- Tylko na siebie uważaj dobrze? - Kojący pocałunek spoczął na czole dziewczyny. Matka jak zwykle nie mogła powstrzymać łez na myśl, że rozdziela się ze swoim jedynym dzieckiem. Barbiel uniosła delikatnie kąciki ust i objęła dłonią część jej policzka by otrzeć łzy.
-Nie martw się matko, spotkamy się niedługo. Obiecuję, że będziesz ze mnie dumna. - Złote oczy spoczęły na szkarłatnych, które ze zdenerwowaniem się w nią wpatrywały.
-Już jestem. - Wyszeptała Edea odsuwając się od córki by upewnić się czy na pewno ma ze sobą wszystko co potrzeba, a dokładnie prowiant na długą drogę. Większa ilość rzeczy w jej średniej wielkości torbie by tylko niepotrzebnie ją spowalniała, na miejscu na pewno coś sobie kupi, a matka napchała jej całe sakwę złota by starczyło jej jak najdłużej. - Później wyślę Ci więcej więc nie martw się i kupuj wszystko co potrzebujesz. - Barbiel już kolejny raz dzisiaj rozczuliła się dobrocią matki. Nie protestowała, wiedziała, że Edea jest jeszcze bardziej uparta od niej. Śmierć ojca spowodowała, że nie miały już tak prostego życia jak wcześniej, jednak wciąż było ono godne, a czarownica bez wahania przeznaczała co mogła na córkę.
Kobiety spędziły jeszcze chwilę czasu na rozmowie by odpowiednio się pożegnać. Obiecały regularnie pisać sobie listy i informować się nawzajem jeśli nawet najmniejsza rzecz się stanie, by druga nie żyła w niewiedzy. Barbiel zdawała sobie sprawę, że matka najpewniej będzie zachowywać co po niektóre szczegóły dla siebie by nie rozpraszać jej w nauce, lecz wierzyła, że i tak zauważy różnice w stylu jej pisma. Miała niezwykle dobre oko, a sokoli wzrok pozwoliłby jej odkryć bez problemu zdenerwowaną rękę Edei.
- Czas na mnie. - Powiedziała pewnie Barbiel stojąc w progu chaty zdając sobie sprawę, że szybko jej nie ujrzy. Wzięła głęboki wdech jakby chciała by ten znajomy zapach pozostał z nią jak najdłużej. Rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę matki, której mimika malowała się już dumą bardziej niż zatroskaniem. Dodało jej to otuchy, szybko wybiegła na dwór by po chwili wzbić się w przestworza. Przyjemna poranna bryza od razu zaatakowała jej policzki. Nazywała to prawdziwym uczuciem wolności. Po chwili znalazła się wśród chmur i zawirowała wokół własnej osi przy okazji przesuwając dłonią po białym materiale. Był to swojego rodzaju rytuał, który robiła za każdym razem. Oddanie czci ojcu, dzięki któremu tak dobrze znała każdą chmurę i powiew wiatru. Szepcząc pod nosem słowa modlitwy skierowała się w stronę Kernow, gdzie czekało na nią miejsce w Akademii. Matka najprawdopodobniej przeznaczyła na nią większość ich oszczędności, więc wiedziała, że nie ma takiej możliwości jak porażka. Nigdy przez całe życie nie opuściła ziem Kanzawy, wszystko odbyło się tutaj, znała tylko to co ją właśnie otacza. Mimo, że zdenerwowanie nie rysowało się na jej twarzy Barbiel ciężko przełknęła ślinę. Czuła jak jej nagie stopy drżą od ekscytacji jak i zimnego wiatru. "Exploring the unknown requires tolerating uncertainty" zacytowała w głowie słowa ulubionej książki. Odetchnęła głęboko i ruszyła przed siebie. Powolne szybowanie w stronę nieznanego stawało się coraz szybsze i szybsze. Barbiel czuła jak z każdym przelecianym metrem wszelkie niepewności opuszczają jej ciało. W zaledwie kilka minut zapomniała o troskach i z rozpostartymi rękoma na boki patrzyła jak wielkie góry Kanzawy malały. Przed nią długa podróż, nie wiedziała co czeka ją na drodze, ani co zastanie ma miejscu. Przekonanie do własnej prawy napełniało jednak jej serce wiara na lepsze jutro.
*kilka godzin później*
Barbiel unosiła się między dwoma szczytami gór nieruchomo. Poczuła jak powietrze staje się nieznane, cieplejsze, mniej agresywne, ziemia znacznie się oddaliła i pełna była jedynie pagórków. Nie czuła już zdenerwowania, bardziej zafascynowanie tym co widzi przed sobą. Nowe typy drzew, nawet chmury były mniej gęste, delikatniejsze. Przy ziemi widziała kwiaty, które kusiły ją by wylądowała i napawała się nieznanym zapachem. Kobieta jednak ocknęła się po chwili i spojrzała przed siebie, odczuwała powoli zmęczenie, jednak wiedziała, że jest już niedaleko. Latanie na pełnej prędkości ją mocniej wyczerpywało, aczkolwiek bardzo skróciło czas podróży. Pogoda również jej służyła, nie napotkała żadnych niedogodności. Może jednak zasługuje na małą przerwę? Skanując otoczenie upewniła się, że w pobliżu nie ma zagrożenia i powoli zleciała w dół. Hamując zaraz przy ziemi spowodowała chmurę kurzu, która wpadła jej do nosa i oczu powodując gorsze lądowanie. Kaszląc i przecierając oczy zachwiała się i upadła na ziemię. Ledwo otwierając jedno oko ponownie się rozejrzała. Jej kraina jest głównie pokryta parzącymi pod stopami skałami, więc nie spodziewała się wylądować na chłodnej ziemi, tworzącej gęsty kurz przy zbyt dużym zderzeniu z powietrzem, który wywołała podczas szybowania w dół. Wyjęła z borgara torbę z wodą i przemyła sprawnie piekące wciąż oczy. Czując dużą ulgę wzięła łyk by ukoić równie podrażnione gardło. "Tego się nie spodziewałam" pomyślała po czym wstała i się otrzepała. Ziemia naprawdę była bardzo zimna i brudziła jej stopy. Fascynowało ją to, była jak małe dziecko, które widzi coś po raz pierwszy. Widząc mały patyk tuż obok niej chwyciła go i zaczęła rysować. Jej źrenice się powiększyły, nie potrzebuje już papieru by móc coś stworzyć. Uśmiechnęła się do siebie po czym złapała się na swojej nieostrożności. Natychmiast podleciała kilka metrów do góry by ponownie zeskanować teren. Tym razem jednak coś ujrzała za drzewami niedaleko niej. Używając sokolego wzroku zobaczyła, że była to po prostu druga osoba, a nie dzikie zwierzę, bądź jakiś stwór. Powoli podlatując bliżej coraz wyraźniej widziała sylwetkę, która ewidentnie się w nią wpatrywała.
-Witaj. Kim jesteś? - Spytała grzecznie z powściągliwością. Stolica wciąż była kilka godzin drogi stąd Barbiel wiedziała, że musi pozostać ostrożna.
<Moje pierwsze opowiadanie od lat, proszę o wyrozumiałość. Będę bardzo szczęśliwa jeśli jedna bądź dwie osoby zdecydują się kontynuować ze mną wątek. :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz