— Powiem ci, nie spodziewałem się tego po tobie.
Na moment straciłem zainteresowanie moim nadgryzionym pączkiem i popatrzyłem na Bastiana.
Chłopak właśnie odchylił głowę i wrzucił sobie całą babeczkę do ust - ta zniknęła bezpowrotnie w smoczym żołądku, zaś Bastian od razu sięgnął do torby po kolejną. Uskubałem kawałek ciasta, podsunąłem Isagomushiemu, ale pączki nie należały do jego ulubionych dań i Isa tylko pokręcił łebkiem, przysiadł mi na ramieniu.
— Co masz na myśli?
Bastian sięgnął do torby po jeszcze jedno ciastko, pożarł je w okamgnieniu, oblizał palce i wrócił wzrokiem do rozciągającego się przed nami oceanu.
Było popołudnie, po zajęciach - obaj potrzebowaliśmy nieco się przewietrzyć, zaś los postanowił skrzyżować nasze ścieżki. Wpadłem na Bastiana pod cukiernią, zdecydowaliśmy się zrobić tam nieco większe zakupy, a potem radośnie podyndać nogami na wybrzeżu i pogadać o życiu i dziewczynach - jak prawdziwi mężczyźni.
Zakrztusiłem się tak, że dżem prawie poszedł mi nosem. Bastian usłużnie strzelił mnie przez plecy - oczywiście, jak już przestał się ze mnie śmiać.
— Nie mam w co się ubrać — prychnąłem, wywołując u półsmoka kolejną salwę śmiechu.
— Z ubiorem ci nie pomogę, ale jakbyś potrzebował namiotu, to któraś z moich koszulek będzie jak znalazł.
Zwinąłem dłoń w pięść i huknąłem go w ramię. Mocno. Bastian nawet nie udał, że go to ruszyło, ja zaś musiałem niepostrzeżenie rozcierać kostki.
— Były ciastka, nie ma ciastek. — Półsmok zerknął w rozczarowaniu na dno torby, a potem zmiął ją w kulkę i wcisnął do kieszeni. Wstał, deski nabrzeża zaskrzypiały - dźwięk utonął w tym charakterystycznym „puf!", gdy Bastian rozłożył swoje skrzydła.
— A ty dokąd? — spytałem z wyrzutem widząc, że mój towarzysz szykuje się do drogi.
— Z powrotem do akademika. — Wzruszył ramionami. — W przeciwieństwie do ciebie jestem grzecznym chłopcem i nie bałamucę dziewczyn.
— Taaak? — spytałem, przeciągając sylaby. — A nie ubyło ci ostatnio bluz?
— Spadaj — prychnął Bastian, ale uśmiech nie zniknął z jego twarzy.
Skinął mi głową, pożegnaliśmy się, a potem chłopak zniknął w przestworzach, zostawiając mnie samego jak palec, na pastwę niezbyt wesołych rozmyślań. Wszystkie one kręciły się wokół tego, że bazowo - nie miałem w co się ubrać, nie miałem żadnej ogłady towarzyskiej i nie byłem pewien, co mnie czeka.
— Wiesz, Isa… życie mężczyzny to jest jednak ciężkie — westchnąłem ciężko.
— Nie może być aż tak źle.
Prawie spadłem z nabrzeża, słysząc nad sobą głos Neriny. Odwróciłem się, popatrzyłem na dziewczynę - ta posłała mi uśmiech i przysiadła obok, na miejscu, które dopiero co zwolnił Bastian.
— Może czasem nie jest aż tak źle — przyznałem, wyciągając w jej stronę torbę ze słodkościami. Bastian oczywiście zeżarł wszystkie swoje ciastka, ale mi jeszcze trochę zostało. — Poczęstuj się.
Nerina sięgnęła do torby, wyłowiła stamtąd kawałek twardego pierniczka, podziękowała mi skinieniem głowy.
— Tak coś czułam, że właśnie tutaj ciebie znajdę — powiedziała, odgarniając z twarzy włosy. Wiatr zrobił się porywisty - jak to nad wodą. — Widzisz, rozmawiałam z rodziną, ustaliliśmy trochę przebieg spotkania. Oni… nie będą wymagać, żebyś prezentował się tam jak ambasador innego kraju, więc nie musisz się tyle przejmować - to przecież nie żaden egzamin.
— Odwiedzają was czasem osoby hm… — Szukałem przez chwilę słowa. — Takie uh… zwyczajne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz