Przenoszenie obozu wojskowego było dla mnie czymś całkowicie nowym. Nigdy wcześniej nie miałem nawet styczności z takim wydarzeniem. W końcu - skąd miałbym taką możliwość? Wychowywałem się na dworze. Moja mama i reszta rodziny raczej nigdy nie interesowali się sprawami militarnymi. Z tego powodu ja również nie zagłębiałem się w podobne tematy. Oczywiście znałem historyczne losy czy wojny z podręczników, których wymagano od nas w Corvine. Nigdy jednak nie doświadczyłem czegoś takiego na własnej skórze. Prawdziwe bitwy, płynący z nich strach i niebezpieczeństwo w niczym nie przypominały szkolnych lekcji. Choć wydawały mi się niewątpliwe przerażające, jednak biła z nich dziwaczna nutka ekscytacji.
Po wykonaniu wielu czynności związanych z rozbijaniem namiotów, przenoszeniem inwentarza czy budowaniu barykad, w końcu zyskaliśmy chwilę na odpoczynek. Może nie zrobiłem nadzwyczaj wiele, ze względu na swoje umiejętności i predyspozycje, ale byłem naprawdę zmęczony.
Przydzielono mi niewielki namiot na samym końcu obozowiska. Było to najbezpieczniejsze miejsce w całym obozie. Doskonale chronione i zabezpieczone przed możliwymi atakami. Znajdował się tam też złożony cały zapas jedzenia oraz broni. W razie niespodziewanego natarcia umożliwiłoby to bezpieczne uzupełnienie niezbędnych rzeczy i chronienie ich przed zniszczeniem.
W tamtym miejscu przygotowano również dodatkową drogę ucieczki. Jeżeli sytuacja wymagałaby natychmiastowego odwrotu, to nastąpiłby on właśnie przez zakryte krzakami przejście - niedostępne wrogom, ale idealne dla nas.
Przykryłem się kocem, kładąc się na ziemi. Znajdowałem się w namiocie, który został mi przeznaczony. Nie przypominał on budynku, w którym na samym początku zatrzymaliśmy się z Lucienem. Namiot był znacznie mniejszy, ale równie przytulny.
Myśląc o ciemnowłosym chłopaku - zastanawiałem się, gdzie zniknął. Wiedziałem, że zajmował się przygotowaniami nowego obozu, ale już długo nie wracał. Zaczynałem się martwić. Postanowiłem więc czekać, aż powróci do namiotu. Niestety ogólne zmęczenie drogą i przygotowaniami spowodowało, że zasnąłem niemal od razu.
Obudził mnie dopiero dziwny odgłos. Zerwałem się na równe nogi, natychmiast odskakując do tyłu, nawet pomimo tego, że przed chwilą jeszcze spałem.
Na szczęście był to Lucien. Odetchnąłem z ulgą. Do momentu, kiedy wyczułem subtelny zapach alkoholu.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, lekko zmartwiony. Ciemnowłosy chłopak tylko uśmiechał się i kiwnął głową. Moim zdaniem to nie wyglądało jednak na to, aby wszystko było dobrze. Każdy postawiony przez chłopaka krok był lekko krzywy, Lucien bujał się na boki. Procenty chyba dobrze zamieszały mu w głowie.
Podałem mu dłoń, aby chłopak mógł usiąść obok mnie. Lekko ująłem twarz w swoje dłonie. Lucien nie protestował i oparł o nie swoją głowę. Posłałem mu delikatny uśmiech.
- Musisz odpoczywać, ostatnio bardzo dużo robisz dla innych - powiedziałem spokojnie, nie odrywając wzroku od oczu chłopaka. - Musisz też pomyśleć trochę o sobie. Teraz odpocznijmy.
Mówiąc to, delikatnie puściłem jego twarz. Później podałem koc, a sam ponownie położyłem się na wcześniej już zagrzanym przez siebie miejscu.
- Dobranoc, Lucien.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz