Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

niedziela, 31 grudnia 2023

Od Eny CD. Hiromaru

Nie potrafiłem oderwać oczu od Hiromaru, który zerwał się, aby ratować Willowa. Z trudem nie rzuciłem się za nimi, ale obawiałem się, że jedynie stanowiłbym przeszkodę. Oczywiście, gdyby cokolwiek poszło nie po naszej myśli, byłem gotów postawić wszystko na jedną kartę i również wskoczyć do wody. Na szczęście taka potrzeba nie nastała.
Wyciągnąłem ręce, aby pomóc im wydostać się bezpiecznie z żywiołu. Już chwilę później Hiromaru wraz z wilczkiem pod pachą stali na suchym lądzie, zaraz obok mnie. Willow został mi podany, a ja nie czekając nawet chwilę dłużej, wsadziłem go pod płaszcz, aby go ogrzać. Chociaż Hiromaru użył swoich mocy, aby pozbyć się nadmiaru wody, szczeniak drżał z zimna. Na szczęście teraz nic już nie zagrażało jego życiu.

– Ena… ja wiem, że dobrze byłoby wyłapać jeszcze tych złodziei, ale nie wiem, czy dam radę się jeszcze przydać. No i muszę przypilnować materiałów, żeby dopłynęły tam, gdzie trzeba – usłyszałem nagle słowa swojego towarzysza. Spojrzałem na niego zaskoczony. Faktycznie, nasza sprawa nie została jeszcze zakończona.
– Masz rację – odparłem i oddałem mu Willowa. Lepiej, żeby szczeniak nie towarzyszył mi w walce. – W takim razie ja zajmę się złodziejami. Poinformuj tylko, gdzie jestem, gdy dotrzesz do wioski!
Nie czekałem na odpowiedź, ale ruszyłem w stronę obozowiska, w którym zostały przetrzymywane skradzione rzeczy. Miałem nadzieję, że oprychy powrócili do swojej bazy.
A szczęście sprzyjało nam i tym razem. Złodzieje kręcili się po obozie, zbierając resztki tego, co zostało z prowizorycznych zabudowań. Zastanawiałem się, co właściwie mógłbym tutaj zrobić. Należało zatrzymać nieprzyjaciół w tym miejscu, nim ruszą dalej i nigdy więcej ich nie znajdziemy.
Niestety, atak frontalny nie wchodził w grę. Miałem wystarczająco rozsądku w głowie, aby wiedzieć, żeby nie rzucać się na uzbrojoną grupę w pojedynkę. Choć moje umiejętności walki nie były złe, moje szanse na wygraną w tym przypadku oceniałem raczej jako marne.
Podjąłem inną decyzję. Postanowiłem śledzić złodziei z nadzieją, że doprowadziliby mnie oni do jakiejś swojej kryjówki, a tam mógłbym wezwać straż. Był to banalny plan, ale jedyny, jaki nie narażałby mnie na bezpośrednie ryzyko walki.
Stanąłem więc na gałęzi jednego z najwyższych drzew. Chciałem w ciszy obserwować rozwój wydarzeń. Liczyłem, że Hiromaru szybko wezwie pomoc. Do tego czasu pozostało mi jedynie czekać.
Niestety, prawdopodobnie dzisiejszy limit szczęścia został już wykorzystany. W każdym razie, gdyby nie moja wrodzona czujność, prawdopodobnie skończyłoby się to źle - nieoczekiwanie, jeden ze złodziei znalazł się tuż za moimi plecami. Zamachnął się mieczem, a ostrze ugrzęzło w miejscu, gdzie stałem jeszcze chwilę wcześniej.
Niezgrabnie przeskoczyłem niżej i wylądowałem na gałęzi. Nie było to najbardziej zwinne, co zrobiłem w swoim życiu. No, a także część drzewa okazała się zbyt krucha - ponownie zostałem zmuszony do zsunięcia się w dół. Tym razem już na ziemię.
– Tutaj jest! – Krzyk rozległ się po całym terenie obozu. Chociaż chciałem uniknąć walki, prawdopodobnie nie miałem szans obejść się bez niej.
Właściwie postanowiłem dalej uciekać od bezpośredniego starcia. Walka jeden na wielu nigdy nie brzmiała dobrze, a wraz ze wzrostem wściekłych przeciwników moje szanse malały. I to drastyczne.
Odwagą byłoby podjęcie walki, ale większej odwagi wymagało ode mnie wycofanie się. Przynajmniej to uważałem za najlepszą decyzję w tym momencie.
Skoczyłem do tyłu. Miałem nadzieję, że jak szybko się oddalę, odbędzie się to bez większego rozlewu krwi. Unikałem nadchodzących ataków sprawie, choć z każdym kolejnym trochę bardziej niezgrabnie. Pod takim gradem ciosów, niewiele byłem w stanie zrobić.
W mojej dłoni cały czas ściskałem miecz, ale używałem go tylko do obrony i odpychania nadchodzących ataków. Iskry padały z uderzeń metalu oraz towarzyszył temu charakterystyczny brzdęk.
Udało mi się odskoczyć na tyle daleko, że zasięg broni mnie nie dosięgał. Przynajmniej tak myślałem. Narastające zmęczenie i same emocje sprawiły, że miałem mały problem z oceną sytuacji. Choć okazał się on być raczej nieprzyjemny w skutkach. Nie zauważyłem jednej zbłądzonej strzały. Znaczy się, wcale nie była ona przypadkowa, a raczej celowo wystrzelona w moim kierunku. W każdym razie, przeoczyłem ją i chwilę później wbiła się ona tuż pod moimi żebrami. Musiałem się gwałtownie zatrzymać, aby nie dopuścić do tego, aby grot wbił się głębiej.
Przerwa nie mogła trwać jednak zbyt długo - ciągle miałem na sobie pogoń. Jedynie zatamowałem dłonią krwawienie i ruszyłem dalej. Na moje szczęście byłem wystarczająco szybki, aby szybko zgubić ogon. Motywacji dodała mi buzująca w żyłach adrenalina, napędzana najpewniej nowo powstałą raną. Właściwie prawie wcale nie czułem bólu - nie miałem nawet na to czasu.
Odsapnąłem dopiero wtedy, gdy dotarłem do wioski. Tam zahamowałem gwałtownie i z trudem zacząłem łapać oddech. Podniosłem dłoń, którą do tej pory trzymałem w miejscu wystającej strzały. Z palców skapywała mi krew. Zmarszczyłem brwi, ponieważ dopiero teraz poczułem narastający ból. Co najgorsze, metaliczny smak czułem nawet w ustach, a to nie był najlepszy znak. Nie miałem jednak głowy do tego, aby teraz się tym przejmować. Bałem się, że bandyci mogli dalej mnie śledzić, a to oznaczałoby kłopoty dla całej bezbronnej wioski.


<Hiromaru?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow