, co sprawiło, że miałem ochotę wrócić jak najszybciej do obozu. Nie wiedziałem ile zajmie nam powrót z powodu tego cholernego lodu o który można było rozwalić sobie głowę w każdym momencie. Byłem tak na tym skupiony, że nie zauważyłem momentu w którym Daruma podszedł do mnie bliżej i zanurzył swoje palce w moich włosach. Nie byłem przyzwyczajony do dotyku innych, często się wzdrygałem, gdy Mor przytulała mnie na siłę sądząc, że zacieśni to nasze więzi. Z Rhysem i Kasjanem było inaczej. Nie zwracałem uwagi kiedy klepali mnie po plecach czy czochrali włosy, jednak nigdy nie czułem się tak jak wtedy. Mój oddech zwolnił a ja wpatrywałem się w niego, nieruchomy i czujny. Miałem ochotę jednocześnie uciec i przytulić się do jego dłoni co sprawiło, że byłem nieźle zagubiony. Delikatnie wytrzepał śnieg z moich włosów, a ja starałem się nie wydać z siebie jakiegoś dziwnego dźwięku. Kasjan by się uśmiał, gdybym zaczął mruczeć jak kot.
Oczywiście, gdy tylko zabrał dłoń, chciałem by znowu znalazła się na mojej głowie i nawet uczyniłem krok w jego stronę, ale gdy ja ruszyłem do przodu, on wykonał dwa kroki do tyłu. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się dlaczego tak zareagował, jednak po chwili gdy mu się przyjrzałem, zauważyłem, że jego oczy nie były skierowane na moją twarz tylko na coś co znajdowało się nad moją głową. Nie słyszałem by cokolwiek się poruszało, jednak widząc minę chłopaka wiedziałem, że nie jest to jakieś przyjazne i słodkie stworzonko, które chciało, żebyśmy je pogłaskali.
– Daruma, zrobię coś teraz, ale się nie bój, okej? – powiedziałem szeptem, nie ruszając się nawet na milimetr. Centaur bał się ruszyć, ale w jego oczach zobaczyłem ufność. Dlatego też moje cienie ruszyły do niego i wniknąłem do jego umysłu, uważając, by niczego nie uszkodzić. Zaczął szybciej oddychać, najprawdopodobniej nie rozumiejąc co się dzieje. Jednak chciałem tylko spojrzeć jego oczami na to co znajdowało się za mną. W okolicy znajdowało się wiele mistycznych stworzeń, które nie zawsze były pomocne i miłe, ale większość została wybita. Jak widzę kilka jeszcze zostało. Długie cielsko, przypominające te wężowe, chronione było ciemnym pancerzem. Nie posiadało nóg jednak na samej górze znajdowała się dość duża głowa z dwoma kończynami i żuwaczkami, które w słońcu zdawały się błyszczeć. Pewnie był trujący, jednak wolałem na własnej skórze się o tym nie przekonywać. Jednak nie atakował. Nieruchomo stał dwa metry za nami, przypatrując się drzewu. Może nas nie zauważył, jednak wiedziałem, że jak się ruszymy, on ruszy na nas.
– Ej spokojnie. Nie z takimi paskudami walczyłem – starałem się dodać w te słowa nieco otuchy, by chłopak się nie stresował. Nienawidziłem, gdy się bał. Chciałbym sprawić by już nigdy nie doświadczył tej emocji, ale wiedziałem, że to niemożliwe. Świat nie był taki piękny i pewnie by mi na to nie pozwolił. – Zaufaj mi, okej?
Daruma pokiwał głową, tym razem skupiając wzrok na mnie. Mrugnąłem do niego i powolnym ruchem starałem się zanurzyć dłoń, by wyciągnąć sztylet. Wiedziałem, że nic mi nie pomoże, jednak chciałem mieć w dłoni jakąś broń, cokolwiek co doda mi otuchy. Jednak patrząc na centaura, bardziej bałem się o niego niż o siebie. Dlatego też postanowiłem zrobić coś za co pewnie będzie na mnie wściekły. Próbowałem nieco rozprostować skrzydła z niemałym bólem, jednak szybko minął. Czułem, że są jeszcze zziębnięte, ale po chwili machania pewnie dałbym radę na nich polecieć.
– Pamiętaj. Ja zawsze wygrywam – mruknąłem i jednym susłem znalazłem się obok niego. Chwyciłem go za dłoń i teleportowałem do domku, a sam zawirowałem i w ostatniej chwili wykonałem unik. Musiałem to ubić, zapuściło się zbyt blisko obozu, a nie mogłem pozwolić by jakiś żołnierz został zabity przez…to coś. Moje syfony zaświeciły, czując jak zbieram energię. Tak dawno z nikim nie walczyłem naprawdę. Czułem, że się uśmiecham. Jednak zanim ruszyłem do ataku, posłałem do centaura pewne słowa.
Nie martw się. Zawsze do ciebie wrócę.
<Darumo?>
Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (10/?)
poniedziałek, 20 grudnia 2021
Event świąteczny 2021
Wesołych świąt!
Wraz z najserdeczniejszymi życzeniami z okazji świąt, administracja Kernow ma przyjemność zaprosić Was do małego świątecznego eventu.
Będzie on polegał na solowych, ewentualnie po obustronnej zgodzie, prowadzonych w parach opowiadaniach o tematyce świątecznej.
Główny wątek historii ma stanowić opis powrotu Twojej postaci do domu rodzinnego, w którym wraz z bliskimi spędzi święta.
Długość opowiadania świątecznego określamy na minimum 500 słów, a końcowy termin do 10 stycznia. Prosimy je również zaopatrzyć w tag eventswieta2021.
Życzymy dużo weny i powodzenia!
niedziela, 19 grudnia 2021
Od Neriny CD. Hiromaru
poniedziałek, 13 grudnia 2021
How ever far our tomorrow will be...
...Time will tediously go on until theni
Źródło
|Godność| Snow Heilen
|Pseudonim| Oprócz osób, które widziały jej oficjalne dokumenty, mało kto zdaje sobie sprawę jak dziewczyna nazywa się naprawdę. Imię zdradza naprawdę nielicznym, na co dzień przedtawiając się jako Luna, lub w skrócie Lu.
|Rasa| Zaklinacz
|Wiek| 17 lat
|Płeć| Kobieta
|Pochodzenie| Azeberg
|Demon|
Tengu przypomina małego jelonka wielkością niewiele przerastające dużego psa. Tengu jest białym stworzeniem z puszystymi skrzydłami, wokół siebie roztacza aurę spokoju a spojrzenie jego okrągłych błękitnych oczu nie raz, nie dwa, wzbudziło falę rozczulonych westchnień. Posiada on cudowną zdolność manipulacji emocjami, jest w stanie wyczuć emocje ludzi go otaczających i je zmienić. Może on na przykład: uspokoić kogoś lub skłócić ze sobą kilka osób. Może również bez problemu nastawić do siebie wroga bardziej pokojowo. Tak samo jak emocje wyczuwa również intencje jakie kierują wszelkimi istotami.
Jego druga zdolność zaś jest dużo bardziej zwodnicza. Ta niewielka istota jest w stanie tworzyć potężne iluzje, które byłyby w stanie doprowadzić do szaleństwa osobę w nich zamkniętą, choć w dni powszednie wykorzystuje to jedynie do “tworzenia” motyli które uwielbia ganiać. Na co dzień w zwiewnych ruchach podąża u boku swojej pani lustrując wszystkich na około swoimi świecącymi oczami gotów ostrzec ją przed każdym, według niego, niebezpieczeństwie. Jest ogromnym pieszczochem, jeśli uzna kogoś za miłego będzie upominał się o drapanie za uchem.|Znak szczególny| Gdy jej demon pozostaje w uśpieniu na jej prawym obojczyku pojawia się lekko świecący znak w postaci białej lilii.
|Orientacja| Biseksualna
|Rodzina| Jest sierotą wychowaną przez babcie.
|Charakter| Jak szybko można nazwać kogoś dziwakiem, gdy tylko jego obraz nie zgadza nam się z powszechną definicją tego co “normalne”? Snow jest bowiem całkowitym tego słowa przeciwieństwem. Ma niezwykle otwarty umysł: jest w stanie uwierzyć praktycznie we wszystko, co dla przeciętnej osoby wydaje się niedorzeczne. Z powodu swojego sposobu patrzenia na świat nie raz usłyszała nieprzyjemne komentarze kierowane w swoją stronę. Nie troszczy się jednak zbytnio o to, co ludzie mówią na jej temat. Jest dość nieśmiała, czuje się dobrze w swoim własnym towarzystwie i nie za bardzo szuka znajomych, bojąc się o ich fałszywość. Mimo, że ma pod swoją ręką Tengu, który bezbłędnie zapewniłby ją o intencjach potencjalnych kandydatów na to miano. Nie znaczy to jednak, że gardzi posiadaniem przyjaciół, wręcz przeciwnie. Bardzo ceniłaby ich obecność. Jest bowiem niezwykle oddana i lojalna dla własnych przekonań jak i bliskich osób. Mimo, że wszystkim wydaje się wyobcowana Snow jest bardzo ciepłą i miłą osobą. Jeśli ktoś poprosiłby ją o pomoc, udzieliłaby jej z pełnym zaangażowaniem obdarzając przy tym ciepłym uśmiechem. Jednak na co dzień jej chłodna i samotna postawa często zmusza ją do ukrywania osobistych problemów, nawet przed przyjaciółmi. Ma też skłonność do obwiniania się za rzeczy, które tak naprawdę nie są jej winą. Wiąże się to z przekonaniem, że ze wszystkim musi sobie radzić sama, wstydzi się wręcz przyznać, że sama mogłaby potrzebować pomocy. Z pozoru uważana za twardą, wzrusza się oglądając gwiazdy i słuchając muzyki.
- Od dziecka chodziła na balet, dzięki czemu potrafi bardzo dobrze tańczyć, choć to najmniejsza z zalet takiego zajęcia. Jest również niezwykle zwinna i gibka, w pewnym momencie przerodziło się to w zamiłowanie do akrobatyki co aktualnie objawia się u niej ogromnym talentem do dostawania się w miejsca dla większości ludzi niedostępnych, jak i w umiejętność obrony, a raczej unikania ataków i ogólna sztuka doskonałych uników;
- Dobrze idzie jej panowanie nad cieniem, jak i tworzenie iluzji, wyczuwanie emocji jednak dalej stanowi dla niej wyzwanie;
- Całkiem sprawnie strzela z łuku
- Posiada dużą bliznę ciągnącą się od jej lewej łopatki, praktycznie przez całe plecy w poprzek. Wstydzi się jej, gdyż powstała wskutek wypadku, jak dziewczyna uważa, z jej własnej winy co nie do końca jest prawdą;
- Cechuje ją ogromne zamiłowanie do folkloru i dawnych wierzeń, czyli to jak dawniej ludzie tłumaczyli sobie otaczający ich świat wymyślając bóstwa i stworzenia, które mimo istniejącej magii miały niewiele wspólnego ze stanem faktycznym;
- Ma alergię na cytrusy
Od Hiromaru cd. Mavena
Od Hiromaru CD. Ena
sobota, 11 grudnia 2021
Od Neriny CD. Fenrysa
Od Mavena CD. Hiromaru
Widziałem, że chłopak nie był zbyt pewny siebie, jeśli chodzi o jego demona. Sam gdy tylko zacząłem trenować z Devą, ogarniał mnie strach. Dlatego też często doznawałem kontuzji i uciekałem z zajęć, czego nawet dyrektorka nie mogła zmienić. Jednak w kilka chwil, gdy stanęła pomiędzy mną, a o wiele większym demonem od niej by mnie chronić zrozumiałem, że ona już po prostu taka jest. Żywiołowa jak ogień i charakterna jak pożar. Nie mogłem jej za to winić, bo taka już była, tak została stworzona.
- Nie ma za co - mruknąłem wracając do jedzenia. Wiedziałem, że najpewniej jeszcze nikogo tutaj nie poznał. Uczniom trafiającym do szkoły w środku semestru trudno było się odnaleźć, ale od tego właśnie byli starsi uczniowie. - Możemy zacząć od jutra, dzisiaj skończę cię odprowadzić i napisze jakiś plan zajęć. Postaram się by był zgodny z Twoim i byś miał chwilę na odpoczynek.
Nie chciałem go przemęczać, wiedziałem, że na każdym roku jest dość duża nauki jak i zajęć obowiązkowych, które trzeba zaliczyć. Sam byłem zmęczony - rok się kończył, więc każdy pracował tak by jak najlepiej go skończyć i dostać się do kolejnej klasy.
Chłopak był pozytywnie nastawiony co do mojego pomysłu, co utwierdziło mnie w tym, że spędzanie czasu na jego naukę nie pójdzie na marne. Niektórzy nie doceniają pomocy bezinteresownej, sądząc, że sami sobie poradzą. Często jednak tak się nie dzieje i proszą o nią sami wtedy gdy już nikt nie ma na to czasu. Jego demon nie wyglądał na takiego, który potrafiłby schwytać jakąś silniejszą sztukę. Najczęściej właśnie tacy uczniowie nie mają co liczyć na dobre stanowisko po ukończeniu Sarlok. Popatrzyłem na tego radosnego chłopaka, który nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy. Chcę mu pomóc.
~*~
Siedziałem przy biurku studiując rozkład zajęć Hiro. Oczywiście został przyłączony do grupy z wodnymi demonami, co pewnie pomoże mu udoskonalać swoje zdolności. Jednak potrzebował on też nauki teoretycznej, o której nie miał zielonego pojęcia. Nie każdy miał szansę na poznanie dogłębniej tego jak działają demony i ich więź z zaklinaczem, a nie było to takie proste do zrozumienia. Kilku uczniów trafiało do Sarlok z powodu tego, że nie radziło sobie ze swoimi umiejętnościami. Ja właśnie byłem jednym z tych uczniów, jednak poradziłem sobie dzięki treningowi i pewności siebie jakiej tutaj nabyłem. Niektórzy tutaj konkurowali ze sobą, tworząc sobie wrogów. Ja nie musiałem nic robić by wiele osób mnie znienawidziło. Wystarczyło, że dyrektorka wykazała wobec mnie większe zainteresowanie niż wobec innych i zostałem przewodniczącym wyższych klas. Byłem reprezentantem naszej szkoły. Oczywistym jest to, że zżerała ich zazdrość.
Przeciągnąłem się i wstałem z krzesła, chowając kartkę do kieszeni. Hiro za parę chwil kończył swoje ostatnie zajęcia, więc stwierdziłem, że poczekam na niego pod salą i dam mu jego rozpiskę. Oparłem się o kolumnę, wpatrując się w długi korytarz. Wodna strefa znajdowała się w samym centrum Sarlok z powodu tego, że niektóre demony nie mogły długo przebywać poza wodą. Jednak gdy usłyszałem krzyk nie o tym teraz myślałem. Dochodził on z sali Hiromaru dlatego szybo tam pobiegłem.
Rozwścieczały demon przypominający te cholerne krokodyle trzymał w szczękach innego demona, który nie mógł wyrwać się z jego mocnych szczęk. Nauczyciela nigdzie nie było co znaczyło, że mieli się tylko spakować, a zajęcia już zostały zakończone. Zaklinacz próbował odciągnąć swojego demona i krzyczał, jednak ten ani myślał go posłuchać. Artis pojawił się obok mnie w oka mgnieniu, zrównał pysk z ziemią i ruszył na demona, uderzając go swoimi rogami.
<Hiromaru?>
Od Fenrysa CD. Neriny
Już od kilku dni poszukiwałem pewnej książki, której nie mogłem nigdzie znaleźć. Temat ten nie był zbyt powszechny, a nie w każdej bibliotece znajdowały się książki opowiadające o magii. Było wiele osób, które nadal jej nie akceptowali, dlatego nie było to aż tak dziwne.
- Dzień dobry - powiedziałem do kobiety siedzącej za biurkiem, gdy tylko dzwoneczek przy drzwiach oznajmił, że ktoś wszedł do środka. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i położyła palec na usta pokazując kilku uczniów, którzy pracowały na stolikach w głębi pomieszczenia. Pokiwałem głową ze zrozumieniem i ruszyłem do regału na którym ostatnio skończyłem swoje poszukiwania. Oczywiście nie 100% nie wiedziałem czego szukałem. Uzdrawianie wśród aniołów było dość częste, jednak nikt nigdy nie zostawił żadnych zapisów na ten temat. Jednak bardzo teraz tego potrzebowałem, nikt nigdy nie nauczył mnie niczego o moich zdolnościach, byłem samoukiem, który denerwował się, gdy tylko coś mu się nie udawało, chciałem jak najszybciej ratować ludzi. Właśnie dlatego zgłosiłem się by w wolnej chwili pomagać w miejskim szpitalu, gdzie brakowało ludzi do pracy.
- Hej - kątem oka spojrzałem na Nerine, która stała kilka kroków ode mnie. Nie spodziewałem jej się tutaj, ale jeśli tu weszła, znaczyło to, że mnie szukała. Miło. Nasza rozmowa była dość krótka i miła, jakbyśmy się znali już od dłuższego czasu. Nie chciałem zbytnio opowiadać jej o swojej przeszłości co zrozumiała. Byłem jej za to wdzięczny, nie chciałem by ktoś uciekł ode mnie z powodu mojego pochodzenia. W końcu nie narodziłem się naturalnie. Nie mogłem przyrównać się do mieszańców rasowych, gdzie w ich krwi znajdowały się dwie rasy. Przy ich mocach, ciele, mózgu nikt nie grzebał, nie przeprowadzał eksperymentów i nie kłamał na temat świata zewnętrznego.
Jej pytanie mnie zdziwiło. Odłożyłem książkę, którą akurat przeglądałem i odwróciłem się w końcu w jej stronę. Nie lubiłem morza, moje wilcze ja próbowało mnie trzymać od niego najdalej. Kilka moich podróży statkiem utwierdziło mnie w tym, że posiadam chorobę morską. Dostałem kilka porad jak się jej pozbyć co oczywiście ułatwiło mi pływanie, jednak jeśli nie musiałem, starałem się trzymać stałego lądu. Jednak patrząc na nią, widziałem w jej oczach prośbę i nadzieję. Najpewniej nie miała kogo zaprosić, więc byłem osobą, która wpadła jej na myśl. Musiałem przyznać, że zrobiło mi się miło.
- Z wielką chęcią z tobą pójdę - odparłem. Pomimo niepokoju, który czułem wewnątrz, postanowiłem, że zgodę się jej towarzyszyć. Musiałem się tylko ubrać.
~*~
Spojrzałem na siebie w lustrze, z lekkim westchnięciem. Wiedziałem jak ubierać się na różne okazje, nawet niewolnicy zostawali na nie zabierani by służyć swoim panom, jednak bałem się, że akurat trochę przesadziłem. Choć wiedziałem, że syreny uwielbiają się wystrajać, ja nie lubiłem dużej ilości ozdób. Spiąłem włosy, zaplatając je w krótkie warkocze znajdujące się po bokach mojej głowy. Grzywka oczywiście nie chciała ze mną współpracować, nie chciałem zbyt dużo nad nią pracował, dlatego też pozwoliłem jej opaść na moje czoło i skronie. Obroża znajdująca się na mojej szyi błyszczała na w świetle świec, jednak omiotłem ją obojętnym wzrokiem. Nerina jeszcze jej nie widziała, bo skrywałem ją pod kołnierzem, ale nie mogłem ukrywać tego w nieskończoność. Półprzezroczysta koszulka, złote kolczyki i pierścionki nadawały mi szlacheckiego wyglądu, a spodnie z długim stanem podkreślały moją talię. Wiedziałem, że nie należałem do mężczyzn barczystych, choć krew fae sprawiała, że chodziłem pewnym siebie i dostojnym krokiem. Na ramiona zarzuciłem haftowany płaszcz, by blizny na moich plecach nie były widoczne. Całość wyglądała dość elegancko i...pociągające. Wiedziałem, że w takim stronu nie przyniosę dziewczynie wstydu.
- Powinienem już iść. - mruknąłem. Umówiłem się z nią przy bibliotece spod której się rozeszliśmy. Dlatego tam właśnie ruszyłem, nie chcąc by zbyt długo czekała. Nie miałem tam blisko, Ardem znajdowało się na obrzeżach miasta, dlatego czekała mnie dość długa droga na piechotę.
<Nerina?>
czwartek, 9 grudnia 2021
Od Hyo CD. Ena
Od Eny CD. Hiromaru
Wszechobecny chaos pochłonął mnie doszczętnie. Wylewając na płonące budynki kolejne wiadra wody miałem wrażenie, że sytuacja z każdą chwilą staje się gorsza. Płomienie szybko się rozpowszechniały. Jedna zgaszona chata za dwie kolejne zajęte ogniem. Zdawało się, że cała nasza praca idzie na marne.
Na szczęście takie były jedynie moje przypuszczenia. Z każdą chwilą przybywało ochotników do gaszenia pożaru. Nim się obejrzałem pokaźna grupa ludzi biegała we wszystkie strony, dogaszając ostatnie płomienie.
Moją uwagę przykuł chłopak, którego spotkałem już na samym początku. Odległość między nami nie była specjalnie duża, więc bez większego problemu mogłem przyglądać się temu, co robi. Znajdująca się przy nim mała istotka całą swoją siłą unosi miarę wody, aby sekundę później skierować ją na pobliskie płomienie. Szybko połączyłem fakty. Chłopak musiał należeć do Akademii Sarlok, a towarzyszący mu żółw musi być jego demonem. Ciekawa sprawa.
Przed wieczorem udało się ugasić cały pożar. Opadłem ze zmęczenia pod pobliskim drzewem. W jednej z dłoni ciągle dzierżyłem metalowe wiadro. Jego chłód sprawił, że moje palce drżały z zimna. Spojrzałem na ręce, spostrzegając pomniejsze skaleczenia na opuszkach. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że ktoś w wyniku ów nieszczęśliwego wypadku mógł zostać poważnie ranny. Skoczyłem na równe nogi i niemal biegnąc, zacząłem przemieszczać się pomiędzy na prawie spalonymi budynkami. Ze skupieniem zacząłem poszukiwać rannych, pytając każdą napotkaną osobę, czy nie potrzebuje pomocy.
Niestety, faktycznie niektórzy odnieśli mniej lub bardziej poważnie obrażenia. Korzystając z pomniejszego zestawu pierwszej pomocy bandażowałem rany czy też wyprowadzałem zatrutych dymem poza granice wioski. Za niewielkim murkiem zbiła się większa grupa mieszkańców osady. Rozmawiali oni żywo o tym, czego świadkiem stali się przed chwilą.
Nieprzyjemne uczucie winy ogarnęło mnie w całości. Gula w gardle powiększała się z każdą chwilą. Będę musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za całe to wydarzenie. Spowodowałem pożar, musiałem ponieść zasłużoną karę.
Zacząłem pytać wieśniaków o zarządcę wioski, sołtysa czy kogoś tego typu. Zaprowadzono mnie do mężczyzny w średnim wieku. W tamtym momencie zajmował się obliczaniem strat. Z nietęgą miną spoglądał na w połowie zniszczoną osadę. Na mój widok spochmurniał jeszcze bardziej. Chyba domyślał się, co mam mu do powiedzenia.
Zacząłem wyjaśniać cały wypadek, zaczynając od walki z wilkami, a kończąc na niespodziewanym pożarze. Zapewniłem, że akademia dołoży wszelkich starań, aby zrekompensować szkody. Mężczyzna słuchał mnie uważnie, powoli kiwając głową, nie przerywając mi ani razu. Dopiero na sam koniec westchnął głośno, przemawiając:
- Sami prosiliśmy o pomoc w pozbyciu się tych wilków. - Jego głos był wysoki, huczał w moich uszach, sprawiając, że czułem coraz mniejszą pewność. - Przysporzyły nam wiele problemów. Niejednokrotnie wracaliśmy ranni z wypraw do lasu czy też traciliśmy zwierzynę. Wykonałeś swoje zadanie. Nie możemy oczekiwać od ciebie niczego więcej, ani obwiniać cię za ten wypadek. Nikt nie mógł wiedzieć.
Choć właściwe wioski był jedynie prostym człowiekiem, wieśniakiem żyjącym zgodnie z porami roku na łonie natury, przemawiał sensownie i z wyrozumieniem.
- Jeszcze raz za wszystko przepraszam... - powiedziałem niepewnie. - Gdybym mógł jeszcze jakoś pomóc, proszę mi o tym powiedzieć. Zrobię wszystko, aby przywrócić wiosce świetność.
- Przyda nam się każda para rąk do pracy, będziemy wdzięczni za poświęcony czas - odparł mężczyzna. Po krótkiej rozmowie na temat przyszłych czynności, jakie trzeba będzie wykonać, aby wioska ponownie zaczęła przypominać miejsce do życia, pożegnałem się z rozmówcą i ponownie zacząłem pomagać rannym. Z każdą poszkodowaną osobą czułem się coraz gorzej. Żałowałem, że lepiej nie przemyślałem pojedynku. Zaoszczędziłbym problemów, gdybym wyprowadził wilki poza wioskę. Wystarczyłoby je sprowokować i na pewno ruszyłyby za mną w pogoń. Niestety, moja pewność siebie doprowadziła do nieszczęścia. Nauczka na przyszłość.
W grupce krzątających się niczym pszczoły osób, dostrzegłem kolejny raz tajemniczego ucznia Sarlok. Tym razem jednak postanowiłem skorzystać z okazji i z nim porozmawiać. Zasłużył na podziękowania. Na samym początku próbował osłonić bezbronną dziewczynę, a później przyłączył się do gaszenia pożaru.
- Hej-! - zawołałem w jego kierunku, kiedy głośniejszy okrzyk przerwał moje przywitanie.
Stojąca w centrum grupki starsza pani doniosłym głosem zaprosiła wszystkich na posiłek. Właściwie nie zauważyłem, kiedy na polankę został przyniesiony ogromny stół. Do niego dołączone zostały pomniejsze meble, które razem zbudowały ogromną przestrzeń, przy której każdy mógł zając miejsce dla siebie. Na przestronnym blacie zostały ułożone przeróżne potrawy. Z większości z nich unosiła się para. Przyjemny zapach otoczył mnie, przypominając o tym, że od kilku godzin nic nie jadłem. Nie miałem jednak odwagi zasiąść do wspólnego stołu z osobami, których pozbawiłem domu. Powoli zacząłem zbierać swoje rzeczy, aby wrócić do akademii i opowiedzieć o wszystkim, co zaszło w wiosce. O poranku miałem zamiar tutaj powrócić i pomóc przy odbudowie.
- Zaczekaj!
Kobiecy głos rozbrzmiał za moimi plecami. Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się dziewczyna, która wcześniej zaryzykowała własnym życiem, by chronić krowę. Zatrzymałem się, czekając na to, co ma do powiedzenia.
- Chciałam ci podziękować... - zaczęła niepewnie. - Nie odchodź jeszcze! Zjedz z nami!
- Jestem zmuszony odrzucić zaproszenie - odpowiedziałem uprzejmie. - Mimo to, dziękuję za pamięć.
- Walczyłeś, by nas chronić! Uratowałeś mi życie, chcemy ci się jakoś odwdzięczyć - nalegała. Widząc moje zawahanie, złapała mnie za dłoń i pociągnęła mnie w kierunku stołu.
Nim się obejrzałem, siedziałem na jednym z drewnianych krzeseł. Dziewczyna chwilę później zniknęła, ale wróciła kilka sekund później w podobny sposób ciągnąc za sobą zaskoczonego ucznia Sarlok.
- Cieszę się, że zostaniecie z nami na posiłek! Poczekajcie, zaraz was obsłużę! - Skocznym krokiem oddaliła się, zostawiając nas samych.
- To nie będzie konieczne! - rzuciłem w jej kierunku, ale zostałem całkowicie zignorowany. Westchnąłem zmarnowany. Nie przypuszczałem, że tego dnia skończę w ten sposób. To naprawdę była doba pełna wrażeń. Walka z wilkami, ugaszenie pożaru, a teraz kolacja pod gołym niebem.
Ponury humor mieszkańców tejże wioski zniknął szybko. Nagle rozbrzmiała muzyka, usłyszałem stuknięcia kufli, śmiechy. Spojrzałem na siedzącego obok mnie chłopaka. Dziewczyna zostawiła nas już jakiś czas temu, nie mieliśmy pojęcia, kiedy właściwie wróci. Do tego momentu postanowiłem rozwiać trochę niezręczność tej chwili, odzywając się do nieznajomego:
- Nazywam się Ena. Chciałbym ci podziękować za pomoc dzisiaj. Twój wkład był nieodzowny.
Kończąc wypowiedź, uśmiechnąłem się do niego serdecznie.