Był to jeden z pierwszych, cieplejszych dni wiosny. Więc, nie mogło być inaczej, musiałam wstać wcześnie rano, bo słońce postanowiło mnie obudzić. Nie byłam zadowolona z tego powodu, ale za to wyspana, więc choćbym chciała, nie zasnęłabym. Westchnęłam i wstałam z łóżka. Wyciągnęłam z szafy ubrania i dosyć szybko wykonałam poranną toaletę. Schowałam mój "zestaw" do makijażu i zamknęłam mój pokój. Klucz od niego znalazł się w mojej kieszeni, a ja sama dosyć szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Nie zaszkodziło zaczerpnąć trochę świeżego powietrza przed lekcjami. Z niewiadomych mi przyczyn, coś, z tyłu głowy, mówiło mi, żebym szła szybciej. Jakbym robiła coś nielegalnego, a przynajmniej robiła to pierwszy raz. Zbiegłam po schodach i już miałam skręcać, już miałam widzieć wyjście, ale wpadła na mnie - albo ja na nią? - jakaś dziewczyna. Białowłosa nie wydawała się być ani dużo starsza, ani dużo młodsza. Przynajmniej tak nie wyglądała, ale nie wiem. Obie szybko podniosłyśmy się z ziemi i otrzepałyśmy. Dziewczyna wymamrotała pod nosem coś na kształt przeprosin, po czym szybko odeszła, najwidoczniej w stronę sali treningowej. Chwilę stałam, zapatrzona w jej plecy, a dopiero po kilku minutach zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mój bark ucierpiał podczas bliskiego spotkania z nieznajomą. Nie wiedziałam, że rogi - najprawdopodobniej demonów - są aż tak twarde i aż tak potrafią zranić. Pomasowałam ramię i powoli poszłam w stronę wyjścia. Już na zewnątrz odetchnęłam świeżym powietrzem zadowolona. Lubiłam przebywać na dworze. Od razu nabierało się trzy razy więcej energii i po prostu chce się żyć. Pobiegłam w miejsce, gdzie było dużo trawy. Kiedy już na nią wbiegłam, po prostu padłam i zaczęłam się po niej tarzać jak dziecko. Zaczęłam się śmiać sama do siebie. Po kilku minutach uspokoiłam się i tępo wpatrywałam w niebo. Najwidoczniej czas mijał zdecydowanie szybciej, niż mi się wydawało, gdyż z wpatrywania się w mleczne obłoki wyrwały mnie głosy uczniów. Musiało być koło ósmej, przed lekcjami jest tu sporo osób. Podniosłam się i oparłam na przedramionach, chwilę myśląc, co dalej zrobić. Obejrzałam moją białą koszulkę - oczywiście, cała zielona. Westchnęłam i zaśmiałam się ze swojej głupoty. Wstałam i dosyć szybko udałam się w drogę do mojego pokoju. Już na miejscu sięgnęłam dłonią do kieszeni po klucz, po czym moje serce dosłownie chciało się zatrzymać. Zgubiłam. Zgubiłam cholerny klucz od głupiego pokoju, po prostu świetnie. Jeszcze chwilę stałam w miejscu i przeszukiwałam kieszenie, jakby oczekując, że kluczyk się tam sam pojawi. Zdałam sobie sprawę, co ja właśnie robię i zbiegłam z powrotem na dół. Gdy już byłam w miejscu mojego tarzania się, gorączkowo szukałam klucza. Nie patrzyłam na nic innego, poza trawą. W końcu go zobaczyłam. Na kolanach podeszłam po niego, dumna z siebie, że go znalazłam, ale kiedy już miałam go łapać, uprzedził mnie ktoś o naprawdę bladym odcieniu skóry. Podniosłam głowę. To ta sama dziewczyna, na którą wpadłam rano. Puściłam się, podniosłam i otrzepałam. Chwilę zastanawiałam się, co powiedzieć, ale białowłosa po raz kolejny mnie uprzedziła.
- To Twoje? - spytała i przed nosem pokazała mi srebrny kluczyk mojego pokoju.
- Owszem, moje. Mogę? - spytałam raczej retorycznie i wzięłam sobie moją własność bez zbędnych ceregieli. - Dziękuję. Colette. - uśmiechnęłam się, schowałam klucz i wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
- Morozhenoye. - delikatnie uśmiechnęła się białowłosa. Uroczy uśmiech. - Jeszcze raz, wybacz za rano. - zaśmiała się zakłopotana.
- Nic nie szkodzi, trochę boli ale przejdzie. - wzruszyłam ramionami. Zamieniłyśmy jeszcze kilka zdań i szybko doszłam do wniosku, że chodzimy do jednej klasy. Ucieszyło mnie to w sumie, bo jeszcze nie znałam tu nikogo zbyt dobrze, a zawsze warto mieć kogoś do porozmawiania. Jednak w końcu ją przeprosiłam, musiałam się przebrać z upierdzielonej trawą koszulki. Nie spieszyło mi się. Powoli szłam do pokoju, trzymając w ręce kurczowo kluczyk, żeby przypadkiem znowu mi nie uciekł. Założyłam tym razem czarną bluzkę i wpuściłam w jeansy morro, zapięłam pasek i stanęłam przed lustrem. Postanowiłam spiąć sobie włosy, więc zdjęłam gumkę z nadgarstka i na głowie zrobiłam koka.
- Teraz git. - powiedziałam sama do siebie. Zadowolona z efektu mojego wyglądu spojrzałam na zegarek. Znowu nic nie było po mojej myśli, byłam spóźniona na lekcję już 10 minut. Złapałam torbę, nie zastanawiając się, czy w środku są potrzebne mi książki. Wybiegłam z pokoju, prawie spadając ze schodów. Nawet nie wiem, czy zamknęłam drzwi, ale wtedy o tym nie myślałam. I o ile na codzień uważałam, że biegam szybko, tak teraz miałam wrażenie że ta szkoła niczego pożytecznego mi nie daje. W końcu została mi ostatnia prosta. Biegłam tak szybko jak mogłam, z tego wszystkiego nie zdążyłam wyhamować i rąbnęłam prosto w drzwi lekcyjne. Upadłam, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Wstałam, chwyciłam za klamkę i zdyszana wparowałam do środka.
- Przepraszam za spóźnienie. - mruknęłam, nawet nie patrząc na nauczyciela. Nie musiałam go widzieć, żeby wiedzieć, że ma ochotę zabić mnie wzrokiem. No ale cóż mogę poradzić, życie, nieprawdaż? Omiotłam wzrokiem salę i szybko spostrzegłam, że większość miejsc była zajęta. Jednak w oczy rzuciła mi się wcześniej poznana, białowłosa Morozhenoye - siedziała sama. Bez zastanowienia postanowiłam usiąść obok. Położyłam torbę na podłodze i wyciągnęłam zeszyt, a dziewczyna szeptem zaczęła pytać, czemu jestem taka zdyszana. Opowiedziałam jej historię, jaką jestem sierotą, ale naszemu kochanemu nauczycielowi się to najwyraźniej nie spodobało i troszeczkę, ale tylko troszeczkę się zdenerwował.
- Co u was tak wesoło, Wilson, Annaers? Może się z nami podzielicie? - wiercił we mnie dziurę wzrokiem, a ja tylko spojrzałam na moją towarzyszkę, z nadzieją, że wymyśli coś sensownego.
Morozhenoye?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz