Słońce kładło się ciepłem lśniących promieni, nadawało prostym strzechom łagodny, złoty poblask. Pojedyncze chałupy, rozrzucone niczym dziecięce zabawki, zdobiły soczystą zieleń pachnącej doliny. Błękit nieba, przetykany pojedynczymi strzępami chmur, pochylał się z zaciekawieniem nad ludzkimi siedzibami, wodził wzrokiem po pylistych drogach, śmiał się ku robotnikom pracującym w polu.
Idylliczny krajobraz nadawał się do oprawienia w ramkę i powieszenia nad kominkiem, by zamknięte w farbach lato rozganiało mrok i chłód zimowych wieczorów. Pastelowe barwy, tchnący od nich spokój, zapach polnych kwiatów – nic nie zapowiadało krwawej tajemnicy, jaka opadła maleńką wioskę.
Cyraenan zmierzył wzrokiem widok i skrzywił się, wsparłszy dłoń na biodrze.
Podróżowali już od paru dni, zaś żywiołak zdążył po siedmiokroć przekląć swego pecha i konieczność udania się poza mury Akademii. Miał lepsze rzeczy do roboty, bez dwóch zdań.
A mógł zająć się swym projektem, poświęcić czas wynalazkowi, pochylić się nad trybikami i zębatkami. Mógł robić coś pożytecznego, czytać mądre książki, pisać esej na zajęcia, albo zwyczajnie natrzaskać nieco zadań, by rozciągnąć i rozmasować mózg jakimiś prostymi rachunkami. Było tyle rzeczy, które mógłby robić, a które byłyby o stokroć bardziej produktywne, ale nie – dyrektor postanowił wysłać najgenialniejszego spośród swoich ucznnniów do jakieś zapadłej dziury, by zajął się problemem, który zapewne dało się rozwiązać bez konieczności angażowania w to Cyraenana.
— Mam nadzieję, że to będzie tego warte – burknął pod nosem, kierując swoje słowa w powietrze i nie oczekując żadnej odpowiedzi.
Normalny człowiek najpewniej wolałby, by to, co trapiło Carningsby – niewielką wioskę otoczoną połaciami lasu – okazało się czymś prostym, co nie wymagało wiele pracy i myślenia. By cała wielce ważna misja ograniczyła się do jakiegoś drobiazgu, który dało się rozwikłać w parę dni, a potem można byłoby wrócić do Akademii i niczym więcej się nie przejmować. Jednak Cyraenan, jakkolwiek czuł się nieszczęśliwy koniecznością opuszczania zajęć i porzucania swojej pracy, tak wolał, by cała wyprawa okazała się czegoś warta, zaś problem do rozwiązania był trudny i wymagający. Skoro podróżował tak daleko, niech rzeczywistość zmusi jego tytaniczny mózg do mocnego zmarszczenia.
Żywiołak spojrzał na towarzyszącą mu elfkę.
Wkurzała go od pierwszego momentu – jej nadto wylewna osobowość działała mu na nerwy, Cyr niespecjalnie dawał się wciągnąć w konwersację, a te kolorowe stroje i podzwaniająca biżuteria tylko dopełniały wizerunku dziewczyny, która bardziej koncentruje się na swym wyglądzie niż na czymkolwiek innym. I tak, jak Cyraenan rzadko mylił się w kwestiach technicznych i naukowych, tak zdarzało mu się źle ocenić ludzi, przypisując im negatywne cechy, nim zdążył docenić ich wiedzę i inteligencję. Bo te liczyły się dla żywiołaka, chłopak uważał siłę umysłu za jedyną kategorię, jaka nadawała wartość drugiej stronie.
Początkowo Vasya go irytowała – gadatliwa, głośna, nadto ekspresyjna – Cyr preferował osoby, które nie mówiły wiele i generalnie nie hałasowały nadmiarem słów i wypowiedzi. Dziewczyna była tego przeciwieństwem, więc żywiołak denerwował się, marszczył rude brwi i prychał coś pod nosem, byle ukrócić ten potok niepotrzebnych słów. Ale chłopak nie był głupi, a choć sam irytował innych, to jednak naturalnym dla niego było, by zmienić swe podejście, gdy nowe fakty zaczynały przeważać.
I tak, jak Vasya go irytowała, tak szybko zaczął doceniać jej wiedzę z dziedziny botaniki i zaangażowanie w samą misję. Sam niespecjalnie zwracał uwagę na rośliny i ich właściwości, więc z chęcią przyjął obecność mózgu z tymi informacjami, który miał mu pomagać w obecnej misji. Jeden żywiołak nie mógł wiedzieć wszystkiego, co do tego Cyr nie miał wątpliwości.
— To teraz czeka nas rozmowa z tymi wieśniakami — mruknął, w każdym słowie pokazując, jak bardzo nie chce kontaktu z ludźmi, których przerastał rachunek różniczkowy i całkowy. — Powiedz mi, że będą mieli jakieś nowe, użyteczne informacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz