Starożytne miasto wyglądało naprawdę niesamowicie. Ciężko było nie odnieść wrażenia jakby cofnęło się w czasie. Dodatkowo klimatu dodawała otaczająca nas ciemność oraz śmiertelna cisza przerywana echem naszych kroków. Z zachwytem przyglądałam się każdej ścianie, szczelinie, domowi. Oczami wyobraźni widziałam ludzi niegdyś tutaj mieszkających, którzy toczyli tutaj zwyczajne życie oraz gromadki dzieci bawiące się w berka pomiędzy uliczkami, które tętniły ich śmiechem. I nagle, któregoś dnia to wszystko po prostu się skończyło. Miasto ucichło, a budynki okryły się kurzem. Nie wiedzieć czemu ta myśl przysporzyła mnie o jakieś ukłucie w sercu. Jednak powody obumarcia mogliśmy zostawić tylko naszym domysłom. Kto wie, może te miejsce dotknęła jakaś epidemia, może ludzie musieli z jakichś względów opuścić swój dom, a może miasto obumarło samoistnie. Smutne musiały być lata życia ostatniej osoby, która tutaj mieszkała.
Na szczęście ten stan zadumy nie trwał długo. Do poprawy humoru wystarczył tylko Bastian oraz odrobina kurzu wzbitego w powietrze. No, może trochę więcej niż odrobina.
Chłopak miał rację, ściana pokryta była jakimiś mozaikami oraz bliżej nieokreślonym, skrzydlatym stworzeniem. Niestety, piętno czasu dało się we znaki i znaczna część była mało czytelna.
- Hmm, ten stwór wygląda trochę jak gryf… A może mantikora? - podeszłam bliżej, łapiąc się za podbródek i mrużąc oczy tak, jakby miało mi to w czymś pomóc. - Obstawiam, że któreś z tych dwóch, ale nie dam za to głowy.
Bastian jedynie przytaknął, może faktycznie widząc podobiznę z któregoś z wymienionych przeze mnie stworzeń. Nie chcąc tracić zbyt wiele czasu na mozaikę, ruszyliśmy dalej aby obejrzeć pozostałości dawnej cywilizacji. Gdzieniegdzie widzieliśmy elementy dzbanów czy innych rzeczy codziennego użytku dawnych mieszkańców tego miejsca. Minęło dobre pół godziny, zanim zaproponowałam zrobienie sobie małej przerwy na uzupełnienie energii. Rozpaliliśmy małe ognisko na jakimś małym placyku, a ja wyjęłam bukłak z wodą oraz kilka innych potrzebnych rzeczy do przygotowania herbaty. Miejsce nie należało do najcieplejszych, chociaż nadal było lepiej niż na zewnątrz. Każde z nas pogrążyło się w swoich myślach, ale żadnemu z naszej dwójki nie zdawało się to przeszkadzać. Gorący trunek szybko był gotowy i oboje bez zastanowienia sięgnęliśmy po swoje kubki. Ja niestety zbyt się pospieszyłam i nie przemyślałam, że temperatura napoju może nie być jeszcze odpowiednia do spokojnego siorbania, toteż szybko pożałowałam, boleśnie parząc sobie język. Bastian nie mógł powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem, jemu najwyraźniej odpowiadała. Skłamię mówiąc, że nie miałam wtedy zabawnej reakcji. Gdybym tylko mogła widzieć się wtedy z perspektywy trzeciej osoby, zapewne zareagowałabym tak samo. Chłopaka niestety lub stety szybko dopadła wszechobecnie znana karma i gdy tylko sam wziął łyka, jak na ironię, zakrztusił się. W czasie gdy on prawdopodobnie walczył o życie, ja nie mogłam się opanować od śmiechu. Dobrą chwilę próbowałam się podnieść, ale gdy w końcu mi się udało, podeszłam do biednego Bastiana i zaczęłam go klepać po plecach, nadal nieco się podśmiewując.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, mój drogi - odparłam z uśmiechem, stojąc nad nim z założonymi rękami.
- Specjalnie czekałaś do ostatniej chwili, dopóki nie stracę przytomności albo nie zakrztuszę się na śmierć - powiedział tonem udającym wyrzuty, gładząc się jedną ręką po klatce piersiowej, a drugą sprzedając mi lekkiego kuksańca.
- Ależ skądże znowu! Jakżebym śmiała? Akurat złapał mnie skurcz i nie mogłam wstać szybciej żeby ci pomóc, ale uwierz, że bardzo chciałam i się tym przejęłam - delikatnie popchnęłam go w ramię dłonią zaciśniętą w pięść. - Wiesz co, chyba trochę się zdrzemnę. Wędrówka tutaj i te wszystkie łamigłówki i przeszkody nieco mnie wymęczyły. Nie masz nic przeciwko? - spytałam po krótkiej chwili.
- Pewnie, nie ma problemu. Prześpij się, a ja przypilnuję ogniska i potrzymam wartę w razie gdyby coś się miało stać.
- Dzięki, gdyby tak jak mówisz coś się stało, to natychmiast mnie obudź - uśmiechnęłam się delikatnie i wróciłam do swojego miejsca, gdzie wcześniej siedziałam.
Z plecaka zrobiłam sobie poduszkę, zaś kurtka stała się moim odpowiednikiem koca. Ułożyłam się na boku, twarzą do przyjemnego ciepła płynącego z ogniska, które tylko przyspieszyło proces zasypiania. Może nie było najwygodniej na świecie, ale czego oczekiwać po ruinach starożytnego miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz