Z każdą kolejną minutą, którą musiałem spędzić w tym miejscu, czułem się coraz gorzej. Rozglądałem się nerwowo po pierwszakach, którzy rozbieli się po sali. Sam omiotłem wzrokiem znajdujące się w gablotach bestie. Skrzywiłem się na widok kłów i pazurów martwych potworów. Nie pochodziłem blisko do wystaw. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Sarlok wystarczająco się napatrzyłem. Przeszedł mnie dreszcz na owe wspomnienie. Nigdy więcej.
Sylva opuściła salę. Na jej miejsce przyszedł ciemnoskóry mężczyzna. Nauczyciel okazał się wyjątkowo gadatliwy. Niczym najlepszy wodzirej zajął się wszystkimi pierwszakami, opowiadając przeróżne historie.
Po upływie dłuższego czasu wyprowadził nas z klasy, a zaprowadził do pokaźnej sali. Tam zajęliśmy miejsca, czekając, jak się domyślałem, na pokaz umiejętności. Przedstawiane popisy siły były już mi znane. Tym samym, znudzony, oparłem się rękoma o ramię krzesła obok którego stałem. Czekałem jedynie na koniec tego dnia. Mam nadzieję, że wychowawca szczodrze wynagrodzi mnie za poświęcenie.
Przedstawienie zaczęło się. Na środek sali wyszli uczniowie z Sarlok w towarzystwie swoich demonów. Między nimi rozpoznałem Sylvę. Stała w centrum, mierząc całą widownię wzorkiem. Prezentacja umiejętności rozpoczęła się delikatnie. Były to między innymi pełne gracji ataki wykonywane przez niemal baśniowe stwory. Kolejne elementy widowiska wydawały się znacznie dynamiczniejsze. Demony skakały wokoło siebie, prezentując swoje moce. Towarzysz Sylvy buchał ogniem, wprawiając widownie w niemały zachwyt. Pierwszacy wiwatowali, nawołując wesoło.
Pokaz skończył się, według uczniów, o wiele za szybko. Wstałem z siadu i przeciągnąłem się. Zbliżał się czas opuszczenia Sarlok. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zebrałem swoją grupę. Nie było to proste. Przeliczenie wszystkich dzieciaków i zatrzymanie ich w jednym miejscu należało do niezwykle trudnych. Mieliśmy się już zbierać, kiedy nauczyciele poinformowali nas, że to nie koniec atrakcji. Skrzywiłem się, słysząc, że został jeszcze przygotowany poczęstunek. Chciałem już wrócić do pokoju. Mój współlokator został w nim sam na cały dzień. Byłem bardziej niż pewien, że przeprowadził rewolucje w moich rzeczach, chociaż kategorycznie zabroniłem mu ich dotykać.
Stanąłem przed stołem, który niemal uginał się pod ilością zaserwowanych dań. Głodni uczniowie rzucili się do posiłku, jakby nie jedli od lat. Podszedłem i spojrzałem po naczyniach. Większość potraw składała się głównie z mięsa. Oprócz deserów, oczywiście. Nie miałem jednak ochoty na nic słodkiego. Głównie z obawy na możliwość znajdujących się w nich orzechów. A to było dość prawdopodobne.
Ostatecznie zdecydowałem się na niegroźnie wyglądającą sałatkę. Nie smakowała źle, jednak moim zdaniem, brakowało jej do moich zwykłych posiłków w akademii. Przysiadłem na ziemi, spokojnie kończąc posiłek. W międzyczasie podeszła do mnie Sylva.
- I jak ci się podobało? - zapytała, siadając na przysuniętym przez siebie krześle. Wielki demon spojrzał na mnie podejrzliwie, jednak szybko zawinął się obok właścicielki. Nie spuszczał mnie jednak z oczu.
- Nie było źle - przyznałem, odkładając już pusty talerz. - Wszyscy żyją. I nawet nikt nie stracił kończyny.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Położyła rękę na oparciu krzesła i spojrzała na demona.
- Niedługo też dni otwarte w Corvine, prawda?
- Niestety - westchnąłem, wstając z miejsca. - Mam nadzieję, że będę mógł wtedy siedzieć cały czas w pokoju. Ten chwilowy sojusz to jedynie marnotrawstwo lekcji.
Sylva jedynie przytaknęła cicho. Zdawałem sobie sprawę, że ona również nie chce tutaj być. Z nudów zacząłem bawić się swoim naszyjnikiem zwisającym z poroża. Kilkakrotnie zsunął się z rogów i musiałem go poprawiać. Wszystko musi być idealnie.
Kiedy kończyłem właśnie ostateczne układanie łańcuszka, usłyszałem krzyk. Zerwałem się z miejsca - Sylva zaraz za mną. Momentalnie znaleźliśmy się w tłumie gapiów, przez który niesamowicie ciężko było się przedostać. Pośrodku kółka znajdowała się dwójka uczniów. W jednym rozpoznałem swojego kuzyna. Drugi zaś najpewniej pochodził ze Sarlok, ponieważ towarzyszył mu demon. Młodzieńcy wyzywali się, wymachując rękoma. Nim zdążyliśmy zareagować, elf rzucił dobrze mi znane zaklęcie. Wyskoczyłem z tłumu, wypowiedziałem formułkę czaru ochronnego. W tym samym czasie, Sylva powstrzymała ucznia ze swojej akademii. Odbiłem zaklęcie, stając przed kuzynem i obrzucając go wrogim spojrzeniem.
- Co ty sobie myślisz?! - prychnąłem do niego, po czym zwróciłem się do dziewczyny: - Przepraszam za niego.
Liczba słów: 633
Sylva opuściła salę. Na jej miejsce przyszedł ciemnoskóry mężczyzna. Nauczyciel okazał się wyjątkowo gadatliwy. Niczym najlepszy wodzirej zajął się wszystkimi pierwszakami, opowiadając przeróżne historie.
Po upływie dłuższego czasu wyprowadził nas z klasy, a zaprowadził do pokaźnej sali. Tam zajęliśmy miejsca, czekając, jak się domyślałem, na pokaz umiejętności. Przedstawiane popisy siły były już mi znane. Tym samym, znudzony, oparłem się rękoma o ramię krzesła obok którego stałem. Czekałem jedynie na koniec tego dnia. Mam nadzieję, że wychowawca szczodrze wynagrodzi mnie za poświęcenie.
Przedstawienie zaczęło się. Na środek sali wyszli uczniowie z Sarlok w towarzystwie swoich demonów. Między nimi rozpoznałem Sylvę. Stała w centrum, mierząc całą widownię wzorkiem. Prezentacja umiejętności rozpoczęła się delikatnie. Były to między innymi pełne gracji ataki wykonywane przez niemal baśniowe stwory. Kolejne elementy widowiska wydawały się znacznie dynamiczniejsze. Demony skakały wokoło siebie, prezentując swoje moce. Towarzysz Sylvy buchał ogniem, wprawiając widownie w niemały zachwyt. Pierwszacy wiwatowali, nawołując wesoło.
Pokaz skończył się, według uczniów, o wiele za szybko. Wstałem z siadu i przeciągnąłem się. Zbliżał się czas opuszczenia Sarlok. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zebrałem swoją grupę. Nie było to proste. Przeliczenie wszystkich dzieciaków i zatrzymanie ich w jednym miejscu należało do niezwykle trudnych. Mieliśmy się już zbierać, kiedy nauczyciele poinformowali nas, że to nie koniec atrakcji. Skrzywiłem się, słysząc, że został jeszcze przygotowany poczęstunek. Chciałem już wrócić do pokoju. Mój współlokator został w nim sam na cały dzień. Byłem bardziej niż pewien, że przeprowadził rewolucje w moich rzeczach, chociaż kategorycznie zabroniłem mu ich dotykać.
Stanąłem przed stołem, który niemal uginał się pod ilością zaserwowanych dań. Głodni uczniowie rzucili się do posiłku, jakby nie jedli od lat. Podszedłem i spojrzałem po naczyniach. Większość potraw składała się głównie z mięsa. Oprócz deserów, oczywiście. Nie miałem jednak ochoty na nic słodkiego. Głównie z obawy na możliwość znajdujących się w nich orzechów. A to było dość prawdopodobne.
Ostatecznie zdecydowałem się na niegroźnie wyglądającą sałatkę. Nie smakowała źle, jednak moim zdaniem, brakowało jej do moich zwykłych posiłków w akademii. Przysiadłem na ziemi, spokojnie kończąc posiłek. W międzyczasie podeszła do mnie Sylva.
- I jak ci się podobało? - zapytała, siadając na przysuniętym przez siebie krześle. Wielki demon spojrzał na mnie podejrzliwie, jednak szybko zawinął się obok właścicielki. Nie spuszczał mnie jednak z oczu.
- Nie było źle - przyznałem, odkładając już pusty talerz. - Wszyscy żyją. I nawet nikt nie stracił kończyny.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. Położyła rękę na oparciu krzesła i spojrzała na demona.
- Niedługo też dni otwarte w Corvine, prawda?
- Niestety - westchnąłem, wstając z miejsca. - Mam nadzieję, że będę mógł wtedy siedzieć cały czas w pokoju. Ten chwilowy sojusz to jedynie marnotrawstwo lekcji.
Sylva jedynie przytaknęła cicho. Zdawałem sobie sprawę, że ona również nie chce tutaj być. Z nudów zacząłem bawić się swoim naszyjnikiem zwisającym z poroża. Kilkakrotnie zsunął się z rogów i musiałem go poprawiać. Wszystko musi być idealnie.
Kiedy kończyłem właśnie ostateczne układanie łańcuszka, usłyszałem krzyk. Zerwałem się z miejsca - Sylva zaraz za mną. Momentalnie znaleźliśmy się w tłumie gapiów, przez który niesamowicie ciężko było się przedostać. Pośrodku kółka znajdowała się dwójka uczniów. W jednym rozpoznałem swojego kuzyna. Drugi zaś najpewniej pochodził ze Sarlok, ponieważ towarzyszył mu demon. Młodzieńcy wyzywali się, wymachując rękoma. Nim zdążyliśmy zareagować, elf rzucił dobrze mi znane zaklęcie. Wyskoczyłem z tłumu, wypowiedziałem formułkę czaru ochronnego. W tym samym czasie, Sylva powstrzymała ucznia ze swojej akademii. Odbiłem zaklęcie, stając przed kuzynem i obrzucając go wrogim spojrzeniem.
- Co ty sobie myślisz?! - prychnąłem do niego, po czym zwróciłem się do dziewczyny: - Przepraszam za niego.
Sylva?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz