Zadowolona wróciłam do pokoju z dzisiejszych zajęć. Od samego rana wiedziałam co chcę dziś robić - już dawno zaniedbałam jedne z moich ulubionych wiewiórek i czuję potrzebę by im się zwierzyć z ostatnich paru tygodni. Jakby nie patrzeć swojego czasu udawałam się do lasu codziennie, a konwersacja z nimi sprawiała mi niewiarygodną przyjemność. Nie mogłam doczekać się końca dnia szkolnego. Z tego powodu też, minął on szybko oraz bez większych przeszkód. Na szczęście - nie chciałabym znowu czegoś zepsuć.
Przywitałam się z współlokatorem. Po chwili odłożyłam podręczniki na łóżko i szybkim krokiem skierowałam się do łazienki. Gdy się oporządziłam po wszystkich, nie oszukując wymagających lekcjach bez słowa wyszłam biorąc tylko niezbędne przedmioty. Wyszłam na dziedziniec i chwilę poobserwowałam niebo, po czym truchtem opuściłam mury szkoły. Nie warto tracić czasu. Kierowałam się w stronę znanego mi już dokładnie lasu. Usiadłam w tym samym miejscu co zawsze, obejrzałam się we wszystkie strony, czy oby na pewno jestem sama. Nie chciałabym powtarzać sytuacji z Carmen. Moja umiejętność wydaje się dziwna, ale tak naprawdę jak się w to zagłębimy jest interesująca i wyjątkowa, jak wszystkich innych uczniów.
Odetchnęłam, po czym zaczęłam przywoływać wiewiórki. Nim się obejrzałam było już kilka przede mną. Dzielnie czekały na moje zażalenia. Gdy "słuchacze" już się zebrali oraz wygodnie rozsiedli, a ja ponownie spokojnie rozejrzałam się po terenie, zaczęłam z nimi rozmawiać w ich języku.
Opowiedziałam im o dosłownie wszystkim, co się wydarzyło ważnego w moim życiu. Może otworzyłam się bardziej na ludzi, ale nie potrafię wszystkim w stu procentach zaufać jak wiewiórkom. One i tak słuchają mnie w gronie, więc nawet nie mają z kim puszczać plotek - o ile w ogóle coś takiego jest w zwyczaju zwierząt leśnych. To byłoby ciekawe do opisania zjawisko.
Gdy wszystkie istoty leśne pobiegły w swoje strony, a ja zostałam sama w środku lasu, sięgnęłam po fantastyczną powieść, którą zresztą niedawno rozpoczęłam. Na razie nie widziało mi się powrócić do budynku mieszkalnego, a skoro i tak wzięłam ją "przypadkiem" ze sobą...
Wciągnęłam się na tyle, że nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się już ciemniej, a słońce zbliżało się ku zachodzie. Doszłam do wniosku, że jeszcze nie porobiłam notatek i nie nauczyłam się najważniejszych informacji na jutrzejszy dzień, więc jak strzała ruszyłam do pokoju. Zresztą zmęczenie również dawało górę.
W biegu nawet nie zwracałam uwagi na mijane twarze. Gdy byłam już coraz bliżej murów szkolnych, wpadłam na nieznaną mi osobę. Dzięki czemu rozrzuciłam wszystkie rzeczy, które miałam ze sobą. Po pozbieraniu przedmiotów, byłam zobowiązana przeprosić chłopaka za moją postawę. Był nieco zdziwiony, zdawał też wrażenie zdezorientowanego.
- Przepraszam cię, to nie tak miało wyjść... - oznajmiłam od razu, wyczekując jego reakcji.
- Nic się nie stało, ale następnym razem bardziej uważaj - odpowiedział, poprawiając włosy.
- Jestem Beverly - podałam mu w geście powitalnym dłoń, na co on ją uścisnął. Chociaż widziałam po nim, że raczej nie interesuje go moje towarzystwo i być może nieco go zniechęciłam do siebie - co w sumie, w żadnym stopniu nie jest dziwne.
- Anien - odpowiedział krótko i zwięźle, wciąż nie emocjonalnie.
- Właściwie, co tu robisz o tej porze? - nie chciałam, aby zapamiętał mnie źle, więc próbowałam podtrzymać konwersację.
Anien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz