- Czy jeśli je zetnę, będę wyglądał według Ciebie bardziej atrakcyjnie? - zapytał, a mnie zamurowało. Było to pytanie, którego najmniej się spodziewałem. Lekko zmarszczyłem nos, próbując ułożyć jakąś sensowną odpowiedź w głowie. A co jeśli to tylko podchwytliwa próba sprawdzenia mnie, czy będę miał zamiar wprowadzać w nim zmiany, bo coś mi nie pasuje?
- Chcesz usłyszeć coś konkretnego czy moją szczerą opinię? - odpowiedziałem po chwili.
- Szczerą opinię.
- Więc, nie ścinaj ich. - uśmiechnąłem się i podszedłem do niego, lekko odsuwając sztylet od jego włosów. - to jest moja szczera opinia. Jeśli jednak je zetniesz, nie zmieni to faktu, że jesteś najprzystojniejszym chłopakiem jakiego znam. - stanąłem na palcach i lekko go pocałowałem. Nie wiedziałem, czy coś jeszcze dodać, nie chciałem wyjść na toksycznego partnera. Stwierdziłem jednak, że wszystko co miałem powiedzieć już powiedziałem, więc odwróciłem się i powoli skierowałem w stronę drzwi.
- Poza tym, jeśli postanowisz je obciąć, będę musiał zaplatać warkocze komu innemu...- uśmiechnąłem się pod nosem i już po chwili poczułem ciepłą dłoń Rowana na swoim policzku, zmuszającą mnie, abym na niego spojrzał.
- Póki co jedyną osobą, której będziesz zaplatał warkocze jestem ja, rozumiemy się? - powiedział poważnie, tak jakby był zły lub zazdrosny, jednak w głębi duszy miałem nadzieję, że jest po prostu świetnym aktorem.
- Oczywiście. - uśmiechnąłem się i splotłem nasze dłonie, udając się powolnym krokiem w stronę wyjścia, aby później dotoczyć się do Akademii. Nie było mi to na rękę, po pierwsze, musiałbym rozstać się z Rowanem, po drugie, nie miałem ochoty tam siedzieć. Kiedy fae chciał mnie zostawić, abym w samotności udał się na zajęcia, odciągnąłem go w drugą stronę, samemu dokładnie nie wiedząc, gdzie mam zamiar się udać. Ten jednak nie protestował, co trochę mnie zdziwiło. Teraz musiałem wymyślić, gdzie mam zamiar go zaciągnąć. Miasto wydawało się dobrym pomysłem, ale nie wiedziałem, jaka będzie reakcja chłopaka, na bezcelowy spacer. W końcu jednak stwierdziłem, że w najgorszym wypadku go jakoś udobrucham. Był to dobry pomysł, bo w trakcie drogi nabrałem ogromnej ochoty na gofry, czym będę mógł wytłumaczyć tą wycieczkę. Gdy dotarliśmy na miejsce, ujrzałem pytający wzrok chłopaka.
- Chcę gofra. - powiedziałem krótko, a ten roześmiał się.
- Chcesz?
- Bardzo. - powiedziałem, a potem zrozumiałem sens jego pytania. - znaczy, poproszę. - uśmiechnąłem się i po chwili dostałem to, po co się tam przywlokłem. Właściwie, nie miałem już siły wracać, ale dla takich pyszności było warto. Zjadłem to, czego tak bardzo oczekiwałem bez chwili zwłoki, cały czas się przy tym delektując. Chłopak patrzył na mnie rozbawiony. Pewnie wyglądałem jak małe dziecko, które dostało największego, możliwego loda ze sklepu. Tak samo się zresztą czułem. Gofr znikł tak szybko, jak się pojawił, ale ja nie miałem ochoty wracać, lekko mówiąc. Starałem się przeciągnąć tę wizytę w mieście jak najdłużej, szukając wzrokiem jakiejś atrakcji, która mogłaby być pretekstem, aby jeszcze trochę pochodzić. Ku mojemu zdziwieniu, z naprawdę dużego dystansu, dostrzegłem kolorowe światełka, po chwili zwróciłem również uwagę na dosyć wesołą muzykę, dochodzącą z oddali. To był jakiś festyn, jakieś wesołe miasteczko, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
- Chodźmy tam. - skinąłem głowę w stronę, z której dochodziła muzyka. Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Rowan zrobił to samo. Nie wiedziałem, czy już domyśla się, dlaczego chcę tam iść, ale jednego byłem pewien.
Mógł poczuć się ze mną jak rodowita opiekunka dla dzieci?
Rowan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz