Głośne trzaśnięcie drzwiami poprzedzające głuche uderzenie upadających na podłogę książek z całą pewnością przebudziło wszystkich zajmujących okoliczne pokoje uczniów - Castor był jednak zbyt pochłonięty własnymi myślami, by przejąć się przeciągłym syknięciem zmęczonej współlokatorki oraz kilkoma roznoszącymi się echem stuknięciami w ściany jego pokoju. W pospiechu pozbierał więc cały rozsypany dobytek, upychając go do i tak przepełnionej już podróżnej torby. Westchnął ciężko, z bólem serca pozbywając się kilku usytuowanych na wierzchu przedmiotów, niejednokrotnie tęskno spoglądając w ich stronę, jakby poważnie rozważając użycie iluzji do stworzenia kolejnej walizki. I choć pokusa z każdą chwilą wzbierała na sile, zdrowy rozsądek i ponaglający Castora czas ostatecznie zdecydowały o porzuceniu śmiałych fantazji.
Gdy w końcu skończył, zdążył jedynie upewnić się, że wyrysowane przed zajęciami, fioletowe gwiazdki wciąż trzymają się na jego twarzy, nim rzucając pospieszne pożegnania, wybiegł z pokoju. Zawiłe korytarze Corvine zdawały się dla niego najprostszą drogą, jakoby tłumy uczniów nie stanowiły żadnej przeszkody - ekscytacja otrzymaną z rana wiadomością skutecznie odebrała elfowi zdolność logicznego spojrzenia na sytuację. W najśmielszych snach nie spodziewałby się bowiem, że ze wszystkich wybitnie uzdolnionych wychowanków akademii kruka, to właśnie jemu przypadnie obowiązek reprezentowania placówki podczas okazjonalnej wymiany studenckiej, ba, przez większość czasu uważał, że szkoła nie ośmieliłaby się zaryzykować wysłania go gdziekolwiek, gdzie ich surowe spojrzenie nie mogłoby sprawować nad nim opieki. A jednak się udało, a ekscytacja Castora z każdą chwilą stawała się coraz większa. I nawet w chwili, gdy przesiadując w napędzanej nieznaną mu magią bryczce, zmuszony był do wysłuchania listy obowiązujących go zasad i sztywnych zaleceń, myślami uciekał już w stronę nieznanych terenów Sarlok oraz czekających go przez najbliższe dwa tygodnie niewiadomych - jak odnajdzie się wśród związanych z demonami istot? Jak bardzo skryta przed światem placówka różni się od przepełnionego flegmatycznością i powagą Corvine?
I choć podczas swej długiej, z całą pewnością nużącej podróży zdążył obmyślić setki mniej lub bardziej prawdopodobnych scenariuszy, wszystkie zdawały się nie mieć najmniejszego znaczenia, gdy w końcu stanął przed bramą zionącego chłodem budynku - w głowie nie pojawiła się nawet pojedyncza myśl, która powiązałaby wysnute na poczekaniu wizje z faktycznym stanem rzeczy. Stan otępienia nie trwał jednak długo - odczuwana wcześniej ekscytacja powróciła, przepełniając każdy skrawek jego świadomości, sprawiając, że Castor mimowolnie zignorował dalsze nakazy ze strony poinstruowanego przez grono pedagogiczne kierowcy, niemal natychmiastowo znikając wśród potężnie wyglądających, szkolnych murów.
Poruszanie się w akademickim labiryncie korytarzy i nieznanych mu struktur okazało się niemałym wyzwaniem, które chłopak za wszelką cenę starał się jednak rozpracować na własną rękę - odpuścił dopiero w chwili, gdy zaintrygowane spojrzenia niektórych uczniów dały mu do zrozumienia, że nieustannie zataczał koło.
- Cholera. - Westchnął, śmiejąc się pod nosem. - Chyba nie masz innego wyjścia. - rzucił pod nosem, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu kogoś, kto przyciągnąłby jego uwagę na tyle, by sprowokować go do podejścia
I choć wkrótce zdał sobie sprawę, że szkoła tonęła wręcz od ilości intrygujących indywidualności, z którymi Castor z przyjemnością uciąłby sobie krótką rozmowę, jego wybór padł na stojącego po drugiej stronie korytarza chłopaka - o wyborze owego nieszczęśnika zadecydowały w dużej mierze skrzydła, które były jednym z niewielu elementów, jakie elf potrafił dojrzeć z takiej odległości. Były naprawdę ładne, a fakt ten sam w sobie okazał się na tyle ważny, by Castor sekundy później wyrósł nieznajomemu przed nosem, uśmiechając się szeroko.
- Cześć, chciałbyś może uratować życie zagubionemu elfowi i powiedzieć, gdzie znajdę gabinet dyrekcji? - Przekrzywił nieznacznie głowę, przyglądając się bliżej swemu nowemu rozmówcy.
I choć rogaty młodzieniec nie odpowiedział od razu, wkrótce Castor poznał odpowiedzi na wszystkie kryjące się w jego głowie pytania związane z planem budynku. Nim odszedł, podziękował pospiesznie, żegnając chłopaka niezwykle ciepłym, szczerym uśmiechem.
***
Nie potrafił usiedzieć w miejscu, gdy raz jeszcze zmuszono go do wysłuchania tych samych, nużących zasad - znał je już niemal na pamięć, włącznie z jakże charakterystyczną dla organów oświaty intonacją i manieryzmem, od którego powieki Castora niemal same się zamykały. Sarlok zdawało się jednak znacznie mniej zatracone w błędnym kole perfekcji absolutnej, sprawnie przechodząc do spraw, które faktycznie go interesowały - dzięki dogłębnej pogawędce dowiedział się, że przydzielono mu już jeden z pokojów w akademiku, a od jutra uczestniczyć będzie w niektórych zajęciach wraz z uczniami ze swej grupy wiekowej. I choć informacje na pozór nie zdawały się jakkolwiek interesujące, Castor nie potrafił doczekać się już zagłębienia w środowisko tak odmienne od tego, do czego zdążył przywyknąć - lecz tym, co zaintrygowało elfa najbardziej, była notka wydana przez dyrekcję, mówiąca, jakoby jeden z uczniów Sarlok miał posłużyć elfowi za osobliwego przewodnika, pewną pomoc w odnalezieniu się wśród nieznanych terenów i aktywności.
Dante de Charlotte
Napisana ozdobnie na górze kartki tożsamość nie mówiła Castorowi absolutnie nic, a nim zdążył choćby zapytać, gdzie mógłby odnaleźć owego nieznajomego, drzwi gabinetu zamknęły mu się przed nosem, pozostawiając go samego wraz z kłębiącymi się w głowie, zupełnie nowymi pytaniami. Chłopak wzruszył jedynie ramionami, nie widząc sensu w dalszym zamartwianiu się całą sprawą - na pewno znajdzie okazję, by zadać je któremuś z uczniów. Wyciągnął więc z kieszeni otrzymany chwilę wcześniej klucz do tymczasowego pokoju, bez chwili zawahania ruszając w jego stronę, by odłożyć bagaż. I choć sklecony na poczekaniu plan zakładał jak najszybsze pozbycie się zbędnych ciężarów, ujrzany po drodze skrzydlaty chłopak, którego Castor miał już szansę wcześniej zaczepić, skutecznie sprawił, że elf niemal natychmiastowo porzucił swe postanowienia, raz jeszcze nachodząc nieznajomego mu młodzieńca.
- Cześć...znowu. - Śmiech elfa krył w sobie nutę wstydu brakami we własnej organizacji. - Mam kolejne pytanie, spadłeś mi z nieba w idealnym momencie! Czy wiesz, kto to i gdzie mógłbym go znaleźć? - Uśmiechnąwszy się szeroko, podsunął czarnowłosemu otrzymaną wcześniej od dyrekcji notkę, w duchu błagając, by udało mu się sprawnie odnaleźć odpowiedź.
[Dante? mam nadzieję, że będzie okej]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz