Ciemne, ogromne skrzydła zasłoniły przeciwległą ścianę pokoju. Na samym początku cofnąłem się o krok, przestraszony widokiem. Pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego! Zwykłe, pierzaste skrzydła aniołów czy te błoniaste demonów wydawały się teraz takie marne. Nie myśląc szczególnie wiele, przełamując początkowy strach, podszedłem bliżej i wyciągnąłem dłoń w kierunku towarzysza. Wtedy nieoczekiwanie Lucien pochwycił mój nadgarstek. Wstrzymałem oddech, domyślając się, że zrobiłem coś źle. Niestety, chłopak spóźnił się, a sam zdążyłem przejechać opuszką palca po ciemnej skórze. Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Nasze skrzydła są bardzo delikatnie i czułe, więc proszę, nie dotykaj. - To rzekłszy, ciemnowłosy spojrzał mi prosto w oczy. Dziwne uczucie ogarnęło całe moje ciało. Przestąpiłem z nogi na nogę, odwracając nieśmiało wzrok.
- Przepraszam - wyszeptałem. Wtedy zdałem sobie sprawę, że cierpię na podobną dolegliwość. - Potrafię to zrozumieć - dodałem. - Jesienią, kiedy odrasta mi poroże, umieram, jak ktoś próbuje pogłaskać mnie po głowie.
Lucien uśmiechnął się ciepło. Wtedy też rozluźnił uścisk, uwalniając mój nadgarstek. Wyjrzałem za okno. Mówiąc o jesieni - niedługo nadejdzie. Niedługo też pewnie moje rogi zaczną rosnąć. Skrzywiłem się na tę myśl. Na kolejne kilka miesięcy skończy się dotychczasowa możliwość noszenia koszulek. Cykl ciągłego bólu głowy nadchodzi.
Westchnąłem ciężko i odszedłem do okna. Powróciłem myślami do mojego towarzysza. Nieszczególnie wyjaśnił mi problem, jaki go trapi. Według mnie, odpowiedział dość wymijająco. Nie mogłem go jednak zmusić do powiedzenia wszystkiego. Miałem nadzieję, że Lucien opowie mi kiedyś więcej więcej o sobie.
Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju. Fakt, wyglądał dość kobieco. W żaden sposób oczywiście mi to nie przeszkadzało. Moja sypialnia wcale nie prezentowała się lepiej. Cały dworek posiadał bowiem białe ściany, nie inaczej było w mojej komnacie. Pod ścianami stały równie jasne, drewniane meble, a w centrum pomieszczenia znajdował się stos puchatych poduszek. Moje kuzynostwo lubiło to pogardliwie nazywać "pokojem księżniczki". Jednak nieszczególnie to określenie mi przeszkadzało. Moja komnata podobała mi się taką, jaka jest.
Między mną a Lucienem zapanowała chwilowa cisza. Właściwie nie miałem pojęcia, o czym mógłbym teraz z nim porozmawiać. Swoją drogą - chłopak schował już swoje skrzydła.
- Czasem wam zazdroszczę - odparłem cicho, spoglądając na ciemnowłosego.
- Zazdrościsz? - zdziwił się, siadając na łóżku. Zająłem miejsce niedaleko niego, na puchatym dywanie.
- Tego, że macie dwie nogi - wyjaśniłem. - Możesz usiąść wygodnie czy cofnąć się, nie wpadając na nic. Kuzynostwo nie próbuje usiąść ci na grzbiecie...
Byłem przyzwyczajony do ciała centaura, czasem jednak to komplikowało moje życie. Nie mogłem zdzierżyć zaskoczonego wzroku uczniów Corvine, kiedy mijałem ich na korytarzu. W końcu - to nie moja wina, że taki się urodziłem. Dlaczego moja mama musiała związać się z kimś, kto należy do innej rasy? Cholerny mieszaniec...
Spojrzałem na Luciena, który ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się we mnie.
- Próbowałeś użyć czarów, aby zmienić swoją postać, chociażby na trochę? - zapytał, wstając z miejsca.
- Właściwie to nie... - Nigdy wcześniej o tym nie myślałem. - Masz coś na myśli?
Lucien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz