Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

czwartek, 26 sierpnia 2021

Od Hyo cd Ena

Nie byłem zadowolony z tego, że Ena wstał i wyszedł z pokoju. Jednakże nie mogę go zmusić, by został. To jego pokój, nie mój. Może, zrobić co chce, a nawet mnie wyrzucić. Mogę też się nie zgodzić, ale zapewne bym wyszedł, gdyby tego chciał. Gdy go nie było, czytałem książkę. Powoli słowo za słowem, mogłem poczuć na swojej skórze to, co się w niej dzieje. Fascynowała mnie ta cała historia oraz to, co nastąpi potem. Wszystko inne przestało mieć znaczenie, a ja przez najbliższy czas nie zmieniłem swej pozycji. Tkwiłem w łóżku chłopaka, czytając wciągającą lekturę. Kusiła mnie, bym się skupił tylko na niej. Tak i się stało, dopiero gdy chłopak wrócił, spojrzałem na niego. Po krótkiej wymianie zdań ponownie wróciłem do czytania. Bliskość chłopaka oznaczała jedno, że teraz już mogę być spokojny, że nikt mi go nie zabierze. Czekałem na to i chciałem, by już nikt mu nie przerwał. Potrzebował spokoju. Zasnął znacznie szybciej niż, by zechciał w połowie zdania. Uśmiechnąłem się i musnąłem wargi jego skroń. Przykryłem go kołdrą. Poczułem, jak się przysuwa i zobaczyłem, jak mnie dotyka dłonią, bym się do niego zbliżył. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem chłopaka po włosach powoli. Nie musiałem się nigdzie ruszać, gdyż tylko czekałem, aż Ena ponownie wpakuje się do łóżka. Musiał i potrzebował odpoczynku.
Ponownie skupiłem się na książkę, głaszcząc chłopaka po głowie, oraz bawiłem się jego kosmykami. Chwila ciszy i relaksu, w tym momencie był wyśmienity. Dawał coś, czego, bym sobie nie przypomniał. Dawno temu była taka chwila, gdy wraz z bliską mi osobą mieliśmy taką ciszę i spokój. Coś w rodzaju harmonii natury. Której można doświadczyć w wyjątkowych sytuacjach i momentach. Nie mogę przypomnieć sobie twarzy tamtej osoby. Zapach Eny jest bardzo podobny do tamtej osoby, jest niemal identyczny, ale nie pamiętam twarzy osobnika. Jakbym miał dziurę w pamięci, która może zostać zapełnione przez brakujący element układanki, ale tym elementem nie wiem, kim jest i nie wiem, czy...
Z rozmyśleń i wspomnień wyrwało mnie pukanie do drzwi. Spojrzałem na chłopaka, który spał. Nie ruszyło go to, dlatego odłożyłem księgę na bok i wstałem, ostrożnie, by Ena się nie obudził. Podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Stał tam Asai i dwie inne osoby. Wyglądali na zdenerwowanych. Nim udało się nam porozmawiać, usłyszałem, jak chłopak się budzi. Wstał z łóżka i podszedł do mnie. Przecierał swe zaspane oczy i wtulił się w moje plecy.
- Wracaj do łóżka. - wyszeptał zaspanym tonem chłopak.
- Asai przyszedł. - powiedziałem. Wówczas speszony wyjrzał i zobaczył, przyjaciela i dwie inne osoby. Oczywiście musiałem ich wpuścić. Dwie inne osoby obserwowały mnie bez przerwy. Wywróciłem oczami i wróciłem do łóżka po zamknięciu drzwi. Przykryłem się i kontynuowałem czytanie książki. Nie przyszli do mnie, ale najwyraźniej obstawie Asaia się to nie spodobało.
- Powinieneś wyjść. - podniosłem głowę, gdy ktoś stanął tuż przede mną. Jeden z kompanów Asaia. Gdy spojrzałem na niego, zerwał się jak poparzony, żeby ich powstrzymać. Olałem to jednakże, gdy drugi chciał się odezwać. Nim minęła chwila, unosił się w powietrzu. Delikatnie ściskałem jego szyję.
- Po co wy tu. Skoro Ena ci tak to odpowiada, to ja wyjdę. - powiedziałem. Wstałem z łóżka i opuściłam ciało, jakby było niczym. Chciałem już się ruszyć, ale odezwał się chłopak.
- Wyjdźcie. Asai, nie przychodź ponownie z nimi. - ton Eny, był lekko podniesiony. Skierowałem się jednak do wyjścia z jego pokoju. Muszę skoczyć po żywy i świeży posiłek, ale też przestało mi się chcieć, tutaj zostawać. Zanim jednak chwyciłem za klamkę, zacząłem się szybko cofać. Ena i Asai spojrzeli po sobie, po czym na mnie. Wszedłem do łazienki i schowałem za rogiem.
To nie był strach, jedynie dziwny hałas, który był jak alarm. Intuicja kazała mi się schować gdzieś, byleby nie dać się złapać. Na same to wzdrygnąłem się i nasłuchiwałem, czy obce dźwięki już sobie poszły. Minęły nas, ale wciąż pozostawały blisko. Czyli jednak nie odpoczniemy sobie razem w spokoju, w tym momencie przydałby się Ena. Jego bliskość, powodowała, że wszystko, co mnie niepokoiło, ulatniało się, jakby było ono niczym. Ena posiadał w sobie coś znajomego i takiego dzikiego, które chciałem zobaczyć.
Ena przyszedł, dopiero gdy Asai wyszedł. Przyciągnąłem go do siebie i oparłem czoło na jego ramieniu. Potrzebowałem tego teraz, choć przez chwilę.
- Pozwól, choć chwilę. - powiedziałem, zacisnąłem dłoń na materiale szaty chłopaka. Przysunąłem go bliżej siebie. Kilka milimetrów dzieliło nasze ciała od siebie.
- Co się stało? - spytał zmartwiony Ena. Zanim odpowiedzieć chciałem, choć wolałem uciec, niż powiedzieć cokolwiek. Miałem zamiar go pocałować, ale zasłonił moje usta swoją dłonią. Wpatrywał się we mnie, bym powiedział to, co miałem.
- Usłyszałem hałas, ten dźwięk, który powodował, że moja intuicja zareagowała i nakazała mi się ukryć. - odpowiedziałem. Po czym dodałem. - Teraz dostałeś odpowiedź. Pocałuj mnie w nagrodę.

<Ena?>

Od Eny CD. Hyo

Obudziłem się po upływie właściwie nieznanego mi czasu. Niemrawie rozejrzałem się po pomieszczeniu. To był mój pokój. Definitywnie. Obok mnie leżał Hyo. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Już odpocząłeś? - zapytał, nie kryjąc zdziwienia. 
- Tak, czuję się już znacznie lepiej, dziękuję - odpowiedziałem, przeciągając się. - Ile spałem? 
- Właściwie, to tylko kilka godzin, spodziewałem się, że będziesz odpoczywać kilka dni. 
Uśmiechnąłem się łagodnie. 
- Raczej nie potrzebuję aż tyle snu, ale to miłe, że tak się o mnie troszczysz - odpowiedziałem. W międzyczasie wyszedłem z łóżka. Musiałem przywrócić się do porządku. Pewnie wyglądałem okropnie. 
Podczas krótkiej rozmowy z wampirem dowiedziałem się, że Asai mnie szukał. Będę musiał więc z nim porozmawiać. 
- Sądzę, że powinieneś jeszcze trochę poleżeć - nalegał Hyo, kiedy podszedłem do szafy w celu zabrania szat. - Po tym wszystkim zasługujesz na odpoczynek. 
- Postaram się dzisiaj nie przemęczać - obiecałem. Chwilę później zajrzałem do łazienki. Tam po szybkiej kąpieli założyłem czyste ubrania, rozczesałem włosy, całkowicie doprowadzając się do porządku. 
Kiedy wróciłem, Hyo dalej leżał na łóżku. Czytał książkę. Tylko na moment podniósł znad niej wzrok, aby na mnie spojrzeć. Miałem wrażenie, że nie jest z jakiegoś powodu zadowolony. 
- Czy coś się stało? - zapytałem zmartwiony. Usiadłem obok niego na łóżku. 
- Po prostu się martwię. Ostatnio wiele złego cię spotkało. Chociaż dzisiaj powinieneś odpuścić sobie obowiązki. 
Spojrzałem na niego lekko zaskoczony. W jego słowach kryło się trochę prawdy. 
- Masz rację - westchnąłem, jednocześnie opierając się o pobliską poduszkę. - Po prostu nie umiem odpoczywać. Mam wrażenie, że jeśli sam czegoś nie zrobię sam, nikt nie wykona tego lepiej. 
- To dalej nie powód, aby się przemęczać. 
Zaśmiałem się cicho. 
- No dobrze. Obiecuję, że jak tylko porozmawiam z Asaiem wrócę i do końca dnia będę odpoczywać, w porządku?
Hyo wyraził zgodę bez większego entuzjazmu. Ja opuściłem pokój. Dobrze się złożyło, ponieważ spotkałem młodego wilkołaka na stołówce. Idealne miejsce na rozmowę, ponieważ aktualnie niemal padałem z głodu. 
- Nauczyciele przejęli się tą sprawą - zaczął wyjaśniać. - Chcą z tobą niezwłocznie zamienić kilka słów. 
- Domyślam się. To nie była błaha sprawa. 
- Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale chciałbyś mi o tym opowiedzieć? - zapytał. Nie wydawało się, że zadał to pytanie z czystej ciekawości, a raczej ze zmartwienia. 
- Nie widzę w tym żadnego problemu - odpowiedziałem i zacząłem opowieść. Oczywiście streściłem, co bardziej brutalne części historii. 
- To straszne! Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie coś takiego spotkać! Zginąłbym na miejscu!
Odpowiedziałem mu jedynie uśmiechem. Wtedy zdałem sobie sprawę, że na szczęście nie wzbudzam niepotrzebnej sensacji. 
- Czy cała ta sprawa jest tajemnicą? - upewniłem się. 
- Tak, wiedzą tylko nieliczni - przytaknął. - Zdajesz sobie sprawę z tego, co by się stało, gdyby wszyscy się dowiedzieli? 
- Chaos?
- Dokładnie tak, chaos. 
Pokiwałem głową. W międzyczasie przegryzałem śniadanie. Już zapomniałem, jak dobrze smakuje jedzenie. Jakiekolwiek, byleby jadalne. Nawet moje szlachetne podniebienie dzisiaj nie marudziło. 
- Najlepiej będzie, jeśli zaraz po jedzeniu zgłosisz się do nauczycieli - przypomniał. 
- Już kończę i od razu tam zmierzam - odparłem. Po krótkim pożegnaniu rzeczywiście skierowałem się w stronę pokoju nauczycielskiego. 
Przyjęto mnie od razu. Z każdej strony padały pytania. Nie nadążałem odpowiadać, ponieważ zostałem osaczony. Starałem się ze spokojem udzielać krótkich opisów wszystkich wydarzeń. Po upływie dłuższego czasu, udało mi się w końcu uwolnić od natrętności nauczycieli. Z niechęcią mogłem przyznać, że zaczyna boleć mnie głowa. 
- Pamiętaj, aby to wszystko zachować w tajemnicy. Odpocznij do końca tygodnia - rzucił na pożegnanie jeden z profesorów. 
Zakrywając dłonią usta, aby ukryć ziewnięcie, skierowałem się w stronę swojego pokoju. Padałem z nóg. Zdecydowałem się skorzystać z zaoferowanego wolnego. Te kilka dni siedzenia w akademiku raczej mi nie zaszkodzi. W końcu, Asai na pewno przekaże mi wszystko, co działo się na lekcjach. 
- Już wróciłeś? - Już od progu przywitał mnie głos Hyo. Uniósł wzrok ponad aktualnie czytaną książkę. 
- Tak, do końca tygodnia mam mieć odrobinę spokoju. 
Wszedłem głębiej do pokoju. Tam rozwiązałem pas i zdjąłem wierzchnią szatę. Chciałem się jeszcze położyć. W zwiewnym zewnętrznym ubraniu będzie mi znaczniej wygodniej. 
Zawinąłem się w miękki koc i przysunąłem do Hyo. 
- O czym czytasz? - zapytałem, przerywając ciszę. Chłopak podniósł na mnie swoje spojrzenie. Wtedy zdałem sobie sprawę, że okładka wygląda znajomo. - Czy to wojenne historie? 
Wampir przytaknął. 
- Bracia czytali mi to na dobranoc, kiedy nie mogłem zasnąć - wspomniałem. To były naprawdę dobre czasy. Moje rodzeństwo zawsze dbało o mnie, jak tylko potrafili najlepiej. - Dobrze mi się kojarzy - dodałem. 

<Hyo?>

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Od Darumy CD. Luciena

Z zafascynowaniem oglądałem zachodzące słońce. Byłem wdzięczny, że Lucien zabrał mnie w to miejsce. Z wysokości mogłem zobaczyć tak wiele! Od dziecka chciałem poczuć, jak to jest latać. Tutaj, wiatr muskał moją twarz, mierzwił włosy. Czy to właśnie tak smakuje wolność? 
Widoki całkowicie pochłonęły moją uwagę. Kontrasty barw cieszyły moje oczy, a zachwyt zapierał mi dech w piesi. Nawet nie zauważyłem, że Lucien oddalił się. Chwilę później wrócił do mnie, trzymając w dłoni delikatny kwiatuszek. Wręczył mi go z lekkim uśmiechem. Przyznam, że ów miły gest mnie zaskoczył. Nie myśląc wiele, przyjąłem niespotykany podarunek. Zdziwienie mieszało mi się z gorącym uczuciem sympatii. Zaplotłem go we włosy. Kąciki moich ust wzniosły się ku górze. To było naprawdę miłe. 
***
Usiedliśmy przy ognisku. Jasne płomienie wesoło tańczyły na ściętych kawałkach drewna. Biło od nich ciepło, z którego korzystali wszyscy zgromadzeni. Tak się składało, że Lucien zarządził dzisiaj brak treningu. Wszyscy mogli skorzystać z wolnego wieczoru i spędzić go na małym przyjęciu. 
Leżałem na trawie, bawiąc się poszczególnymi liśćmi. Wyrywałem je, plątałem, a czasem wkładałem do ust. 
Moją uwagę skupiła siedząca obok mnie kobieta. 
- Darumo, skąd masz ten kwiat?
Sięgnąłem po wspomnianą roślinę. Wyjąłem ją z włosów i przesunąłem do twarzy. Kolory kwiatku były tak pięknie nasycone. 
- Dostałem - odpowiadając trochę tajemniczo. Nie wiedziałem, czy zdradzenie tożsamości Luciena w tym momencie byłoby na miejscu. W końcu, znajdowaliśmy się w gronie jego żołnierzy. Może poczułby się niezręcznie? 
- Najczęściej dostają to towarzysze od swoich ukochanych, by wyznać im swoją miłość. To coś jak pierścionek zaręczynowi. Nie wiem czy o tym wiedziałeś, ale to tak jakbyś zaakceptował zaręczyny - wyjaśniła kobieta. Poczułem, jak z każdym kolejnym słowem robi mi się coraz bardziej gorąco. Czy Lucien o tym wiedział...? 
Mimowolnie spojrzałem w stronę chłopaka. Słysząc słowa nieznajomej, zakrztusił się pitym aktualnie napojem. 
- Czuje od ciebie czyiś zapach i jest on dość znajomy, ale... - ciągnęła dalej kobieta. Nie dała rady skończyć, ponieważ mój przyjaciel zachował przytomność umysłu i zerwał się z miejsca. 
- Przepraszam, ale będziemy już szli spać. - Lucien pociągnął mnie za sobą. Sam powoli odzyskiwałem świadomość tego, co się przed chwilą stało. 
Dopiero, kiedy oddaliliśmy się od zgromadzonych, chłopak odetchnął. 
- Tak mi przykro! - rzucił pośpiesznie, stając przede mną. - Naprawdę nie wiedziałem, że ten kwiat znaczy tak wiele! - tłumaczył się. - Jeśli to dla ciebie kłopot, możesz go wyrzucić... 
Widząc jego zakłopotaną minę, nie miałem pojęcia, co zrobić. Spojrzałem na roślinkę. Dostałem ją w dobrej wierze. Nie mogłem się go po prostu pozbyć. 
- Nie, chcę go zachować - odparłem stanowczo. - Kiedy wrócimy do akademii, zasuszę go. Nie sądzisz, ze byłby piękną zakładką? 
Uniosłem kwiat w stronę jego twarzy. Lucien uśmiechnął się. Na jego typowo bladej twarzy pojawił się czerwony rumieniec. Nie miałem pojęcia czy znalazł się on tam z powodu roślinki, czy też spowodował go buzujący w jego żyłach alkohol. 
- Jesteś pewien? - Wydawało się, że młodzieniec nie może uwierzyć w to, co powiedziałem. 
- Jak nic innego. 
Mówiąc to, uśmiechałem się szeroko. Nie umiałem dłużej utrzymywać jego spojrzenia, więc uniosłem wzrok w niebo. Ponad nami wznosiło się pełne jaśniejących gwiazd niebo. Wtedy przyszło mi coś do głowy. 
- Może wrócimy nad tamto urwisko? - zaproponowałem. Lucien zgodził się bez słowa protestu. 
Po krótkim spacerze dostaliśmy się na miejsce. Dzięki temu mieliśmy idealny obraz na gwieździste niebo. 
- Tam znajduje się gwiazdozbiór smoka - powiedziałem, wskazując dłonią pewny obszar. - A tam łabędzica! 
- Nie wiedziałem, że znasz się na gwiazdach - przyznał Lucien. Cały czas uważnie obserwował, co mu pokazywałem. 
- Tylko trochę. W szkole chodziłem na dodatkowe zajęcia z astronomii. W domu też czytałem wiele ksiąg o tym - wyjaśniłem. 
Ciemnowłosy nie zdążył odpowiedzieć. Niebo, chwilę temu jaśniejące od gwiazd, teraz zaszło ciemnymi chmurami. Na nasze głowy zaczęły kapać pierwsze krople deszczu. Nim się obejrzeliśmy, zaskoczyła nas nagła ulewa. 
Lucien w pośpiechu złapał mnie za rękę. Pociągnął mnie za sobą. Przez ścianę wody ciężko było mi zobaczyć, gdzie zmierzamy. Chwilę później dotarliśmy do przestronnej jaskini. 
- Do obozu trochę daleko, może zostaniemy tutaj, dopóki deszcz nie przejdzie? - Propozycja padła ze słów ciemnowłosego. 
- Nie przeszkadza mi to - przytaknąłem, kładąc się na chłodnej ziemi. 
Wtedy niebo przeszyła błyskawica. Głośny grzmot zagłuszył szum spadających kropel. 

<Lucien?> 

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (7/?)

Oparł się o pień drzewa, wziął kilka głębokich wdechów. Był już zmęczony. To ciągłe łażenie, niekiedy bieganie, wte i wewte wyczerpywały jego zasoby energii, a brak jakiegokolwiek rezultatu sprawiał, że miał już powoli dość tego całego polowania.
– Ugh, teraz to już nawet nie możemy go znaleźć – usłyszał.
Podniósł wzrok z ziemi na stojącego kawałek dalej Uraena, który bezskutecznie rozglądał się wokoło. Zając im czmychnął gdy żaden z nich się tego nie spodziewał i po kilku susach przepadł jak kamień w wodę. Chłopcy przeszukali dokładnie okolicę, nawet się bardziej oddalili, ale po zwierzaku nie pozostał nawet ślad.
– Pewnie miał już dość zabawy z nami i po prostu schował się w norze – powiedział, prostując się.
– Nie wierzę, że goniliśmy za nim tyle czasu tylko po to, by ostatecznie nam całkiem zniknął – mruknął Uraen, w rezygnacji siadając na śniegu.
Jakiś czas poświęcili na przerwę. Zjedli swoje bułki i trochę śniegu w celu ukojenia pragnienia. Teava westchnął ciężko, spojrzał w poprzecinane gałęziami drzew niebo. Było już popołudnie, Rostwalk na pewno schował się w cieniu góry. Dobrze, że oni byli po południowej stronie i mogli jeszcze się cieszyć promieniami słonecznymi. Pogoda sprzyjała. Ale szczęście już nie.
– Wiedziałem, że mój szal nic nie zmieni – powiedział wtem, krzywiąc się nieznacznie. – Idę po niego.
Wstał, otrzepał ubranie ze śniegu.
– Czekaj na mnie! – zawołał Uraen, naśladując go.
Szli spacerowym krokiem, już nigdzie się nie spiesząc. Potencjalna zdobycz im uciekła, a oni stracili nadzieje na pojawienie się kolejnej. Wychodziło na to, że ich pierwsze samodzielne polowanie się nie powiedzie. Teava przez to wyraźnie spochmurniał, co Uraen od razu zauważył. W drodze po szal pocieszał młodszego, przypominając słowa swojego ojca. Niezłapanie niczego nie było powodem do zmartwienia.

niedziela, 22 sierpnia 2021

Od Zero cd Aisha

Nie chciałem też, zbytnio się jej narzucać. Hiun siedziała na kolanach u starszej siostry, starała się schować ogon. Nikt tak naprawdę nie wiedział, czemu nie można go schować. Ani za pomocą magii, czy też ubrań, tak jakby musiał być widoczny i zachęcać innych do znęcania się i wyśmiewania z małej. Zawsze można okrutników otruć, wówczas dadzą jej spokój. Mała w końcu zeskoczyła z kolan Nexus i wpakowała się na moje. Pogłaskałem ja po głowie, na co się jedynie wtuliła. Najwyraźniej jestem jej ulubionym bratem. Jakbym miał mieć córkę, chciałbym by była jak Hiun. - Więc... może opowiecie mi coś o sobie? - zapytała dziewczyna, uśmiechając się sympatycznie.
- Jestem smokiem. - odezwała się Hiuntus jako pierwsza. Ja wraz z siostrą, cicho się zaśmialiśmy.
- To już wiem. Jednak, czy ktoś z twojej rodziny także jest smokiem? - dopytała Aisha.
- Nie do końca, są moją biologiczną rodziną. - zamilkła i się uśmiechnęła jedynie.
- Hiuntus została adoptowana. - wyjaśniłem.
- W naszej rodzinie, mamy dosyć niebywałe geny. Każde z nas wdało się w rodziców, nawet jeśli brzmi to szalenie. Nasz brat jest wilkołakiem, odziedziczył geny po matce, choć nie do końca. Nasza matka ma w sobie dwie rasy, jest mieszańcem, zarówno wiedzmy, jak i wilkołaka. Wychodzi na to, że Zero odziedziczył geny, wiedzmy, a nasz brat wilkołaka. - wyjaśniła Nexus.
- A ty jaką jesteś rasą? - dopytała dziewczyna. Najwyraźniej zaciekawiło ją to. No cóż, nie tylko ją, wiele osób jest ciekawych, oraz tego, gdzie podziewa się ojciec.
- Demon, wdałam się w ojca. Tak samo, jak Zero. - rzekła.
- Wspomniałaś, że Zero odziedziczył po matce i ojcu? - dopytała. Najwyraźniej chciała, wiedzieć dokładniej. Jak to w ogóle możliwe. Miło, że tak ją to zainteresowało. Przynajmniej może czuje się znacznie lepiej. Zamówiłem też wcześniej, gdy szedłem do łazienki. Zahaczyłem o kelnera i domówiłem dla dziewczyny, to czemu się tak przyglądała. Najwyraźniej miała problem w przeczytaniu. Niekiedy i my mamy, ale to nie przeszkadza, nam w zamówieniu. Gdyż przeważnie można dopytać albo użyć czaru.
- Jestem jak matka, mieszańcem. Mam w sobie geny ojca i matki. Od matki wiedźmińska cześć, a od ojca demoniczną. - wyjaśniłem dziewczynie.
Po przyjściu kelnera, każde z nas dostało swoje zamówione desery, napoje i coś, co zaskoczyło dziewczynę.
- Ja tego nie zamawiałam. - wyjaśniła.
- Widziałam, jak się przyglądałaś, jakbyś chciała spróbować, więc zamówiłam dla ciebie. - rzekła siostra. Lepiej, żeby ona to powiedziała niż ja. Gdy kelner odszedł. Siostra przesunęła krzesło, by być bliżej dziewczyny. Najwyraźniej chciała z nią porozmawiać i dać jej coś, co jej pomoże czytać, bądź rozumieć tego, czego nie wie i nie rozumie. Nie wiem, nawet czy to przyjmie. Znając jednak Nexus, dociśnie dziewczynę, by przyjęła i przyjmie. Nexus się nie odmawia, a nawet jeśli się ktoś uprze.. Wolę nie być na ich miejscu.
Cisza panowała między nami, dopóki nie pojawiła się Soul. Przywitała się z dziewczyną, jej wzrok mógł przewiercić ją na wylot. W dalszej części tego, co wyjawiła, wydawało się znacznie coś więcej. Dlatego też, gdy zjedliśmy, po kilku minutach już wyszliśmy z kawiarni. Wymieniłem się z Soul jedynie spojrzeniami, po czym obie dziewczyny zniknęły. Hiun chciała iść do jakiegoś sklepu, dlatego też zabraliśmy się we troje z Aishą. Nie było mowy o ucieczce albo wymigiwaniu się, gdyż skoro się lubią, czemu nie miałyby spędzać czasu razem.
Poczułem, jednak jak obie zaczynają się dziwnie zachowywać. Przysunąłem dziewczynę do swego boku, po czym wyszeptałem siostrze kilka słów. Mężczyzna, który najwyraźniej znał dziewczynę, ona nie chciała go widzieć. Dlatego też bez ogródek, mogłem ją przysunąć do siebie.
- Kim on jest Aisha!? Idziesz ze mną! - głos mężczyzny był koszmarny, cuchnął i widniały na jego ciele liczne zadrapania. Wzdrygnięcia dziewczyny, były ledwo dostrzegalne, starała się być twarda. Jednakże czułem i widziałem, że cała drży.
- Kotku kto to jest? - spytałem dziewczyny.
- Mama, tata. - zawołała Hiuntus. Skoro się zabawiamy to na całego.
- Jaka mama. Kim jesteś. Oddawaj mi ją, nie należy do ciebie. - zaczął się unosić. Uśmiechnąłem się, a tuż po dosłownie chwili zobaczyć można było węża owijającego się wokół jego ręki, on najwyraźniej był zajęty. Zbliżał się, aż w końcu po odczuciu ukąszenia, mogliśmy się rozpłynąć w powietrzu. Dokładniej to zniknęliśmy z pola widzenia. Wówczas puściłem dziewczynę, gdy oddaliśmy się znacznie bardziej, od tamtego niemiłego gościa. Puściłem Hiun, gdyż to miejsce było przyjazne dla niej. Pobliskie driady i nimfy, traktowały ją niezwykle dobrze, starały się nawet pomóc, by mogła żyć jak zwyczajna dziewczynka. Jednakże nie wiedzą, czy schowanie ogona, nie poskutkuje jakimś innym smoczym czynnikiem.
Oparłem się o drzewo, uważnie obserwowałem dziewczynę, by dowiedzieć się, o co tu chodzi.
- Kim jest ten czubek? Najwyraźniej cię zna, a ty go. - spytałem, po chwili dodałem. - Jeśli nie chcesz mówić, to nie musisz. - może za daleko się zagalopowałem.

Aisha?

Od Hyo cd Ena

Krwawa noc powoli dobiegała końca, co było cudownym ukojeniem. Jednakże wiedziałem, że przez kilka następnych dni będę musiał się pilnować. Dobranie się do chłopaka, było czymś, w rodzaju kwestia czasu. Jeśli pozwoli mi być blisko siebie oraz sączyć od czasu jego krew to może mi przejdzie. Choć chęć dotknięcie jego jasnej i delikatnej skóry, kusi bardziej niż ktokolwiek bądź cokolwiek innego. Droga do akademii wydawała się dłuższa. Dlatego też w końcu wziąłem Ene "w stylu panny młodej", by mu ułatwić życie oraz był wystarczająco wymęczony. Dzięki mnie będziemy szybciej na miejscu oraz będzie mógł odpocząć w mych ramionach. Był lekki, trzymanie go na swoich rękach, było przyjemne. Gdyby nie był zmęczony, zapewne nie dałby mi nawet podnieść. Teraz jednak nie był na tyle silny, by odmówić.
Dotarcie do Ardem, a potem pokoju Eny zajęło dosłownie chwilę. Gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia. Odstawiłem chłopaka na łóżko. Musnąłem jego policzek, dotknąłem jego miękkich włosów i posłałem mu uśmiech. Teraz będzie trzeba go pilnować, bo ponownie ktoś go porwie. Po odsunięciu się od niego ściągnąłem swoje górne ubrania, by odkryć swój tors. Ruszyłem prosto do łazienki, chciałem wziąć prysznic. Zostawiłem uchylone drzwi, gdyż gdyby Ena do mnie dołączył, mogłoby być naprawdę miło, ale zapewne tego nie zrobi.
Kolejne kilka minut zajęło zmycie i pozbycie się zapachu krwi z mojego ciała i włosów. Gdy wyszedłem z łazienki, byłem już przebrany. Ena robił coś do jedzenia. Podszedłem bezszelestnie do pleców chłopaka. Odsunąłem jego kosmyki włosów na bok, by móc się zbliżyć do szyi chłopaka. Zahaczyłem kłami o szyję i ramię chłopaka. Wzdrygnął się na sam mój dotyk, ale po chwili rozluźnił i dalej robił swoje. Objąłem go w pasie i złożyłem jedynie kilka pocałunków na jego szyi, ramieniu oraz karku. Chciałem, by na mnie spojrzał, ale nie chciałem mu przeszkadzać. Mruczałem i wtuliłem się w chłopaka, nie chciałem już go nigdzie puszczać samego. Obserwowałem, jak wykonuje czynności. Musiałem go jednak puścić, by mógł sobie nałożyć.
Ruszyłem do swojej torby, która leżała w rogu pokoju. Wyjąłem z bocznej kieszeni książkę, która była zamknięta na zamek. Nigdy wcześniej jej nie czytałem, była jedyną książką, której nie przeczytałem. Wszystkie inne pamiętałem już na pamięć. Mógłbym je wyrecytować. Odłożyłem książkę na biurko, po czym spojrzałem na Ene. Jadł. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niego.
- Nakarm mnie aaa.. - otworzyłem buzie, czekałem, aż nakarmi mnie swoim jedzeniem. Mówiłem to tak pół żartem, pół na serio. Ena mnie nakarmił, co mnie zaskoczyło. Najwyraźniej był w takim stanie, że mogło się wszystko stać. Kilka razy mnie nakarmił. Po jedzeniu ruszył wziąć prysznic. Niewiarygodne ile miał jeszcze siły. Przez pół drogi szedł, te wszystkie wrażenia, a potem mógł chwilę odpocząć w mych ramionach. Z chęcią ponownie bym go wziął na ręce. Zajrzałem do mini lodówki, którą jakiś czas temu przyniosłem do pokoju chłopaka. Mieszkam w nim, gdy mogę i gdy mam ochotę. W moim jest dużo miejsca, ale jest pusto i w Corvine się nic nie dzieje. Znaczy dzieje, ale to zawsze jest jakiś chaos, albo spokój. Tutaj jednak zawsze coś się wydarzy, ktoś wpadnie, zobaczę ciekawe i speszone zachowanie chłopaka. Ciekawi mnie to, co siedzi w jego głowie.
Po usłyszeniu hałasu wszedłem do łazienki. Musiałem zobaczyć co się wydarzyło. Niektóre rzeczy spadły z półki, a ręcznik był za daleko. Dodatkowo Ena miał coraz mniej siły. Wyłączyłem wodę, gdy był już umyty. Wymamrotał coś o odżywce. Dlatego zakasałem rękawy. Okręciłem go w pasie ręcznikiem. Trzymałem go i pomogłem nałożyć mu odżywkę i spłukać włosy. Potem gdy był na wpół przytomny, wytarłem jego ciało delikatnie z wilgoci, po czym ubrałem. Trochę mi sam w tym pomagał. Wysuszyłem mu włosy, gdy to robiłem, on przytulił się do mnie. Mogłem wyczuć, że pilnie potrzebuje snu. Najlepiej dwa dni, bo przez tyle będzie je odzyskiwał.
W końcu go ułożyłem w łóżku, musnąłem wargami jego czoło. Gdy chciałem odejść, nie mogłem. Trzymał mnie przytulony. Pogłaskałem go po głowie i położyłem się obok niego. Noc spłynęła całkiem spokojnie. Udało mi się zacząć czytać tę zamkniętą księgę. Czytałem ją wolno kilka razy, każdą stronę. Chciałem wyłapać wszystko, co jest tam umieszczone, oraz co to może znaczyć.
Wstałem i zasłoniłem okno zasłonami, mimo to światło przebijało się przez nie i oświetlało pokój. Słyszałem też kroki, które się zbliżają. Wiedziałem, kto idzie, już wielokrotnie zawitał do pokoju swego przyjaciela. Spojrzałem ponownie na śpiącego Ene, odgarnąłem zabłąkane kosmyki, oraz go szczelniej przykryłem. Po czym udałem się do drzwi i je otworzyłem, wychodząc z pokoju. Asai się zjawił i nie był on sam, tuż za nim zjawiły się jakieś dwie inne osoby.
- Gdzie Ena? Wrócił? Co z nim? Musi porozmawiać z nauczycielami. - to Asai, to tamtejsza dwójka zaczęła się odzywać. Tak jakby próbowali się przekrzyczeć. Jednakże uniosłem dłoń i ułożyłem palec na ustach, który sygnalizował, by byli "cicho".
- Ena będzie spać dziś i jutro możliwe, że się obudzi. Jest zmęczony i musi odzyskać siły. Teraz śpi. Upewnijcie się, że tamtejsze dziewczyny wszystko wyjaśnią i zapewne także odpoczywają. Nie męczcie go i nie przychodźcie. Kolejne podnoszenie tonu nic nie wskóra, a może skutkować waszą krwią. Więc zmiatać mi stąd. - mój ton był początkowo spokojny, ale później już pod koniec zacząłem warczeć na nich. Nie pozwolę im przeszkadzać Enie. Zajrzeli jedynie i zobaczyli, jak Ena śpi, po czym nieco źli poszli sobie. Asai jednak pozostał, ale nic nie powiedział i on także po kilku kolejnych ciągnących się minutach poszedł. Wróciłem do pokoju i zamknąłem tym razem drzwi na zamek. Wsunąłem się do łóżka chłopakowi.
Chciałem dalej czytać książkę, ale poczułem dotyk chłopaka, gdy na niego spojrzałem, przytulił się do mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie i pogłaskałem go po głowie, najwyraźniej był spięty, a ja i mój dotyk go rozluźniło. Mogło, by tak pozostać już na zawsze. To będzie pierwszy taki dzień, kiedy możemy spędzić go sami od rana do wieczora. Miło, by było, gdybyśmy mogli częściej tak spędzać czas.

Ena?

sobota, 21 sierpnia 2021

Od Eny CD. Hyo

Zapach krwi drażnił mój nos. Zamknąłem oczy, próbując skupić się na czymkolwiek innym. Przysiadłem na ziemi. Zaplotłem nogi, prostując plecy, gotowy do medytacji. Prawdę mówiąc, miałem już serdecznie dosyć tej sytuacji. Liczyłem, że Hyo niedługo wróci i wspólnie będziemy mogli powrócić na tereny akademii. Wprawdzie nic nie powstrzymywało mnie, przed tam, aby ruszyć przodem samemu - w końcu pomoc już przybyła. Nie chciałem jednak zostawiać wampira samego. Pomógł mi. Nie wchodziło więc w grę porzucenie go tutaj. Oczywiście, doskonale wiedziałem, że chłopak bez problemu radzi sobie w każdej sytuacji, ale tylko tyle mogłem dla niego zrobić. 
Po jakimś czasie Hyo w końcu pojawił się na niewielkiej polance. Tajemnicza aura, która go otaczała, ciągle tam była. Jej energia niepokoiła mnie. Wydawało się, że chłopak ledwo potrafi sobie z nią poradzić. Wiedziałem, że nigdy by się do tego nie przyznał, ale potrafiłem to wyczuć. Chociaż właściwie, młody wampir zachowywał się inaczej. Samo obserwowanie, jak oblizuje krew z palców wywoływało we mnie dziwne emocje. Mimowolnie odwróciłem spojrzenie. Padło ono na moje własne dłonie. Również były one ochlapane posoką. Zmarszczyłem nos z małym wstrętem. 
Udało mi się znaleźć czysty kawałek materiału, Wytarłem o niego ręce. Kąpiel. Zasadniczo potrzebowałem kąpieli. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio miałem szansę zadbać o siebie. Włosy niestarannie splątały się podczas porwania, a same ubrania w wielu miejscach zostały pobrudzone. Na pewno wyglądałem jak siedem nieszczęść! 
Chociaż sam miałem się za całkiem dobrego wojownika, potrafiłem zauważyć w sobie wadę wygodnictwa. Szybko skarciłem się w myślach za próżność. Tak wiele osób mogło stracić życie, a ja myślałem tylko o tym, że miałem źle ułożone włosy. Wychowywanie na dworze, pełnym służby i samych wspaniałych osobistości, często dawało o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach. Nazwanie mnie "rozpieszczonym dzieciakiem", choć obraźliwe, czasami pasowało idealnie. Muszę to w końcu zmienić. Nie mogę w końcu całego życia spędzić na byciu księżniczką. W trudnych chwilach potrafiłem zachować zimną krew i stanąć do walki, ale poza tym zdawało się, że jestem zwykłą damą w opałach. Nie lubiłem tego. Nie chciałem, aby inni się o mnie martwili czy narażali własne życie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że moje umiejętności obrony nie stanowiły jeszcze zadawalającego poziomu. Właśnie z tego powodu jako akademię wybrałem Ardem. Chciałem całkowicie poświecić się sztukom walk. Zignorowałem potencjał używania magii. Szczerze mówiąc, to aspekt duchowej energii nigdy nie należał do mojej mocnych stron. Oczywiście sprawnie radziłem sobie przy prostych zaklęciach tarczy, ale skomplikowane formuły leżały poza moimi granicami. Zbyt trudne. 
- Ena, wszystko w porządku? - Nagły głos wyrwał mnie z zamyślenia. Hyo stał przede mną, machając dłonią tuż przed moją twarzą. 
- Tak, tak, przepraszam - powiedziałem pośpiesznie. Otrząsnąłem się, jakby w akcie odganiania wszystkich męczących myśli. Czułem się niczym chodząca sprzeczność. Ta cała sytuacja chyba trochę podłamała mnie na duchu. Możliwe, że dopiero teraz schodziły ze mnie wszystkie nerwy, a adrenalina przestawała działać.  
- Zapytałem, jak się czujesz - powtórzył chłopak. Wyciągnął do mnie dłoń. Sam usiadł na trawie przy pobliskim drzewie, ciągnąc mnie za sobą. Uklęknąłem obok niego. Moje białe szaty spłynęły po ziemi, tworząc wokoło mnie jasny okrąg.
- Już dobrze, naprawdę. - Uśmiechnąłem się. Przez lekkie przechylenie głowy, długie kosmyki osunęły mi się na twarz. Odgarnąłem je więc za uszy. 
- Wyglądasz na zmęczonego - stwierdził Hyo. Zgarnął mnie w ramiona. Skorzystałem z okazji na przyjemny odpoczynek i oparłem się o niego. 
- Czuję się równie kiepsko - zaśmiałem się cicho. - To zbyt wiele, jak na jeden dzień. Możemy już wrócić? 
- Dla ciebie wszystko. - Chłopak dał ręką gest swoim przyjaciołom, że to czas się zbierać. - Dasz radę iść sam? 
Zdawałem sobie sprawę, że chłopak najpewniej pomógłby mi się dostać na tereny akademii. Nie mogłem na to pozwolić. Hyo i tak zrobił już dzisiaj wystarczająco. 
- Nie ma problemu, mam jeszcze wystarczająco siły - zapewniłem. Wstałem z miejsca i otrzepałem się z trawy. Faktycznie ledwo trzymałem się na nogach, ale nie dałem tego po sobie poznać. 
- Wracajmy. 
Droga przed nami była długa. Samo pokonanie lasu zajęło nam mnóstwo czasu. Budynki ku uciesze naszym oczom zaczęły się wznosić mniej więcej po upływie połowy nocy. Księżyc i gwiazdy dalej widniały nam nad głowami. Kto by przypuszał, że to wszystko trwało tak krótko. 
- Właściwie, ile mnie nie było? - zapytałem, dorównując kroku Hyo.
- Koło jednego dnia - odparł. - Nie tak długo. 
Jeden dzień? Nic dziwnego, że ciągła noc mnie zaskoczyła. Minęło tyle czasu. 
- Obawiam się, że straciłem rachubę - zaśmiałem się niezręcznie. - Jesteśmy już blisko - dodałem, kiedy zbliżyliśmy się do pierwszych zabudowań. 
Akademie znajdowały się niemal po drugiej stronie miasta. Miałem jednak motywację, aby jak najszybciej dostać się do swojego pokoju. 
- Jedyne o czym marzę to kąpiel, ciepły posiłek i sen - wypaliłem, mówiąc szybciej niż myśląc. - To był ciężki tydzień. 
W ostatnim czasie nie miałem nawet chwili spokoju. Prawdopodobnie potrzebuję odpoczynku. Pilnie.

<Hyo?>

czwartek, 19 sierpnia 2021

Od Sarli do Lilith

Pierwszy dzień w szkole, której nigdy się na oczy nie widziało, zawsze był trudny. Razem z siostrą zostałyśmy wyrzucone na wody, na których nie była żadna inna wiedźma i musiałyśmy same sobie z tym poradzić, z dala od domu i rodziny. Rozumiałam oczywiście, dlaczego nasz sabat wysłała nas do innego państwa, do miejsca, w którym dawno nie było żadnej wiedźmy. Sojusznicy zawsze się przydają, a przy ciągłych bitwach oraz walkach i jej rasa mogłaby skorzystać. W końcu zostały stworzone, by zabijać i nieść śmierć z powietrza jak i z ziemi. 

Teraz, stojąc przed budynkiem wielkiej akademii, czuła się nieswojo, jakby znajdowała się w miejscu, w którym nie powinno jej być. Jej domem były góry i lasy, niebo, po którym mogła sunąć na grzbiecie swojej wywerny. A nie grube ściany, w których będzie musiała wytrzymywać w salach, by uczyć się tego co inni, tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy. Z powodu swojego pochodzenia mieliśmy do wyboru dwie akademie - Ardem i Corvine, mnie bardziej ciągnęło do tej pierwszej, mogłabym tam wyładowywać frustrację podczas zajęć. Jednak Starszyzna stwierdziła, że to właśnie Corvine będzie lepszym wyborem, z powodu dzieci bogatych i wpływowych osób, które się tam uczą. 

- Coś czuje, że po tygodniu nas wyrzucą - mruknęłam do siostry, która nadal wpatrywała się w horyzont. Dyrektor nakazał nam pozbyć się naszych wierzchowców, podczas gdy będziemy znajdować się w budynku. Dlatego też kazaliśmy im się gdzieś schować i poczekać do naszego powrotu. - Albo będą mieli nas dość.

Lilith niezbyt zareagowała na moje słowa, nie zdziwiło mnie to jakoś bardzo. Od zawsze to ja byłam tą, która uwielbiała gadać i oczarowywać osoby wokół mnie. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy takie znajomości się przydadzą, dlatego starałam się być w oczach wielu osób istotą idealną i piękną. Zawsze pozwalałam mężczyzną myśleć, że mają nade mną przewagę i udawałam, że jestem zafascynowana ich siłą. Nikt nigdy nie zauważył, że grał w moją grę, w której był tylko zwykłą marionetką. Spojrzałam z błyskiem w oku na Akademię. Będzie niezła zabawa. 

~*~

Spotkanie z tym nadętym facetem, który był dyrektorem placówki był okropny. Zachowywał się jak gbur, który pozjadał wszystkie umysły. Miałam ochotę trochę mu powiedzieć, by zdusić jego temperament, ale jedno spojrzenie w stronę siostry zgasiło mój zapał. Ona także była wściekła, ale przecież nie mogłyśmy dać się wyrzucić pierwszego dnia. 

- To co najpierw robimy? - spytałam Lilith, gdy w końcu mężczyzna od nas odszedł. Zostałyśmy poinformowane, że zajęcia zaczynają się dopiero jutro dla naszej dwójki i, że dzisiaj możemy zwiedzić szkołę.

<Lilith?>

środa, 18 sierpnia 2021

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (6/?)

Dzap.
– Świetnie! – zawołał ojciec. – Jesteś już praktycznie weteranem!
Teava opuścił łuk, który trzymał w ręce. Wynurzył się zza krzaków, podszedł do leżącego nieopodal martwego już zająca. Wyjął z nieruchomego ciała strzałę, ranę natarł śniegiem, po czym wziął ostrożnie zwierzaka za uszy, żeby nie ubrudzić się krwią.
– To twój piąty zając, trzeba to uczcić! – oznajmił ojciec, gdy podszedł do niego.
Teava zmierzył wzrokiem zająca.
Na początku, gdy po miesiącach treningu rodzic postanowił go wreszcie zabierać na polowania, chłopak nie przypuszczał, że upolowanie pierwszego zająca przyjdzie mu z takim trudem. Pomijając fakt, że ogólnie te małe ssaki były strasznie szybkie i zwinne, pozbawienie jednego z nich życia nagle wydało mu się czymś okropnym. Bo on przecież przyjaźnił się z każdym zwierzęciem, z jakim mógł, a tu miał je zabijać. Przez dobre trzy tygodnie nie był w stanie zebrać się w sobie. Na szczęście pomógł mu ojciec. Tak jak lis poluje na zające, żeby jeść, tak my też musimy; trzeba jakoś przetrwać, zwłaszcza w azeberskich warunkach – te słowa chyba na zawsze utkwią mu w pamięci.
– No to co, to dzisiaj nasza kolacja? – spytał ojciec, uśmiechając się.
– Mhm! – odparł żywo Teava.

Jeśli odwrócisz się do mnie plecami, nie zostawisz mi wyboru...

 też będę musiała się odwrócić. Tylko tak dalej, 

a staniemy się przeciwnikami.


|Godność| Sarli Rhasald

|Pseudonim| Cicha, co jest pewnym żartem co do jej osoby.

|Rasa| Krwawa Wiedźma

|Wiek| 18 lat

|Płeć| Kobieta

|Pochodzenie| Wraz z Lilith pochodzi ze starego rodu krwawych wiedźm. Jej ród trzymał się z daleka od wszystkich innych ras w starym zamczysku otoczonym gęstym lasem. To tam wśród innych były szkolone i uczone nieufności wobec istot mieszkających za bezpiecznymi murami. Jednak z roku na rok, gdy sytuacja robiła się coraz cięższa najstarsza z rodu postanowiła, że trzeba zakończyć izolację od reszty świata. Dlatego też wysłała dwie z najbardziej uzdolnionych uczennic do akademii, by pozyskały one potrzebne im współpracę.

|Orientacja| Heteroseksualna, jednak nie jest tego tak w 100% pewna - jak do tej pory nie miała żadnych miłosnych historii, przez co nie umie do końca utożsamić się z jakąkolwiek orientacją.

|Rodzina| 

  • Serafina Rhasald: matka, która krótko po drugich urodzinach swoich córek odeszła od rodziny. Niestety nikt nie wiedział jaki był powód jej odejścia, jednak nikt nigdy nie starał się jej szukać, tym bardziej gdy ojciec wraz z córkami się wyprowadzili. Od czasu do czasu słychać pogłoski o jej pojawieniu się, jednak nie wiadomo czy są to prawdziwe informacje. Sarli gdy dorosła, nie chciała jej szukać, nie wypytywała o nią, czując wstręt do jej osoby. Wiedziała, że jest jej wdzięczna tylko za jedną rzecz - za geny, które po niej odziedziczyła. Dzięki urodzie i umiejętnościach zdobyła w swoim życiu dużo i nie miała zamiaru z tego rezygnować. 
  • Fabien Rhasald: ojciec, który kocha swoje córki nad życie. To właśnie on zaproponował Sarli by poszła do Akademii i kibicował jej podczas przygotowań, ponieważ wiedział, że jego córki pomogą im w utrzymaniu dumy swojego rodu. Także nie podzielał tego by dzieci po dorośnięciu szukały matki, ma jej złe, że zostawiła go ot tak, nie mówiąc nawet słowa pożegnania. Jednakże jest szczęśliwy, że ma dwójkę tak wspaniałych dzieci, które są nowym pokoleniem ich rodu jak i jego podparciem na przyszłość. Jednakże boi się, że w przyszłości Serafina wróci i namąci im w głowach, obróci przeciw niemu. 
  • Lilith Rhasald: siostra, która jest jej jedynym oparciem wobec codziennego życia. Nie zwierza się jej z problemów, sądząc, że jej siostra wcale się tym nie przejęła, bo pomimo ich mocnych więzów krwi, nie widać jak silna jest ich wieź, dopóki nie skrzywdzi się jednej z nich.
  • Oliver Rhasald: dziadek, który sprawuje pieczę nad zamkiem jej rodu, który niestety już lata swego piękna ma dawno za sobą, choć ruiną nazwać się go nie da. Mężczyzna surowy i zawzięty, nie przyjmuje odmowy. Jednakże podczas wieczornych chwil spędzonych przez kominkiem z Sarli i Lilith to właśnie on częstował ich czekoladowymi cukierkami, opowiadając historie ze swojego uczęszczania na zajęcia i na temat swoich misji. Często zagaduje wnuczkę o to jak jej się powodzi i kiedy będzie mógł zobaczyć jej wyniki, jednak ani razu nie przybył by zobaczyć jak sobie radzi. 
  • Clementine Rhasald: babcia. Kobieta wręcz wyjęta z telewizora - nienaganna fryzura (zawsze upięta w kok), twarz o wiele młodsza niż wskazuje na to wiek, robiąca własnej roboty ciastka. To właśnie także po niej Sarli zyskała swoją urodę, której babci w młodości zazdrościła niejedna kobieta. Była prawa ręka dyrektora placówki Corvine, jednakże po jego śmieci, odeszła by spokojnie nacieszyć się starością. Pomimo swojej emerytury w jakimś stopniu sprawuje pieczę nad sprawami Akademii, z powodu jej doświadczenia zarówno z praktyk jak i wieku. Niejednokrotnie pisano do niej by pomóc w jakieś sprawie a ona przez swoje miękkie serce zawsze się zgadzała.

|Charakter| Jest okrutna, sarkastyczna, dumna i manipulująca. Pomimo tego często stara się zrozumieć swoje emocje chowając się pod maską szyderstwa i okrutnych uwag. Przyznaje - jest dobra w strzeżeniu swojego serca, dzięki czemu zachowuje się tak jakby go nie miała. Lecz pomimo swojego udawania, dostrzec w niej można łagodniejszą stronę wraz ze strachem, wstydem, pożądaniem czy troską. Kiedy jest zdenerwowana, bądź czuje, że grunt usuwa się jej spod nóg, uśmiecha się. Jest znana ze swoich czarujących i dowcipnych zdolności, które pozwalają jej chytrze uciec przed niebezpieczeństwem i kłopotami. Słodka gaduła, która może namówić prawie każdego na wszystko czego zapragnie - wie jak oczarować tłum i go zabawiać. Jest bardzo dobra w udawaniu głupca, by ukryć własny spryt. Jej odwaga pozwala jej na odsunięcie swojego lęku na bok, w każdej sytuacji. Często się boi, ale zawsze stara się pozostać zimna i nigdy nie pozwolić innym zobaczyć jej strachu. Uparta, pracowita, ambitna dziewczyna, uwielbiająca strategię. Dla osób  bliskich jej sercu pokazuje drugą stronę, która kocha i odda życie bez względu na wszystko. Sarli ma potrzebę ciągłego udowadniania swojej wartości, przez co często wpada w tarapaty. 

|Umiejętności|

  • Tak jak każdy w jej klanie manipuluje krwią. Gdy zdobędzie dostęp do czyjejś krwi, może zrobić wiele różnych rzeczy - za zgodą lub bez zgody właściciela owej czerwonej cieczy. Potrafi ona także tkać krew, dzięki temu może wywołać martwicę komórek oraz natychmiastowy zgon. Najczęściej jednak korzysta z umiejętności uzdrawiania nawet najcięższych ran.
  • Jak każdy z rodu Rhasald posiada swoją wywernę, którą otrzymała w swoje 10 urodziny. Spośród wszystkich latających bestii w wielkiej sali, jej wybór padł na Azure  - czerwonego samca, który jako jedyny próbował wyrwać się z łańcucha, który trzymał jego głowę przy ścianie. I właśnie tylko dzięki jego sile i inteligencji została powietrznym wojownikiem, który czując pracę mięśni stworzenia, na którym leci, przestała bać się jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. 
  • Dzięki szponom wykonanym z żelaza, na kopię tych, które posiada Azure, potrafi rozszarpywać wrogów własnoręcznie. Nie brzydzi się ubrudzenia dłoni krwią czy pobrudzenia sobie stroju. Przez to też rzadko używa broni, ponieważ twierdzi, że jest to niewygodne przedłużenie ręki, które wadzi. Jedyne co używa to sztylety, którymi ciska w przeciwników z niebywałą gracją. 
  • Ma doskonały węch i wzrok. Widzi w ciemności niczym kot, co pozwala jej tropić ofiary nawet w największych ciemnościach. Jej węch wyczuwa także magię, czuje wtedy dość specyficzny zapach, który informuje ją jak silny przybysz. Często ratowało jej to życie, ponieważ zawczasu mogła przygotować się do potyczki bądź uciec. 

|Inne| 

  • Uwielbia jeść. Przez swoje ćwiczenia często jest głodna, co jednak nie ma wpływu na jej wagę. Wciąż jest szczupłą kobietą, dlatego wszyscy, którzy zobaczą ile pożywienia w siebie wchłania, przyrównują ją z niejednym mężczyzną. 
|Sterujący| Pandzika [howrse/doggi-game], pandzika@gmail.com, Pandzika#6611

wtorek, 17 sierpnia 2021

Od Luciena CD. Darumy

 Czułem się o wiele lepiej, gdy opowiedziałem o wszystkim Darumie. To nie tak, ze cały czas pozostawało to tajemnicą. Wszyscy, którzy byli w moim bliskim kręgu wiedzieli o tym co mi się wydarzyło. W końcu byli częścią tej historii i pomogli choć częściowo wyzwolić się spod bólu spowodowanego stratą ukochanej osoby. Jednak miło było wiedzieć, że i centaur rozumiał co czuje, pomimo tego, że dorastaliśmy w innym towarzystwie i innych kontynentach. Spojrzałem na chłopaka, który zajęty był rozglądaniem się wokół siebie. Miłość przyjdzie, gdy pokochasz siebie. Usłyszałem te słowa od pewnej kobiety, przy której siedziałem, gdy umierała. Jej miasteczko zostało zaatakowane a ja nie dałem rady uratować wszystkich jego mieszkańców. Nie wiedziałem skąd wiedziała co kłębiło się w mojej głowie, ale widząc krew na jej dłoniach, szyi, ubraniu...Czułem, że to moja wina. A ona czuła mój ból, pomimo, że nie był on widoczny dla innych. 

Zacisnąłem palce na nasadzie nosa, próbując znów zaszufladkować to wspomnienie w głębi mojego umysłu. Nie potrzebowałem teraz o tym rozmyślać, ponieważ wiedziałem, że jej słowa nigdy nie stanął się prawdziwe, nie ważne ile bym się starał. 

~*~

Odwróciłem wzrok słysząc słowa wojowników wchodzących do namiotu. Nie zdążyłem powiadomić ich o śmierci dowódcy jak i zastanowić się nad jego zastępcą. Po głowie chodził mi dość szalony pomysł, który bardzo chciałem zrealizować, jednak najpierw musiałem zastanowić się nad wszystkimi pozytywami i negatywami jakie za sobą poniesie. 

- Może przeniesiemy się w inne miejsce? - nagły głos Darumy wyrwał mnie z rozmyślenia. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że od dobrych kilku minut nie wiedziałem co dzieje się wokół mnie. 

- Możemy - odchrząknąłem, wstając z miejsca. Po drodze zabrałem talerze i zaniosłem do prowizorycznej kuchni by je umyć. Nienawidziłem, gdy ktoś robił to za mnie, jednak w pałacu Rhysa nie miałem na wpływu. Zawsze zanim zdążyłem się podnieść, ktoś zabierał mój półmisek i uciekał do kuchni. Przecież nie będę się z kimś ścigał i wyrywał mu talerza z dłoni. 

Ruszyliśmy w stronę zbocza góry, z którego widać było większą część ziem księcia. Uwielbiałem widok z tego miejsca, jednak tym razem nie podszedłem na tyle blisko by moje palce wystawały zza krawędzi. Nie wiedziałem by centaur lubił tak wysokie miejsca, dlatego nie chciałem go stresować.

- Przychodziłem tutaj po ćwiczeniach by się uspokoić - mówiłem na tyle cicho, by nie wywołać echa. Nie chciałem zwalić na nas śniegu. - Uwielbiałem wpatrywać się w horyzont i rozmyślać nad tym co znajduje się za horyzontem. Nigdy wtedy nie byłem poza naszymi granicami, więc była to dla mnie wielka zagadka. - oparłem się o drzewo, które jako jedyny gatunek tutaj potrafiło istnieć w takich warunkach. 

- Pięknie tutaj - Daruma rozejrzał się wokół. Czułem, że pokazując mu miejsca, w których czułem się dobrze, pokazywałem mu część prawdziwego siebie, odsłaniałem skorupę, którą utwardzałem przez wiele lat swojego życia. Moją uwagę od chłopaka odciągnął widok małego kwiatu rosnącego na zboczu niedaleko nas. Centaur nie zauważył, że się oddaliłem, a ja jak zahipnotyzowany ruszyłem w stronę rośliny. Była dość niepozorna. Niebieskie płatki z białymi zdobieniami i biała łodyga, wręcz idealnie kamuflowała go w otoczeniu. Sięgnąłem do niego i delikatnie zerwałem, nie chcąc go zniszczyć. Nie widziałem wokół innych, dlatego stwierdziłem, że pewnie inni je zabrali - w końcu to miejsce było ogólnodostępne. Wpatrując się w niego, wróciłem do Darumy, wyciągając dłoń w jego stronę. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, jednak po chwili bez słowa go wziął, obracając go w dłoni. Jego delikatny uśmiech, który próbował zakryć, zdradził mi, że spodobał mu się ten prezent. A ja ze zdziwieniem zauważyłem, że byłem z tego zadowolony. 

~*~

Nastał wieczór i oboje siedzieliśmy przy ognisku wraz z innymi wojownikami. Stwierdziłem, że po śmierci dowódcy by podnieść trochę morale pozwolę im się zabawić, pozwalając zapomnieć o wieczornym treningu. Jeden wieczór przecież w końcu ich nie zbawi. 

- Darumo, skąd masz ten kwiat? - nagle jedna z kobiet usiadła przy chłopaku. Spokojnie popijałem grzane wino, wpatrując się w nią.

- Dostałem - nie powiedział oczywiście od kogo, ale pewnie nie chciał by zniszczyła się moja reputacja. W końcu który normalny wojownik rozdaje kwiatki. Spojrzałem na kwiat znajdujący się we włosach Darumy i uśmiechnąłem się lekko. 

- Najczęściej dostają to towarzysze od swoich ukochanych, by wyznać im swoją miłość. To coś jak pierścionek zaręczynowi. Nie wiem czy o tym wiedziałeś, ale to tak jakbyś zaakceptował zaręczyny - zaksztusiłem się winem, uważając by go nie wypluć. Poczułem pieczenie w gardle, które próbowało wyksztusić substancję. Co ja mu do cholery dałem?! - Czuje od ciebie czyiś zapach i jest on dość znajomy, ale-

Pomimo swojego stanu, wstałem szybko chwytając chłopaka za ramię i pomagając wstać. Czułem, że moje policzki są rozgrzane nie tylko z powodu procentów w moich żyłach.

- Przepraszam, ale będziemy już szli spać.

Chłopak patrzył na mnie zszokowany, najpewniej nadal trawiąc słowa kobiety.

<Darumo?>


Ten, kto tańczy ze smokami, musi się liczyć z tym, że spłonie.

 - To nasz symbol - oczy małej dziewczynki, w których odbijały się płomienie ognia świątynnego, wpatrywały się w znak na jednej ze ścian. - Smok, który chroni nas przed złem i wrogami. Swoim płomieniem sprawia, że nigdy nie jest nam zimno, a jego męstwo towarzyszy nam podczas bitew.

Rin nie mogła oderwać wzroku od zielonych kamieni, z których zrobione zostały oczy smoka. Odbijały światło, które sprawiało, że wyglądały niczym ślepia żywego stworzenia, obserwującego wszystko wokół niego. Pomimo tego, że nie rozumiała, o czym mówił jej ojciec, czuła, że były to ważne słowa, które powinna zapamiętać do końca swojego życia. Jej brązowe oczy odwróciły się do mężczyzny, a na ustach pojawił się uśmiech. A on wiedział, że córka wszystko zrozumiała. Widział to w jej wzroku i dumy, która widoczna była w każdym jej ruchu. Moja córka. Następczyni Klanu Taira.


~*~

Dwójka dzieci przebiegła przez główny plac, ścigając się wokół wielkiego drzewa, które rosło na samym środku. Jego gałęzie przyjemnie chłodziły i pozwalały schować się w swoim cieniu, by uciec przed słońcem. Jednak pomimo dużej temperatury, która panowała w tym rejonie, Rin i Zero wcale nie zwracali na to uwagi. Był to jeden z wolnych dni, w których dziewczynka nie musiała przejmować się nauką i mogła w końcu spędzić czas ze swoim przyjacielem. Wtedy jeszcze nie zauważała tych dziwnych spojrzeń mijanych ludzi lub szeptów, w których kryło się jej imię. Dlaczego tak było? Jej rodzina od wieków była znana z najsilniejszych zaklinaczy, którzy sprawowali władzę nad ich klanem. Każdy dziedzic był jeszcze silniejszy od poprzedniego, a stworzenia, z którymi się łączyli, napawało strachem każdego wojownika. Jednak nie było tak w przypadku Rin. Z nadejściem jej narodzin na ich ziemiach nie pojawiło się stworzenie, z którym została złączona. Lecz pomimo tego w tamtym dniu została nazwana przeklętą, ze względu na ogon, który wtedy posiadała. Zniknął on po kilku dniach, jednak nadal wiele osób twierdziło, że jest ona złym omenem, który pogrąży ich wszystkich i zakończy ród Taira. Oczywiście Rin nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, goniąc za swoim przyjacielem. Jej największym pragnieniem w tamtej chwili było spędzić z nim jak najwięcej czasu przed wyjazdem. Wiedziała, że gdy wyjedzie, nie będą widzieli się przez bardzo długi okres czasu, aż zakończy szkolenie. Ojciec już wcześniej poinformował ją o tym, że wysyła ją do miejsca, gdzie jego stary znajomy wyszkoli ją tak, by umiała chronić siebie jak i w przyszłości jej lud. Pomimo początkowego sprzeciwu z jej strony, po kilku dniach sama zdała sobie sprawę, że nic tym nie wskóra. Tylko denerwowała ojca, który z niewiadomych przyczyn coraz częściej zamykał się w sali obrad ze swoimi ludźmi. Wtedy, tak jak teraz, kazał jej iść do miasteczka i nie kręcić się po posiadłości. Dlatego właśnie od razu pobiegła do Zera, który z chęcią przyjął jej propozycję wspólnego wyjścia.

- Już się zmęczyłaś? - zapytał, gdy oparła się jedną dłonią o pień drzewa. Czuła jak płuca rwą ją niemiłosiernie, jednak jej duma nie pozwalała się przyznać, że ten bieg tak ją zmęczył. Od kiedy tylko zaczęła z chłopakiem spędzać więcej czasu, chciała być taka jak on. Wszystkie dzieci w okolicy go szanowały i wzdychały, gdy chwalił się swoimi umiejętnościami. A ona stała, przyglądając się mu i ciesząc, że to właśnie ją wybrał na przyjaciółkę.

- Odpocznijmy chwilę. Muszę się napić.

Zero skinął tylko głową i ruszył po stromych schodach znajdujących się tuż przy krawędzi góry, na której znajdował się plac. Rin zabrała swój drewniany miecz i zrównała z nim krok, przypatrując się mgle, która przykrywała całą równinę pod nimi. Kochała to miejsce całym sercem, był to jej dom, który musiała bronić i któremu musiała pomagać w krytycznych sytuacjach. 

- Boje się - jej szept zniknął pośród wiatru, jednak chłopak i tak ją słyszał. Przystanął, nie odwracając się w jej kierunku. - Kiedy tata mianuje mnie swoim następcą i to ja zacznę panować...Czy będę na to przygotowana? Czy będę miała sojuszników?

- Dasz radę. - Rin zmarszczyła brwi, gdy w końcu na nią spojrzał. Jego oczy przeszyły ją i poczuła, jak rumieniec rozlewa się na jej twarzy, słysząc jego kolejne słowa. - A wiesz czemu? Każdy wróg będzie musiał pamiętać o jednym. Ten, kto tańczy ze smokami, musi się liczyć z tym, że spłonie.


~*~

- Zobaczysz, niedługo wrócę - uśmiech na jej twarzy skutecznie zakrywał jej strach. Okręt już na nią czekał, ale ona nie potrafiła odejść bez pożegnania się ze swoim przyjaciele. - Przecież nie będzie to trwało wieczność.

Czuła, że będzie za nim tęsknić. Nie pokazywała mu tego, jednak na samą myśl, że wyjeżdża bez niego, cierń wokół jej serca zaciskał się, nie pozwalając wziąć pełnego wdechu. Zakochała się. Wiedziała to od momentu, gdy podczas jednego z normalnych dni, gdzie jedli posiłek pod jednym z drzew, spojrzał jej w oczy, a ona miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Jednak nie powiedziała mu o tym. Nawet teraz, gdy wiedziała, że spędzi kilka dobrych miesięcy bez niego u swego boku. 

- Mam nadzieję. Sam wyjeżdżam, ale wrócę do Twojego powrotu.

Jego słowa sprawiły, że jej ciało trochę się rozluźniło. On pewnie nie będzie o mnie myślał. I to właśnie najbardziej ją bolało. Ale jako następca, szkolenie te było jej obowiązkiem, bez którego nie da rady być dobrym przywódcą. Dlatego też, by się nie rozpłakać biegiem ruszyła w stronę statku, słysząc ponaglające je słowa kapitana.

Przed wypłynięciem na pełne morze, ostatni raz odwróciła się do znajomego jej kraju i pomachała chłopakowi na pożegnanie. Kiwnął jej głową, a ona wciąż powtarzała słowa, które jej powiedział jak mantrę. 

- Jestem w końcu Smokiem, wszystko się ułoży - mruknęła sama do siebie i spojrzała na horyzont wody, pozwalając by morskie powietrze owiało jej twarz. 

czwartek, 12 sierpnia 2021

Tak to bywa ze strachem...

  ...budzi najgorsze instynkty.



Akademia

Sarlok 

Godność

Rin z klanu Taira. Jej ród nazywał ją "Druga", co było związane z miejscem w hierarchii, które zajmowała.
Rasa

 Zaklinacz.


Wiek/Płeć/Orientacja

◈ 17 lat

◈ Kobieta

◈ Dziewczyna nadal się tego dowiaduje

Pochodzenie/Status/Specjalizacja

◈ Pochodzi z Kanzawy, jako następczyni klanu Taira, którego symbolem jest smok.

◈ W akademii nie wyróżnia ją nic specjalnego. Nie jest nie miła, ale także nie szuka sobie nowych znajomych. Często pomaga w bibliotece w poszukiwaniu książek, gdy widzi, że ktoś się gubi między półkami.

◈ Dziewczyna po zakończeniu swojej edukacji nie ma pola do popisu. Wrócić do domu, przejąć władzę, gdy już tylko nauczy się współżyć ze swoim demonem. 
Demon/Znak szczególny

 ◈ Ten demon przewrócił życie Rin do góry nogami, zmieniając jej świat nie do poznania. Minoru był smoczym typem demona, który wiele lat spędził zapieczętowany w tajemniczej jaskini. Nikt nie zaglądał w tamte strony z powodu negatywnych pogłosek, które dotyczyły tamtego miejsca. Według plotek każdy, kto śmiał postawić stopę na przeklętej ziemi, miał zostać przeklęty wraz ze swoimi przyszłymi pokoleniami. Podczas tragicznych wydarzeń przywiązał on się do dziewczyny, pomimo jej nienawiści do niego. Jego mroczna strona sprawia, że Rin stara się wcale na niego nie patrzeć, udając, że nie istnieje. Jednakże korzysta z jego mocy, mówiąc, że jest to rekompensata za całą krzywdę, jaką doświadczyła przez niego. Minoru jest dużym stworzeniem, które przywodzi na myśl piękną kulturę Kanzawy. Zacznijmy może od jego charakteru. Pomimo oschłej postawy Rin wobec swojego demona, jest on radosny i uwielbia się bawić. Często hasa wokół niej, nawet nie uważając na otoczenie - często przez to przewraca przedmioty swoim ogonem bądź zahacza o coś rogami. Uwielbia odkrywać nowe miejsca i choć na nowo poznane osoby często prycha i wpatruje się niczym w jedzenie, po kilku chwilach oswaja się, chociaż nie na tyle, by dać się dotknąć czy pozwolić na zbliżenie się do jego właścicielki. Jeśli chodzi o jego wielkość...Jest niżeł-dłużełem, niski a długi. Swój podbródek bez problemu mógłby położyć na głowie Rin, czego najpewniej by nie zrobił, nie chcąc stracić głowy. Czarne łuski z białymi i czerwonymi akcentami przywodzą dziewczynie na myśl barwy jej klanu. Latarnie na jego głowie naprawdę świecą, choć nikt nadal nie wie, jak to działa, nigdy nie są one zapalane, a jednak smok potrafi je gasić i zapalać, gdy tylko chce.

◈ Kiedy Minoru zostaje uśpiony, "oddaje" dziewczynie swój ogon, który sprawia, że lepiej zachować jej równowagę. Od niedawna na jej głowie zaczęły pojawiać się małe różki, które co jakiś czas stają się większe. 

Charakter

Rin bardzo troszczy się o osoby, które kocha. Doświadczyła tyle strat w swoim życiu, że nie chce ponownie przez to przechodzić. Często i mocno reaguje na swoje własne uczucia, co może mieć ukierunkowanie na jej ciemniejsze emocje, które sprawiają, że szybko wpada we wściekłość i ma ochotę kogoś zabić. Przez to często ma kłopoty. Głównie dzięki tym emocjom wciąż czuje w sobie pragnienie zemsty. Mimo że dziewczyna jest wojowniczką, wydaje się być skrupulatna. Jeśli chodzi o jej wygląd, zawsze zwraca uwagę na elementy swojego stroju, które nawiązują do jej klanu. Odczuwa zarówno mocno, jak i głęboko. Podczas gdy jest drażniąca, dowcipna i beztroska, można  ujrzeć na jej twarzy szczęście. Natychmiastową jej reakcją, gdy jest zła lub smutna, jest przekształcenie jej mroczniejszych emocji w ledwo powstrzymywaną wściekłość lub zabójczy spokój. Ma również silny kompas moralny. Chociaż często próbuje stłumić wspomnienia, swojej burzliwej przeszłości, jej doświadczenia ukształtowały ją na kobietę, która nie toleruje niesprawiedliwości. Gdy widzi jej brak, potrafi bardzo silnie ukazać swoje niezadowolenie. Pomaga osobom biednym, gdy tylko widzi, że istnieje taka potrzeba. Nie brzydzi się pracy. Potrafi zakasać rękawy i pomóc nawet przy zwierzętach w chlewie byleby odciążyć kogoś pracą. 

Relacje

◈ Tsuyoshi - ojciec i głowa ich rodu. Mężczyzna posiada pięć demonów, które są jednymi z najrzadszych w swoich typach. Nie trzyma ich przy sobie by wywyższać się swoimi cennymi obiektami, jednak by móc bronić swoich ludzi przed wrogimi jednostkami. Jest surowy i odważny, zawsze podczas osądów idzie za rozumem i dowodami, a nie słodkimi oczami i przysięgami. Podczas treningu córki potrafił rozdzielać od siebie ich życie prywatne a szkolenie, na którym wcale nie przypominał ojca, biorąc pod uwagę jego praktyki, które stosował na swojej córce.
◈ Kasumi - kobieta, która po śmierci jednego ze swoich dzieci straciła kontakt z rzeczywistością. Nie mogła się pogodzić z losem, który ją spotkał, dlatego nikogo nie zdziwiło, kiedy podczas jednego z ciepłych dni, znaleziono jej ciało - popełniła samobójstwo, nie zawracając sobie głowy resztą rodziny i tym jak sobie poradzi bez niej. Przed śmiercią syna była traktowana niczym bogini, wszyscy ją kochali i podziwiali za jej dobro i spokój nawet w najbardziej stresujących sytuacjach. 
◈ Takumi - młodszy, nieżyjący brak, który zmarł w wieku trzech lat, podczas gdy Rin miała zaledwie osiem. Niespodziewanie chłopiec przestał jeść i pić, nie chciał z nikim rozmawiać, ani nie przyjmował leków, które przynosili mu rodzice. Po jego dziwnej śmierci, okazało się, że pewna wiedźma, której nie spodobała się odmowa głowy klanu, rzuciła na niego klątwę, by sprawić im ból. 
Zero Harpender - przyjaciel z dzieciństwa, którego straciła zaraz po śmierci jej oddziału. Nie widziała go od kilku ładnych lat, jednak żal który do niego czuła przepadł bez wieści. Nigdy mu się nie przyznała co do niego czuła i co zaprzątało jej głowę za każdym razem gdy się spotykali, czuła to nawet długo po tym jak odszedł w nieznane jej miejsce. 
Umiejętności

◈ Potrafi walczyć - już jako dziecko jej ojciec wysłał ją do jednego z oddziałów szkoleniowych, gdzie pod czujnym okiem jego przyjaciela, była szkolona, by kiedyś, jak jej ojciec, przejąć panowanie nad swoim klanem. Była tam uczona walki różnymi rodzajami broni, które niekiedy są rzadko widziane. Jednak nic nie sprawiało jej takiej radości jak uczucie wyważonego miecza w dłoni i ciężar łuku na plecach. To było wszystko czego jej potrzeba w tamtym okresie czasu. 

◈ Dzięki Minoru panuje nad mrokiem. Niezbyt z tego korzysta, stawiając wszystko na swoje umiejętności w walce wręcz. Jednakże od czasu do czasu w jej dłoni pojawia się długa tarcza utkana z mroku, która ochrania ją podczas walki. Przez to, że nigdy nie próbowała dowiedzieć się jakimi mocami dysponuje jej demon, nie potrafi korzystać z jego umiejętności.

◈ Bardzo dobrze dobiera słowa, by osiągnąć swój własny cel. Potrafi namówić wręcz wszystkich by zrobili to czego sobie życzy. Dzięki temu łatwo jej wcisnąć komuś kłamstwo. Od dziecka nie zdawała sobie z tego sprawy, jednak pewniej mężczyzna, którego spotkała wyciągnął z niej to, co najlepsze w tej dziedzinie. 

Statystyki 

◈ Siła - 25
◈ Zwinność - 20
◈ Inteligencja - 60
◈ Odporność - 20
◈ Wytrzymałość - 25
◈ Magia - 10

Sterujący

pandzika | pandzika@gmail.com 

Wszystko będzie, jak być powinno...

 tak już jest urządzony świat.


|Godność| Carl Begleito

|Pseudonim| Aktualnie nie posiada żadnego

|Rasa| Wiedźma

|Wiek| 17 lat

|Płeć| Mężczyzna

|Pochodzenie| Ród Begleito już od paru lat nie cieszy się dobrą reputacją. Choć niegdyś był to bardzo szanowany ród, tak teraz wielu stara się unikać kontaktu z nimi. Większość winy leży po stronie zmarłej siostry Carla, która, jak głoszą plotki, zadawała się z podejrzanymi osobami oraz uczestniczyła w niepokojących spotkaniach. Choć rodzina zaprzecza, aby Eiko miała jakikolwiek związek z sektami, wiele wskazuje na to, że właśnie tak było. Po tajemniczej oraz nagłej śmierci siostry Carla, w okolicy zaczęto spekulować, iż to sam ojciec dziewczyny miał podać jej truciznę. Miało to na celu ukrócić jej nieodpowiedzialne postępowanie oraz przywrócić ich rodowi dobre imię. Prawdopodobnie to właśnie przez siostrę Carl zainteresował się tajemniczymi i opuszczonymi budynkami oraz teoriami spiskowymi.

|Orientacja| Panseksualny

|Rodzina|

  • Harold – ojciec Carla, który miał rzekomo otruć własną córkę. Znany był z zamiłowania do tradycji i historii. Mimo krążących o nim pogłosek, Carl opisuje go jako wyjątkowo rodzinną i spokojną osobę.
  • Samantha – matka Carla. Kobieta znana była z łagodnego i niezwykle optymistycznego charakteru. Po śmierci córki wycofała się jednak z życia towarzyskiego i stała się strasznie nerwowa.

  • Eiko – starsza siostra; zmarła w tajemniczych okolicznościach. Należała prawdopodobnie do pewnego rodzaju sekty, jednak nigdy nie zostało to potwierdzone. Miała ona bardzo duży wpływ na Carla, który podziwiał siostrę i widział w niej wzór do naśladowania. Z tego co utrzymuje, chłopak nie wiedział nic o powiązaniach Eiko z „podejrzanymi ludźmi”. To właśnie ona zainteresowała Carla tym co tajemnicze i niewyjaśnione.

|Charakter| Carl jest znany ze swojej nadzwyczaj energicznej osobowości. Chłopak uwielbia spędzać czas w towarzystwie innych osób, jednocześnie nienawidząc samotności. Choć wydaje się, iż potrafi dogadać się z każdym, nie przepada za osobami zbyt „idealnymi”. Twierdzi, że osoby takie nie są warte zaufania, ponieważ ukrywają swoje wady za maską osoby bez skaz, udając kogoś, kim nie są. Z tego również powodu, uwielbia on tych, którzy są oryginalni i odstający od reszty; intrygują go osoby o nietypowym zachowaniu i upodobaniach. Carl zachowuje się czasami dość narcystycznie i egoistycznie, jednak jest to zazwyczaj spowodowane jego skłonnościami do buntu oraz dążeniem do niezależności. Chłopak jest także bardzo ciekawski i hałaśliwy, co może niekiedy irytować jego rozmówców. Znany ze swojej odwagi oraz dużej pewności siebie, chętnie przejmuje dowodzenie w grupach.

|Umiejętności|

  • Ma bardzo dobrą pamięć, dzięki czemu bardzo szybko uczy się nowych rzeczy. Chętnie wykorzystuje to, zapamiętując na temat innych te informacje, które mogą mu się przydać w przyszłości.
  • Potrafi on stworzyć parę niezbyt silnych trucizn, które nie są w stanie nikogo zabić, a co najwyżej osłabić lub zarazić daną chorobą. Stara się ich jednak nie używać, a samo tworzenie trucizn traktuje jako niewinne hobby.
  • Potrafi używać telepatii, jednak tylko wtedy, gdy osoba, z którą zamierza się skomunikować, znajduje się w zasięgu jego wzroku. Nie potrafi „czytać w myślach”, a jedynie rozmawiać za ich pomocą.
  • Może on w pewnym stopniu wpływać na emocje innych poprzez łagodzenie albo wzmacnianie tych, które są aktualnie odczuwane przez dną osobę. Potrafi też przekazywać innym swoje emocje, co lubi wykorzystywać na swoich znajomych, poprawiając innym samopoczucie oraz uspokajając ich.

|Inne|

  • Uwielbia zabytkowe miejsca i przedmioty. Najbardziej pociąga go zwiedzanie opuszczonych budynków. Lubi również nocne spacery.
  • Przykłada się do nauki jedynie tych rzeczy, którymi się naprawdę interesuje.
  • Jego ulubione zwierzęta to szczury i węże. Nie przepada za kotami.
  • Boi się samotności oraz bycia zapomnianym.
  • Nie lubi rozmawiać o swojej rodzinie.



środa, 11 sierpnia 2021

Od Neriny CD. Louisa

 Minął dzień odkąd spotkałam Louisa Von Chavannie. Musiałam wrócić następnego dnia, po zajęciach, do morza, aby moja skóra nie stała się sucha i twarda, a co najważniejsze, aby nie sprawiała mi bólu. Spotkałam się ze swoimi młodszymi siostrami i opowiedziałam im, jak spędzam czas w akademii. Wiedziałam, że zazdrościły mi tego. Same chciały iść do Corvine, ale mój ojczym im tego zakazywał. Sądził, że miejsce syren jest w morzu. Moje również.

Ja jednak zawsze czułam, że część mojego życia jest na lądzie, a część w wodzie. Miałam szczęście, że nie był moim ojcem, więc nie miał prawa decydować o moim życiu, tak jak mój ojciec, chociaż i temu nie pasowało to, że dostałam się do akademii. Chyba tylko moje siostry i ja sama wydawałyśmy się szczęśliwe z tego powodu. Dzięki temu czułam w pełni, że gdzieś pasuje.

Wróciłam na ląd w miejscu, gdzie moja starsza siostra miała się ze mną spotkać. Niestety, Selina nie była sama, w dodatku nie była też trzeźwa. Zauważyłam przy niej dwoje mężczyzn, którzy byli starsi zarówno ode mnie, jak i od niej o kilka lat. Kojarzyłam ich ze statku mojego ojca. Byli chyba nowi, o ile pamięć mnie nie myliła. Co znaczyło, że robili wszystko, aby popisać się mojemu ojcu lub Selinie. 

Jeden z mężczyzn był wysoki z kruczymi włosami, które uciekały spod jego czerwonej chusty na głowie. Jego niebieskie oczy spoglądały wprost w moim kierunku. Uśmiechał się do mnie, chociaż brakowało mu kilku zębów, które stracił pewnie przy jakiś bijatykach. W dodatku jego twarz pokrywał już kilkudniowy zarost. Był dobrze zbudowany. Szeroki w barach i na pewno silny w ręce. Może dla dziewczyn takich jak Selina wydawał się przystojny, ale moim zdaniem to były tylko pozory. Za w miarę przystojnym mężczyzną, krył się tylko pozbawiony wszelkich zasad pirat, który lubi rabunki, zdrady i alkohol.

Drugi z nich był tylko trochę wyższy ode mnie, natomiast był nieźle zbudowany. Miał krótkie włosy o kolorze ciemnego blondu, a oczy zielone. Ubrany był jak prawdziwy pirat, czyli podobnie do mojego ojca. Miał czarne wysokie buty, które dodawały mu kilku centymetrów. Miał czarne workowate spodnie w białe paski, które zwisały na nim, długą białą koszulę, a na to czarną kamizelkę. Do spodni przymocowaną na pasku miał szablę i malutki karabin. Tak naprawdę był przystojniejszy i młodszy niż jego przyjaciel. Jednak nadal to nie był ktoś dla mnie. 

Zbliżali się w moim kierunku. Starałam się uśmiechnąć i udawać zadowoloną ich towarzystwem, chociaż w rzeczywistości wcale taka nie byłam. Wiedziałam jednak, że nie ma sensu się z nimi spierać i kłócić. Potrafili być agresywni.

- Ahoj, Rina! - wrzasnęła moja siostra, podchodząc do mnie i obejmując mnie mocno.

- Nasza ulubiona piratka była u swojej rybiej rodziny? - zapytał ten, o kruczych włosach.

- Tak, musiałam wrócić do wody - odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.

- No, ale teraz jesteś ze mną, Huxley'em i Sly'em - powiedziała moja siostra, obejmując mnie przez ramię.

- Nie mam ochoty na pirackie zabawy - powiedziałam niezwykle spokojnie.

- Oj tam, napij się trochę - powiedział Huxley, czyli ten o blond włosach, podając mi butelkę rumu.

Wiedziałam, że jeśli nie napiję się z nimi, będą cały czas mnie do tego namawiać. Zresztą lubiłam wypić łyka rumu, ale tylko łyka.

- No, dobra dziewczynka! - zawołał Sly.

Uwielbiałam ten słodki smak rumu, ale wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na więcej, ponieważ kto wie, co wtedy zrobię. Odstawiłam butelkę i spojrzałam na mężczyzn, wyczekująco. Zamiast tego moja siostra rzuciła swój genialny plan, aby rozpalić ognisko i się trochę zabawić, żartując, tańcząc i śpiewając. 

Byłam negatywnie nastawiona, ale oni mnie w ogóle nie słuchali. Selina poprosiła mnie, abym została jeszcze trochę zanim wyruszę do akademii. Zgodziłam się po jej namowach. Jednak niekoniecznie wyglądało to, jak chciałam. Sly i Selina trochę dalej ode mnie migdalili się, śmiejąc się radośnie. Ja natomiast siedziałam z Huxley'em. Wiedziałam, że pewnie zaraz pijany mężczyzna zacznie wyobrażać sobie nie wiadomo co.

- Mam ochotę zakotwiczyć w twojej lagunie - powiedział do mnie na ucho.

- Dzięki, ale moja laguna nie skorzysta - odpowiedziałam, odsuwając się do niego.

W tamtym momencie mężczyzna mocno chwycił mnie za rękę i przyciągnął znowu do siebie. Ja złapałam do paska jego spodni po broń. 

Nigdy nie myślałam, że będę celować do kogoś z pirackiego pistoletu. Nigdy nie myślałam też, że będzie to pirat.

Huxley od razu odsunął się ode mnie, krzycząc zaskoczony, czym zwrócił uwagę mojej siostry i Sly'a. Ja jednak trzymałam nadal broń wycelowaną w niego. Nie chciałam, aby się do mnie zbliżał. Niech zrozumie, że "nie" oznacza "nie", i że umiem o siebie zadbać. Moja twarz musiała być bardzo stanowcza i zdradzać to, że nie zawaham się go postrzelić, jeśli tylko zmniejszy dystans między nami.

Sly podszedł do młodszego kolegi i zabrał go, mówiąc, że muszą iść już na łajbę. Widocznie wiedział, że oznaczałam kłopoty i lepiej trzymać się ode mnie z daleka. 

Selina nie wyglądała na zadowoloną i patrzyła na mnie groźnie, po czym wyraz jej twarzy zmienił się w zaskoczenie. Wzruszyłam tylko ramionami, opuszczając broń.

Usłyszałam za sobą czyjeś powolne kroki i klaskanie. Obróciłam się i ujrzałam przed sobą czyiś brzuch. Podniosłam głowę do góry. Louis. 

- Piękne przedstawienie, syrenko - powiedział, uśmiechając się szeroko.

Zignorowałam go, podając broń mojej siostrze, która gapiła się na niego jak na obrazek jakiegoś bóstwa. W sumie trochę ją rozumiałam, chłopak był całkiem całkiem, a do tego był taki wysoki, że trudno było go zignorować. W dodatku wydawał się idealnie w typie Seliny. Dziewczyna szybko jakby zapomniała o mojej obecności i stanęła przy Louisie, cicho wzdychając z zachwycenia. 

Był wysoki, umięśniony z widocznymi żyłami na rękach. Czarne włosy wraz z jasną cerą, czyli coś co od razu pociągało Sel. Czerwone oczy, zupełnie jak ona, i wyraźne rysy twarzy. Mieszanka chłopaka z jej snów.

Widziałam, jak próbuje dotknąć jego ręki, a chłopak odsuwa się od niej. To oznaczało, że upolowała dla siebie nową zdobycz - jego.

- Jestem siostrą Neriny. Nazywam się Selina, córka pirata. - Wyciągnęła rękę w jego kierunku.

- Nasza Nerina jest córką pirata? - zapytał lekko zaskoczony i uścisnął jej dłoń, ale zaraz potem na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Nienawidzę go.

- Sel, przestań Louisowi o mnie gadać.

- Jest też córką króla i królowej oceanu - dodała.

- Tak, jeszcze mu powiedz cokolwiek innego!

- Jest dziewicą, jeśli jesteś zainteresowany.

- Selina!

Nie wierzyłam w to wszystko, co się dzieje. Moja siostra robiła ze mnie pośmiewisko przed osobą, którą ledwo ledwo znałam. W dodatku musiała mówić takie... Mało smaczne rzeczy. Było mi wstyd za nią. Jeszcze bardziej poczułam się niezręcznie, gdy chłopak się zaśmiał. Naprawdę musiałam być w takiej żenującej sytuacji? 

Złapałam ją mocno za ramię i odciągnęłam od Louisa, powoli idąc. Selina jednak odwróciła się i krzyknęła do niego:

- Potowarzysz nam przystojniaku?!

Błagałam w myślach, aby powiedział "nie". Odprowadziłabym wtedy siostrę na statek, aby położyła się spać i trochę się ogarnęła. 

- Zawsze i wszędzie ma'am.

Czułam, że jeszcze trochę i wyjdę sama z siebie.

Chłopak po chwili podszedł do nas, dotrzymując nam kroku. Moja siostra odsunęła się ode mnie i złapała się jego ręki, na co on o dziwo pozwolił. Szli szybciej ode mnie, ponieważ byli niżsi. Próbowałam ich dogonić, ale po chwili zabrakło mi tchu, a tak bardzo chciałam wiedzieć o czym gadają. Słyszałam tylko, co jakiś czas ich naprzemienny śmiech. No to tyle z mojej prywatności.

Miałam nadzieję, że zaraz skończą rozmawiać i Louis sobie pójdzie.


<Louis?>


poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Od Aishy CD. Zero

Byłam zaskoczona tym całym zdarzeniem. Spodziewałam się, że pobędę trochę sama przez jakiś czas, a najpierw spotkanie tej dziewczynki, a później przyjście jej brata. W dodatku to całe zaproszenie do kawiarni. Byłam trochę onieśmielona tym wszystkim i chciałam się trochę wycofać, ponieważ to było dla mnie za dużo. Prędzej nie miałam tyle kontaktu z nowo poznanymi osobami. Wcześniej nie miałam kontaktu z nikim poza Mayą i Castienem.

Uśmiechnęłam się tylko niezręcznie i zrobiłam jeden krok do tyłu.

Wtedy zauważyłam reakcje małej Hiuntus. Trzymając się brata za rękę, starała się do mnie zbliżyć i gdy tylko się oddaliłam, posmutniała.

- Skoro to jest dla was takie ważne, oczywiście, że się zgadzam - powiedziałam, siląc się na jak najmilszy uśmiech. - Ale... chciałabym coś o sobie powiedzieć. Nie wiem do końca, jak zachowywać się w towarzystwie innych. Spędziłam całe życie zamknięta w domu - zaśmiałam się kłopotliwie.

Dziewczynka puściła rękę Zero i nieśmiało mnie przytuliła.

- Nie musisz się zbytnio wysilać - powiedział chłopak. - Jak pozostaniesz sobą, będzie dobrze. Poza tym z Hiun jest bardzo podobnie, więc rozumiem, jak ciężko bywa się zachować albo dopasować do innych.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

Nie sądziłam, że ktokolwiek mnie zrozumie. Szczególnie ktoś płci męskiej.

- Ruszamy już teraz? - zapytałam z uśmiechem.

- Jasne - rzucił chłopak.

- Dziękuję w ogóle za zaproszenie - powiedziałam.

Chłopak machnął tylko jedną ręką, oznajmując, że nie powinnam nawet dziękować. Wzięłam delikatnie Hiun na ręce, trochę zdziwiona, że w ogóle mi na to pozwoliła. Pierwszy raz nosiłam dziecko na rękach.

- Ale jesteś leciutka - powiedziałam, przytrzymując ją bliżej ciebie. - Leciutka, ładniutka, grzeczniutka i z pięknym ogonkiem, normalnie aniołek.

- Aniołki nie mają ogonów - odparła nieśmiało.

- Och, ja sądzę, że niektóre na pewno je mają. - Zaśmiałam się. - Co prawda żadnego nie widziałam, ale słyszałam o jednym.

Dziewczynka wstrzymała zachwycona oddech.

- Opowiesz mi o tym? - zapytała.

- Dobrze, ale to innym razem i musisz mi przypomnieć - odpowiedziałam.

- Dobrze!

- Daleko do tej kawiarni? - zapytałam.

- Musimy wyjść z lasu, za jakieś trzy minutki będziemy.

***

Zero miał rację. Droga zajęła nam coś około trzech minut.

Przed kawiarnią stała jakaś dziewczyna. Miała czarne jak noc włosy zaplecione w warkocz, który zdobiły złote dodatki. Wydawała mi się bardzo ładna. W dodatku patrzyła prosto na nas, tak jakby nas wyczekiwała.

- Znacie tą dziewczynę? - zapytałam.

- Tak, to moja druga siostra, Nexus - odpowiedział chłopak.

Potem pewnie podszedł do Nexus, witając się z nią. Ja trzymałam się natomiast na bezpieczną odległość. Coś wewnątrz mnie kazało mi się nawet nie przybliżać o krok.

Zero popatrzył w moim kierunku i machnął ręką, abym podeszła. Wypuściłam Hiun z rąk, która od razu poleciała do rodzeństwa. Ja jednak nie zrobiłam kolejnego kroku do przodu. Dotąd nie przebywałam nawet na mieście.

Rodzeństwo się mocno przytuliło. Zazdrościłam im tego... Tego braku strachu przed dotykiem do osób w swoim wieku, czy starszych.

"W coś ty się wpakowała" - jęknęłam cicho sama do siebie.

Zero znowu spojrzał w moim kierunku i machnął zachęcająco ręką. Jego siostry weszły razem do kawiarni.

Wzięłam głęboki oddech. Musiałam się uspokoić. Nie mogłam pokazać, że cokolwiek mnie przeraża, a szczególnie inni ludzie.

Chłopak chciał już do mnie podejść, ale sama to zrobiłam. O dziwo, dałam radę się nawet uśmiechnąć i udawać, że nie jestem przerażona.

Weszliśmy razem do kawiarni i podeszliśmy do stoliku, gdzie siedziały siostry Zero. Uśmiechnęłam się do nich i zajęłam miejsce na przeciwko nich, obok chłopaka. Po chwili przyszedł do nas kelner, który podał nam menu. Zauważyłam to, że gapił się na mnie ciut za długo. Pewnie zaciekawiła go moja blizna na twarzy. Myśląc o tym, ciut posmutniałam i czekałam, kiedy tylko sobie pójdzie.

Przeglądaliśmy menu w ciszy.

Patrząc na kartkę widziałam tylko jakieś niezrozumiałe dla mnie bazgroły. Udawałam jednak, że rozumiem, co jest tam napisane. Patrzyłam tylko na resztę.

Zero zamówił mrożoną herbatę, jego siostra kawę, a mała coś słodkiego.

Kelner czekał jeszcze tylko za moim zamówieniem. Ja natomiast ładnie podziękowałam i oddałam menu, nic nie zamawiając, chociaż tak naprawdę chciałam czegoś spróbować. No cóż... Nie zawsze mamy to, co chcemy.

- Więc... może opowiecie mi coś o sobie? - zapytałam, uśmiechając się sympatycznie.


<Zero?>


niedziela, 8 sierpnia 2021

Dwie lodowe gwiazdy na nocnym niebie (5/?)

– Wow, wygląda jak nowy!
Średniego wieku kobieta pełnym fascynacji wzrokiem oglądała trzymany w rękach biały sweter. Widząc, że po niemałej dziurze nie został nawet ślad, uśmiechnęła się szeroko, mrużąc delikatnie oczy.
– Dziękuję ci bardzo, Elieno, uratowałaś ukochany sweter mojego męża! – zawołała radośnie.
Stojąca przed nią Eliena sprawnym, choć odrobinę niezręcznym ruchem ręki poprawiła niesforny kosmyk włosów, który nieco przysłonił jej oko.
– Niezmiernie się cieszę, że może być – odpowiedziała trochę nieśmiało.
– Ależ jest wspaniale! – Kobieta przytuliła sweter do piersi. – Jak będziesz miała czas to wpadnij, skarbie, na herbatę. Będę musiała ci się odwdzięczyć.
– Ach, nie musisz, Omerio, naprawdę! – Eliena na moment zamilkła. – Ale z chęcią cię odwiedzę!
Na te słowa kobieta znów się uśmiechnęła szeroko.
– Będę czekać!
Eliena odwzajemniła uśmiech. Już miała się żegnać, gdy wtem usłyszała wołanie:
– Ma! Ma!
Odwróciła głowę, spojrzała na biegnącą w jej stronę Mellie. Dziewczynka w zabawny trochę sposób przybiegła do niej, stanęła na palcach, wyciągając najwyżej jak mogła rączkę, w której coś trzymała. Eliena wzięła ją na ręce i trzymając ją tak, żeby było jej wygodnie, zmierzyła uważnie wzrokiem.
– Co tam masz, Mellie? – spytała, szybkim ruchem poprawiając jej czapkę.
– Dla ma! – oznajmiła dziewczynka, pokazując prezent.
– O, jaka piękna śnieżka! Mama jest szczęśliwa.
Stojąca w drzwiach swojej chaty Omeria uśmiechnęła się, składając dłonie.
– Jaka ona śliczna! – zawołała. – Widać, że w mamusię się wdała!
Słysząc jej ciepłe słowa, na twarzy Elieny zatańczył uśmiech.
– Hanvil narzeka, że nikt nie przejął po nim wyglądu – zaśmiała się.
– A tam, pewnie Teava wyrośnie na prawdziwego mężczyznę i równie przystojnego co twój mąż! Teraz to czeka go świetlana przyszłość!
Choć ludzie, a przynajmniej ci z Azebergu, zawsze zachwalali inne dzieci i nieraz powtarzali, że będą miały dobrą przyszłość, wyrosną na ładnych, wspaniałych dorosłych i inne tego typu rzeczy, minęło dość sporo odkąd ostatni raz Eliena słyszała te słowa skierowane do jej rodziny. Kiedy to było? Chyba tuż po narodzinach Teavy. Chociaż parę osób pochwaliło wygląd malutkiej kruszynki o imieniu Mellie, gdy ta przyszła na świat. W każdym razie w tym momencie poczuła się dość... dziwnie. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Spuściła głowę, ale po chwili powróciła wzrokiem na Omerię.
– Tak – odpowiedziała. – Z pewnością czeka go wspaniałe życie!

piątek, 6 sierpnia 2021

Od Hyo CD. Ena

- Mam pytanie. - zaczął niepewnie. - Według legend wampiry śpią w trumnach. Czy ty też? - dokończył swoje pytanie. To było zwyczajne pytanie, które zazwyczaj słyszałem, gdy ktoś dowiadywał się o mojej rasie. Sam sypiam w trumnie z przyzwyczajenia i komfortu. Jest to swego rodzaju nawyk oraz czuje się w niej bezpieczny i wolny.- Od małego sypiam. Każdy z wampirów sypia w trumnie. Dzieci do pewnego określonego wieku sypiają w trumnie, by mogły przyzwyczaić się do nowego świata, oraz opanować swe wampirze moce. Trumna jest dla nas bezpieczną oazą, ale też miejscem, które jest święte i swego rodzaju więzieniem. - przerwałem na chwilę, by przypomnieć sobie chwilę, gdy się w niej ukrywałem. Uciekałem od świata i wciąż do niej wracam. - Wiele wampirów już w niej nie sypia, chyba że nadchodzi ich czas, by udać się w głęboki sen. Zdarzają się też przypadki, które do tej pory sypiają w trumnach. Ja jestem jednym z nich. Nawet jeśli na zewnątrz wyglądają na brudne, niezadbane, albo mroczne i odstraszają. Ich wnętrze jest wyjątkowe i każde inne. - dokończyłem swoją wypowiedź. Zanim Ena mógł coś powiedzieć, pojawiły się trzy osoby. Były to dwa demony i młody wampir.
- Książę. Jesteśmy do twej dyspozycji. - rzekła cała trójka. Klęczała i ukłoniła się, co zazwyczaj robili, gdy ich wzywałem.
- Nie nazywajcie mnie tu księciem. Wystarczy Hyo. - powiedziałem, po czym pomogłem im wstać. - Cashmir poczekaj tu z Ena. - skierowałem swe słowa do młodego wampira. Nawet jeśli jest mieszańcem, to pozostaje mi wierna.
- Oczywiście Hyo. - rzekła. Pogłaskałem ją po głowie i podałem perłę. Wiedziała, co to jest, oraz w jakim celu ma jej użyć. Gdy spojrzałem w niebo. Mimo chmur księżyc był w pełni. Jego czerwona barwa, dawała mi energię oraz nadawała mi dodatkowej wampirzej siły i mocy. Pierwotne instynkty się ujawniły. Było to dobre, ale także źle. Gdyż w każdej chwili mogłem stracić kontrolę nad sobą, mimo licznych prób. Nawet najstarszy żyjący wampir nie poradzi sobie w obliczu krwawego księżyca.
- Khal. Sohen. Idziecie ze mną. - zwróciłem się do dwóch demonów. Oni mogły wiedzieć czym, jest ta istota, oraz jak ją złapać. Swego obaj mnie wychowali, gdy reszta nie miała czasu i nerwów na moje wybryki. Było ich od groma. Jednakże, gdy ta dwójka była ze mną, nikt nie mógł nawet krzywo spojrzeć. Można powiedzieć, że czasem nawet babcia nie mogła, albo bała się krzyknąć na mnie w ich obecności. To pokazuje jaki autorytet i szacunek posiadają, nie tylko wśród demonów, ale także wampirów, smoków i paru innych ras. Są braćmi, choć całkowicie się różnią i często kłócą, to zawsze jeden stanie za drugim. Zawsze mogę na nich liczyć, choć ostatnio długo ich nie było. Wyruszyli prawie sto lat temu w długą wyprawę i dopiero niedawno wrócili.
Po zbliżeniu do jaskini nie wchodziliśmy do środka, tylko tuż przed barierą byliśmy, by mogli się przyjrzeć istocie. Może oni będą wiedzieć, w sumie to na pewno wiedzą. Gdy akurat rozmawiali między sobą, nie chciałem im przeszkadzać, więc odszedłem kawałek, by mogli się skupić. Wtedy też zjawili się strażnicy. Uczennice podbiegły do nich, niemalże jedna po drugiej, w tym samym czasie mówiły o tym, co im się wydarzyło. Po czym skierowały swe palce w kierunku Eny. Chłopak wstał, a młoda wampirzyca, była kilka kroków za nim. To on teraz mógł wyjaśnić wszystko, co tu się wydarzyło.
***
Słyszałem ich rozmowę, ale także nie słuchałem. Ena opowiadał na pytania i wszystko po kolei. Czułem na sobie sceptyczne spojrzenia strażników. Nie zwracałem jednak na nie uwagi i spojrzałem w stronę demonów, byli zajęci. Nie chciałem im przeszkadzać, uważnie przyglądałem się otoczeniu. Coś mi tu nie pasowało, coś tu nie grało. Tak jakbyśmy byli w środku czegoś wielkiego. Wówczas Cashmir podeszła do mnie. Opowiedziała, telepatycznie co poczuła i wyczuła. Strażnicy i uczniowie byli w miarę blisko. Wziąłem od niej perłę i upuściłem, na samym środku. Z perły wyrosła muszla, a z niej kwiat. Wokół zgromadzonych w tym i demonów, nawet kawałek skały się włączyło do środka kopuły. Wraz z Cashmir mogliśmy ją utrzymać, dopóki jest krwawy księżyc.
Cashmir ma różne zdolności oraz zna wiele sztuczek, dlatego była w stanie uśpić uczennice, by się nie wydzierały. Wytłumaczyła strażnikom, po czym wróciła do mnie. Z lasu wyszły dziwne istoty, podobne do tej w skale. Było ich więcej, ale z wyglądu przypominały ludzi.
Gdy spojrzałem na demony, wracały, a istota już jej tam nie było.
- Gdzie istota? - spytałem braci.
- Została zniszczona. Te też można. Najpierw zabierzcie te śpiące uczennice oraz strażników. Zawadzać będą. - rzekli. Nikt nie mógł zaprzeczyć, gdyż nawet gdyby ktoś chciał zaprzeczyć to, by ich zdusili w zarodku, swoim intensywnym spojrzeniem i aurą. Z nimi nie ma żartów. Cashmir użyła jednej z run, które potrafi przetransportować grupę na dosyć odległe miejsca, ale wówczas sama ona też musi iść. Nie ma powrotu.
Gdy użyła runy, ona wraz ze strażnikami i grupką uczennic, zniknęła. Kopuła była naruszona, ale wciąż się trzymała. Może nas wypuszczać, byśmy walczyli, jednakże tylko ja muszę zostać i ją utrzymywać. Skoro księżyc trwa, mogę przekroczyć granice, których staram się na co dzień nie przekazać. Ena także został. Obserwowałem, jak demony współpracują, by wykończyć zjawy. Ena starał się, wykonywać polecenia demonów, miał dowiedzieć się czegokolwiek o tych stworach, badając części tego, co po pierwszym pozostało.
Czyli jednak nie pozostało nam spokoju, wciąż trzeba walczyć i starać się przeżyć. Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego teraz ta dwójka się pojawiła i skąd wiedzieli, że akurat chciałem kogoś wezwać. Tak jakby się tego spodziewali, a może szukali. Będę musiał z nimi o tym porozmawiać albo przynajmniej wymusić z nich odpowiedzi, bo cóż są trochę jak Ena. Nie powiedzą nic, chyba że się ich przyciśnie i wymusi odpowiedzi. Inaczej nic nie wyduszą. Fuknąłem sobie pod nosem i oblizałem wargi. Poczułem krew, pragnąłem ją wypić. Odnalazłem kogoś rannego w głębi lasu. Nie było mnie dosłownie chwilę. Nim ktokolwiek, się zorientował, podzieliłem się z kwiatem kroplami błękitnej krwi, by się utrzymywał, nawet jeśli ja zniknę. Zjawiłem się obok rannego i bez przeszkód go zabiłem, wypiłem całą jego krew. Wróciłem do reszty, dopiero po piątym rannym i zabitym przeze mnie. Zjawiłem się ponownie, ale najwyraźniej demony to zobaczyły. Były złe, ale wiedziały, co robi taka pełnia. Oblizywałem właśnie swe dłonie całe we krwi i zauważyłem jak Ena, uważnie mnie obserwuje. Posłałem mu uśmiech, odsłaniając dłuższe kły. Zlizywałem krew z palca, wpatrując się prowokacyjnie w chłopaka. Na jego twarzy pojawiły się rumieńce, przez co szybko się odwrócił do swojej czynności.

Ena?
Szablon
Pandzika
Kernow