Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

wtorek, 25 sierpnia 2020

Od Beverly cd. Darumy

Od momentu rozmowy rano z Darumą, a kolejnym naszym spotkaniem czas tak naprawdę minął niespodziewanie szybko oraz dość monotonnie, więc nie jest wart szczegółowego opisywania.
Gdy wracałam z tymczasowej "pracy", jaką była pomoc w bibliotece zauważyłam znajomą mi twarz. Momentalnie odstawiłam torbę z rzeczami i chcąc zdobyć uwagę centaura, energicznie pomachałam w jego stronę. Chłopak podszedł i zaczęliśmy rozmowę.
Wszystko przemijało w porządku, mieliśmy udać się na stołówkę pomijając fakt, że zbliża się cisza nocna. Zaraz za nami przebiegła bardzo szybko rozmazana postać, której nie potrafiłam rozpoznać. Nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie fakt że szarpnęła moją własność ze sobą. Spojrzałam się zmartwiona, już dawno blada na Darumę nie wiedząc jak konkretnie się zachować - nie chciałam stwarzać problemów chłopakowi.
- Szybko, za nim! - zawołał i oboje w tempie natychmiastowym skierowaliśmy się za tajemniczą postacią.
Biegliśmy, nie zastanawiając się nad innymi osobami czy też przedmiotami. Serce biło mi jak szalone, ale wiedziałam że odzyskam te rzeczy. Szybciej, niż się złodziejowi wydaje. Bo jak nie ja, to kto? Powoli gorzej łapałam oddech, wręcz się spociłam (co było pewnie spowodowane również nerwami). Trzeba popracować nad kondycją.
- Zatrzymaj się! - krzyczałam w stronę najpewniej mężczyzny, ale nie dawało to jakichkolwiek rezultatów. Biegł, nie zwracając uwagi na zdezorientowane spojrzenia innych.
W końcu po długim maratonie, chłopak wraz z moją torbą potknął się o wielki głaz, którego tak szczerze sama normalnie bym nie zauważyła. Jak widać karma wraca. Upadł, łapiąc się za kostkę jedną ręką, jednakże wytrwale chciał zatrzymać torbę.
Założyłam włosy za ucho, już uspokojona bardziej niż wcześniej, będąc przekonaną że wszystko powinno przebiec bez problemu, a ja zaraz będę mogła podziękować chłopakowi, po czym jak gdyby nigdy nic położyć się spać. Zdecydowanym ruchem ręki sięgnęłam moją rzecz. Nieznajomy zaczął się ze mną szarpać. Mocniej pociągnęłam, przez co sama na chwilę straciłam równowagę. Słabo jakościowa torba rozerwała się doszczętnie, a z wnętrza wyleciał cały bałagan, który tam utrzymywałam. Nie powiem, zaczęłam się nieco wstydzić, że trzymam tam tyle niepotrzebnych gratów, ale to poboczna sprawa, nie warta skupienia.

Nim zdążyłam to do siebie przyswoić, odezwał się złodziej, powolnie podnosząc się z trawy.
- Błagam, nie zgłaszajcie tego do dyrekcji, czy specjalnych służb. Zależy mi na wzorowym zakończeniu tej szkoły, już za rok mnie tu nie zobaczycie. Dałem się na ten głupi wybryk przez idiotów, których nazywałem przyjaciółmi - zaczął, a po jego głosie było słychać skruchę. Nie ufałam do końca temu co powiedział, w sumie co się dziwić. Zbliżyłam się do przedmiotów, tak aby szybkim ruchem zebrać je w swoją stronę.
- Nie brzmisz przekonująco - odezwał się centaur, aczkolwiek słyszałam że robi to niepewnie, mimo to w stu procentach się z nim zgadzałam.
- Opłacę wszystkie koszty związane z zepsuciem tej torby, a taka sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy - odrzekł zapewniając. Wziął oddech i pomógł zebrać rozrzucone przedmioty.

Przynajmniej tak mi się wydawało.
Daruma miał rację, dałam się przekonać. Już miałam je od niego brać, aż ten odbiegł z portfelem oraz całą jego zawartością w drugą stronę. Dlaczego jestem taka łatwowierna? Jedyne co chciałam to usiąść i zacząć płakać.
- Nie możemy tego tak zostawić - powiedział chłopak, a ja jakby nie patrzeć byłam olbrzymie wdzięczna za to co robi dla mnie, z powodu nie uwagi i pozostawienia torby na samopas.

Daruma?
wiem kiepskie, ale zbytnio nie wiedziałam co i jak to do końca opisać xD

niedziela, 23 sierpnia 2020

Od Darumy cd. Beverly

Wziąłem mały łyk gorącej kawy. Dawno jej nie piłem. Może dlatego, że nieczęsto mam przyjemność wychodzić do wszelkiego rodzaju kawiarni. Moje spacery kończą się na bibliotece. Wcześniej nawet nie miałem powodów, aby podróżować gdziekolwiek dalej. Będąc w domu na prowincjach również nie spędzałem wiele czasu na zewnątrz. Bezpieczny dworek był miejscem, które niechętnie opuszczałem. Całe wakacje mogłem przesiedzieć wewnątrz, przygotowując się na kolejny rok szkolny.
Otrzepałem się, wracając myślami do rzeczywistości. Nie chciałem, aby Beverly poczuła się niekomfortowo przez moje milczenie. Kontynuowałem więc niezobowiązującą rozmowę z dziewczyną. Utrzymywaliśmy całkiem przyjemną konwersację do wieczora, kiedy skończyliśmy swoje zamówienia. Nadszedł czas, aby wracać do akademika. Poprosiliśmy więc o rachunek. Instynktownie sięgnąłem do kieszeni, aby wyciągnąć portfel.
- Ja zaprosiłam, to ja zapłacę - odparła dziewczyna, zatrzymując moją rękę. Poczułem się dziwnie. Nie byłem przyzwyczajony, że mogę za siebie nie płacić. Właściwie wolałbym złożyć się z Beverly. Świadomość, że musi wydawać na mnie własne pieniądze średnio mi się podobała. Zapewniałem, że wcale nie musi tego robić. Dziewczyna nie zgodziła się.
W milczeniu powróciliśmy do akademika. Odezwałem się dopiero na korytarzu, gdzie każde z nas ruszyło w swoją stronę. Mój pokój znajdował się właściwie w całkiem przeciwległym skrzydle. Skierowałem się tam spokojnym krokiem. Do rozpoczęcia ciszy nocnej miałem jeszcze trochę czasu. Zresztą, nie śpieszyło mi się na spotkanie z Axelem. Chociaż chłopak i tak pewnie o tej porze śpi. Podziwiałem jego umiejętność zaśnięcia zawsze i wszędzie. Idąc korytarzem dostrzegłem coś lśniącego na ziemi. Podniosłem przedmiot. Naszyjnik. Rozpoznałem go szybko. Należał do Beverly. Musiała go zgubić. Postanowiłem więc oddać go jej z samego rana. Teraz już było za późno, aby ją nękać.
Otworzyłem znajome drzwi. Przywitało mnie wnętrze mojego pokoju. Zgodnie z przewidywaniami elf leżał rozwalony na swoim łóżku, nie kontaktując z otaczającym go światem. Wzruszyłem ramionami. Nic dziwnego. Zwykle o tej godzinie też spałem. 
Wziąłem szybki prysznic, po którym położyłem się na własnej leżance. Przytuliłem się do poduszek. Zamknąłem oczy, odpływając. 
***
Skończyłem poranną toaletę, szybko powtórzyłem materiał i spakowany na zajęcia, udałem się do sąsiedzkiego dormitorium. Odnalazłem pokój Beverly, do którego drzwi pośpiesznie zapukałem. Otworzyła mi zaskoczona dziewczyna. 
- Nie spodziewałam się tutaj ciebie, o tej porze - przywitała mnie dość zdziwiona.  
- Znalazłem to na korytarzu, naszyjnik który chyba wczoraj miałaś w kawiarni. Może ma jakąś sentymentalną wartość, więc postanowiłem ci go zwrócić od razu - wyjaśniłem, podając przedmiot. - Nie ma za co - dodałem szybko. 
Dziewczyna spojrzała na biżuterię i uśmiechnęła się na widok złotego łańcuszka. 
- Nawet nie wiem, jak mam ci dziękować - odpowiedziała, zapinając na swojej szyi naszyjnik. Odwzajemniłem delikatnie uśmiech. 
- Do zobaczenia później, spieszę się na lekcje - pożegnałem się ze znajomą i skierowałem się w stronę wyjścia z akademika. Czekał mnie kolejny dzień nauki. 
*** 
Lekcje skończyły się wyjątkowo szybko. Niestety. Czekał mnie wspaniały wieczór, który spędzę wśród książek. Opcja ta zresztą nie wydawała się nieprzyjemna. Z wyjątkiem wczoraj właśnie tak wyglądała reszta mojego dnia. Nauka to moje hobby. Przyszedł czas na dalsze zakuwanie zaklęć. Egzaminy zbliżają się wielkimi krokami. Nawet jeśli zaliczę teorię, z praktyką może być gorzej. Bycie mieszańcem nie należy do najłatwiejszych. 
Wracałem właśnie do akademika, kiedy dostrzegłem znajomą postać. Beverly. Dziewczyna odłożyła na ziemię swoją torbę i pomachała mi na przywitanie. Poszedłem do niej pewniejszym krokiem. Po krótkiej rozmowie o tym, jak minął nam dzień, mieliśmy wspólnie udać się na stołówkę, kiedy niemal w mgnieniu oka ktoś przemknął obok nas. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nieznajomy pochwycił pozostawioną na ziemi torbę dziewczyny. Obiegł w stronę głównej bramy akademii. 
Niedługo zaczynała się cisza nocna. Nie mogłem jednak pozwolić, aby złodziej odbiegł z rzeczami Beverly. Teraz albo nigdy. W innym wypadku dziewczyna mogłaby już nigdy nie odzyskać swoich rzeczy. 
- Szybko - zawołałem w jej kierunku. - Za nim!
Nie liczyło się, że spóźnimy się na czas. Musimy złapać złodzieja.

Beverly? 

sobota, 22 sierpnia 2020

Od Beverly do Aniena

Zadowolona wróciłam do pokoju z dzisiejszych zajęć. Od samego rana wiedziałam co chcę dziś robić - już dawno zaniedbałam jedne z moich ulubionych wiewiórek i czuję potrzebę by im się zwierzyć z ostatnich paru tygodni. Jakby nie patrzeć swojego czasu udawałam się do lasu codziennie, a konwersacja z nimi sprawiała mi niewiarygodną przyjemność. Nie mogłam doczekać się końca dnia szkolnego. Z tego powodu też, minął on szybko oraz bez większych przeszkód. Na szczęście - nie chciałabym znowu czegoś zepsuć.
Przywitałam się z współlokatorem. Po chwili odłożyłam podręczniki na łóżko i szybkim krokiem skierowałam się do łazienki. Gdy się oporządziłam po wszystkich, nie oszukując wymagających lekcjach bez słowa wyszłam biorąc tylko niezbędne przedmioty. Wyszłam na dziedziniec i chwilę poobserwowałam niebo, po czym truchtem opuściłam mury szkoły. Nie warto tracić czasu. Kierowałam się w stronę znanego mi już dokładnie lasu. Usiadłam w tym samym miejscu co zawsze, obejrzałam się we wszystkie strony, czy oby na pewno jestem sama. Nie chciałabym powtarzać sytuacji z Carmen. Moja umiejętność wydaje się dziwna, ale tak naprawdę jak się w to zagłębimy jest interesująca i wyjątkowa, jak wszystkich innych uczniów. 
Odetchnęłam, po czym zaczęłam przywoływać wiewiórki. Nim się obejrzałam było już kilka przede mną. Dzielnie czekały na moje zażalenia. Gdy "słuchacze" już się zebrali oraz wygodnie rozsiedli, a ja ponownie spokojnie rozejrzałam się po terenie, zaczęłam z nimi rozmawiać w ich języku.
Opowiedziałam im o dosłownie wszystkim, co się wydarzyło ważnego w moim życiu. Może otworzyłam się bardziej na ludzi, ale nie potrafię wszystkim w stu procentach zaufać jak wiewiórkom. One i tak słuchają mnie w gronie, więc nawet nie mają z kim puszczać plotek - o ile w ogóle coś takiego jest w zwyczaju zwierząt leśnych. To byłoby ciekawe do opisania zjawisko. 
Gdy wszystkie istoty leśne pobiegły w swoje strony, a ja zostałam sama w środku lasu, sięgnęłam po fantastyczną powieść, którą zresztą niedawno rozpoczęłam. Na razie nie widziało mi się powrócić do budynku mieszkalnego, a skoro i tak wzięłam ją "przypadkiem" ze sobą...
Wciągnęłam się na tyle, że nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się już ciemniej, a słońce zbliżało się ku zachodzie. Doszłam do wniosku, że jeszcze nie porobiłam notatek i nie nauczyłam się najważniejszych informacji na jutrzejszy dzień, więc jak strzała ruszyłam do pokoju. Zresztą zmęczenie również dawało górę. 
W biegu nawet nie zwracałam uwagi na mijane twarze. Gdy byłam już coraz bliżej murów szkolnych, wpadłam na nieznaną mi osobę. Dzięki czemu rozrzuciłam wszystkie rzeczy, które miałam ze sobą. Po pozbieraniu przedmiotów, byłam zobowiązana przeprosić chłopaka za moją postawę. Był nieco zdziwiony, zdawał też wrażenie zdezorientowanego. 

- Przepraszam cię, to nie tak miało wyjść... - oznajmiłam od razu, wyczekując jego reakcji. 
- Nic się nie stało, ale następnym razem bardziej uważaj - odpowiedział, poprawiając włosy.
- Jestem Beverly - podałam mu w geście powitalnym dłoń, na co on ją uścisnął. Chociaż widziałam po nim, że raczej nie interesuje go moje towarzystwo i być może nieco go zniechęciłam do siebie - co w sumie, w żadnym stopniu nie jest dziwne. 
- Anien - odpowiedział krótko i zwięźle, wciąż nie emocjonalnie. 
- Właściwie, co tu robisz o tej porze? - nie chciałam, aby zapamiętał mnie źle, więc próbowałam podtrzymać konwersację. 


Anien? 

czwartek, 20 sierpnia 2020

Od Keyli do Rowana

Wstałam wyjątkowo wcześniej niż zazwyczaj, więc przed zajęciami stwierdziłam, że dobrym pomysłem byłoby nieco posprzątać w pokoju. Liczyłam, że znajdę jakieś stare ozdoby czy biżuterię, które w biegu odłożyłam nie na swoje miejsce i nigdy nie ważyłam się ich ruszać. 
Cicho podniosłam się pełna energii z łóżka chwilę przed tym się przeciągnęłam. Od razu skierowałam się do łazienki. Gdy byłam już całkowicie wyszykowana i odświeżona po całej nocy, zaczęłam realizować moje plany. Ledwo otworzyłam drewniane drzwiczki, a o mały włos spadłaby góra niepoukładanych przedmiotów. Odruchowo odskoczyłam, a w moich oczach zagościł chwilowy strach przed sprzątaniem tego wszystkiego. Patrzyłam chwilę niedowierzająco, że jestem w stanie zrobić taki bałagan, aż wzięłam się do roboty.
Najpierw wyjęłam wszystko. Na podłodze zaczęłam segregować, układając w poszczególnie nazwane grupki. Zajęło mi to dużo więcej czasu niż myślałam, więc musiałam się pospieszyć, byle nie spóźnić się na treningi. Nie jestem osobą raczej niepunktualną i wolę tego nie zmieniać. Dbam w taki sposób o swoją reputację oraz uznanie innych. Chociaż, gdyby ktoś potrzebował pomocy, a mi zostałoby z pięć minut, w zasadzie musiałabym zmienić tę cechę. 
Wyczyściłam wnętrze mojego miejsca w szafie i zaczęłam układać.
Oprócz starych podręczników, poszczególnych ozdób do pokoju, wrzuconych nieposkładanych ubrań i wielu innych rzeczy osobistych, znalazłam coś nie mojego. Był to drobny naszyjnik. Jestem pewna, że widziałam go wcześniej, ale na pewno nie na mojej szyi. Nie ukrywam, był dość ładny i wyjątkowy. Mogłabym go sobie zostawić, ale tylko gdyby właściciel się po niego nie zgłosił.
Zostawiłam resztę przedmiotów, tak jak była wcześniej i przeszłam na łóżko z nieznaną biżuterią. Musiałam się zastanowić do kogo należała i co robi u mnie. Na początku nie miałam żadnej idei i chciałam się już poddać. Jedynie co zostało mi zostawić gdzieś kartkę z informacją. 
Wróciłam więc do drewnianej szafy. Usiadłam przed nią i kontynuowałam wcześniejsze czynności. Wciąż zastanawiałam się co z tym naszyjnikiem, aż wpadłam na pomysł. Nim się obejrzałam, wstałam z podłogi, szarpnęłam za biżuterię i wybiegłam na korytarz. 
Postanowiłam przejść się po pokojach i być może dowiedzieć się więcej. Dziwiłam się, że wcześniej na to nie wpadłam. 
Większość uczniów nie widziała go wcześniej na oczy, bądź nie kojarzyła. Bałam się, że ktoś mnie oszuka i sobie go przywłaszczy, więc byłam bardzo ostrożna i uważna. Wielkimi krokami zbliżała się godzina, kiedy miałam zacząć kolejny schematyczny dzień szkolny z wielkim uśmiechem na buzi, ale zostały mi już dwa ostatnie pokoje z tego korytarza. 
Dalej nic. 
Wróciłam więc do pokoju, wciąż włócząc się z nieznanym naszyjnikiem. Wrzuciłam resztę przedmiotów na wolną półkę, aby po powrocie dokończyć sprzątanie. Sięgnęłam po rzeczy na zajęcia i wyszłam szybkim tempem w stronę sal treningowych.  
W połowie drogi dostrzegłam Rowana - chłopaka z którym byłam w drużynie w czasie ataku Orków, zresztą był on naszym liderem. Zdałam sobie sprawę, że może ja przypadkiem wzięłam jego własność ze sobą, gdy wracaliśmy do szkoły. Być może ma jakąś sentymentalną wartość. Postanowiłam podejść i podpytać, bo jego pokój jako jedyny nie raczył mi otworzyć, a być może był pusty. Kto wie. 
Pomachałam mu, zwracając na siebie jego uwagę. Zauważył mnie i się zatrzymał. Ja po chwili znalazłam się koło niego. 

- Hej, z tej strony Keyla, mam nadzieję, że mnie pamiętasz. Aczkolwiek mniejsza, mam sprawę - rzuciłam jednym tchem, przez co zaczęłam dyszeć. 
- Cześć, tak? Trochę się spieszę, więc... - odpowiedział obojętnie, a jego wyraz twarzy na nic nie wskazywał.

Wyciągnęłam z kieszeni drobny łańcuszek. Pokazałam go Rowanowi, a on z góry pobledniał i otworzył bardziej oczy. Byłam prawie pewna, że jest jego.  

- Czy to twoja własność? Nie wiem w jaki sposób, ale znalazłam to dziś w szafie i nie mam pojęcia kto jest tego właścicielem - powiedziałam, już wolniej i spokojniej czekając na jego pełną reakcję. Nie musiałam czekać, aż znalazłam właściciela naszyjnika, wcześniej upewniając się czy na pewno nim jest. 


Rowan?

środa, 19 sierpnia 2020

Od Beverly cd. Darumy

Wyczekiwałam piątkowego popołudnia, kiedy miałam się spotkać z centaurem. Nie ukrywam, byłam nieco zestresowana, a nawet zdezorientowana, aczkolwiek szczęśliwa. Oby ponownie nie wydarzyło się nic nieoczekiwanego. 
Po lekcjach w piątek padłam zmęczona na łóżko. Jedyne o czym myślałam, to przeczytać parę rozdziałów nowo czytanej powieści, umyć się, po czym spokojnie wpaść w objęcia Morfeusza. 

- Nie miałaś dzisiaj jakiegoś spotkania? - odezwał się Castor, wychylając głowę w moją stronę z nad jakiegoś podręcznika.
- O matko, rzeczywiście - zerwałam się, zrzucając przy tym poduszki na podłogę. - Dzięki za przypomnienie! 
Truchtem wzięłam z szafy wygodne ubrania, zresztą moje ulubione na różne wyjścia i ruszyłam do łazienki. Gdy wyszłam, byłam gotowa, a mój wygląd zdecydowanie dopięłam na ostatni guzik.
Spojrzałam na zegarek, godzina spotkania zbliżała się ogromnymi krokami, a ja jeszcze byłam w pokoju. Pożegnałam się ze współlokatorem, sięgnęłam po najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięłam głęboki oddech i znalazłam się za murami szkoły. 
Zauważyłam z daleka zbliżającą się Darumę. Od razu się uśmiechnęłam z myślą, że nie zostałam wystawiona przez mężczyznę. Przywitaliśmy się oraz weszliśmy do środka pobliskiej kawiarni. Podeszliśmy do jednego z wolnych tutaj stolików. Gdy się zdecydowaliśmy, złożyliśmy zamówienie i wyczekiwaliśmy naszych napojów. 

- A więc, jak ci minął dzień? - odezwał się, lekko skołowany, ale mam nadzieję, że też zadowolony jak ja. 
- Jak mam być szczera, to jeden z bardziej wymagających i jestem dość zmęczona całym tygodniem - powiedziałam jednym tchem. - A Tobie? 
- Hm.. no dobrze raczej, jak zwykle - zauważyłam zawahanie i niepewność w jego oczach. Nie chciałam sprawiać chłopakowi problemu moim towarzystwem. 
- Poroże ci całkowicie odpadło - powiedziałam, po chwili dodając. - Mam nadzieję, że dobrze to wymówiłam. 
- Prawidłowe spostrzeżenie. W końcu mogę nosić zwykłe koszulki - nieco zaśmiał się pod nosem, więc zrobiłam to samo. Mogło wyjść niezręcznie, ale swoją obecnością zaszczyciła nas uprzejma kelnerka z zamówieniem. 
Byłam na tyle spragniona, żeby bez zastanowienia zaczerpnąć dużego łyka wciąż gorącej herbaty owocowej. Poparzyłam sobie język, więc syknęłam jedynie nieznacznie, żeby nie zwracać na siebie uwagi. 

- To ja może zaczekam - mruknęłam. 
Pozostaliśmy w dłużącej się ciszy, więc postanowiłam coś powiedzieć i zainteresować Darumę. 
- Dzięki, że przyszedłeś. No wiesz - oznajmiłam.
- Nie ma problemu - odparł, kończąc swoją kawę.
- Właśnie, moja herbata... - rzuciłam na nią okiem, testując czy nie jest zbytnio gorąca. Doszłam do wniosku, że idealna do wypicia. Odstawiłam pustą filiżankę na ozdobny porcelanowy talerzyk dosłownie po chwili. 

Zawołałam ponownie kelnerkę i poprosiłam o jedno z kuszących ciast widniejących za przezroczystą ladą koło kasy. Wręcz błagalnie na mnie patrzyło, więc nie mogłam się oprzeć. Zapytałam Darumę czy też ma na coś ochotę. Wybrał jeszcze jedną kawę i znowu zostało nam tylko czekać na przyjście zamówienia. 
Ciągnęłam naszą żmudną rozmowę dalej. Od niedawna mogę bez problemu stwierdzić, że otworzyłam się bardziej oraz walczę ze swoją ogromną nieśmiałością. Przegadaliśmy parę tematów i dowiedzieliśmy się więcej informacji o sobie. 

- Tak poza tym, jeżeli chcesz zwrócę tę książkę z biblioteki za ciebie, jeżeli dużo to cie kosztuje - powiedziałam. 
- Dziękuje, jak coś to dam znać - odpowiedział, odwracając się w stronę lady. Jak na piątek, było spore zainteresowanie tym miejscem. 
Podziękowaliśmy, po czym kelnerka wraz z tacą odeszła. Bez zastanowienia podsunęłam bliżej wyglądający smacznie kawałek ciasta, ozdobiony z góry świeżymi owocami. Jego delikatny smak rozpłynął mi się ustach. Nie żałowałam decyzji kupienia go. 

- Smacznego - usłyszałam.
- Wzajemnie - odparłam, po czym zdałam sobie sprawę z mojej głupoty. - Znaczy! Dobrej kawy czy coś.
Zrobiłam zażenowaną minę i wpatrywałam się kamiennie w winogrono, które spadło z góry idealnie na koniec talerza. 
- Dzięki. 
Gdy cisza związana z moją nieuwagą odeszła w zapomnienie i znowu wdrążyliśmy się w jakiś ciekawy, lub mniej temat, doszliśmy do wniosku, że trzeba się już zbierać. Poprosiliśmy o rachunek. Daruma już miał wyciągać pieniądze za swoje napoje, ale ruchem ręki go zatrzymałam.
- Ja zaprosiłam, to ja zapłacę. 
Pospiesznie wróciliśmy bez słowa do budynku mieszkalnego. Pożegnałam się z Darumą na korytarzu. Po chwili znalazłam się w pokoju. Myślałam tylko o położeniu się do snu, ale musiałam poczekać, aż Castor wyjdzie z łazienki. 
Gdy oboje wygodnie już się ułożyliśmy we własnych łóżkach, opowiedziałam elfowi jak było na całym spotkaniu. Jak skończyłam, chwilę wpatrywałam się bezczynnie w sufit. W końcu zasnęłam. 
Obudziło mnie pukanie do drzwi z samego rana. Przeciągnęłam się, po czym chcąc nie chcąc wstałam. Poprawiłam przed otworzeniem włosy.

- Nie spodziewałam się tutaj ciebie, o tej porze - powiedziałam, niedowierzająco spoglądając na Darumę i jego wizytę. 
- Znalazłem to na korytarzu, naszyjnik który chyba wczoraj miałaś w kawiarni. Może ma jakąś sentymentalną wartość, więc postanowiłem ci go zwrócić od razu. Nie ma za co - odparł oraz odetchnął, podając mi złoty łańcuszek. 



Daruma? 
Szablon
Pandzika
Kernow