Choć ponowna wizyta młodszego brata napełniła Azriela niewyobrażalną wręcz furią, a sam chłopak w duchu przygotowywał się już na kolejny doszczętnie zrujnowany rodzinną manipulacją i knowaniami dzień, interwencja Colette okazała się dokładnie tym, czego demon wówczas potrzebował. I choć z całą pewnością nie spodziewał się ani jednego słowa, które opuściło wówczas usta jego współlokatorki, obecna w jej oczach irytacja skutecznie utwierdziła go w przekonaniu, że mówiła prawdę, a każdy jej gest był absolutnie szczery. Chłopak uśmiechnął się więc skrycie, czując niezwykle osobliwe, rozlewające po całym ciele ciepło, wzbierające na sile z każdą kolejną sekundą - czy właśnie tak objawiała się szczera sympatia? Świadomość, że ktoś posunął się do kłótni w twoim imieniu? Azriel wiedział jedynie, że cokolwiek skłoniło wówczas Colette do działania, było dla niego niezwykle istotne, a on sam był szczerze wdzięczny za każdą sekundę tej chaotycznej pseudodyskusji. I choć gdy Magnus zdecydował się opuścić w końcu próg ich pokoju, Azriel w końcu zabrał głos, pragnąc wyrazić swą wdzięczność, zdał sobie sprawę, że absolutnie nie ma pojęcia, jak powinien to zrobić, a wszystkie zdania, które sklecał na poczekaniu, absolutnie nie spełniały swej funkcji. W końcu zamilknął więc, pozwalając dziewczynie zająć się swoimi własnymi sprawami - zbłaźnił się już wystarczająco i nie powinien tego dalej ciągnąć. Odczekał więc chwilę, nim z ogromną niechęcią wypisaną na twarzy zaczął szykować się na swe nadchodzące, aż nadto nużące zajęcia.
***
Chłodne powietrze zdawało się wybawieniem w porównaniu z duszącą atmosferą akademickich sal - przez ostatnie godziny Azriel z trudem powstrzymywał się przed zaśnięciem, za nic w świecie nie potrafiąc skupić się na wypowiadanych przez profesorów słowach. Litery zlewały się w jedno, a ton głosu, niby kołysanka, obciążał powieki. Sytuacji z nastawieniem Sullivana ani trochę nie poprawiał fakt coraz częstszych wizyt Magnusa, które w przeświadczeniu demona były jedynie ciszą przed burzą, na którą ten z całą pewnością nie był jakkolwiek gotowy. Był zwyczajnie zmęczony i gdyby tylko mógł, oddałby wszystko, by choć przez chwilę odpocząć od całego rodzinnego zamieszania. Dręczony własnymi myślami leżał więc na łóżku, wpatrując się tępo w sufit, przerywając swe zajęcie jedynie na chwilę, gdy Colette powróciła do pokoju, by minuty później zniknąć w łazience, a pomieszczenie raz jeszcze przepełniła przytłaczająca cisza przeplatana jedynie stłumionym dźwiękiem bieżącej wody. Sytuacja szybko skomplikowała się jednak, gdy dziewczyna zawołała go, sprawnie tłumacząc powód całego zamieszania - Azriel westchnął ciężko, powstrzymując się od komentarzy na temat dbania o własne rzeczy, nim bez większego pomyślunku pochwycił znaleziony w rzeczach Colette ręcznik, zaciskając dłoń wokół klamki łazienki.
- Otworzę je trochę i podam zgubę, dasz radę go złapać? - Zapytał, wsuwając rękę przez szparę w drzwiach, samemu wciąż pozostając jednak w głównej części pokoju.
- Nie ma szans, za daleko. - Stwierdzenie Colette poskutkowało serią stłumionych przekleństw ze strony Azriela.
Zawahał się na chwilę, czując pewną blokadę przed naruszeniem prywatności swej współlokatorki, nie był bowiem pewien, czy gdy znajdzie się już w środku, nieumyślnie nie uzyska łatki zboczeńca - za wszelką cenę wolałby uniknąć bowiem postawienia Colette w niekomfortowej sytuacji. Ostatecznie westchnął jednak ciężko, zauważając, że nie ma większego wyjścia.
- Dobra, wchodzę. - Odczekał chwilę, nim przekroczył próg łazienki.
Gorące, wilgotne powietrze uderzyło go niemal natychmiastowo, a uporczywe starania trzymania wzroku na odpowiednim poziomie, by nie dostrzec za dużo, okazywały się wyjątkowo niefunkcjonalne, wkrótce sprawiając, że z trudem unikał uderzania głową w podwieszone pod sufitem instalacje. I choć z początku udawało mu się na ślepo poruszać po wypełnionym parą pomieszczeniu, wkrótce mimowolnie uniósł wzrok, ku swojemu nieszczęściu, a może i szczęściu, dostrzegając przed sobą czekającą wciąż na ręcznik dziewczynę. I być może związane było to z faktem, że wpadł w zwyczajną, wewnętrzną panikę, a może i podświadomie robił to celowo, bo wampirzyca była według niego po prostu atrakcyjna, przyglądał się jej zdecydowanie za długo, by uznać to za przypadek. Na ziemię sprowadził go dopiero głos dziewczyny, którego przekazu nie był jednak w stanie zrozumieć, i szarpnięcie wyrywanego mu z dłoni ręcznika. I choć Azriel z jakiegoś powodu nie potrafił przyswoić sensu wypowiadanych przez Colette słów, szybko zrozumiał, że dziewczyna chciała zwyczajnie pozbyć się go w końcu z łazienki. Rzuciwszy więc pod nosem szybkie przeprosiny, ociągając się nieco, wrócił do pokoju, natychmiastowo kładąc się do łóżka.
- Jesteś, kurwa, idiotą. - Warknął sam do siebie, kładąc dłoń na skroniach. - Coś ty sobie w ogóle myślał.
Chłopak był zwyczajnie zawstydzony własną postawą, w duchu dziękując, że dzięki rozległym poparzeniom twarzy, niemożliwym było dostrzeżenie niewątpliwie zdobiących jego policzki rumieńców. Leżał tak jeszcze dłuższą chwilę, nim dziewczyna bez słowa wyszła z łazienki, a Azriel nie potrafił za nic w świecie wyczuć, jak powinien się zachować - czy przeprosić za chwilę słabości, czy może udawać, jakoby cała sytuacja nigdy nie miała miejsca? Czuł się beznadziejnie zagubiony, niczym dziecko we mgle, nie mając bladego pojęcia, w którą stronę powinien się udać. Trwali więc przez dłuższy czas w ciszy, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej męcząca. W głowie naprzemiennie przewijał się ujrzany w łazience widok oraz myśli i plany o chwilowej swobodzie, które snuł podczas dzisiejszych zajęć. I choć z pozoru rzeczy te nie miały ze sobą zupełnie nic wspólnego, myśli Azriela wkrótce wypełnił dość ryzykowny, zwłaszcza w obecnej sytuacji, pomysł. Chłopie weź się w garść.
- Colette... - zaczął w końcu, odwracając głowę w jej stronę - Nie mamy jutro zajęć, a ja od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, że potrzebuję odpoczynku od tego wszystkiego...nie chciałabyś może wyjść gdzieś, dosłownie gdziekolwiek, chociażby jutro? - Niemal natychmiastowo pożałował, że kiedykolwiek otworzył usta. - Nie mam bladego pojęcia, co robi się na takich wyjściach, ale jestem pewien, że znaleźlibyśmy zajęcie. W Kernow raczej nie sposób się nudzić. Jeśli chcesz oczywiście. - Dodał znacznie ciszej, ponownie wbijając wzrok w sufit.
[Colette? Is that a date??? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz