Administracja
Strony
środa, 23 grudnia 2020
Od Darumy cd. Luciena
poniedziałek, 21 grudnia 2020
Od Mavena do Armina
Nie tego się spodziewałem. Nigdy nie sądziłem że którejś nocy, gdy będę spał samotnie, wpadnie do mnie dwóch żołnierzy mówiących że mam się zbierać. Nawet nie powiedzieli mi o co chodzi. Deva stała na moim łóżku, sycząc na nich jednak wiedziałem że ich nie zaatakuje. Pamiętała symbole widniejące na ich zbrojach, pamiętała też moje słowa. Próby wypytywania o cel podróży były na darmo. Wciąż mnie tylko poganiali, nie odpowiadając na żadne z moich pytań. Dlatego oo krótkiej chwili przestałem je zadawać. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, zastanawiając się o co może chodzić. Dyrektorka nie pozwoliłaby tak po prostu wejść do Akademii wojsku, bez żadnego powodu. Lecz jednak tak się stało i pod przykryciem nocy zostałem wypchnięty na korytarz, siłą woli powstrzymując się od siarczystej riposty. Pewnie chcieli zabrać mnie wtedy kiedy wszyscy uczniowie spali. Naprawdę myśleli że tak głośnym zachowaniem ich nie obudzą? Jednak żadne z drzwi się nie otworzyły, z żadnych nie wychyliła się zaciekawiona dźwiękiem osoba. Zagryzłem delikatnie wargę, czując wściekłość demonów na to że nie mogą nic z tym zrobić. I gdy już miałem zostać wepchnięty do wozu, czując się niczym uprowadzony, zobaczyliśmy młodzieńca idącego ulicą, jak gdyby nigdy nic. Całą trójką wpatrywaliśmy się w niego, podczas gdy zwolnił kroku i patrzył na nas zdziwiony. Musiało to dziwnie wyglądać, z tego powodu że zaparłem się rękoma nie chcąc wejść do ala karocy.
- Spad- chciałem go ostrzec, ale zanim zdążyłem skończyć zdanie, jeden z żołnierzy podbiegł do niego i szarpnięciem wrzucił do środka, a mnie razem z nim. Wstałem szybko z podłogi mechanicznie łapiąc za klamkę, jednak drzwi nawet nie drgnęły. Słyszałem przyciszone rozmowy osób na zewnątrz, jednak przez grube drzewce nie mogłem zrozumieć słów. Zakląłem pod nosem. Wiedziałem że nie mogliśmy się sprzeciwić - była to straż księcia panującego na Dworze Jesieni. Jednak...Czego on mógł chcieć? Odwróciłem się w stronę nieznajomego. Siedział rozglądając się wokół siebie rozszerzonymi oczami.
- Witaj, towarzyszu niedoli - nie znałem go to prawda, jednak mundurek od razu przesłał mi informacje z jakiej akademii pochodzi. Bez słowa wpatrywaliśmy się w siebie. Nie wiedziałem jak mam zareagować. Chciałem go jakoś pocieszyć, że znalazł się tu przez przypadek, że nic mu nie grozi, ale sam nie byłem tego pewny. Nie chciałem dawać mu żmudnej nadziei na szybkie wyjście. Chociaż pewnie jego zniknięcie odbije się o wiele większym echem - jego rodzina może dać nieźle popalić książątku.
- Jestem Maven - odparłem od niechcenia. Podczas gdy on powoli wstał, ja nie mogłem oderwać od niego wzroku. Wyglądał tak niewinnie z powodu swojego futerka i tych uszu, że zastanawiałem się jakiej jest rasy. Niby kitsune, jednak... Części jego ciała bardziej przypominały te kocie niżeli te lisie. Podczas moich rozmyślań, nie zauważyłem że trwało to zbyt długo. Chłopak odchrząknął, a ja dopiero zauważyłem że samoistnie się do niego przysunąłem. Wymamrotałem ciche przeprosiny i usiadłem po drugiej stronie wozu. Coś czułem, że to będzie długa podróż.
~*~
Drzwi otworzyły się z rozmachem, a ja wraz z nieznajomym stanęliśmy w sekundę na równe nogi. Widziałem że on także nie wiedział czego się spodziewać.
- Jestem Daemon, Dowódca Straży - jeden z mężczyzn wyszedł przed szereg - Książę chcę się z tobą widzieć, kazano mi cię do niego zaprowadzić.
Bez słowa wypchnięto mnie i kotowatego na ziemię.
- A mogę znać powód dlaczego mam się z nim spotkać? - wymruczałem, choć doskonale wiedziałem że nie utrzymam odpowiedzi.
- Masz nie wypuszczać swoich demonów, inaczej uznamy to za atak na koronę i zaczniemy strzelać - dłońmi pokazał kuszników wokół nas. Wyciągnąłem rękę w stronę nieznajomego i gestem ręki pokazałem mu żeby mnie za nią złapał. W końcu nie mogliśmy pozwolić by nas rozdzielili, tym bardziej w takiej sytuacji, w której nie wiedzieliśmy co czeka na nas za rogiem.
Armin?
sobota, 19 grudnia 2020
Od Luciena c.d. Darumy
Rozmowa z Amreną w takich okolicznościach nie była najprostsza. Nie chciałem zawracać jej zbytnio głowy, widząc że dzisiaj jej humor nie należał do tych najlepszych. Jednak wiedziałem że bez niej eliksir dla Darumy nie powstanie. Zanim się zorientowałem przyniosła że swojego schowka kilka ksiąg z legendami. Jednakże znałem je wszystkie.
- Sądzisz, że informacje w tych książkach są prawdziwe? - zapytała podchwytliwe, pokazując ręką ja owe książki.
- Wydaje mi się, że nie.
Uśmiechnęła się, ukazując kły które zalśniły, odbijając światło ogniska.
- Mądry chłopak. A więc słuchaj.
Usiadłem. I słuchałem.
~*~
Darumy nie musiałem długo szukać. Rhys machnął tylko dłonią w stronę szklarni, dlatego pognałem tam bez tchu. Nie chciałem znowu się z nim wyminąć, ponieważ miałem bardzo ważną informację. Wiem że najpierw powinienem powiedzieć o tym reszcie, ale...Chciałem by on dowiedział się o tym pierwszy, ode mnie. Gdy tylko do spotkałem od razu zacząłem na szybko opowiadać mu czego się dowiedziałem, jednak on wcale na to nie zareagował. Dopiero gdy wskazał na korzeń, zrozumiałem powód jego zachowania. No to mieliśmy mały problem.Westchnąłem, wpatrując się w niego. Czyli ta sprawa musi na chwilę poczekać. Sposób w jaki się do mnie uśmiechnął...Odwzajemniłem uśmiech, czując przyjemne uczucie w klatce piersiowej.
- Urocze - powiedziałem sam do siebie. Jednakże szybko odwróciłem się i machnąłem na jego ręka by poszedł za mną. Przecież nie mogłem się cieszyć z jego obecności. Za pewnie czas skończy szkołę i zniknie z mojego życia, tak samo jak ja z jego. Musiałem przyznać że czułem z tego powodu ból, ponieważ była to jedyna osoba która w szkole miała ze mną kontakt. Do nikogo innego się nie odzywałem, a nawet jeśli zostałem ściągnięty do rozmowy to nie czułem się na siłach odpowiadać na miliony pytań. Chłopak szedł za mną, nie czując burzy myśli i obrazów w mojej głowie. Ja sam nie chciałem mu tego pokazać by się nie martwił, jednak...Powinienem porozmawiać z Rhysem. Nie dość że sytuacja pomiędzy dworami była napięta to w dodatku sytuacja wewnętrzna Dworu Nocy była daleka od ideału. Wiedziałem że w pewnym stopniu też było to moją winą, jednak Rhys nie pokazywał nam że jest na nas zły. Nasza rasa często wpadała w kłótnie i najczęściej kończyło się to daniem sobie po mordzie. Jednak sądzę, że Kasjana najbardziej irytuje fakt, że dla mnie takie zakończenie sprawy nie wchodzi w grę - nie byłem typem istoty, która bije innych by dać upust swojej złości. Lecz może tym razem i taką opcję powinienem wziąć pod uwagę? Zaczęliśmy się piąć po schodach na górę. Były one na tyle wąskie że wręcz co sekundę odwracałem się patrząc czy Darumie przypadkiem nie jest zbyt często. Bałem się że się poślizgnie i przewróci tylko z tego powodu że wybrałem spacer niż przeskok. Zrównałem z nim krok, nadal nie odzywając się ani słowem. Otworzyłem drzwi, odsuwając się by centaur mógł wejść pierwszy. Co prawda chyba nieco go to zaskoczyło, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Wpatrywałem się w pusty hol, na którym zawsze czekał na mnie Kasjan by dogryźć mi swoimi suchymi żartami. Jednakże teraz nikogo tam nie było. Wszedłem do jednego z korytarzy i odwróciłem się do Darumy, rysując w powietrzu koronę, nad moją głową.
- Pójdziemy do Rhysandra - odparłem, choć wiedziałem że mnie nie słyszy.
Daruma?
Od Rowana c.d. Pearl'a - Obóz
Ta jaskinia wcale mi się nie podobała. Już od samego wejścia było czuć charakterystyczny zapach zamieszkującej to miejsce bestii - ślady pazurów także nie zachęcały do przywitania się z gospodarzem owego domu. Jednak nie mając innego wyjścia, weszliśmy do środka, nie wiedząc czego możemy się spodziewać. Pearl od razu odłączył się od naszej grupy, jednak skomentowałem to tylko spojrzeniem na jego czuprynę z ukosa, wiedziałem, że się nie zgubi, a nawet jeśli, szybki by nas znalazł. Tylko połowicznie rozumiałem o co chodzi naszemu liderowi. Istota mieszkająca tutaj nie lubiła gości, najbardziej tych niezapowiedzianych. Jednak jak na razie nie wyglądało by odkryła nasze przyjście. Albo nie było jej w leżu bądź może spała, czułem że mamy te kilka minut spokojnej wędrówki by poznać drogę i odnaleźć się w plątaninie korytarzy. Westchnąłem, przerzucając pochodnie z jednej dłoni do drugiej. Chciałem jak najszybciej zdobyć to co mieliśmy i stąd wyjść. Wiedziałem że najpewniej nie jest to nasze jedyne zadanie które mamy zrobić i być może nie najcięższe.
- Musimy znaleźć na spokojnie jego leże, tam pewnie są jakieś jego pióra - Lucien w końcu odezwał się, milcząc od kiedy tu weszliśmy. Starałem się nie patrzeć na jego ranę, wiedziałem że duma nie pozwoli mu poprosić o pomoc. Cóż. Nie będę na siłę czegoś robił.
- A jak ten smok będzie w tym leżu? - Anien pociągnął mnie za rękaw, bym na niego spojrzał. Czułem że poświęcam mu za mało uwagi, byłem tak skupiony na zadaniu...Jednak czułem że się boi. Dlatego też pogłaskałem go po włosach s celu uspokojenia zszarganych nerwów.
- Coś wymyślimy - mruknąłem.
Pearl nasłuchiwał tylko sobie znanych dźwięków po czym zaproponował byśmy ruszyli korytarzem maksymalnie znajdującym się po lewej stronie. I tak też zrobiliśmy. Światło z pochodni oświetlało nasze postaci przez co ogromne ciebie maszerowały po ścianie, w równym sobie tempie. Nienawidziłem podziemi. O wiele bardziej lubiłem czuć świeże powietrze na skórze aniżeli zatęchły zapach. Nie miałem jednak innego wyboru niż podążanie za niziołkiem. Poprawiłem włosy które przez ciepłe powietrze ty występujące zaczęły przyklejać się do ciała. Wszyscy zaczęli się pocić o wiele bardziej niż wcześniej. Nie sądziłem że parę metrów od tego zimnego holu, może aż tak bardzo zmienić się temperatura. Nie mogąc już wytrzymać, zacząłem manewrować i zmieniać temperaturę wiatru tak by nie dawała ona nam już tak w kość. Końca korytarza nie było widać. Niknął on w ciemnościach przez co nie można było określić za ile się on skończy. Jednak wszyscy czuliśmy że to właśnie tam jest cel naszej podróży. Smocze leżę w którym znajdziemy potrzebny nam przedmiot.
- Już blisko - Pearl odezwał się po cichu. W tym momencie zazdrościłem mu wzrostu. Ja z Lucienem szliśmy wręcz zgięci w pasie podczas gdy on nawet nie musiał schylać głowy. Anien nie musiał się aż tak trudzić ale jego białe włosy z powodu ciągłego ocierania o sufit zrobiły się brązowe. Chciałem się odwrócić i strzepnąć mu ten kurz jednak przez wąskość korytarza, nie miałem nawet szans tego zrobić. Przynajmniej teraz mogłem bardziej zastanowić się nad przybyszem który dołączył do naszego zespołu. Tak jak Anien należał do Sarlok jednak białowłosy nie przypominał sobie by kiedykolwiek wcześniej to widział. Cóż, być może był jednym z nowych uczniów. Gdy tak rozmyślałem nad tym wszystkim, z nieostrożności uderzyłem w korzeń wystający z podłogi. Poczułem mocne pociągnięcie od tyłu które nie pozwoliło mi opaść. Tym kimś kto mnie złapał był Dante.
- Dzięki - wymruczałem.
Dante?
wtorek, 15 grudnia 2020
Od Armina
Chłopak kurczowo trzymał się swojego bagażu wpatrując się w ogromny budynek, zachwycający swoją idealnością i estetyką. Spore, zdobione drzwi pięły się przed nim napawając go lekkim strachem jak i ekscytacją, mieszanka ta wywoływała motylki w brzuchu nastolatka. Biorąc swoje walizki postawił pierwszy krok w kierunku jego nowego miejsca zamieszkania. Pchnął niedbale drzwi które ukazały mu piękno wnętrza akademika Corvine. Już na wejściu, ku górze pięły się piękne schody pomiędzy, którymi widniała nieduża lada, która z pewnością była recepcją. Chłopak rozglądał się po budynku gdy zza wcześniej wspomnianej lady usłyszał, męski, cichy głos.
- Zwierząt tu nie wpuszczamy - prześmiewczy głos mężczyzny w średnim wieku pochodził od niewielkiego, brodatego człowieczka, który z pewnością był skrzatem pracującym w tej szkole.
To zdanie widocznie zdenerwowało Armina, który wykonał ruch swoich uszu do tyłu a ogon zaczął latać w jedną i w druga stronę.
- To co ty tutaj robisz? - wywarczał po czym podszedł bliżej do brodatego, który od paru chwil zwijał się ze śmiechu. Był typem istoty, którą dosłownie wszystko bawi - najgorszą z możliwych. - Larethian, gdzie jest mój pokój?
Cała sytuacja nieźle irytowała białowłosego, który był już na skraju swojej cierpliwości. Stworzenie za blatem, przez pokładu śmiechu wręczyło klucz z numerem 303 do chudej ręki ogoniastego. Ten odwrócił się na pięcie i zaczął drogę przez mękę jaką była wspinaczka z walizkami na drugie piętro tego budynku. Resztkami sił wywlókł się na ostatni stopień i pełen wewnętrznej radości usiadł na podłodze by chwilę odpocząć. Otworzył jedną z toreb i wyciągnął z niej swoją ulubioną konsole, która już po chwili została uruchomiona a na jej ekranie zaczęły latać różne postaci z jego ulubionej gierki. Gra za grą a minuty mijały jednak nie dbał o to, pokonał te schody, nic innego się nie liczyło. Po jakimś czasie usłyszał za sobą ciche kroki jednak nie odwrócił się nie chcąc przegrać tej rozgrywki. Jako iż po części posiadający kocie zmysły od razu wyczuł iż jest to samica z gatunku elfów.
- Kim jesteś? - cichy i miły głosik rozbrzmiał echem po korytarzu.
- Larethian - odparł krótko nie odwracając wzroku od ekranu - wiesz gdzie jest pokój 303?
- Prosto i na lewo, pomóc Ci z bagażem? - Zaproponowała jednak gdy nie dostała żadnej odpowiedzi prócz ciszy ze strony ogoniastego dodała jeszcze - Beverly Alvares, miło mi Cię poznać.
Po chwili odeszła widząc brak zainteresowania ze strony Armina, bez wątpienia w głowie krytykując dosyć niegrzeczne zachowanie chłopca. Był on wyczerpany, podróżą jak i tym całym zamieszaniem, chciał jak najszybciej dostać się do pokoju. Schował urządzenie elektroniczne do plecaka i kierując się wskazówkami dziewczyny udał się korytarzem, prosto a następnie w lewo. Po prawej stronie, na dębowych drzwiach widniał znaczek z takim samym numerkiem jaki znajdował się na kluczach. Więc bez wątpliwości klucz świetnie pasował i otwierał dębową płytę. Ku brązowym oczom nastolatka ukazał się dosyć spory pokój, z dwoma łóżkami oraz kilkoma innymi meblami. Na nieszczęście Armina panował tam ogromny nieporządek, a on nie przywykł do życia w takim syfie. Wszędzie były pudła i cała masa kurzu, którego nie sposób było nie zauważyć. Na Jowisza! Nawet po tak długiej drodze biedulek nie będzie mógł odpocząć. Odburknął coś pod nosem i zabrał się za wywalanie pudeł za drzwi, nie dbał o to co się z nimi stanie. Wyrzucał je po prostu pełny złości na pusty korytarz. Następnie pozamiatał i rozsunął zasłony, które kryły za sobą ogromne, pół okrągłe okno. Do pokoju od razu wpadło więcej światła co choć odrobinę poprawiło wizerunek tego pomieszczenia. Gdy uszaty skończył wstępne porządki, sięgnął do szafy w której znalazł męski mundurek. Przebrał się w strój i podszedł do lustra. Uśmiechnął się pod nosem kpiąco widząc jak wygląda po czym szepnął sam do siebie.
- W spódnicy wyglądałbym lepiej - przyglądną się jeszcze raz swemu odbiciu i okręcił się wokół własnej osi. - może dadzą mi damski mundurek…
Ciasny i mało wygodny strój zmienił na swój ulubiony czarny, całkiem spory sweter z golfem oraz szersze szare spodnie. Mundurek ładnie poskładał i schował do szafy, tam gdzie jego miejsce po czym położył się na nowym łóżku i lekko skulił. Potrzebował odpoczynku i ciszy które były jego najlepszymi przyjaciółmi. Sen zazwyczaj go regenerował i przysparzał mu więcej energii, którą zazwyczaj marnował na gry i te sprawy. Przymknął ślepka i powoli odpływał do krainy Morfeusza gdy po pokoju rozniosło się głośne pukanie.
- Wchodzić - wyszeptał niemal niesłyszalnie i jeszcze mocniej zawinął się w szary, mięciutki kocyk, który przywiózł tu ze sobą.
Do pokoju wszedł wysoki brunet, w służbowym ubiorze. Armin od razu zauważył iż jest on elfem tuż po trzydziestce. Był szczupły i miał długie nogi odziane w dosyć drogie, czarne spodnie. Jego czerwone, ogniste oczy były wbite w sylwetkę chłopca zawiniętego niczym naleśnik w materiał koca. Ten zaś przyglądał mu się przyczajony swoimi brązowymi oczami spod swojej chwilowej kryjówki.
- Mam na imię Calerian - przytaknął lekko i wyprostował się jakby miał ogłosić bardzo ważną informację - jestem twoim nauczycielem i przez najbliższe parę tygodni oswoję Cię z całym systemem szkoły, bądź gotowy na 18 - uśmiechnął się,
Istota wydawała się być przyjacielsko nastawiona. Był zapewne typem nauczyciela, który szczerze chce wszystkiego co najlepsze dla ucznia. Mężczyzna podszedł do chłopca i pociągnął za koc odkrywając tym zaspaną, podirytowaną istotkę.
- Chodź, przejdziemy się na spacer. - wyciągnął rękę do białowłosego i z uśmiechem oczekiwał odwzajemnienia gestu.
Ku zdziwieniu starszego, Armin chwycił delikatnie jego dłoń a drugą ręką przetarł zaspane oczy. Od początku łatwo było zrozumieć intencje starszego mężczyzny, za pewne dobrze znał typ charakteru nastolatka i świetnie zdawał sobie sprawę jak ciężko będzie odnaleźć mu się w nowej sytuacji. Chciał być dla chłopaka pewnym wsparciem którego na razie z pewnością nie uzyska od rówieśników.
Młody chłopak wstał otrzepując swój sweter.
- Proszę Pana, ja nie potrzebuje niańki - wyburczał ubierając swoje eleganckie buty.
Calerian zaśmiał się pod nosem i podszedł pod drzwi oczekując na chłopca. Ten gdy tylko był gotowy wyszedł za drzwi nie dbając nawet czy zostaną one zamknięte.
sobota, 12 grudnia 2020
Od Pearla c.d. Luciena - obóz
piątek, 11 grudnia 2020
Od Dantego c.d. Castora
Czarnowłosy zmierzył elfa wzrokiem po czym wziął do ręki kartkę i otworzył szeroko oczy widząc swoje nazwisko na miejscu osoby, która miała oprowadzić urokliwego chłopaka po budynku. Chwila zastanowienia i lekkie zaskoczenie, widocznie spowodowało chwilę zmieszania u rozmówcy Dante.
- Chyba już znalazłeś - odparł skrzydlaty nie odwracając wzroku od kawałka papieru z jego nazwiskiem na czele.
Po tym zdaniu elf podszedł bliżej rogatego, spojrzał na notkę po czym wskazał palcem na literki układające się w imię.
- Wyśmienicie! Moje poszukiwania dobiegły końca - zaśmiał się lekko mrużąc oczy. - oh, biedaku padło na Ciebie, przez cały dzisiejszy dzień będziesz moją niańką.
No tak, teoretycznie nieznajomy miał rację, Dante miał oprowadzić go po całej akademii, tylko po co? Będzie miał z tego jakieś korzyści? Co dyrekcja chciała udowodnić? Sprawdzić go, a może do końca upokorzyć? Nie to było teraz ważne, bo przecież on sam jest tutaj nowy. Wciąż się czasem gubił w tych poskręcanych i zawiłych korytarzach. Ależ kim by on był gdyby odmówił. Było by to do niego niepodobne i co najmniej dziwaczne. Dante, pomocny młodzieniec o wielkich ambicjach oraz trochę innych poglądach, pomimo trudności, zawsze zaoferowałby swą pomoc. Uśmiechnął się za to by pokwitować słowa ociupinkę niższego chłopaka. Nowo poznany był naprawdę interesujący, lekka budowa ciała jednak wciąż stanowcza, delikatne ramiona, które z pewnością idealnie wpasowywały się w każdy rodzaj koszuli bądź innego rodzaju górnego ubioru. Na jego twarzy nieustannie trwał lekki, jakby ulotny uśmiech, który mimo swej obecności wydaję się być idealną wisienką na torcie, jako całym wizerunku młodego mężczyzny. Nie należy zapomnieć również o małych, fioletowych gwiazdkach znajdujących się w okolicach oczu elfa, które same w sobie dodawały mu uroku i nie małej oryginalności. Zlepek małych, wciąż idealnych elementów składał się w piękną całość, która stała jak gdyby nigdy nic przed skrzydlatym, czekając na jakieś dalsze poczynania.
- Wołają na mnie Castor - wymówił po cichu odwracając wzrok od czarnych tęczówek skrzydlatego by zaraz potem wyciągnąć ku niemu dłoń. - Miło mi Cię poznać.
Mówiłem już kiedyś jak bardzo Dante zachwyca się niektórymi istotami? Otóż to, często popada w wewnętrzny, niewidoczny gołym okiem zachwyt, nie rzadko powodowany drobnymi gestami. Bo któż w tym wieku podaje rękę swemu rozmówcy? Tak rzadko spotykane zjawisko… a niech tracą Ci którzy nie zaznali piękna i elegancji tego drobiazgu! Bowiem to właśnie takie drobne poczynania dobrze świadczą o istocie.
Rogaty odwzajemnił gest uściskując delikatną, charakterystyczną dla elfów dłoń.
- Dante de Charlotte - przypomniał by zaraz potem otrzeźwieć i spytać - zaprowadzić Cię do akademika? - zaproponował widząc niemałe zmęczenie na twarzy Castora.
- Z ust mi to wyjąłeś, ramie zaraz mi uschnie - odetchnął wskazując na swoją torbę podróżną zawieszoną na prawej górnej kończynie.
Skierowali się jednym z korytarzy ku wyjściu. Nowy towarzysz mimo lekkiego wyczerpania, wciąż coś opowiadał jakby nie chciał by skrzydlatemu podróż się nudziła, ten zaś słuchał z zaciekawieniem co chwilę przytakując bądź dodając kilka zdań od siebie. Mimo iż historie były bardzo ciekawe, chłopak czuł niedosyt. Chciał dowiedzieć się więcej o niejakim Castorze.
Castor?
wtorek, 1 grudnia 2020
Podsumowanie
A więc znów naszła pora by zrobić podsumowanie trzech ostatnich miesięcy.
Wrzesień
I miejsce - Daruma (trzy opowiadania) otrzymuje 150SR
II miejsce - Lucien (dwa opowiadania), otrzymuje 100SR
Październik
Oprócz opowiadań dotyczących eventu, nie pojawiło się żadne opowiadanie
Listopad
I miejsce - Azriel, Lyanna, Lucien i Daruma (po dwa opowiadania), otrzymują po 100SR
II miejsce - Colette, Castor, Maven, Pearl (po jednym opowiadaniu), otrzymują 50SR
Mam nadzieję, że aktywność będzie utrzymywała się na tym poziomie (i nie będzie sytuacji takiej jaka miała miejsce w październiku). Wszystkim życzymy weny i powodzenia!
~Administracja Kernow
niedziela, 29 listopada 2020
od Luciena c.d. Dante- Obóz
Wolałem nie wychylać się przed szereg. Dopiero wieczorem dowiedziałem się o tym jakże głupim obozie, który według mnie nie miał największego sensu. Uczniowie lepsi i bardziej doświadczeni mogli skończyć zabawę w dwie sekundy, jednakże nie mogli we ze względu na własną drużynę jak i inne. Sądziłem, że cały ten czas spędzę nudząc się i patrząc jak reszta mojej ekipy próbuje złożyć jakikolwiek plan, jednakże przybycie nowego ucznia nieco mnie zaintrygowało. Przypatrywałem mu się z daleka, próbując oszacować jego umiejętności i moc. Jednakże musiałem z tym zaczekać, nie chciałem przecież od razu do niego podbijać, nie wiadomo jakie ma wobec nas odczucia, chociaż wydawać się mógł miło, nigdy nie wierzyłem w uśmiechy innych.Wraz z Rowanem sądziliśmy, że postawienie obozu akurat teraz nie był dobrym pomysłem, ale wiedzieliśmy, że reszta właśnie akurat tego chciała. Nie mogliśmy ich ciągnąć na siłę, dlatego po dłuższej chwili wszystkie namioty stały już w naszym prowizorycznym obozie. Usiadłem na ściętym pniu drzewa, przyglądając się lasowi znajdującemu się za nami - znajdowaliśmy się coraz bliżej gór, gdzie mieliśmy znaleźć kryształy, które mieliśmy zdobyć. Nie wyglądała groźnie, jednak wiedziałem, że to nie będzie takie proste, przecież nauczyciele nie kazali by nam wejść do zwykłej jaskini tylko po to by znaleźć sobie świecidełka i tak po prostu wyjść. Westchnąłem głośno, chowając twarz w dłoniach. Ile to jeszcze potrwa?
~*~
W nocy obudził mnie głośny huk. Wybiegłem prędko, widząc, że las płonie, a wiatr przysuwa płomienie coraz bliżej nas. Dante stał już na polance, wpatrując się w żywioł pochłaniający wszystko na swojej drodze. Głupi ja, powinienem zostawić cienie by pilnowały obozu. Już miałem iść budzić pozostałych, gdy nagle zobaczyłem postaci wybiegające z bezpiecznej części drzew. Uciekały w popłochu a ja już wiedziałem, że to pewnie oni podpalili nas. Jednakże...Nie rozumiałem dlatego powietrze miało dziwny zapach, tak dziwny i unikatowy, że nie wiedziałem skąd go pamiętam. Moje cienie zaczęły wić się, oczyszczając powietrze, a ja zacząłem dokładniej oglądać otoczenie. Wokół nas latały dziwne małe drobinki, przypominające popiół, jednakże ich żółty odcień nie uradował mych myśli.
- Dante nie wdychaj tego! - krzyknąłem do chłopaka, który spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. - To trucizna, musieli ją zostawić w lesie i teraz wraz z dymem dostała się do powietrza.
Jednym susłem znalazłem się w namiotach innych, budząc ich. Po drodze wyjaśniłem szybko co się stało i podczas gdy inni pakowali rzeczy, ja oceniałem stan ognia. Okryłem innych własnymi cieniami, przez co trucizna nie mogła się dostać do ich układu oddechowego, jednakże czułem, że długo tak nie wytrzymamy. Zacisnąłem pięści. Nie zdążymy. Mógłbym ich przeskoczyć pod górę, jednak najpierw musiałbym zdjąć z siebie osłonę przed trucizną. Spojrzałem się za siebie. Nie zdążymy. W ciągu pięciu sekund złapałem wszystkich wraz z ich dobytkiem i przeskoczyłem z nimi wręcz pod bramy groty. Czułem, że oddychanie stało się ciężkie, ale przynajmniej oni musieli znaleźć kryształ byśmy wygrali. Mojemu organizmowi potrzeba było około godziny by wyprzeć szkodliwą substancję z organizmu. Wszyscy siedzieli na ziemi, powstrzymując nudności związane z przeskokiem. Czekałem na nich przy wejściu, ścierając pot z czoła.
- Musimy uważać, coś tam jest.
Ostrożnie podeszli pod górę.
Pearl?
sobota, 28 listopada 2020
Od Pearla c.d. Lyanny
środa, 25 listopada 2020
Od Darumy cd. Mavena - Obóz
poniedziałek, 23 listopada 2020
Od Dantego c.d. Rowana - Obóz
Wieść o nowym uczniu rozeszła się wyjątkowo szybko jak na akademię. Nowa twarz na szkolnych korytarzach, które mimo wszystko od jakiegoś czasu były już w połowie puste. Większość z uczniów praktykowała coś na rodzaj obozu w tym tygodniu, niezwykle interesujące. Kilka grup, niewielkich, po kilka osób wyruszyły w dziki las, mając ze sobą jedynie namioty i jakieś drobne pomoce. Mieli oni bowiem odnaleźć punkt wyznaczony na mapie, jednak nic nie mogło być tak proste, na drużyny wyczekiwały najróżniejsze wyzwania o różnym poziomie trudności. I wiecie co? Już pierwszego dnia edukacji w tej niezwykłej akademii, chłopak imieniem Dante został wyznaczony i poproszony o dołączenie do wyzwania. Rychło w czas, obóz rozpoczął się paręnaście godzin wcześniej a młodzieniec dopiero co został zakwalifikowany na uczelnie. Jedyne co to zdążył się rozpakować i coś przekąsić.
- Przepraszam, ja na obóz. Gdzie mam się zgłosić? - zwrócił się do wysokiego, w kwiecie wieku mężczyzny. Był on jednym z nauczycieli.
Uczony popatrzył na niego zza swoich okularów i uśmiechnął się pod nosem jakby rozbawiło go najzwyklejsze pytanie chłopaka.
- Oh, grupy wyruszyły dziś rano, gdzieś się podziewał młodzieńcze? Ah, no tak, ty musisz być tym nowym Zaklinaczem. Dante jak mniemam. - skrzydlaty uśmiechnął się lekko, jak to zwykle robił, po czym przytaknął lekko głową i rzekł:
- Bardzo mi miło profesorze, wszakże muszę już ruszać. - ponaglił mężczyznę nie zapominając o uprzejmości.
Nauczyciel spojrzał do swojego notatnika, pomyślał trochę i ponownie spojrzał w czarne oczy Dante.
- Dołączysz do Drużyny Białych Drzew, chłopcy sami wymyślili te nazwę - zaśmiał się jakby chciał podkreślić kreatywność swych podopiecznych - w drużynie są sami chłopcy; Lucien, Anien, Rowan i Pearl, on jest dowódcą.
W ten właśnie sposób Charlotte szedł brzegiem rzeki kopiąc mały kamyczek i co chwilę rozglądając się za niejaką młodzieżą, która miała być w okolicy. Na sobie miał koszule, płaszcz, czarne spodnie i swoje ulubione buty, które były w nienagannym stanie. Pora dnia była dosyć późna, zaczynało się ochładzać i ściemniać, było wręcz nieprzyjemnie. Cała ta sytuacja lekko go podirytowała, szedł tak już Bóg wie ile czasu a po uczniach ani śladu.
Po niedługim czasie od zapadnięciu zmroku udało mu się usłyszeć głosy, ciche co prawda i światło ogniska. Nie śpiesząc się dążył w kierunku obozu i już po chwili dostrzegł rozłożone już namioty. On swój dalej niósł na plecach. Gdy podszedł wystarczająco blisko młodzież siedząca przy ognisku jak na zawołanie zerwała się na dwie nogi zdezorientowana.
Pierwszy podszedł do skrzydlatego wysoki mężczyzna o jasnych włosach i wrogiej minie. Przyglądnął się Dante i lekko skrzywił.
- Kim jesteś? - wywalczał po czym podszedł do niego niższy chłopak o licznych zdobieniach swojego wyglądu między innymi piórami czy błyskotkami.
- Dante, zostałem przydzielony do tego oddziału - odrzekł a następnie wskazał na namiot w swojej niebieskiej torbie. Uśmiechnął się ciepło jak to miał w zwyczaju i podszedł trochę do swoich rówieśników. - miło mi was poznać.
Już po chwili wiedział że niski nastolatek znany był z imienia Pearl M'Acrei, był on charulianem czyli jego nietypowy wzrost był chyba normalny dla istot tego pochodzenia. Nie mówił dużo, sprawiał wrażenie jakby małomównego. Był na swój sposób uroczy. Po chwili skrzydlaty dowiedział się jak wołają na tego wysokiego, groźnego, młodego mężczyznę, szczycił się on bardzo pięknym imieniem - Rowan. Pasowało w stu procentach. Po nie długim czasie poznał również Aniena i Luciena. Anien - nieśmiały szesnastolatek który na szczęście Dante, również należał do Akademii Sarlok. Lucien zaś nie specjalnie zainteresowany był przybyciem rogatego. Chłopak sprawiał wrażenie niechętnego do rozmowy i niezbyt zadowolonego. Po krótkiej wymianie zdań z nowymi znajomymi, Dante skierował się w trochę oddalone i dosyć przestronne miejsce by rozstawić swój namiot. Rozłożył materiał by następnie za pomocą specyficznych drutów stawić nieduże, przenośne schronienie. Był z siebie niezwykle dumny ponieważ od zawsze nie miał ręki do takich prac a dziś wyszło mu to wyjątkowo szybko. Po skończonych robotach zwrócił swój wzrok ku nowym towarzyszom siedzącym przy wielkim ognisku. Anien wydawał się mu przyglądać właśnie dlatego, skierował się ku niemu .
- Dante, mam rację? - spytał młodszy by upewnić się jak wołać na chłopaka.
Anien?
Od Darumy cd. Luciena
Od Mavena do Dantego
Dzisiejsze ćwiczenia nie były wcale miłe, nasza nauczycielka nie miała zbytnio dobrego humoru, co tylko pokazywał wściekły demon kręcący się wokół niej. Pomimo tego lekcja była ta jak milion poprzednich - ćwiczenie ataków i synchronizacji ze swoimi demonami. W naszej klasie było tylko dwóch uczniów mających więcej niż jednego demona, dlatego ja i Iris musieliśmy przykładać do tego większą wagę. Czułem jak pot lał się po moim ciele, chociaż ogień wrzący w moich żyłach sprawiał, że szybko parował, nie dając nawet szansy wsiąknięciu mu do materiału mojej koszuli. Kochałem zaczynać początek tygodnia w taki oto sposób - potyczkami między uczniami by ściągnąć z siebie częściowy stres.
Gdy już nauczycielka miała nam podziękować za lekcje i powiedzieć co mamy robić za tydzień, do sali weszła nieznana nam wszystkim osoba. Czarnowłosy powoli podszedł do naszej grupy, a za nim kroczył jego demon. Deva najeżyła futro ale już po chwili przyglądała się stworzeniu z ciekawością, pewnie obserwowała swojego nowego wroga. Chłopak nie wydawał się speszony bądź przestraszony widząc swoją nową klasę. Wpatrywał się w nas tak samo jak my w niego, bez skruchy i strachu w oczach.
- W końcu przyszedłeś - Diana zmierzyła go wzrokiem. - To wasz nowy kolega, Dante. Mam nadzieję, że nie będzie żadnego problemu jeśli chodzi o nową osobę w grupie. Bez popisywania się.
Nikt nawet nie zareagował na jej słowa. Nasza klasa miała jedną, najgorszą wadę pod całym niebem, każdy każdego traktował jak wroga. Ja nie miałem takich upodobań, dlatego zbytnio się tym nie przejmowałem ale lekcje z takim nastawieniem nie należały do najprzyjemniejszych. Ale nie miałem innego wyboru niż spokojne znoszenie tego dzień w dzień, byle by przetrwać i zdać tą szkołę.
- Maven, mam nadzieję, że go oprowadzisz - nauczycielka mruknęła i wyszła bez dalszego słowa z sali. Zmrużyłem oczy, patrząc w ślad za nią, nie zwracając uwagi na uśmieszki innych. Zawsze przecież zostanę pupilkiem dyrektorki. Poczułem gniew Devy przelewający się przez mój umysł, jednak Artis skutecznie ją tamował, by nie przejęła nade mną kontroli. Powoli wszyscy opuszczali salę, podczas gdy ja stałem i wpatrywałem się w podłogę. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Większość nowych uczniów było z pierwszych klas, dlatego nie miałem problemu z ich oprowadzeniem, jednak to był chłopak w moim wieku, najpewniej z takim samym doświadczeniem. Westchnąłem. Czy naprawdę ja zawsze musiałem się tym zajmować? Jednakże wiedziałem, że nie powinienem się tak wobec niego zachować - w końcu przecież nic mi nie zrobił.
- Jak już zdążyłeś się pewnie dowiedzieć jestem Maven, przewodniczący jakże urokliwej i cudownej klasy - kiwnąłem w jego stronę delikatnie głową. - A to Deva i Artis, moje demony. Nie wiem czy byłeś już u dyrektorki, ale po oprowadzeniu cię, możemy do niej pójść.
Dante?
niedziela, 22 listopada 2020
Od Azriela cd Colette
Od Castora do Dantego
Głośne trzaśnięcie drzwiami poprzedzające głuche uderzenie upadających na podłogę książek z całą pewnością przebudziło wszystkich zajmujących okoliczne pokoje uczniów - Castor był jednak zbyt pochłonięty własnymi myślami, by przejąć się przeciągłym syknięciem zmęczonej współlokatorki oraz kilkoma roznoszącymi się echem stuknięciami w ściany jego pokoju. W pospiechu pozbierał więc cały rozsypany dobytek, upychając go do i tak przepełnionej już podróżnej torby. Westchnął ciężko, z bólem serca pozbywając się kilku usytuowanych na wierzchu przedmiotów, niejednokrotnie tęskno spoglądając w ich stronę, jakby poważnie rozważając użycie iluzji do stworzenia kolejnej walizki. I choć pokusa z każdą chwilą wzbierała na sile, zdrowy rozsądek i ponaglający Castora czas ostatecznie zdecydowały o porzuceniu śmiałych fantazji.
***
[Dante? mam nadzieję, że będzie okej]
Od Luciena c.d. Darumy
Nie spodziewałem się, że tak szybko coś znajdziemy. Lista w mojej dłoni wydawała się zbyt ciężka, patrząc na grubość papieru, na której się znajdowała. Czy damy radę to wszystko znaleźć? Wydawało mi się, że Daruma również zaczął w końcu mieć nadzieję, że nasza "misja" się powiedzie, wszystko miało swoje plusy - oprócz pomocy mu mogłem w końcu zapomnieć o swoich własnych problemów.
- Zobaczę czy u nas w zielarni są te pozycje - wskazałem kilka roślin zapisanych na papierze ozdobnym pismem. - Ale z niektórymi będzie problem.
Kobieta pokiwała głową najpewniej wiedząc o co mi chodzi. Niektóre z tych przedmiotów były dostępne tylko na innych Dworach. Tam gdzie mieliśmy przyjazne relacje, nie było problemu, ale musiałem przyznać, że nie wszędzie tak przecież było. Jedna z rycin wydała mi się nad wyraz ciekawa. Podniosłem kartę ze stołu przyglądając się rysunkom na niej. Feniks. Zmarszczyłem brwi z trudem rozczytując znajdujące się na niej informacje. Nigdy nie widziałem feniksa, nie wiedziałem także, gdzie można je spotkać bądź znaleźć, ale znałem kogoś kto wiedział.- Pójdę do Amreny i zapytam o łzy feniksa - odparłem po chwili zastanowienia. Wiedziałem, że pewnie będzie wiedziała o czym mówię, czasem odnosiłem wrażenie że wie o wszystkim i o wszystkich, bo w niektórych sytuacjach było wręcz przerażające.
- Amreny? - Daruma spojrzał na mnie, pewnie nie przypominając sobie sytuacji bym o niej wspominał. Pewnie nie wiedział o kim mówię.
- To nasz stara znajoma, bardzo stara...Jest czymś nie z naszego świata, ale to dłuższa historia, po prostu, lepiej jej nie denerwować.
Meleke zaśmiała się pod nosem. Pewnie pamiętała swoje pierwsze spotkanie z nią, podczas którego Amrena nie chciała wyjść z biblioteki, była tak zaczytana, że wróciła do swojego mieszkania dopiero po dwóch dniach.
~*~
Amrena siedziała na fotelu w swoim domu, naprzeciw palącego się ognia - ognia, który nigdy nie dawał ciepła, jednak sprawiał obraz normalności, w końcu jej nigdy nie było zimno. Przekroczyłem po cichu próg, sprawdzając czy Kasjana nie było w środku, nie byłem jeszcze przygotowany na konfrontacje z nim. Przynajmniej nie dzisiaj, nie teraz.
W domu było zimno jak na tą porę roku. Okna były zasłonięte, firany nie przepuszczały nawet jednego promienia słonecznego, wiedziałem, że osoba tu mieszkająca nie lubiła słońca ale...Stal w jej oczach świeciła nawet bez niego, odbijała światło niewiadomego pochodzenia, co napawało ludzi strachem.
- Rhys znowu przysyła swoje pieski zamiast samemu się stawić? - jej głos był oschły, jednak nie czułem by była zła, raczej...zmęczona. - To robi się już męczące.
- Akurat przybyłem w swej własnej, prywatnej sprawie. - wyjąłem zwinięty pergamin z kieszeni i rozłożyłem go na stoliku obok niej. - Wiesz coś o feniksie?
Jej źrenice zwęziły się, podczas oglądania ryciny ognistego ptaka. Przejechała palcem po jego głowie, jakby coś sobie przypomniała, jej uśmiech był dziwny, dlatego wolałem się jak na razie nie odzywać.
- Feniks, co? - wymruczała. - To stworzenie nie należy do w a s z e g o świata. Co od niego chcesz?
Przełknąłem ślinę.
- Potrzebuje jego łez.
Musiałem się czegoś od niej dowiedzieć. Wiedziałem, że w tym samym czasie Meleke i Daruma rozmawiali z Rhysadrem i Kasjanem o reszcie składników, ale ten był wręcz niemożliwy do zdobycia. Ale czułem, że zapłacę za niego każdą cenę.
Daruma?
piątek, 20 listopada 2020
Od Lyanny CD. Pearl'a
Chłopak był znacznie niższy ode mnie, w dodatku posiadał charakterystyczny strój oraz piórka. W pierwszej chwili uznałam go za zaklinacza ale to niekoniecznie mi pasowało to klasycznego opisu. Musiał być stworzeniem, o którym jest mowa w legendach i pieśniach ale nikt ich nigdy nie widział. Pearl również nie mógł należeć do Akademii Sarlok, staram się zapamiętywać twarze mijanych przeze mnie osób. “Może jest jeszcze dzieckiem?”, przeszło mi przez myśl ale z jakiegoś powodu nie chciałam w to wierzyć.
-Zły ? - posłał pytające spojrzenie mając na myśli mojego demona.
Zerknęłam na Aegona, który nadal czujnie obserwował Pearla. Pokręciłam głową.
-Jest potulny jak baranek i ciężko go zdenerwować - wytłumaczyłam ale chłopak zamrugał parę razy myśląc nad wypowiedzianymi przeze mnie słowami. Otworzyłam szerzej oczy w lekkim zdziwieniu. - Nie rozumiesz? - spytałam czujnie obserwując reakcję. Skłamie czy raczej przyzna się do tego faktu?
Niepewnie kiwnął głową ale chciał również zaprzeczyć. Nie spodziewałam się by mogło być inaczej ale z pewnością nie wiedział co z tym faktem zrobić. Porozumiewawczo popatrzyłam na Aegona, który stanął bliżej mnie szturchając delikatnie w ramię. Prawą dłoń zanurzyłam w jego grzywie drapiąc za uchem. Gardłowy pomruk zadowolenia wydobywał się z ciała demona. Chwyciłam dłoń Pearla na tyle lekko, że mógł z łatwością po prostu wyślizgnąć się z mojego uchwytu ale nie zrobił tego. Z lekką nieufnością ale również odrobiną ciekawości przyglądał się temu co właściwie robię. Aegon nachylił głowę pozwalając się dotknąć nowo poznanej osobie.
-Nie krzywdzi pierwszy - zastanawiałam się co jeszcze mogłabym powiedzieć. - Jest mój na zawsze, wieczność - liczyłam na to, że rozumie więcej niż mi się wydaję. Nie jest groźny więc uczynienie z niego swoim przyjacielem wcale nie było głupim pomysłem.
Pearl?
czwartek, 5 listopada 2020
Od Darumy cd. Luciena
Lucien?
Od Mavena c.d. Darumy - Obóz
Wcale całe to zamieszanie mi się nie podobało, próbowałem nie ukazywać znużenia tą sytuacją, jednakże wiedziałem, że się z tego nie wywinę. Dyrektorka wszystkim uczniom życzyła powodzenia i widziałem, że była dumna, że kolejne pokolenie dorasta w murach jej szkoły, a jedno musiałem przyznać - wcale nie chciałem jej zawieść.
Lyanna została liderem naszej drużyny, było mi to bardzo na rękę, ponieważ nie chciałem odpowiadać za innych, zawsze wolałem pracować sam by nie narażać innych na me głupie czasem pomysły. Dlatego też po rozłożeniu namiotów chciałem już iść już tylko spać, wstać rano i szybko wykonać te pytanie. Deva i Artis wciąż kręcili się wokół mnie, ale wzrok mojego jeleniowatego przyjaciela nieco mnie koiła - widać, że było to inteligentne zwierzę, wiedzące o swojej masie i sile, które w razie zagrożenia nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Nie poznaliśmy się jeszcze w 100%, spędziliśmy raptem kilka dni od upolowania go przed Devę w eterze. Jednakże wiedziałem, że wybór akurat tego demona był doskonały - idealnie uzupełniał mojego drugiego podopiecznego. Zająłem jeden z wolnych namiotów, Artis nie chciał wejść do środka, chciał zostać na warcie co doskonale rozumiałem, w końcu inne drużyny by mieć większą szansę na przetrwanie będą próbowały zabrać nam nas sprzęt i pożywienie, byle by pozbyć się konkurencji. Pogłaskałem go po szyi i ruszyłem wraz z Devą spać. Nie usypiałem jej, wolałem by była na wolności w razie jakiś niespodziewanych gości, w końcu nie tylko ja z Lyanną byliśmy z Sarlok - wielu innych zaklinaczy znajdowało się wokół nas.
~*~
Obudziłem się dość wcześnie, wszyscy oprócz Darumy jeszcze spali - centaur najpewniej nie miał zbyt przyjemnej nocy z powodu nieprzystosowanego namiotu. Artis podbiegł do mnie i uderzył delikatnie porożem na powitanie, co nieco mnie zdziwiło, nigdy tak nie robił. Uśmiechnąłem się delikatnie i ruszyłem w stronę Darumy który pakował z powrotem do torby swój namiot.
- Jak się spało? - spytałem, nie wiedziałem jak inaczej mogę zacząć rozmowę.
- Niezbyt przyjemnie - odparł. Czułem, że nie jest do mnie wrogo nastawiony, dlatego nie miałem zamiaru źle go traktować. Deva wyłoniła się zza drzew niosąc w pysku zająca. Położyła go pod moimi stopami, a jej pysk pełny we krwi odwrócił się w moją stronę.
- Możemy zrobić śniadanie reszcie.
Odszedłem kilka metrów od Darumy, wiedząc, że najpewniej nie będzie chciał widzieć jak oprawiam owego królika. Zrobiłem to wprawnie i szybko, rozdzielając kawałki mięsa od siebie. Centaur w tym czasie rozpalił ognisko. Poszedłem do przyprawy znajdujące się w moim plecaku i wtedy na polankę, ze swojego namiotu wyszła Colette.
- Co tak dobrze pachnie? - spytała.
Pokazałem palcem na piekące się mięso.
Colette?
Od Rowana c.d. Pearl'a - Obóz
Nie sądziłem, że stanę się członkiem tak interesującej drużyny - Pearl, którego już kojarzyłem i mniej więcej znałem jego zachowania, Anien - tego komentować nie muszę i czarnowłosy, od którego poczułem zapach fae, czułem, że był mieszańcem, lecz nie wiedziałem z jaką rasą, dlatego wolałem jak na razie mu się przypatrywać. Westchnąłem rozglądając się wokół, wszystkie drużyny witały się ze sobą a jedynie my prawie się do ciebie nie odzywaliśmy. Patrzyliśmy na siebie tylko, ilustrując wzrokiem i czekaliśmy by ktoś zaczął cokolwiek robić. Nagle Pearl wyciągnął dłoń w moją stronę, podając mapę.
- Masz, to twoje - odparł, wlepiając we mnie swe oczy. Spojrzałem na kawałek papieru w mojej dłoni, przypatrując się elementom zaznaczonym czerwonym atramentem. Odnaleźć kryształy w jaskini, tak? Jaskinia była oznaczona małym jej obrazkiem, lecz żeby się do niej dostał, trzeba było przejść przez rzekę i małe pasmo górskie. Oni naprawdę sądzili, że zdążymy na czas tam dotrzeć i jeszcze stawić się w wyznaczonym miejscu? Pewnie po jednej zrobionej misji, czeka na nas kolejna. Zmrużyłem oczy, zastanawiając się jak najszybciej tam dotrzeć, czułem, że Lucien się przysunął by samemu też patrzeć na mapę. Spojrzałem na niego z ukosa, ale postanowiłem się nie odzywać.
- Najlepiej by było iść po prostu tędy - wskazałem miejsce rzeki gdzie jej koryto jest najcieńsze, a droga wcale nie wydawała się długa. - Tutaj pewnie dotrzemy pod wieczór i będziemy mogli rozbić obóz bądź iść dalej, bo sądzę, że nikt z nas nie ma problemu z widzeniem w ciemności, mam rozumieć?
Pozostała trójka potwierdziła moje słowa, dlatego też plan już mieliśmy gotowy. Wszyscy zaczęli ogarniać rzeczy, które zapakowali a ja ruszyłem po skromny prowiant, który szkoły przygotowały dla swoich uczniów - nie sprawdzałem nawet co znajduje się w pakunkach, rozdałem je reszcie, bez słowa. Coś czułem, że gorzej będzie nam przetrwać przez samych siebie a nie przez przeszkody na naszej drodze.
~*~
Dojście do rzeki zajęło nam pół dnia. Podczas drogi rozmawialiśmy dość mało, ale każdy o kimś się dowiedział. Jednakże nadal nie znałem umiejętności tajemniczego chłopaka, który wciąż wpatrywał się w drogę przed siebie, ale wiedziałem, że nasłuchuje otoczenia.
Woda przed nami pojawiła się dość szybko. Ostry i szybki nurt rzeki, wcale nie zachęcał do wejścia do niej, jednak nie mieliśmy innego wyjścia. Pearl podszedł do samego brzegu, rozglądając się wokół. Obydwoje zaczęliśmy się zastanawiać jak przejść najbezpieczniej na drugą stronę. Niedaleko leżało przewalone drzewo, lecz jego stan nie gwarantował, że nie zawali się pod nami. Gdy tak łaziliśmy od drzew do rzeki zauważyłem osobę w skórzni po drugiej stronie. Co kur...
- Jak ty tam przeszedłeś?! - ryknąłem na całe gardło, przekrzykując wodę szumiącą pomiędzy nami. Lucien uśmiechnął się delikatnie i po sekundzie znalazł się obok mnie. Zmrużyłem oczy w jego stronę, czując, że zaraz zrobię mu krzywdę. - Jaśnie Pan nie pomyślał, że powinien wcześniej się pochwalić, że możemy przejść przez rzekę w CHOLERNE PIĘĆ MINUT?
Już chciałem podejść do niego bliżej, jednakże poczułem dobrze znaną mi dłoń, która złapała mnie za nagdarstek.
- Z-zostaw go - Anien stał obok mnie, wpatrując się w nas rozszerzonymi oczami.
Anien?
środa, 4 listopada 2020
Od Luciena cd. Darumy
Jego towarzystwo działało na mnie kojąco - niczego ode mnie nie chciał, nie oczekiwał ani nie naciskał, gdy nie chciałem mu czegoś powiedzieć.
Spojrzałem na niego zastanawiając się nad jego słowami.
- W podziemiach Zamku znajdują się biblioteka, w której jest wiele starych ksiąg o magii, tej starej jak i tej pradawnej. Mógłbym poprosić Kapłanki by czegoś poszukały - odparłem, zastanawiając się czy mogłoby mu to pomóc.
- Kapłanki? - Daruma wydawał się zdziwiony ich obecnością ich na naszym Dworze.
- Od kiedy zła magia zaczęła krążyć, ludzie rzucili się na najsłabsze osobniki, które były mordowane przez wiele lat. Rhys nie mógł na to patrzeć, dlatego zabrał je tutaj, ranne opatrzył i dał im schronienie. Siedzą tutaj z własnej woli, mogą odejść kiedy będą tylko chciały, ale żadna z nich nie chce odejść. Wokół całego Zamku a zwłaszcza wokół biblioteki jest wiele zaklęć ochronnych, które mają zapewnić im bezpieczeństwo.
Na chwilę zapadła między nami cisza, w której centaur trawił moje słowa. Mało kto wiedział co działo się z Kapłankami, niektórzy nawet nie wiedzieli, że takie kobiety istnieją - a to właśnie one dawały osobom magicznym nadzieję na lepsze dla nich czasy, niestety nie wszyscy ludzie byli na tyle tolerancyjni.
- Możemy tam pójść? - zapytał. Zdawałem sobie sprawę, że dość późna godzina już wybiła, ale nie miało to różnicy, w bibliotece były zmiany by zawsze o każdej porze mógł pomóc.
Kiwnąłem głową, by Daruma poszedł za mną. Nie chciałem iść przez główny hol, w którym pewnie Kasjan i Rhys nadal rozmawiali między sobą. Ruszyliśmy bocznym korytarzem, który odbijał nasze kroki. Wejście do podziemi nie znajdowało się tak daleko - jedynie dwa zakręty i stanęliśmy przy dość dużych drzwiach. Popchnąłem je delikatnie i pomimo swojego starego wyglądu nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Od razu po przekroczeniu progu pojawiła się przed nami kobieca postać w niebieskiej szacie, o nieskazitelnych blond włosach. Meleke patrzyła na nas z delikatnym uśmiechem, który od razu koił nerwy.
- Witaj, Lucienie - jej głos był delikatny i miły, tak jak to sobie zapamiętałem.
- Przyszliśmy poprosić o pomoc.
Kobieta skinięciem ręki pokazała nam byśmy za nią ruszyli. Złapałem Darumę za łokieć - w pomieszczeniu nie było schodów, tylko podłoga wijąca się w dół, bałem się, że się poślizgnie, a wtedy trudno było by go złapać.
- A więc...Wiesz może czy jest jakieś zaklęcie, które zmieniło by jego nogi w ludzkie?
Meleke obejrzała się w jego stronę, marszcząc brwi. Bałem się, że pokręci głową i nasze marzenia runął, jednak odprowadziła nas do jednego ze stołów otoczonych dwoma, wygodnymi sofami i zniknęła między regałami. Rozsiadłem się wygodnie na meblu, tak, że głowa zwisała mi z podłokietnika - tak miałem widok na drogę, którą wracać powinna kapłanka
- Nie martw się, jestem pewny, że coś znajdzie - odparłem, nie wiem dlaczego.
Daruma?
Od Lyanny CD Mavena
Maven po prostu wyszedł z sali całkowicie pochłonięty złością nie tylko na wodnego zaklinacza, ale również na mnie która miała czelność załatwić sprawę szybciej niż wszyscy tego oczekiwali. Tak, klasa wydawała się z początku rozczarowana całym przebiegiem sytuacji ale już po chwili znaleźli inną rzecz, którą mogli gnębić Mavena. Poczułam wewnętrzną złość spowodowaną tą sytuacją. Cokolwiek bym przecież nie zrobiła, zawsze znajdą coś o co mogliby zahaczyć.
- To są ćwiczenia, zabronione wam są walki gdzie grozi wam większy uszczerbek na zdrowiu - fuknął pedagog. - Lyanna, nie powinnaś się wtrącać - zwrócił się do mnie na co skinęłam głową.
- Ktoś musiał to zakończyć - odparłam na odchodne tak, że usłyszała mnie klasa.
- Chcieliśmy popatrzeć jak cierpi ten zafajdany kundelek wszystkich nauczycieli - warknął chłopak stojący nieopodal mnie widocznie najbardziej przejęty brakiem widowiska.
-A małe pieski potrafią tylko szczekać - zmierzyłam go od góry do dołu unosząc z odrazy brwi do góry.
-Lyanna! Niech przeciwko tobie będzie... -odezwał się nauczyciel ale nie dokończył. Wyszczekany dzieciak chciał koniecznie zmierzyć się z moją osobą.
-Chcę na ochotnika! -wypadł do przodu ze swoim chowańcem. Ponownie zmierzyłam go wzrokiem oceniając jego i moje szanse w tym starciu.
Po zakończonym starciu niepostrzeżenie wyszłam z sali. Oddychałam głęboko po męczących ćwiczeniach ale przynajmniej lepiej się trzymam niż mój były partner niedoli. Nie dochodziłam do siebie po paraliżu od spięciach. Wymknęłam się z sali intuicyjnie zmierzając do ogrodów akademickich. Potrzebowałam odpocząć a nikt nie zwróciłby uwagi na brak mojej obecności. Wchodząc do środka szybko spostrzegłam Mavena i aby uniknąć niepotrzebnej konfrontacji chciałam pójść na drugi koniec. Niestety jego demon wyczuł naszą obecność i zawarczał złowrogo podchodząc powoli w naszą stronę. Wzięłam głęboki oddech zerkając beznamiętnie na Deve, a potem na Aegona, który stanął w bojowym nastroju czujnie obserwując swojego ewentualnego oponenta. Włożyłam rękę w grzywę demona drapiąc go na uspokojenie. Czekałam na reakcję ze strony Mavena.
Maven?
poniedziałek, 2 listopada 2020
Od Colette cd. Azriela
- Przepraszam. - rzucił w końcu. - Ale przemyślałem kilka rzeczy. Skoro nie mam na razie jak legalnie wyplątać się z tej sytuacji, być może uda mi się sprawić, że to oni zrezygnują z trzymania mnie siłą u swego boku. Do ojca mam zdecydowanie za daleko, ale nic nie stoi na przeszkodzie uprzykrzenia życia Magnusowi...podpalenie pokoju, subtelne podtrucie, być może przypadkiem spowodowana kontuzja. - po tych słowach na jego twarzy zagościł niewidziany przeze mnie od dawna, delikatny uśmiech. - Nie wiem, czemu ci o tym mówię, ale możesz potraktować to jako prośbę o zostanie moją partnerką w zbrodni, jeśli zechcesz i kiedy poczujesz się już lepiej. - wzruszył ramionami. Nie do końca wiedziałam, co odpowiedzieć chłopakowi, bo cała sytuacja była najzwyczajniej w świecie chora i nigdy nie spodziewałabym się, że coś takiego dzieje się nie tylko w filmach. Na kilka minut nastała więc cisza, która wyraźnie była bardzo niekomfortowa dla Azriela.
- Cóż - westchnęłam w końcu. - Wyciągniemy cię z tego. - starałam się mieć jak najbardziej przekonujący ton głosu, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że prawdopodobnie się to nie uda. - A co do zajęcia się twoim bratem, z chęcią pomogę, kiedy tylko noga mi na to pozwoli. - dorzuciłam a szatyn zaśmiał się pod nosem. Szczerze miałam nadzieję, że to wszystko skończy się tak samo szybko, jak się zaczęło.
- Cieszy mnie to. - odpowiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. W zasadzie, zastanawiało mnie, czemu większość uczniów boi się tego chłopaka i stara się okazywać mu ogromny szacunek na każdym kroku. Zdążyłam go naprawdę polubić. Może i nie znałam go jeszcze jakoś bardzo dobrze, ale już wydawał mi się ciekawą i z pewnością inteligentną osobą. Podczas tych rozmyślań ani na chwilę nie oderwałam wzroku od mojego współlokatora, co wyraźnie zauważył. Po powrocie na ziemię rozejrzałam się niemo wokół siebie i niedługo po tym nakryłam kołdrą na głowę, z nadzieją, że tej nocy usnę szybko.
***