To była burzliwa integracja. Wykończony maszerowałem na końcu powracającego do naszej akademii korowodu. Zdenerwowany poprawiałem co chwilę swój płaszcz. Jak mam wytłumaczyć dyrektorowi, co się stało? Dopuściłem do bójki. Oczywiście to było pewne! Mówiłem nauczycielowi, że się do tego nie nadaję. Powinien wybrać kogoś innego! Przez mojego głupiego kuzyna mogła wybuchnąć dość poważna awantura między Corvine a Sarlok. I tak jesteśmy już skłóceni. Mam dosyć problemów.
Westchnąłem przeciągle. Po prostu powiem prawdę. Dyrektor to zrozumie. Ale w życiu nie zgodzę się na kolejne tego typu przedsięwzięcie. Absolutnie. Co to, to nie. Szukajcie sobie kolejnego głupiego.
Ucieszyłem się na widok znajomego gmachu szkoły. Poczułem ulgę. Wszyscy żywi i prawie nikt nie ucierpiał. W międzyczasie przemknął obok mnie mój kuzyn. Złapałem go za ramię.
- Nie śpiesz się tak - odparłem spokojnie. - Idziemy do dyrektora.
- Chyba śnisz! - prychnął, wyrywając się z mojego uścisku. Jednocześnie obrzucił mnie morderczym spojrzeniem. Wzruszyłem ramionami.
- W takim razie, pójdę sam.
Wyminąłem go, powolnym krokiem kierując się w stronę biura dyrektora. Po chwili usłyszałem za sobą kroki.
- Wolę przy tym być - mruknął. - Ale nie myśl, że o tym zapomnę.
Mitchel maszerował obok mnie oburzony. Ręce zaplótł na piersi i mruczał coś pod nosem. Dlaczego musimy być spokrewnieni?
Zapukałem do drzwi prowadzących do biura dyrektora. Kiedy usłyszałem szybkie "Proszę!", przepuściłem w wejściu Mitchela, a sam ruszyłem dopiero chwilę za nim.
Dyrektor przywitał się z nami. W jego spojrzeniu dostrzegłem lekkie zdziwienie. Najpewniej spodziewał się raportu z całego dnia, ale obecność elfa musiała go zaskoczyć.
- A więc? Co macie mi do powiedzenia? - Mężczyzna uniósł brwi. Ja zaś zerknąłem wymownie w stronę swojego kuzyna. Niech on się tłumaczy.
Mitchel westchnął i wymijająco opowiedział całe zdarzenie. Kiedy skończył, uzupełniłem relacje, podkreślając, że uczniowie Sarlok nie ucierpieli i nie są wrogo do nas nastawieni. Oczywiście bardziej wrogo niż zwykle. Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy przyjaciółmi.
Dyrektor pokręcił głową.
- Mitchel. Mam nadzieję, że zrozumiałeś swój błąd - odezwał się w końcu mężczyzna. Wydawał się niezwykle spokojny. - Oby to się więcej nie powtórzyło.
Elf pokiwał głową i cicho przeprosił. Wiedziałem jednak, że nawet trochę nie żałuje. Mitchel najpewniej jest dumny ze swojej bójki. Nigdy się nie zmieni. W międzyczasie rzucił mi wrogie spojrzenie.
Po krótkiej wymianie zdań, mój kuzyn opuścił sekretariat, a ja zostałem sam na sam z dyrektorem. Dopiero na osobności opisałem cały dzień, nie szczędząc szczegółów.
- Dziękuję ci za całe poświęcenie. - Dyrektor wydawał się być zadowolony. - Nie przejmuj się Mitchelem. Kto jak kto, ale ty powinieneś go znać najlepiej.
- Niestety.
Po trwającej jeszcze kilka minut rozmowie, szykowałem się do wyjścia. Chciałem się tylko znaleźć w swoim pokoju. Padałem z nóg.
- Darumo. Wiesz pewnie, że jutro my będziemy gospodarzami dni otwartych - mówiąc to wskazał zaznaczony na kalendarzu dzień. Wstrzymałem oddech. Nie ma mowy, żebym znowu zgodził się na oprowadzanie. Dyrektor najwyraźniej zauważył moje przerażenie, więc dodał pośpiesznie: - Nie proszę cię o pokazanie akademii, chociaż wierzę, że zrobiłbyś to doskonale. Po prostu miej na wszystkich oko. To wszystko, wracaj do siebie. Dziękuję.
- Dziękuję. - Ukłoniłem się lekko i wyszedłem z gabinetu. Dopiero tam odetchnąłem głęboko. Chciałem się tylko znaleźć w swoim pokoju.
***
Axel spał smacznie, kiedy wszedłem do pomieszczenia. Przyzwałem Pomyk, aby nie obudzić elfa. Nie chciało mi się z nim kłócić. Podszedłem cicho do szafy, z której wyciągnąłem niezbędne do kąpieli przedmioty i skierowałem swoje kroki w stronę łazienki. Muszę się umyć.
Niemal momentalnie po tym, jak wyszedłem spod prysznica rzuciłem się na moją górę poduszek. Odwołałem kulkę światła, samemu układając się do snu. Narzuciłem na siebie koc.
- Dobranoc - szepnąłem do siebie i wtuliłem się w miękkie poduszki. Chciałem zostać tutaj na zawsze.
Niestety kolejny dzień nastał szybko. Zbyt szybko. Zmęczony jeszcze bardziej niż wieczorem, przeciągnąłem się, ziewając. Axel dalej smacznie spał. Próby budzenia go są bezsensowne. Znałem to z autopsji.
Wstałem więc, zabrałem czystą pelerynkę i udałem się do łazienki. Poranną toaletę zakończyłem dość szybko. Na sam koniec przeczesałem włosy szczotką. Wbrew pozorom, to nie było proste zadanie. Omijanie poroża to udręka. Co chwila o nie zaczepiam!
Na plantach i dziedzińcu już roiło się od różnej maści uczniów. Dostrzegłem przedstawicieli każdej ze szkół. Nasza delegacja stała pośrodku i zajmowała się witaniem gości. Cieszyłem się, że nie jestem na ich miejscu. Niech dzisiaj ktoś inny dzisiaj się męczy.
W tłumie obcych twarzy dostrzegłem jedną znajomą. Sylva? Definitywnie. Ogarnęła mnie chwilowa panika. Mam podejść i się przywitać? Tak wypada, a z drugiej strony - co, jeśli wszyscy pomyślą, że bratam się z wrogiem? I tak mam dość problemów.
Z zakłopotania wyrwał mnie głos. Podniosłem wzrok ku stojącej naprzeciwko mnie dziewczyny.
- Cześć, Darumo. - Sylva uśmiechnęła się delikatnie. Ja również wykrzywiłem kąciki ust lekko ku kurze.
- Witaj, jak podoba ci się nasza szkoła? - zapytałem obojętnym, typowym dla mnie tonem.
Westchnąłem przeciągle. Po prostu powiem prawdę. Dyrektor to zrozumie. Ale w życiu nie zgodzę się na kolejne tego typu przedsięwzięcie. Absolutnie. Co to, to nie. Szukajcie sobie kolejnego głupiego.
Ucieszyłem się na widok znajomego gmachu szkoły. Poczułem ulgę. Wszyscy żywi i prawie nikt nie ucierpiał. W międzyczasie przemknął obok mnie mój kuzyn. Złapałem go za ramię.
- Nie śpiesz się tak - odparłem spokojnie. - Idziemy do dyrektora.
- Chyba śnisz! - prychnął, wyrywając się z mojego uścisku. Jednocześnie obrzucił mnie morderczym spojrzeniem. Wzruszyłem ramionami.
- W takim razie, pójdę sam.
Wyminąłem go, powolnym krokiem kierując się w stronę biura dyrektora. Po chwili usłyszałem za sobą kroki.
- Wolę przy tym być - mruknął. - Ale nie myśl, że o tym zapomnę.
Mitchel maszerował obok mnie oburzony. Ręce zaplótł na piersi i mruczał coś pod nosem. Dlaczego musimy być spokrewnieni?
Zapukałem do drzwi prowadzących do biura dyrektora. Kiedy usłyszałem szybkie "Proszę!", przepuściłem w wejściu Mitchela, a sam ruszyłem dopiero chwilę za nim.
Dyrektor przywitał się z nami. W jego spojrzeniu dostrzegłem lekkie zdziwienie. Najpewniej spodziewał się raportu z całego dnia, ale obecność elfa musiała go zaskoczyć.
- A więc? Co macie mi do powiedzenia? - Mężczyzna uniósł brwi. Ja zaś zerknąłem wymownie w stronę swojego kuzyna. Niech on się tłumaczy.
Mitchel westchnął i wymijająco opowiedział całe zdarzenie. Kiedy skończył, uzupełniłem relacje, podkreślając, że uczniowie Sarlok nie ucierpieli i nie są wrogo do nas nastawieni. Oczywiście bardziej wrogo niż zwykle. Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy przyjaciółmi.
Dyrektor pokręcił głową.
- Mitchel. Mam nadzieję, że zrozumiałeś swój błąd - odezwał się w końcu mężczyzna. Wydawał się niezwykle spokojny. - Oby to się więcej nie powtórzyło.
Elf pokiwał głową i cicho przeprosił. Wiedziałem jednak, że nawet trochę nie żałuje. Mitchel najpewniej jest dumny ze swojej bójki. Nigdy się nie zmieni. W międzyczasie rzucił mi wrogie spojrzenie.
Po krótkiej wymianie zdań, mój kuzyn opuścił sekretariat, a ja zostałem sam na sam z dyrektorem. Dopiero na osobności opisałem cały dzień, nie szczędząc szczegółów.
- Dziękuję ci za całe poświęcenie. - Dyrektor wydawał się być zadowolony. - Nie przejmuj się Mitchelem. Kto jak kto, ale ty powinieneś go znać najlepiej.
- Niestety.
Po trwającej jeszcze kilka minut rozmowie, szykowałem się do wyjścia. Chciałem się tylko znaleźć w swoim pokoju. Padałem z nóg.
- Darumo. Wiesz pewnie, że jutro my będziemy gospodarzami dni otwartych - mówiąc to wskazał zaznaczony na kalendarzu dzień. Wstrzymałem oddech. Nie ma mowy, żebym znowu zgodził się na oprowadzanie. Dyrektor najwyraźniej zauważył moje przerażenie, więc dodał pośpiesznie: - Nie proszę cię o pokazanie akademii, chociaż wierzę, że zrobiłbyś to doskonale. Po prostu miej na wszystkich oko. To wszystko, wracaj do siebie. Dziękuję.
- Dziękuję. - Ukłoniłem się lekko i wyszedłem z gabinetu. Dopiero tam odetchnąłem głęboko. Chciałem się tylko znaleźć w swoim pokoju.
***
Axel spał smacznie, kiedy wszedłem do pomieszczenia. Przyzwałem Pomyk, aby nie obudzić elfa. Nie chciało mi się z nim kłócić. Podszedłem cicho do szafy, z której wyciągnąłem niezbędne do kąpieli przedmioty i skierowałem swoje kroki w stronę łazienki. Muszę się umyć.
Niemal momentalnie po tym, jak wyszedłem spod prysznica rzuciłem się na moją górę poduszek. Odwołałem kulkę światła, samemu układając się do snu. Narzuciłem na siebie koc.
- Dobranoc - szepnąłem do siebie i wtuliłem się w miękkie poduszki. Chciałem zostać tutaj na zawsze.
Niestety kolejny dzień nastał szybko. Zbyt szybko. Zmęczony jeszcze bardziej niż wieczorem, przeciągnąłem się, ziewając. Axel dalej smacznie spał. Próby budzenia go są bezsensowne. Znałem to z autopsji.
Wstałem więc, zabrałem czystą pelerynkę i udałem się do łazienki. Poranną toaletę zakończyłem dość szybko. Na sam koniec przeczesałem włosy szczotką. Wbrew pozorom, to nie było proste zadanie. Omijanie poroża to udręka. Co chwila o nie zaczepiam!
Na plantach i dziedzińcu już roiło się od różnej maści uczniów. Dostrzegłem przedstawicieli każdej ze szkół. Nasza delegacja stała pośrodku i zajmowała się witaniem gości. Cieszyłem się, że nie jestem na ich miejscu. Niech dzisiaj ktoś inny dzisiaj się męczy.
W tłumie obcych twarzy dostrzegłem jedną znajomą. Sylva? Definitywnie. Ogarnęła mnie chwilowa panika. Mam podejść i się przywitać? Tak wypada, a z drugiej strony - co, jeśli wszyscy pomyślą, że bratam się z wrogiem? I tak mam dość problemów.
Z zakłopotania wyrwał mnie głos. Podniosłem wzrok ku stojącej naprzeciwko mnie dziewczyny.
- Cześć, Darumo. - Sylva uśmiechnęła się delikatnie. Ja również wykrzywiłem kąciki ust lekko ku kurze.
- Witaj, jak podoba ci się nasza szkoła? - zapytałem obojętnym, typowym dla mnie tonem.
Sylva?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz