— Jasne, że mi pasuje — odpowiedziałem, przywołując na twarz uśmiech.
Morze pod nabrzeżem szumiało cicho, spokojnie. Fale rozbijały się z pluskiem o butwiejące, drewniane przypory. Wiatr pachniał solą i błękitem nieba, a włosy Neriny łaskotały mnie w ramię.
Byłem wiejskim, niezbyt dobrze wychowanym i wyedukowanym chłopcem, ale skoro Nerina postanowiła zaprosić mnie na swój królewski dwór, to może jednak była dla mnie jakaś nadzieja. Na pewno też pomagało mi to, w jaki sposób dziewczyna mnie traktowała. To prawda, że na początku czułem się nieco skrępowany tym, jak bardzo różniły się nasze statusy społeczne – księżniczka i wieśniak, normalnie postaci jak z jakiejś bajki. Jednak Nerina miała w sobie jakiś taki urok, który sprawiał, że nawet, jeśli początkowo się krępowałem, to jakoś to tak wszystko wzięło i w końcu puściło. Może to była też kwestia tego, że jednak trochę razem przeszliśmy wtedy, w tamtej jaskini? A może i kwestia tego, że Nerina się nie krępowała w mojej obecności bardziej, niż to było konieczne. Nie miała problemów z tym, żeby mnie po prostu wziąć i przytulić, a coś tak zgadywałem, że większość księżniczek pewnie miałaby pewne opory. Ja akurat nie miałem żadnych obiekcji jeśli chodzi o bycie dotykanym, podobnie jak Isa, który właśnie postanowił wylądować Nerinie na kolanach. Dziewczyna roześmiała się, pogłaskała jego łebek i twardą skorupę mówiąc, że jest uroczy. Isa był uroczy, dobrze o tym wiedział, ale lubił też, żeby mu o tym powiedzieć.
Trzy dni minęły dość szybko, ja zaś strawiłem je głównie na wybebeszaniu własnej szafy w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się do założenia na królewskim dworze. W końcu jednak stwierdziłem, że właściwie to sam za bardzo się spinam i jestem jedynym powodem wszystkich swoich zmartwień i problemów. Po Nerinie nie było widać tego, żeby stresowała się tym, że miałem ją odwiedzić i jak to miało w ogóle wypaść. Toteż w końcu mój wybór padł na strój bardzo podobny do tego, który założyłem, gdy odwiedzałem Mavena – wtedy, na święta w zimie.
Połączyłem część szkolnego mundurka, mianowicie koszulę i ciemne, wyprasowane spodnie, ze swoim typowym strojem, który nosiłem w Me Shi. Mianowicie z moim luźnym haori w morsko-niebieskiej tonacji. Wierzyłem, że takie połączenie wyda się wystarczająco eleganckie, zaś dodanie lejącego się materiału haori nada całości nieco luzu i egzotyki. Uczesałem starannie włosy – tym razem żadne niesforne pasma nie wysupłały mi się z kucyka. Isagomushiemu założyłem jego muszkę – mój demon zrobił się ostatnimi czasy jakiś bardziej imprezowy i odważny, a ja nie zauważyłem nawet, gdy okazało się, że Isa ma tych muszek coraz więcej.
Nie byłem pewien, czy było to zgodne z etykietą, czy też nie, ale w Me Shi, jeśli kogoś się odwiedzało, wypadało przynieść z sobą nieco jedzenia, najlepiej ręcznie zrobionego. Problem był tylko taki, że z rodziną Neriny miałem się spotkać pod wodą, więc obawiałem się, że jakiekolwiek moje próby przetransportowania tam ciastek będą z góry skazane na porażkę. Toteż chcąc nie chcąc, udałem się na miejsce spotkania z pustymi rękami.
Przyszedłem wcześniej, żeby Nerina nie musiała na mnie czekać. Z Isagomushim siedzącym mi na ramieniu – czekałem, aż dziewczyna pojawi się w umówionym miejscu i o umówionej porze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz