Zawsze wiedziałem, że pod względem ogarnięcia życiowego raczej nie należę do ścisłej czołówki, ale żeby zgubić jednego małego wilczka, którego miałem pilnować i chronić, i żeby dać mu się zaplątać w moją własną moc, to już był trochę inny wymiar bycia nieogarniętym. Bo małe szanse, żeby Willow postanowił nagle sobie popływać, widząc rzekę występującą z koryta, albo żeby przyszło mu do głowy aportować kilkumetrowe „patyki” w formie sosnowych żerdzi. Poczucie winy wezbrało w moim sercu w okamgnieniu, o wiele silniej i intensywniej, niż robiła to burząca się, rzeczna woda. Momentalnie spanikowałem, nie wiedziałem nawet, w którą stronę patrzeć, gdzie szukać Willowa.
W Sarlok uczyli nas wielu rzeczy, lecz przytłaczająca większość materiału dotyczyła postępowania z własnym demonem – jak go zrozumieć i poznać, jak stworzyć dobrą drużynę, więź opartą na wzajemnej trosce i zaufaniu. Jak odpowiadać na wszelkie sygnały wysyłane przez demona, choć on sam nawet nie byłby świadom, że czegoś mu brakuje, jak postępować w przypadku napotkania innego zaklinacza. Jak oswajać swojego demona z nowościami, jak chociażby wtedy, gdy przychodziło do przygarnięcia sobie kolejnego. To było mnóstwo informacji i wiedzy, ale mi i Isagomushiemu jakoś łatwo wszystko przychodziło. Znaliśmy się świetnie, całe życie, a że obaj byliśmy podobnie spokojni i łatwi w obyciu, to i nie było między nami żadnych tarć i kłótni. Isa nie sprawiał problemów, był mały i kompaktowy, a jedyna uwaga, jaką przyciągał, to było zainteresowanie i zachwyt, bo przecież kto nie zachwyci się takim małym, słodkim żółwikiem. Ja sam wyglądałem raczej jak gość, który da ci cukierka, a nie sprzeda cios pod żebra, więc i z innymi osobami nie mieliśmy problemu.
Wcześniej mnie to cieszyło, bo jak jest łatwo na zajęciach i wszystko z Isą ładnie zaliczamy, to potem można się obijać w ogrodach, pływać w jednym z basenów, albo pochwalić się kucharkom i wyciągnąć od nich coś słodkiego na ładne oczy. Teraz żałowałem, że nie mieliśmy czegoś trudniejszego. Że nie poszedłem na zajęcia z tych tematów, które szły mi beznadziejnie, jak chociażby niepanikowanie w kryzysowych sytuacjach i szybkie myślenie. Nie interesowałem się walką ani podobnymi rzeczami, chociaż właśnie to by mi się teraz przydało.
Dobrze, że Ena zachował przytomność umysłu i udało się wypatrzyć Willowa. Biedny wilczek miał oczy jak spodki, popatrując na szalejący wokół jego „tratwy” żywioł. Usiłowaliśmy się do niego dostać – przecież mógłbym użyć kolejnego strumienia wody, by go do nas przetransportować, nawet bym go dużo nie zamoczył – ale wypadki potoczyły się inaczej i musiałem na nie reagować. Teraz, natychmiast, nie było czasu do namysłu i planowania.
Gdy tylko szczeniak zniknął w zimnej toni, nie namyślając się wiele skoczyłem wprost w objęcia swego żywiołu. Przecież wychowałem się w miejscu, w którym woda otaczała mnie z każdej strony, stanowiąc najważniejszą rzecz w życiu każdego mieszkającego tam człowieka, nie mówiąc już o tym, że przecież z nią związana była moc mojego demona. Wskoczyłem, chłód otoczył mnie z każdej strony, prąd groził tym, że zaraz mnie porwie, tak lekko, jak porwał ciężkie bale drewna i pozostałych materiałów. Mimo to nie dałem się mu poprowadzić tam, gdzie chciał, używając zarówno swych umiejętności pływackich, jak i mocy, by popłynąć w stronę Willowa.
Biedak był przerażony i spanikowany. Ledwie mnie w ogóle poznał, prawie zasadził kopa w brzuch, ale co się dziwić – tonący robią wszystko, co mogą, by się wyratować. Dobrze, że Willow był jeszcze niewielki – dałem radę przemocą zapakować go sobie pod pachę i doholować do miejsca, gdzie stał Ena. Sam też wciągnąłem się już na brzeg, sięgnąłem ponownie swojej mocy, by ściągnąć nieco wody z siebie i Willowa. Gdybyśmy zostali tacy przemoczeni do suchej nitki, jutro obaj wypluwalibyśmy pewnie płuca.
Gdy tylko Willow znalazł się bezpiecznie za pazuchą Eny, odetchnąłem głębiej, wsparłem dłonie na kolanach. No nie powiem, zmęczyłem się tak, jak jeszcze nigdy, a to przecież nie był jeszcze koniec.
— Ena… ja wiem, że dobrze byłoby wyłapać jeszcze tych złodziei, ale nie wiem, czy dam radę się jeszcze przydać. No i muszę przypilnować materiałów, żeby dopłynęły tam, gdzie trzeba — powiedziałem do swojego towarzysza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz