- Błagam, nie zgłaszajcie tego do dyrekcji, czy specjalnych służb. Zależy mi na wzorowym zakończeniu tej szkoły, już za rok mnie tu nie zobaczycie. Dałem się na ten głupi wybryk przez idiotów, których nazywałem przyjaciółmi - bronił się chłopak. Zmarszczyłem brwi. Kłamie jak z nut.
Beverly jednak najwyraźniej uwierzyła złodziejowi. Dziewczyna najwyraźniej postanowiła pozostawić te sprawę bez rozgłosu. Ja osobiście wolałbym zgłosić to do odpowiednich służb. Tacy jak on się nie zmieniają.
- Nie brzmisz przekonująco - mruknąłem, mierząc wzrokiem demona. Moja towarzyszka w tym czasie zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Opłacę wszystkie koszty związane z zepsuciem tej torby, a taka sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy - mówił dalej, pomagając Beverly. Pchany negatywnymi myślami, miałem właśnie go zatrzymać, kiedy chłopak zerwał się do biegu, chwytając portfel dziewczyny. Ta z kolei z niezwykłym zaskoczeniem wpatrywała się, jak złodziej ucieka. Całkowicie zaniemówiła.
- Nie możemy tego tak zostawić - odparłem pośpiesznie i szybkim ruchem zgarnąłem resztę rzeczy dziewczyny do torby. - Za nim, bo go zgubimy.
Beverly nic nie odpowiedziała, ale ruszyła za mną biegiem. Przemierzaliśmy labirynt krętych uliczek. Gdyby nie głośny, odbijający się echem odgłos kroków złodzieja dawno byśmy go zgubili. W końcu przestałem orientować się, gdzie jesteśmy. Drogi zaczęły być coraz bardziej nieprzyjemne. Czułem na sobie nieprzychylny wzrok mieszkańców. Nie miałem, gdzie jesteśmy. Co najgorsze, demon zniknął z pola widzenia. Ogarnęła nas nieprzyjemna cisza. Na domiar złego, zaczynało się ściemniać. Na pewno spóźniliśmy się na ciszę nocną. Wspaniale. Złodziej uciekł.
- Chyba czas wracać - westchnąłem smutno. - Nic tu po nas. Przepraszam - dodałem po chwili namysłu. Czułem się źle z faktem, że nie pomogłem Beverly tak jak chciałem. Demon uciekł z własnością elfki i najpewniej nigdy go już nie zobaczymy.
Wtedy mnie olśniło.
- "Nie zgłaszajcie tego do dyrekcji"? - powtórzyłem słowa nieznajomego. - Jest uczniem. Jeśli nie naszej szkoły, to którejś z dwóch pozostałych. Znalezienie go nie powinno stanowić aż takiego problemu.
Oczy Beverly zalśniły.
- Mówisz? - Jej głos był przepełniony nadzieją.
- Tak, wracajmy - zdecydowałem, kierując się w stronę akademików. - Im szybciej pojawimy się na miejscu, tym lepiej. Trzeba wyjaśnić wychowawcom, co nas spotkało.
Dziewczyna nie wydawała się pocieszona, kiedy ruszyliśmy ciemnymi uliczkami w stronę szkoły. W głowie układałem już wiadomość, którą przekażemy nauczycielom. Miałem nadzieję, że potraktują te sprawę poważnie. Liczyłem też, że złodziej uczęszcza do Corvine. Zlokalizowanie go wtedy nie będzie aż tak trudne. W najgorszym wypadku będziemy zmuszeni poszukiwać sprawcy w innych akademiach, co nie zapowiada się tak łatwo. Wszystkie szkoły są skłócone. Najpewniej nikt nie uraczy nas pomocą.
Wróciliśmy na znajome planty. Niemal natychmiast natknęliśmy się na dyżurującego nauczyciela. Na wstępie naskoczył na nas. Kiedy w końcu udało nam się cokolwiek powiedzieć, pośpiesznie wyjaśniliśmy, co nas spotkało. Brodaty profesor pokiwał głową.
- Opiszcie mi dokładnie, jak wyglądał ten chłopak - poprosił. Gestem ręki wskazał, żeby iść za nim. Wymieniłem spojrzenie z Beverly, następnie opowiedziałem cały incydent, nie szczędząc przy tym szczegółów.
- Przyjdźcie rano do mojego biura - polecił. - Spróbuję się dowiedzieć czegokolwiek na temat tego demona. A teraz od razu wróćcie do swoich pokoi!
Pożegnaliśmy się z nauczycielem i ruszyliśmy w stronę akademika. Tam dziewczyna skierowała się do własnego dormitorium. Miałem nadzieję, że profesor szybko odnajdzie sprawcę.
Beverly jednak najwyraźniej uwierzyła złodziejowi. Dziewczyna najwyraźniej postanowiła pozostawić te sprawę bez rozgłosu. Ja osobiście wolałbym zgłosić to do odpowiednich służb. Tacy jak on się nie zmieniają.
- Nie brzmisz przekonująco - mruknąłem, mierząc wzrokiem demona. Moja towarzyszka w tym czasie zaczęła zbierać swoje rzeczy.
- Opłacę wszystkie koszty związane z zepsuciem tej torby, a taka sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy - mówił dalej, pomagając Beverly. Pchany negatywnymi myślami, miałem właśnie go zatrzymać, kiedy chłopak zerwał się do biegu, chwytając portfel dziewczyny. Ta z kolei z niezwykłym zaskoczeniem wpatrywała się, jak złodziej ucieka. Całkowicie zaniemówiła.
- Nie możemy tego tak zostawić - odparłem pośpiesznie i szybkim ruchem zgarnąłem resztę rzeczy dziewczyny do torby. - Za nim, bo go zgubimy.
Beverly nic nie odpowiedziała, ale ruszyła za mną biegiem. Przemierzaliśmy labirynt krętych uliczek. Gdyby nie głośny, odbijający się echem odgłos kroków złodzieja dawno byśmy go zgubili. W końcu przestałem orientować się, gdzie jesteśmy. Drogi zaczęły być coraz bardziej nieprzyjemne. Czułem na sobie nieprzychylny wzrok mieszkańców. Nie miałem, gdzie jesteśmy. Co najgorsze, demon zniknął z pola widzenia. Ogarnęła nas nieprzyjemna cisza. Na domiar złego, zaczynało się ściemniać. Na pewno spóźniliśmy się na ciszę nocną. Wspaniale. Złodziej uciekł.
- Chyba czas wracać - westchnąłem smutno. - Nic tu po nas. Przepraszam - dodałem po chwili namysłu. Czułem się źle z faktem, że nie pomogłem Beverly tak jak chciałem. Demon uciekł z własnością elfki i najpewniej nigdy go już nie zobaczymy.
Wtedy mnie olśniło.
- "Nie zgłaszajcie tego do dyrekcji"? - powtórzyłem słowa nieznajomego. - Jest uczniem. Jeśli nie naszej szkoły, to którejś z dwóch pozostałych. Znalezienie go nie powinno stanowić aż takiego problemu.
Oczy Beverly zalśniły.
- Mówisz? - Jej głos był przepełniony nadzieją.
- Tak, wracajmy - zdecydowałem, kierując się w stronę akademików. - Im szybciej pojawimy się na miejscu, tym lepiej. Trzeba wyjaśnić wychowawcom, co nas spotkało.
Dziewczyna nie wydawała się pocieszona, kiedy ruszyliśmy ciemnymi uliczkami w stronę szkoły. W głowie układałem już wiadomość, którą przekażemy nauczycielom. Miałem nadzieję, że potraktują te sprawę poważnie. Liczyłem też, że złodziej uczęszcza do Corvine. Zlokalizowanie go wtedy nie będzie aż tak trudne. W najgorszym wypadku będziemy zmuszeni poszukiwać sprawcy w innych akademiach, co nie zapowiada się tak łatwo. Wszystkie szkoły są skłócone. Najpewniej nikt nie uraczy nas pomocą.
Wróciliśmy na znajome planty. Niemal natychmiast natknęliśmy się na dyżurującego nauczyciela. Na wstępie naskoczył na nas. Kiedy w końcu udało nam się cokolwiek powiedzieć, pośpiesznie wyjaśniliśmy, co nas spotkało. Brodaty profesor pokiwał głową.
- Opiszcie mi dokładnie, jak wyglądał ten chłopak - poprosił. Gestem ręki wskazał, żeby iść za nim. Wymieniłem spojrzenie z Beverly, następnie opowiedziałem cały incydent, nie szczędząc przy tym szczegółów.
- Przyjdźcie rano do mojego biura - polecił. - Spróbuję się dowiedzieć czegokolwiek na temat tego demona. A teraz od razu wróćcie do swoich pokoi!
Pożegnaliśmy się z nauczycielem i ruszyliśmy w stronę akademika. Tam dziewczyna skierowała się do własnego dormitorium. Miałem nadzieję, że profesor szybko odnajdzie sprawcę.
Beverly?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz