Eter – niby wiedziałem, że to stamtąd pochodzi Isagomushi, ale jakoś tak… nie do końca docierało do mnie, jak odmienny i groźny potrafi być ten świat. Isa był łagodny, spokojny i miły, stanowił na dobrą sprawę część mnie i nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Wiem, że był demonem i potrafił być groźny – sam go przecież widziałem w walce i może Isa nie był bardzo potężny, ale na pewno był w stanie zrobić komuś krzywdę, gdyby poczuł, że ja sam jestem zagrożony. Ale w moim demonie było coś takiego, że mimo tej wiedzy i autentycznych dowodów na to, że Isa potrafi walczyć, jakoś trudno było mi się z tym pogodzić. Chyba przez to też patrzyłem na Eter trochę inaczej, niż większość poznanych przeze mnie uczniów. Dla nich faktycznie było to groźne i niebezpieczne miejsce, w dużej mierze niezbadane i niezrozumiałe, bo chociaż demony wciąż z nami żyły, to jednak nadal wiedza o nich pełna była białych plam. Ja dalej nie mogłem sobie wbić do głowy tego, że miejsce, z którego pochodzi Isa jest bardziej niebezpieczne, niż jedna z dżungli w Me Shi. Znaczy, niby głowa wiedziała, ale jakoś nie do końca.
— Dobre pytanie — powiedziałem w końcu trochę niepewnie. — Wiesz, ja niby wiem, że Eter jest niebezpieczny i pełno w nim demonów, ale… Bo stamtąd przecież pochodzi Isa, więc jakoś tak… Może to i głupie, ale chyba jednak bardziej skupiam się na tym, że Eter jest odmienny, ale przez to piękny, a nie na tym, że jest dziwny i dlatego niebezpieczny.
Maven skinął głową, wrócił wzrokiem do naszych demonów.
— Isa mógłby być dobrym zwiadowcą. Jest niewielki, szybki i zwinny — podjął chłopak. Bez przekonania pokiwałem głową.
— Tak, prawda, ale…
— Bezbronny też nie jest.
— No nie jest. Ale chyba żaden z nas nie ma psychiki na zapuszczanie się zbyt głęboko w Eter.
Musiałem być ze sobą szczery. Przez myśl mi nie przyszło, by być zwiadowcą, a rozważałem przeróżne ścieżki kariery po skończeniu Akademii.
Już miałem coś dalej mówić, gdy naszą uwagę na powrót przyciągnęło to, co działo się w głębi Eteru. Wydawało mi się, że Isa czymś się zainteresował i chciał przyciągnąć moją uwagę.
Ryk Devy spłoszył większość istot, lecz nie wszystkie. Pełna do tej pory polana opustoszała niemal całkowicie, pozostawiając na środku jedno zagadkowe stworzenie. Przyjrzałem się bliżej, starając się jakoś zgadnąć, co to w ogóle było, ale trudno to było określić. Istota była raczej niewielkich rozmiarów, ale nie aż tak mała, jak Isagomushi. Jej futerko było idealnie białe, chyba nawet jaśniało jakimś blaskiem, a ciemne oczy patrzyły z lekkim wyczekiwaniem na mojego demona. Trudno mi było zinterpretować to zachowanie, ale czułem gdzieś w sercu, że cokolwiek to było, Isa złapał jakąś nic porozumienia z tym demonem.
Odwróciłem się do Mavena.
— To co teraz?