W milczeniu obserwowałem Luciena i nieznaną mi kobietę. Wyglądało na to, że mój towarzysz doskonale ją znał. Nie zapowiadało się jednak na to, że obydwoje pragnęli spotkania ze sobą. Narastająca niezręcznością atmosfera sprawiała, że nie potrafiłem przełknąć kęsa starannie przygotowanego śniadania. Niemal czułem się, jakbym również był zamieszany w jakiś wewnętrzny konflikt czy nieporozumienie. Z tego też powodu bez emocji dźgałem widelcem lecącego na moim talerzu pomidora. Z owego marazmu wyrwały mnie dopiero słowa
- Możesz go zabrać ze sobą, ale wiesz, że tego nie polecam.
Spojrzałem pytająco na Luciena. Zabrać mnie? Gdzie?
Ciemnowłosy jedynie kiwnął głową. Bez słowa nabiłem pomidora na widelec i włożyłem go do buzi.
- Czy zechcesz z nim ruszyć? - zapytał książę, uśmiechając się zachęcająco.
- Oczywiście. - Nie miałem pojęcia, na co właściwie się zgodziłem. Skoro jednak będzie tam Lucien, na pewno nie będzie źle.
- W takim razie po śniadaniu idźcie się przygotować.
Przytaknąłem cicho i w końcu zająłem się dokończeniem posiłku. Prawdopodobnie czekała nas podróż, wolałem więc się najeść teraz, aby mieć siłę na pokonanie drogi.
Podziękowałem za poranną ucztę i ruszyłem za Lucienem w stronę mojej komnaty.
- Lepiej będzie, jeśli zabierzesz ze sobą jakieś ciepłe ubrania - polecił ciemnowłosy. - Dopilnuję tego, by po naszym powrocie twój eliksir już był gotowy.
- Lucien, gdzie my właściwie zmierzamy? - zapytałem, drapiąc się niezręcznie po karku. - Nie dosłyszałem.
A właściwie nawet nie skupiłem się na toczącej rozmowie. Uśmiechnąłem się niepewnie do chłopaka. Lucien westchnął.
- Obóz treningowy Dworu Nocy - odpowiedział. - Spotkamy się za kilka minut w głównym holu, dobrze?
Przytaknąłem. Nie mówiąc nic więcej wszedłem do swojego pokoju. Zgodnie z radą Luciena zapakowałem ciepły płaszcz. Oprócz tego do torby wrzuciłem koc. Nigdy nie wiadomo, czy mi się nie przyda. Zabrałem ze sobą potrzebne ubrania na zmianę.
Zaszedłem do łazienki. Chciałem poprawić włosy, ale skończyło się to małym wypadkiem. Wraz z nadejściem wiosny, nadchodzi czas wymiany poroża. Przeczesując więc kosmyki przypadkiem zahaczyłem rękawem o jedno z nich. Z nieprzyjemnym dźwiękiem podobnym do łamania gałęzi lewe poroże spadło na ziemię. Westchnąłem zmarnowany. Akurat teraz!
Z jednej z szafek wygrzebałem bandaże. Odwinąłem nimi głowę tak, aby powstrzymać krwawienie. Wyglądałem, jakbym stoczył przed chwilą z kimś walkę i poważnie oberwał. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że drugie poroże pewnie też niedługo odpadnie.
Znacznie gorsze jest jednak odrastanie poroża. Oczywiście, już się do tego przyzwyczaiłem, ale dalej było to nieprzyjemne doświadczenie.
- Daruma? - Głos Luciena rozbrzmiał po moim pokoju. Najpewniej postanowił mnie poszukać zaraz po tym, jak nie pojawiłem się w holu.
- Możesz wejść - zawołałem, zaczynając wycierać krew z czoła. - Nie przestrasz się tylko!
- Czekaj, co? - Chłopak wszedł do łazienki. Otworzył usta z zaskoczenia. Pełnym pytań wzrokiem przeskakiwał pomiędzy leżącym na ziemi porożem a moją zakrwawioną twarzą. Otarłem szybko czoło.
- To nic takiego...
- Nic takiego?! Co się stało?! - Lucien podszedł bliżej, chwycił chusteczkę i pomógł mi obmyć twarz.
- To normalne - odparłem, próbując powstrzymać śmiech. Reakcja ciemnowłosego wydała mi się zabawna. Wszyscy zawsze byli przerażeni, widząc mnie podczas zrzucania poroża.
Lucien powoli wydawał się uspakajać. Przybrał typową dla siebie zamyśloną minę.
- To nie wygląda dobrze - stwierdził, krzywiąc się lekko.
- Co wiosnę tak mam - wyjaśniłem, delikatnie wzruszając ramionami. - Drugi też niedługo odpadnie.
- Sądzę, że lepiej będzie, jeśli zostaniesz w twierdzy, a ja sam odwiedzę obóz - powiedział ciemnowłosy. W jego spojrzeniu dostrzegłem troskę.
- Nie ma problemu, naprawdę - zapewniłem, kolejny raz ocierając krew z czoła. - Zabiorę tylko zapasowe bandaże i dam radę.
Lucien ciągle nie wydawał się być przekonany. Zmartwionym wzrokiem spoglądał na mnie. Postanowiłem zachowywać pozory, że ta sytuacja jest normalna. Ze wzruszeniem ramion podniosłem z ziemi zrzucone poroże.
Ciemnowłosy wziął moją torbę i razem opuściliśmy komnatę. Kilka osób ze służby spojrzało na mnie pełnym zaskoczeniem wzroku. Nietrudno zauważyć ubytek na mojej głowie.
Powóz czekał już przed zamkiem. Lucien pomógł mi do niego wejść. Chociaż lubiłem swoje ciało, czasem bywałem delikatnie mówiąc "niezgrabny". Kiedy zająłem już wygodne miejsce, chłopak dołączył do mnie. Powóz ruszył, a my razem z nim.
Początkowo droga mijała mi całkiem przyjemnie. Później zaczęła się jazda pod górkę. Co chwile koła zahaczały o wystające kamienie. Pojazd więc raz po raz unosił się i opadał. Powoli zaczynało mi się robić niedobrze. Lucien chyba zauważył moje kiepskie samopoczucie i delikatnie objął mnie ramieniem, próbując zamortyzować kolejne uderzenia.
- Jesteśmy prawie na miejscu - pocieszał mnie. Miałem taką nadzieję. Chciałbym wyjść z tego powozu jak najszybciej!
Pożałowałem jednak słów sprzed chwili, kiedy naprawdę dotarliśmy do celu naszej podróży. Moim oczom ukazał się surowy obóz wojskowy.
Lucien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz