- To w drugą stronę, Axel. - Wskazałem ręką na stojący za mną budynek. Elf rozejrzał się i ruszył za mną w stronę akademików. Wyglądał na dość zmęczonego. Postanowiłem nie dopytywać. Skoro jazda na łyżwach do upadłego jest jego pasją, niech tak będzie.
Otworzyłem przed współlokatorem drzwi do pokoju. Chłopak poruszał się jak w transie, kiedy zabrał piżamę i udał się do łazienki. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie wezwać jakiegoś nauczyciela. Odrzuciłem jednak ten pomysł szybko. Axel sobie poradzi.
Zwątpiłem w swoje przekonanie, kiedy elf zasnął na środku komnaty. Wezwałem Płomyk, wstałem z posłania i zbliżyłem się do łóżka współlokatora. Zabrałem koc i zarzuciłem go na chłopaka. Po tym wróciłem na swoje poduszki, gdzie zasnąłem.
Poranek był wyjątkowo zimny. Wstałem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ciepły płaszcz. Rogi, choć dodawały mi uroku, nie należały do zbyt użytecznych. Właściwie, utrudniały wiele spraw. Uniemożliwiały mi na przykład zakładanie koszulek. Oczywiście, nie chciałem pozbywać się swojego poroża. Broń Boże! Kilka lat temu jeden z moich rogów w wyniku nieszczęśliwego wypadku się złamał. Do wiosny chodziłem jak pacan tylko z jednym. To wyglądało niezwykle źle.
Zarzuciłem na ramiona ciepły płaszcz, ominąłem leżącego na ziemi Axela i wyszedłem z pokoju. Czas zacząć lekcje!
***
Mniej-więcej w połowie zajęć obecnością zaszczycił nas nie kto inny, jak sam mój współlokator. Widziałem elfa po raz pierwszy w klasie. Rozsiadł się na jedynym wolnym miejscu. Głowę zaś położył na pulpicie. Miałem wrażenie, że zaraz uśnie.
Rozpoczęła się lekcja praktyczna z magii. Nieszczególnie optymistycznie przyjąłem do wiadomości fakt, że dzisiejszym celem zajęć był poznanie nowego zaklęcia. Mianowicie, profesor rozdał nam połamane patyki. Naszym zadaniem stało się złożenie ich ponownie.
Kilka razy wypowiedzieliśmy niezbędne zaklęcie, uważnie akcentując sylaby, aby nikomu nie stała się krzywda. Zakodowałem w pamięci wszystkie uwagi nauczyciela i przystąpiłem do naprawy kijka.
Wyrecytowałem nazwę czaru, ale jak to w moim przypadku bywa - nic się nie zadziało. Lekko poirytowany, westchnąłem przeciągle i kolejny raz użyłem zaklęcia. Kawałki patyka drgnęły. Chociaż tyle.
Rozejrzałem się po sali, żeby podejrzeć, jak idzie innym. Widząc ich wściekłe twarze, zrozumiałem, że u mnie wcale nie jest tak źle. Z ciekawości przeniosłem wzrok ku Axelowi. Zmroziło mnie, kiedy zauważyłem, że chłopak podpiera się już na całkowicie naprawionym patyku. Wstrzymałem oddech i spojrzałem na swój nieszczęsny kijek. To się nie uda.
Lekcja skończyła się jakiś czas później. Nieszczególnie wykonałem polecone zadanie poprawnie. Patyk złożył się jedynie w połowie. Druga część jego bezwładnie zwisała w powietrzu przy podnoszeniu. To był i tak niezły wynik. Innym nie udało się nawet skleić dwóch części. Jedynie Axel podołał.
- Elfy - syknąłem do siebie, uważając, aby nikt nie usłyszał chwilowej irytacji. Gdyby nie szalone podboje miłosne mojej mamy, której zachciało się wiązać z centaurem, nie powstałby tak słaby mieszaniec, którym jestem.
Przez resztę przerwy nie ruszałem się z ławki, wyobrażając sobie, jakby wyglądało moje życie jako czysty elf. Wszystko byłoby prostsze.
Rozpoczęła się kolejna lekcja. I to nie byle jaka! Moja ulubiona - teoria magii. Zajęcia, gdzie tak naprawdę nie trzeba czarować, a wykuć na pamięć daty, przepisy i biografie. Swoją drogą, przerobiłem już cały podręcznik. Dwa razy.
Z każdym pytaniem nauczyciela moja ręka znajdowała się w górze. Znałem odpowiedź na wszystko. Recytowałem informacje, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. W końcu profesor przestał zadawać mnie pytać, zmuszając do pracy innych. Ja wygodnie oparłem się o ławkę, obserwując ich konsternacje. Sam Axel niekoniecznie dawał sobie radę ze wszystkimi poleceniami. Najwyraźniej talent magiczny nie idzie w parze z intelektem.
Po kilku kolejnych mniej istotnych lekcjach, na których mój współlokator smacznie sobie spał, udałem się na stołówkę. Przerwa obiadowa to zdecydowanie moja najmniej ulubiona przerwa. Wszędzie biegają pierwszacy, drąc się wniebogłosy. Najgłośniejszym miejscem była właśnie nasza mała, szkolna jadłodajnia.
Po tym, jak kilkoro mniej uważnych uczniów na mnie wpadło, szturchnęło czy popchnęło, udało mi się dostać do lady. Przejechałem wzrokiem po zachęcająco wyglądających sałatkach, ostatecznie decydując się na tą składającą się głównie z makaronu i oliwek. Zająłem miejsce przy wolnym stoliku i w planowałem w spokoju spożyć swój posiłek, kiedy tuż obok mojego talerza wylądowała z impetem kolejna taca. Uniosłem wzrok, mierząc nim siadającego na krześle elfa. Axel bez słowa zajął się posiłek. Wzruszyłem ramionami, nie zadając zbędnych pytań.
- W życiu nie jadłem gorszego mielonego - prychnął po chwili chłopak, krzywiąc się nieznacznie. Mimo widocznej niechęci wziął kolejny gryz.
- Nie musiałeś go brać - zauważyłem, sugestywnie wskazując dłonią na sałatkę. Jeśli mięso mu nie smakuję, zawsze miał prawo wybrać coś innego. Co jak co, ale jedzenie na stołówce jest wyjątkowo dobre. Axel mruknął coś niezrozumiałego. Domyślam się, że to nie była miła rzecz.
Swoją drogą - mój współlokator dzisiaj nie zrobił jeszcze żadnej kłótni oraz pojawił się na zajęciach. Sukces, idzie mu coraz lepiej.
Kolejno, udałem się do pokoju, zabrałem potrzebne książki i wróciłem ponownie na lekcje. Na reszcie z trzech zajęć, Axel się już nie pojawił. Ostatni raz mijałem się z nim w akademiku. On zamiast podręcznika wziął łyżwy, a później skocznym krokiem wyszedł z budynku, idąc w jedynie sobie znanym kierunku.
Liczba słów: 817
Otworzyłem przed współlokatorem drzwi do pokoju. Chłopak poruszał się jak w transie, kiedy zabrał piżamę i udał się do łazienki. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie wezwać jakiegoś nauczyciela. Odrzuciłem jednak ten pomysł szybko. Axel sobie poradzi.
Zwątpiłem w swoje przekonanie, kiedy elf zasnął na środku komnaty. Wezwałem Płomyk, wstałem z posłania i zbliżyłem się do łóżka współlokatora. Zabrałem koc i zarzuciłem go na chłopaka. Po tym wróciłem na swoje poduszki, gdzie zasnąłem.
Poranek był wyjątkowo zimny. Wstałem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem ciepły płaszcz. Rogi, choć dodawały mi uroku, nie należały do zbyt użytecznych. Właściwie, utrudniały wiele spraw. Uniemożliwiały mi na przykład zakładanie koszulek. Oczywiście, nie chciałem pozbywać się swojego poroża. Broń Boże! Kilka lat temu jeden z moich rogów w wyniku nieszczęśliwego wypadku się złamał. Do wiosny chodziłem jak pacan tylko z jednym. To wyglądało niezwykle źle.
Zarzuciłem na ramiona ciepły płaszcz, ominąłem leżącego na ziemi Axela i wyszedłem z pokoju. Czas zacząć lekcje!
***
Mniej-więcej w połowie zajęć obecnością zaszczycił nas nie kto inny, jak sam mój współlokator. Widziałem elfa po raz pierwszy w klasie. Rozsiadł się na jedynym wolnym miejscu. Głowę zaś położył na pulpicie. Miałem wrażenie, że zaraz uśnie.
Rozpoczęła się lekcja praktyczna z magii. Nieszczególnie optymistycznie przyjąłem do wiadomości fakt, że dzisiejszym celem zajęć był poznanie nowego zaklęcia. Mianowicie, profesor rozdał nam połamane patyki. Naszym zadaniem stało się złożenie ich ponownie.
Kilka razy wypowiedzieliśmy niezbędne zaklęcie, uważnie akcentując sylaby, aby nikomu nie stała się krzywda. Zakodowałem w pamięci wszystkie uwagi nauczyciela i przystąpiłem do naprawy kijka.
Wyrecytowałem nazwę czaru, ale jak to w moim przypadku bywa - nic się nie zadziało. Lekko poirytowany, westchnąłem przeciągle i kolejny raz użyłem zaklęcia. Kawałki patyka drgnęły. Chociaż tyle.
Rozejrzałem się po sali, żeby podejrzeć, jak idzie innym. Widząc ich wściekłe twarze, zrozumiałem, że u mnie wcale nie jest tak źle. Z ciekawości przeniosłem wzrok ku Axelowi. Zmroziło mnie, kiedy zauważyłem, że chłopak podpiera się już na całkowicie naprawionym patyku. Wstrzymałem oddech i spojrzałem na swój nieszczęsny kijek. To się nie uda.
Lekcja skończyła się jakiś czas później. Nieszczególnie wykonałem polecone zadanie poprawnie. Patyk złożył się jedynie w połowie. Druga część jego bezwładnie zwisała w powietrzu przy podnoszeniu. To był i tak niezły wynik. Innym nie udało się nawet skleić dwóch części. Jedynie Axel podołał.
- Elfy - syknąłem do siebie, uważając, aby nikt nie usłyszał chwilowej irytacji. Gdyby nie szalone podboje miłosne mojej mamy, której zachciało się wiązać z centaurem, nie powstałby tak słaby mieszaniec, którym jestem.
Przez resztę przerwy nie ruszałem się z ławki, wyobrażając sobie, jakby wyglądało moje życie jako czysty elf. Wszystko byłoby prostsze.
Rozpoczęła się kolejna lekcja. I to nie byle jaka! Moja ulubiona - teoria magii. Zajęcia, gdzie tak naprawdę nie trzeba czarować, a wykuć na pamięć daty, przepisy i biografie. Swoją drogą, przerobiłem już cały podręcznik. Dwa razy.
Z każdym pytaniem nauczyciela moja ręka znajdowała się w górze. Znałem odpowiedź na wszystko. Recytowałem informacje, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. W końcu profesor przestał zadawać mnie pytać, zmuszając do pracy innych. Ja wygodnie oparłem się o ławkę, obserwując ich konsternacje. Sam Axel niekoniecznie dawał sobie radę ze wszystkimi poleceniami. Najwyraźniej talent magiczny nie idzie w parze z intelektem.
Po kilku kolejnych mniej istotnych lekcjach, na których mój współlokator smacznie sobie spał, udałem się na stołówkę. Przerwa obiadowa to zdecydowanie moja najmniej ulubiona przerwa. Wszędzie biegają pierwszacy, drąc się wniebogłosy. Najgłośniejszym miejscem była właśnie nasza mała, szkolna jadłodajnia.
Po tym, jak kilkoro mniej uważnych uczniów na mnie wpadło, szturchnęło czy popchnęło, udało mi się dostać do lady. Przejechałem wzrokiem po zachęcająco wyglądających sałatkach, ostatecznie decydując się na tą składającą się głównie z makaronu i oliwek. Zająłem miejsce przy wolnym stoliku i w planowałem w spokoju spożyć swój posiłek, kiedy tuż obok mojego talerza wylądowała z impetem kolejna taca. Uniosłem wzrok, mierząc nim siadającego na krześle elfa. Axel bez słowa zajął się posiłek. Wzruszyłem ramionami, nie zadając zbędnych pytań.
- W życiu nie jadłem gorszego mielonego - prychnął po chwili chłopak, krzywiąc się nieznacznie. Mimo widocznej niechęci wziął kolejny gryz.
- Nie musiałeś go brać - zauważyłem, sugestywnie wskazując dłonią na sałatkę. Jeśli mięso mu nie smakuję, zawsze miał prawo wybrać coś innego. Co jak co, ale jedzenie na stołówce jest wyjątkowo dobre. Axel mruknął coś niezrozumiałego. Domyślam się, że to nie była miła rzecz.
Swoją drogą - mój współlokator dzisiaj nie zrobił jeszcze żadnej kłótni oraz pojawił się na zajęciach. Sukces, idzie mu coraz lepiej.
Kolejno, udałem się do pokoju, zabrałem potrzebne książki i wróciłem ponownie na lekcje. Na reszcie z trzech zajęć, Axel się już nie pojawił. Ostatni raz mijałem się z nim w akademiku. On zamiast podręcznika wziął łyżwy, a później skocznym krokiem wyszedł z budynku, idąc w jedynie sobie znanym kierunku.
Axel?
Liczba słów: 817
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz