-Bastian. Jestem w Arden a ty? - Mężczyzna zrobił dwa kroki na przód pokazują się w pełni swojej okazałości. Oczy Barbiel szybko zdradziły jej zachwyt poprzez ciepłą świetlistą barwę, która od nich biła. Jedyna możliwość odczytania jej bardziej skrajnych emocji tkwiących wewnątrz. Na początku pełna jej uwaga skupiła się na ogromnych czarnych niczym smoła skrzydłach, które wielkością przytłaczały jej osobę. Czuła wraz z admiracją zazdrość.. Gdyby miała skrzydła tak ogromne jak on, jednakże pokryte śnieżnobiałymi piórami, może nie zostałaby wyrzutkiem. Jej wzrok powoli przechodził dalej, rogi na głowie mężczyzny nawet ułożone były tak jakby chciały podkreślić swoją szlachetność - równie ciemne co skrzydła niemalże zlewały się z kruczymi włosami, które naturalnie je okalały. Kobieta ujrzała jak zza mężczyzny unosi się kurz. Wodząc spojrzeniem za plecy dragonborna ujrzała potężny ogon, który prostym machnięciem poruszył ziemię kilka metrów od niej. Wydawał się niezwykle mocarny, i robił równie duże wrażenie co skrzydła. Po dokładnej egzaminacji w końcu skupiła się na ludzkich częściach mężczyzny. Mimo delikatnych rysów twarzy, jego ciało było jak skała, widocznie wytrenowane. Dziewczyna niejednokrotnie słyszała o tej rasie, posiada wiedzę, że naturalnie są niezwykle potężni, ale jej oko jest na tyle bystre by dostrzegła potok ciężkiej pracy. Wszystko do siebie idealnie pasowało, dla Barbiel mężczyzna był przykładem idealizmu, który niezwykle ją fascynował. Kobieta widziała kilku przedstawicieli dragonbornów, jednak ten osobnik wywarł na niej największej jak do tej pory wrażenie. Nagle coś ją wybiło z transu. Mężczyzna patrzył się na kobietę jakby chciał zaraz powiedzieć "Języka w gębie zapomniałaś?". Nie jest już w domu, nie ma wokół siebie ludzi jak Arriros, którzy czekaliby dłuższą chwilę, aż ta uporządkuje swoje myśli. Teraz to jej pora dostosować się do ludzi wokół.
- Corvine - Odparła krótko i beznamiętnie.
Ardem.. dziewczyna nie wiedziała zbyt dużo o szkołach, wręcz można określić ją mianem osoby kryjącej się pod kamieniem. Jedyna wiedza pochodziła z opowieści ojca. Zdawała sobie jednak sprawę z ich niezwykle wymagających treningów bojowych. Bez wątpienia wyobrażała sobie Bastiana przechodzącego wszystkie testy bez większych trudności.
-To dlatego Cię nie kojarzę - Oznajmił delikatnie drapiące się po skroni jakby chciał w ten sposób dogrzebać się do jakiejś głęboko skrytej myśli.
-Jestem tu pierwszy raz - Poinformowała by mężczyzna nie zaprzątał sobie głowy czymkolwiek co trapiło jego umysł.
-Czym dokładnie jesteś? Czarownicą? widziałem jak latałaś - Barbiel domyślała się, że jej rasa będzie kiedyś poruszonym tematem, ale nie spodziewała się, że jeszcze przed dotarciem do akademii. Mimo, że kobieta dopiero co poznała mężczyznę po jego mowie ciała i sposobie wypowiedzi czuła, że nie musi ukrywać takich informacji. Tak czy owak podejrzewała, że nietypowa mieszanka płynąca jej w żyłach szybko rozeszłaby się po językach.
-Mieszańcem - Kobieta jak zwykle nie dawała sama z siebie dłuższych odpowiedzi. Póki nie jest pytana o szczegóły nie wspomina o takowych.
-Czego? - Padło przeklęte pytanie.
-Anioła i wiedźmy - Odparła już nie patrząc mężczyźnie w oczy. Bastian chwilowo uniósł do góry brwi zaskoczony tą odpowiedzią. Reakcja pod każdym względem prawidłowa i takiej właśnie się spodziewała. Poszukując zmiany tematu poczuła, że musi niezwłocznie o coś zapytać.
-Mogę dotknąć? - Spytała patrząc intensywnie na skrzydła mężczyzny.
Bastian przytaknął z westchnięciem kładąc sobie dłoń na karku jakby chciał poprzez drobne potarcia usunąć całe napięcie, które się w nim zebrało. Widoczny dyskomfort dragonborna nie zatrzymał jednak Barbiel przed powolnym zbliżeniem się i ułożeniem dłoni na czarnym skrzydle. Kiedy jej skóra dotknęła błony między kościami promiennymi poczuła jak przechodzą ją dreszcze. Jeszcze kilka lat temu aniele skrzydła jej ojca były przez nią dziennie pielęgnowane. Przypominały te sowie, lecz były szlachetniejsze i pióra, prawie nigdy nie wypadały. Sunąc dalej palcami po smoczych łuskach zdawała sobie sprawę jak niesamowity jest świat, tworząc tyle różnych rodzai skrzydeł by miały swoje własne zalety. Nawet układ kości w smoczych bardzo się różnił, z początku Barbiel myślała, że to aniele będą lepsze w wykonywaniu skrętów i ostrych ścięć, jednak widok tych co miała przed sobą wyprowadził ją z błędu. Większa ilość kości pozwalała na zgięcia pod różnymi kątami, nagłe zmyłki, czy skosy. Coraz większe zafascynowanie budowało się w umyśle mieszańca.
-Znasz drogę do stolicy? Po treningu planuje tam wrócić - Bastian przerwał widocznie niekomfortowe dla niego milczenie co spowodowało, że Barbiel automatycznie wzięła własną rękę do siebie. - Potrenuj ze mną kilka godzin i ruszymy w drogę powrotną razem. - Mężczyzna odwrócił się widocznie skrępowany, lecz uśmiechnięty mimo to.
-Nie jestem odpowiednią pomocą, polegam na swojej magii, a ty wyraźnie przewyższasz mnie siłą. - Odparła po chwili przemyślenia dziewczyna, nie była pewna czy to dobry pomysł. Czuła jak zmęczenie powoli daje siwe znaki, co jak co, była w drodze już kilka dobrych dni.
-Liczysz, że w tym świecie będziesz walczyć tylko z przeciwnikami którzy Ci odpowiadają? Nie rozśmieszaj mnie! - Krzyknął pełen energii Bastian. Odpowiedź Barbiel wywołała u niego reakcję inną niż się spodziewała. Mężczyzna wygląda jakby dostał wyzwanie, które teraz musi wykonać. Małe ogniki lśniły w jego oczach z ekscytacji. Czyżby mężczyzna nie miał wielu okazji walczyć z osobą specjalizującą się w magii?
Kobieta szybko zorientowała się, że nie ma szans przekonać mężczyzny, nie umiała przekształcić swoich myśli w słowa, a nowy znajomy widocznie był uparty jegomościem, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu.
-Ja Barbiel, przyjmuję wyzwanie - Odzywając się z słyszalną dumą w głosie różowowłosa uświadomiła sobie, że dopiero teraz zdradziła swoje imię Bastianowi. Wyjęła łuk i ułożyła go w poziomej pozie trzymając blisko kolan by okazać szacunek - tradycja ze stron, których pochodzi.
-I to jest to co ja lubię! - Mężczyzna uśmiechnął sie od ucha do ucha odchodząc na około dziesięć metrów od dziewczyny. Wpatrując się w kobietę rozciągał swoje ciało i skrzydła.
"Nie bierze tego zbyt na poważnie?" - Pomyślała Barbiel oczekująca na to, że Bastian w końcu wyjmie jakąś broń, jednak się nie doczekała. Czyżby nie chciał się zdradzać? A może po prostu polega tylko na swojej sile i gołych pięściach? Kobieta wiedziała, że pozna odpowiedź w krótce. Widząc jak mężczyzna napręża się do lotu, zrozumiała, że to jej znak gotowości.
Pełną prędkością oboje wzbili się w powietrze, Barbiel bezdźwięcznie, a Bastian pozostając po sobie piaszczystą wichurę. Bez patrzenia na mężczyznę kobieta była w stanie określić jego położenie. Atak przyszedł prędzej niż się spodziewała. Skrzydła na pewno dawały mężczyźnie ogromną prędkość jednak równie dużo zdradzały. Oczy Barbiel same w sobie były niezwykłe, jednak w momencie użycia 'sokolego wzroku' potrafiła dostrzec to czego zwykłe nie potrafiły. Każdy ruch mięśni, czy też zmiana kątu ułożenia skrzydła dawał jej wystarczającą ilość informacji by różowowłosa mogła sprawnie wykonywać uniki i nie pozwalać mężczyźnie na zbliżenie się do jej osoby. Bastian jednak szybko do niej nadganiał co mocno ograniczało jej możliwości kontrataku. "Muszę go zgubić" - Pomyślała i przywołała do siebie nieliczne chmury znajdujące się wokół. Nawet jeśli mężczyzna straci ją z oczu na pól sekundy to wystarczająco. Widząc jak Bastian z pełną siłą machnął skrzydłami wykorzystała okazję i zasłoniła się obłokami. Robiąc na pełnej prędkości beczkę do dołu, naciągnęła świetlistą cięciwę, w które pojawiła się strzała. Upewniając się, że nie jest ona na tyle ostra by przebić łuski wycelowała w mężczyznę. Ku jej zaskoczeniu strzała odbiła się jak od stalowej tarczy i poleciała w dół znikając w połowie drogi. Kobieta będąc pewna, że jej atak nie zdążył dotrzeć do Bastiana ujrzała jak ten z uśmiechem eksponuje wielkie szpony. Zagadka rozwiązana. "Jednak ma jakieś asy w rękawie" pomyślała oddając trzy kolejne strzały z czego tylko jedna sięgnęła celu, powodując jedynie niewielkie zadrapanie na ogonie. Widząc podekscytowaną twarz dragonborna dziewczyna wiedziała, że musi przygotować się na wszystko. Otoczyła się białą szatą utrudniając jej widoczność jak i dostęp do niej. Dużo niestety to nie dało. Kobieta widząc jak mężczyzna sprawnie przedostał się pomiędzy jej chustą chcąc zrobić unik dostrzegła jak w z buzi Bastiana tlą się iskry "Zionięcie ogniem?" zaskoczona Barbiel prędko zmieniła plan i zacisnęła szatę pomiędzy którą znajdował się mężczyzna w nadziei, że unieruchomi przeciwnika i zatrzyma atak. Różnica sił niestety była zbyt duża. Mimo że udało jej się zablokować jego usta, przeciwnik wciąż był w stanie ze swoją brutalną siłą ruszać ręką, uderzył kobietę pięścią prosto w twarz co nastąpiło w wyniku jej chęci na wykonanie ostatecznego manewru. Barbiel czując jak pokazują jej się mroczki przed oczami runęła w dół wpadając w pobliskie krzaki. Uderzenie dragonborna nie było destruktywne, jednak zmęczenie, które kobieta odczuwała po tylu dniach wędrówki sprawiło, że nawet hamowanie swojej siły przez mężczyznę było i tak dla niej zbyt dużym wyzwaniem.
-Nic Ci nie jest? - Bastian momentalnie zleciał na ziemię i uklęknął koło Barbiel wyciągając ją najdelikatniej jak się da z zarośli.
-To tylko krwotok z nosa - Odparła kobieta wycierając nos gołymi dłońmi. Prędko odrzuciła swoją szatę na bok by pod żadnym pozorem jej nie splamić krwią, była dla niej zbyt ważna.
-Wybacz nie potrafię czasami opanować swojej siły, a tym bardziej nie chciałem uderzyć cię prosto w nos! - Mężczyzna wyjął z kieszonki kawałek materiału by dziewczyna mogła zatamować krwawienie.
-To moja wina. Jestem w podróży od kilku dni, musiałam się nadwyrężyć. Nie zrobiłeś mi krzywdy. - Powiedziała widząc jaki wyraz twarzy robi mężczyzna. Barbiel poczuła potrzebę ukojenia Bastiana. - To była dobra walka, miałeś rację nie każda walkę będzie wyglądać tak jakbym chciała.
<Bastian?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz