- Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć?
Rhysand spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, nie odzywając się już ani słowem. Nie wiedziałem co mu odbiło. Chce mnie wysłać do zwyczajnej szkoły, tak po prostu? Moja twarz nie zdradzała żadnych emocji, ale moje wnętrze aż kipiało ze złości.
- Zrozum, że wśród tych wszystkich dzieciaków możnych arystokratów być może znajdziesz kogoś z kim dobrze było by zawrzeć sojusz - odparł stojący obok niego Kasjan.- Może się nam to w przyszłości przydać.
- Więc dlaczego ty tam nie możesz iść?
Książę podniósł się z krzesła i podszedł do nas. Wiedziałem, że nie podobało mu się to równie mocno jak mi. Wolałem być tu, w swoim domu, a nie znów wśród nieznajomych.
- On nie pójdzie, bo nie minęła by godzina, a on już by wpadł w jakąś bójkę z byle powodu, a ja codziennie dostawał bym skargi - mruknął, a w jego fioletowych oczach dostrzegłem błysk rozbawienia.
- To nie prawda! - Kasjan rozprostował skrzydła, chcąc zwrócić swoją uwagę, lecz nawet się na niego nie spojrzeliśmy. Wiedziałem, że mamy rację, bo nie raz próbował zrobić wszystko bym mu przyłożył i pokazał swoją "prawdziwą iliryjską naturę". Ja tylko podnosiłem brew i odchodziłem. Często widziałem jak wraz z Rhysandrem bili się na ringu, chcąc choć trochę dać upust emocjom. Ale mnie zawsze trzymała ta zimna strona, nakazując zachowywać się spokojnie wśród ludzi. Oczywiście nie dotyczy to walki, której nie mogę uniknąć.
- Spakowałem się już.
Mężczyzna wypuścił powietrze, widząc, że zgodziłem się na jego prośbę.
- A więc, miłej nauki Lucienie.
Ruszyłem do swojej komnaty, słysząc jeszcze śmiech Kasjana. Po chwili usłyszałem jego syk, kiedy łokieć naszego księcia uderzył go w bok. Jak oni beze mnie się nie pozabijają?
~*~
- Ferris Rotavele - wystawił dłoń w moją stronę, czekając aż ją uścisnę. Nie zrobiłem nic takiego, nie wyciągając rąk z kieszeni. Obejrzałem go od góry do doły, od razu widząc, że jego sympatia była udawana. Zachowywał się tak tylko dlatego, że pamiętał imię i nazwisko, które podpisały list z prośbą o przyjęcie mnie w ciągu roku szkolnego. Uśmiechnąłem się delikatnie nie chcąc wychodzić na gbura i spojrzałem na budynek znajdujący się za nim. Bogato.
- Jak mniemam, panicz Lucien?
- Nie nazywaj mnie paniczem, bo nim nie jestem. mam na imię L u c i e n.
Widziałem, że moje zachowanie wbiło go z tropu, ale ledwo dał to po sobie poznać. Schował dłonie za plecy, kiwając delikatnie w moją stronę. Kobieta obok niego, nie odezwała się ani jednym słowem. Na oko wyglądała jak moja rówieśnica, być może uczennica, z którą będę chodził do klasy.
- Lara, zaprowadzi cię do waszej klasy. Akurat trwają lekcje, ale poinformowałem nauczyciela o twoim przybyciu.
Skłoniłem głowę, mówiąc niemo dziękuję i ruszyłem za dziewczyną. Nie odzywała się ani słowem, gdy kroczyliśmy dobrze jej znanymi korytarzami. Bez skrzydeł czułem się niemal nagi, próbując iść prosto bez ich ciężaru na plecach. Ale Rhys zapewnił mnie, że szkoła nie jest przyzwyczajona do skrzydlatych uczniów i mogę mieć problem z poruszaniem się po niej. Dlatego schowałem je, udając, że nigdy ich nie było.
Lara stanęła przed jedną z sal, a ciebie na moich ramionach zaczęły delikatnie wić się na moich uszach, szepcząc mi kto znajduje się w sali. Westchnąłem cicho, patrząc jak otwiera drzwi i ruchem dłoni zachęca mnie do wejścia. W sumie, zastanawiam się, dlaczego postanowiła nie rozmawiać ze mną od początku spotkania. Czyżby śluby milczenia? Czy też wyglądałem na tyle biednie, że nie czuła chęci rozmowy? Spojrzałem na swoją czarną tunikę i resztę stroju w czarnym kolorze. Rzeczywiście nie wyglądałem zbyt bogato.
Ruszyłem za nią do środka, przymrużając oczy przez wpadające do środka światło. Zasłony nie były zaciągnięte, wyglądały na nowe, wręcz kupione tylko dla dekoracji. Nauczycielka spojrzała się na mnie z delikatnym uśmiechem. Od niej nie odczuwałem już takiego chłodu jak od dyrektora tejże placówki. Odwzajemniłem uśmiech, czując na sobie wzrok całej klasy.
16 osób
Warknąłem cicho w myślach, czując jak cienie chowają się za mnie. Jak na razie są mi w zupełności zbędne. Rozejrzałem się po klasie, po wszystkich twarzach które zwrócone były w moją stronę. Nie słuchałem nauczycielki, która akurat opowiadała o czym uczy, lecz wychwyciłem tylko jej imię, kiedy postanowiła mi się przedstawić. Katriss. Dobrze zapamiętać.
- Dobrze, zajmij teraz miejsce, przedstawisz się pod koniec lekcji.
Przedstawisz? Chciałem zaprotestować, ale jedna z dziewczyn poklepała miejsce obok siebie z dobrze znanym mi uśmiechem. Byłem kolejnym celem tej pięknej laleczki. Spojrzałem na nią twarzą pozbawioną emocji, a jej pewność siebie nieco spadła i zaczęła poprawiać nerwowym ruchem włosy.
Ruszyłem na tyły sali, słysząc odbijające się echo moich kroków. Nauczyciela znów kontynuowała lekcję, a ja usiadłem obok chłopaka, którzy przypatrywał mi się nieco rozszerzonymi oczami. Spojrzałem ukradkiem w dół. Centaur.
Oparłem się o krzesło, a nogi skrzyżowałem w kostkach, próbując wybadać o czym była dzisiejsza lekcja.
Daruma?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz