Pałac, w którym miał odbyć się bal, zbliża się z każdą chwilą; w coraz intensywniej padającym śniegu pojawia się wpierw sylwetka budynku, potem barwy, w końcu Juraviel potrafi już dostrzec zdobiące dach i kalenicę rzeźby, widzi światło odbijające się w olbrzymich oknach.
A potem wszyscy wysiadają z karocy, Juraviel zbiera w dłoniach kraniec sukni, by nie wybrudziła się wilgotnym śniegiem. W tych kilku krokach, jakie prowadzą po ozdobnych, marmurowych schodach, elfka pozwala sobie zerknąć przelotnie na sam pałac.
Rezydencję utrzymano w delikatnych, pastelowych barwach, stapiających się z padającym śniegiem. Roślinne motywy pokrywające fronton wcale nie wyglądają dziwnie wśród wszechobecnej bieli – przypominają bardziej jakieś fantastyczne, nierzeczywiste rośliny, które w baśniach potrafią rosnąć wśród zimna i śniegów. Dziewczyna ostrożnym krokiem wkracza do środka, mając gdzieś z tyłu głowy myśl, że nie wszystkie baśnie mają dobre zakończenie, a dziejąca się w nich magia często jeży włos na głowie.
Główny hol okrywa ich ciepłem i złotym blaskiem kandelabrów – zdaje się, że zima jest jedynie snem, który ma przeminąć. Juraviel pozwala służbie zdjąć swój płaszcz, pozwala też zabrać rękawiczki i puchatą mufkę, potem odwraca się do towarzyszących jej mężczyzn. Ruiji i Andreas są już gotowi, ich palta też znikają gdzieś w trzewiach posiadłości, odniesione przez służbę. A potem kolejny służący pojawia się znikąd – tym razem nieco ładniej i dostojniej ubrany – a następnie prowadzi całą trójkę głębiej, w stronę głównego salonu.
Rozległa komnata, niczym smocza pieczara, wypełniona jest złotem i miriadami ozdób. Intarsjowana podłoga lśni ciepłym blaskiem, wysokie lustra odbijają każdy szczegół sprawiając, że sala balowa zdaje się ciągnąć w nieskończoność. Wszechobecne złoto i ciepło łagodnie kontrastuje z chłodem śniegu za oknem, rozstawione wszędzie światła przeganiają zbierający się między chmurami mrok. Wśród tego wszystkiego – mrowie gości. Niczym barwne kwiaty zamieszkujące ogród, przepływają niewielkimi grupami w pozornie chaotyczny sposób. Wzrok Juraviel dostrzega już znajome sylwetki, dziewczyna w myślach kalkuluje, z kim najpierw powinna się przywitać, z kim zamienić więcej słów, komu pozwolić zaprosić się do tańca.
Zerka na swych towarzyszy – z twarzy Ruijiego trudno jej cokolwiek wyczytać, spojrzenie chłopaka prześlizguje się wśród gości, lekko zmarszczone brwi mogą być oznaką skupienia albo irytacji. Za to Andreas zdaje się wyraźnie podniecony, a jego wzrok jakby kogoś szuka. Elfka dziwi się – młodzieniec wie przecież, że jego przybycie na bal może źle się skończyć, że gdzieś tam, wśród gości, czeka na niego banda porywaczy. Mimo to jednak w postaci szlachcica nie widać nic ze strachu czy obawy. Czyżby grał tak dobrze, czy po prostu tak bardzo ufa w umiejętności Ruijiego i Juraviel, że strach jest mu kompletnie obcy? Juraviel nie znajduje odpowiedzi na to pytanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz