Mniej więcej w czasie południa, kiedy słońce znajdowało się wysoko na widnokręgu, podniosłem się ze zgarbionej pozycji, aby wyprostować plecy. Otarłem pot z czoła, rozglądając się po zapracowanych wieśniakach. Wtedy dostrzegłem zbliżającą się do mnie znajomą postać. Był to Hiromaru. Po krótkim przywitaniu chłopak wyjaśnił mi powód swojego przybycia. Ucieszyłem się, kiedy usłyszałem, że chłopak chce pomóc przy odbudowie wioski. Dodatkowa para rąk do pracy na pewno przyśpieszy naprawę.
Zgodnie z moją sugestią Hiromaru udał się na rozmowę z przywódcą wioski. Odprowadziłem go przez chwilę wzrokiem, a następnie, po ów krótkiej przerwie wróciłem do dalszej pracy.
Włosy plątały mi się na wietrze. Nawet związane w kucyka. Z cichym pomrukiem nieudolnie spiąłem je trochę wyżej, w kok. Chwila rozproszenia sprawiła, że zwróciłem uwagę małe poruszenie w pobliżu. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Z obawą, że zdarzył się wypadek albo nawet wilki wróciły po zemstę, zacisnąłem dłoń na rękojeści miecza i sprawnym krokiem podszedłem do miejsca zdarzenia.
Moje zmartwione myśli zostały rozwiane niedługo później. Głosy mieszkańców wioski były pełne ekscytacji. Puściłem więc broń i w trochę lepszym humorze stanąłem w pobliżu grupki, aby móc przyjrzeć się obiektowi ich zainteresowania.
W jednym z prawie zawalonym budynku stał Hiromaru. Współpracując ze swoim demonem, przy pomocy wody sprawnie przecinał wysoko umieszczoną belkę. Mieszkańcy małej wioski z niemałym podekscytowaniem wyrażali swój podziw. Ja również przez chwilę nie potrafiłem oderwać wzroku od płynnych cięć.
Zawsze szanowałem osoby potrafiące posługiwać się magią. Moje umiejętności opierały się jedynie na prostych tarczach. Nie byłem szczególnie uzdolniony pod tym względem. Sztuka miecza towarzyszyła mi od dziecka. Stanowiła część mojej codzienności. Żaden z moich nauczycieli nie kiwnął nawet palcem, żeby nawet próbować nauczyć mnie używania czarów. Może w przyszłości powinienem skupić się na rozwijaniu pod tym aspektem? W walce im więcej asów w rękawie, tym lepiej.
Hiromaru bez dłuższego poślizgu, w mgnieniu oka dokończył przecinanie belki. Tym samym grupka rozeszła się. Odczekałem, aż trochę się przeludni.
- Dobra robota! - rzuciłem w stronę Hiromaru. Kiedy zwrócił na mnie swoją uwagę, uśmiechnąłem się szeroko.
Kolejno pomogłem mu wyjąć belkę z budynku. Właściwie nieść ją musiał z nami jeszcze jeden z mieszkańców. Inaczej byłaby dla nas zdecydowanie za ciężka.
Po krótkiej rozmowie wróciliśmy do swoich prac. Przed wieczorem udało nam się uprzątnąć wszystkie zbędne rzeczy. Oznaczało to, że już jutro będziemy mogli zająć się gromadzeniem rzeczy na obudowę. Ostatnią godzinę na budowie spędziłem na pomocy przy wyliczaniu niezbędnych materiałów.
Z informacji uzyskanej od przywódcy wioski dowiedziałem się, że miasto zrekompensuje poniesione w pożarze straty. Należało jednak złożyć odpowiedni wniosek z dokładną ilością potrzebnych przedmiotów. Od desek po narzędzia.
Z pomocą Hiromaru, który również już skończył część swojej pracy, wspólnie zajęliśmy się obliczeniami. Wieśniacy nie byli w stanie zrobić tego sami. Sprawa ta wykraczała poza ich umiejętności.
Wieczorem nie zorganizowano tak pokaźniej uczty, jak ostatnio. Postawiono jednak na duże ognisko. Na długich kijach opiekaliśmy chleb i mięso. Zapach spalenizny roznosił się po okolicy.
Usiadłem w pobliżu Hiromaru. Popijaliśmy ciepłą herbatę. Dzisiaj nie popełniłem podobnego błędu i nie sięgnąłem automatycznie po niedobre piwo. Z ostrożnością dobrałem napój, zabierając drugi kubek dla chłopaka. Obydwaj ciężko pracowaliśmy przez cały dzień. Wkładaliśmy w odbudowę naprawdę wiele wysiłku.
Po jakimś czasie dosiadła się do nas znajoma dziewczyna. Ta, która wczoraj próbowała ratować krowę, zamiast siebie. Jej włosy były związane wysoko i niedbale, a ubranie grube, w niektórych miejscach pocerowane lub dziurawe. Na ten widok poczułem jeszcze większe poczucie winy. Mieszkający tutaj ludzie mieli naprawdę niewiele, a przez moje niedopatrzenie, stracili prawie cały swój dobytek.
Pochłonęła nas rozmowa. Trwała ona w najlepsze do czasu, kiedy na niebie pojawiły się gwiazdy. Tocząc konwersację, wpatrywałem się w przepiękny widok nad naszymi głowami.
- Poczekajcie chwilę, pójdę dolać herbaty - rzuciła dziewczyna, zbierając nasze kubki i wesołym krokiem oddalając się w stronę garnka.
- Nie musisz się kłopotać! - zawołałem w jej kierunku, ale zostałem zignorowany. Uśmiechając się lekko niezręcznie, odprowadziłem ją wzrokiem.
Nagle rozległ się krzyk. Na jego dźwięk zerwałem się z miejsca. Chwyciłem za broń, w kilku szybkich susach dobiegając do przestraszonej dziewczyny. Automatycznie zasłoniłem ją swoim ciałem, oczekując możliwego ataku.
Nic nie nadeszło. Opuściłem gardę, aby przyjrzeć się temu, czego przestraszyła się dziewczyna. Dopiero po chwili dostrzegłem coś skulone w krzakach. Z pewną rezerwą podszedłem bliżej, aby przyjrzeć się nieznanemu obiektowi.
Rozpoznałem wilcze szczenię. Z małym niedowierzaniem spoglądałem na przestraszone zwierzątko. Nie tylko ja zdałem sobie sprawę, z czym mamy do czynienia. Niedługo później wieśniacy zaczęli się burzyć i przeklinać.
- Pozbądźmy się tego, póki nie wyrosło!
- Tak, szybko!
Widząc żałośnie skulonego zwierzaka, poczułem smutek. To było tylko szczenię. Może członkowie jego watahy przysporzyli mieszkańcom problemów, ale sam wilczek był niewinny.
Niewiele myśląc, pomimo sprzeciwów, podniosłem stworzonko na ręce. Wilczek wtulił się w zagięcia moich szat. Musiał być wyczerpany, głody i zmarznięty. Nie mogłem pozwolić, aby jego cierpienia trwały dłużej. Na tę chwilę jeszcze nie wiedziałem, co powinienem z nim zrobić.
Nigdy nie zajmowałem się zwierzętami. Jedynie końmi. Z tego powodu w głowie miałem pustkę. Wiedziałem jednak, że nie mogłem pozwolić, aby stała mu się krzywda. Szukając porady, spojrzałem w stronę Hiromaru. Należał do Sarlok. Miałem nadzieję, że chłopak posiada jakiekolwiek zdolności opiekowania się zwierzętami.