Tablica

Nadeszła zima, jakiej nawet nasi dziadkowie nie widzieli. Zapasy powoli się kończą, państwa patrzą na siebie coraz bardziej podejrzanym wzrokiem. Uczniowie muszą siedzieć w zimnych i rzadko ogrzewanych pokojach, bo akademię robią wszystko by nie zamknąć swych wrót przez brak pieniędzy. Ludzie w miastach wspierają się jak tylko mogą, jednak nawet to nie pomaga w wyżywieniu rodziny. Wcześniej ludzie nie zwracali uwagi na dziwne zachowanie zwierząt, jednak być może był to zwiastun czegoś nowego? Może ptaki przestały migrować, a stworzenia leśne zbierać zapasów na zimę z powodu jakieś większej sprawy? Pomimo ciężkich warunków, zimy i głodu, niektórzy chcą znaleźć przyczynę całego tego chaosu i szaleństwa. Próbują dotrzeć do miejsca, w które zdaje się, idą wszystkie magiczne stworzenia zamieszkujące nasz świat. Czy jednak jest to bezpieczne?

poniedziałek, 2 listopada 2020

Od Colette cd. Azriela

  - Przepraszam. - rzucił w końcu. - Ale przemyślałem kilka rzeczy. Skoro nie mam na razie jak legalnie wyplątać się z tej sytuacji, być może uda mi się sprawić, że to oni zrezygnują z trzymania mnie siłą u swego boku. Do ojca mam zdecydowanie za daleko, ale nic nie stoi na przeszkodzie uprzykrzenia życia Magnusowi...podpalenie pokoju, subtelne podtrucie, być może przypadkiem spowodowana kontuzja. - po tych słowach na jego twarzy zagościł niewidziany przeze mnie od dawna, delikatny uśmiech. - Nie wiem, czemu ci o tym mówię, ale możesz potraktować to jako prośbę o zostanie moją partnerką w zbrodni, jeśli zechcesz i kiedy poczujesz się już lepiej. - wzruszył ramionami. Nie do końca wiedziałam, co odpowiedzieć chłopakowi, bo cała sytuacja była najzwyczajniej w świecie chora i nigdy nie spodziewałabym się, że coś takiego dzieje się nie tylko w filmach. Na kilka minut nastała więc cisza, która wyraźnie była bardzo niekomfortowa dla Azriela.

- Cóż - westchnęłam w końcu. - Wyciągniemy cię z tego. - starałam się mieć jak najbardziej przekonujący ton głosu, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że prawdopodobnie się to nie uda. - A co do zajęcia się twoim bratem, z chęcią pomogę, kiedy tylko noga mi na to pozwoli. - dorzuciłam a szatyn zaśmiał się pod nosem. Szczerze miałam nadzieję, że to wszystko skończy się tak samo szybko, jak się zaczęło.

- Cieszy mnie to. - odpowiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. W zasadzie, zastanawiało mnie, czemu większość uczniów boi się tego chłopaka i stara się okazywać mu ogromny szacunek na każdym kroku. Zdążyłam go naprawdę polubić. Może i nie znałam go jeszcze jakoś bardzo dobrze, ale już wydawał mi się ciekawą i z pewnością inteligentną osobą. Podczas tych rozmyślań ani na chwilę nie oderwałam wzroku od mojego współlokatora, co wyraźnie zauważył. Po powrocie na ziemię rozejrzałam się niemo wokół siebie i niedługo po tym nakryłam kołdrą na głowę, z nadzieją, że tej nocy usnę szybko.

***

Rano oczekiwałam słońca, które prawdopodobnie bym wyklinała, jednak jego brak był zdecydowanie gorszy. Kolejny dzień, w którym nie miałam za grosz ochoty zwlekać się z łóżka. Po kilku sekundach zaczęłam kontaktować, więc postanowiłam odwrócić się twarzą w stronę łóżka Azriela, z zamiarem nawiązania jakiejś rozmowy. Miałam wrażenie, że czasami po prostu tego potrzebował. Tak też zrobiłam, jednak go tam nie zastałam. Domyśliłam się, że pewnie jest w łazience, ale kiedy wstałam z łóżka, zobaczyłam go stojącego w drzwiach i rozmawiającego z jakimś mężczyzną. Nie miałam pojęcia kto to, mimo wszystko jeszcze nie rejestrowałam wszystkich informacji które do mnie docierały. Przez chwilę zastanawiałam się, czy tam podejść, jednak po tonacji głosu mojego przyjaciela, wywnioskowałam, z kim rozmawia. Wtedy więc bez wahania przykuśtykałam do drzwi, wpychając się między Azriela a futrynę. Ten wyraźnie się mnie nie spodziewał, ale po chwili odsunął się nieznacznie, tak, abym mogła bez problemu stanąć.
- Dzień dobry, Azriel. - powiedziałam z uśmiechem, przenosząc wzrok na naszego gościa i wyciągnęłam dłoń w jego stron. - Colette. - obejrzałam się za siebie, aby sprawdzić, która godzina. Za wczesna na odwiedziny. - Co Cię tu sprowadza tak wcześnie? Jakieś problemy?
- Huhu, Az, w końcu znalazłeś sobie dziewczynę, czemu się nie chwaliłeś? - powiedział kpiąco, a ja zrobiłam się czerwona. Pytanie tylko, czy przez złość, czy przez tytuł "dziewczyny Azriela". 
- Nie chwalił się, bo dziewczyna to nie powód do dumy. - założyłam ręce na piersi, unosząc głowę do góry. Byłam przy nich pieprzonym krasnoludkiem. - A tak właściwie, kim, przepraszam, jesteś, żeby nachodzić nas rano? Mama nie uczyła, że odwiedziny to po ósmej co najmniej?
- Colette, załatwię to. - wtrącił się szatyn, kładąc mi rękę na barku na znak, żebym mu to zostawiła. Nie twierdziłam, że nie da sobie rady, ale lubię się kłócić z obcymi. To moja specjalność.
- Ależ ja też postoję i podyskutuję. - odpowiedziałam z uśmiechem, przez chwilę patrząc mu w oczy. Potem ponownie skupiłam się na nieco niższym od niego mężczyźnie. Zmierzyłam go wzrokiem, po chwili podchodząc bliżej. - Nie szanuję osób, które wchodzą z brudnymi buciorami w czyjeś życie, a ty właśnie to robisz, więc nie przychodź, kiedy ja tu jestem, bo następnym razem napluję Ci w ryj. - cofnęłam się i trzasnęłam drzwiami. Mój współlokator był wyraźnie zszokowany, ale przez dłuższą chwilę panowała głucha cisza.
- Niepotrzebnie ingerowałaś. Uspokój się, jesteś cała czerwona. - zaśmiał się pod nosem. Jego ton głosu był aż zbyt spokojny jak na wizytę tego typa.
- Potrzebnie. - odpowiedziałam oschle. - Porozmawiamy później, muszę się szykować. - chwyciłam ubrania i jak gdyby nigdy nic wpakowałam się do łazienki, następnie kierując się na lekcje.

***
Był to dzień w którym zajęcia odbywały się do najpóźniejszej godziny, a przez aktualną porę roku zaczęło się ściemniać. Spacerowałam dookoła murów Akademii, korzystając z chwili wolnego czasu. Już dawno tego nie robiłam, zapominając, jak bardzo umilało mi to czas. Oczywiście nie pomyślałam, aby wziąć ze sobą jakąś bluzę, więc nie spędziłam na dworze tak dużo czasu, ile chciałam. Zauważyłam również, że z moją nogą było coraz lepiej - powoli zaczynałam normalnie chodzić. Powoli wracając w stronę pokoju, napotkałam na swojej drodze Magnusa, kochanego braciszka mojego współlokatora. Na jego widok jedynie wywróciłam oczami, czego ten chyba nie zauważył. Może to i lepiej.
- Jesteś już? - spytałam dosyć głośno, wchodząc do pokoju, wyczekując jakiejś odpowiedzi.
- Jestem. A ty gdzie byłaś? - usłyszałam, a to pytanie mnie zdziwiło. Nawet bardzo.
- Mam mówić jak na spowiedzi? - zaśmiałam się.
- Oh, nie, nie zrozum mnie źle, pytałem z ciekawości. - powiedział szybko i najwyraźniej lekko się speszył.
- Wiem, spokojnie. - uśmiechnęłam się i praktycznie od razu sięgnęłam po wszystkie potrzebne mi rzeczy. - idę się umyć. - rzuciłam, kierując się do łazienki, a chłopak odruchowo mi przytaknął. Nie wiem czemu, ale mówiłam to codziennie, jakbym zamiast tego miała uciec przez łazienkowe okienko do lasu i już nigdy nie wrócić. 
Umycie się poszło mi nadzwyczajnie sprawnie, znając moje możliwości do siedzenia w łazience trzy godziny. Szybko jednak zorientowałam się, że nie wzięłam wszystkiego, a właściwie zostawiłam na łóżku najgorszą z możliwych rzeczy.
Ręcznik.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, co zrobić, ale szybko doszłam do wniosku, że nie mam innego wyjścia niż poproszenie Sullivana o pomoc.
- Azrieeeel - przeciągnęłam, mając nadzieję, że nie wyszedł z pokoju. Na szczęście cały czas w nim był i niemal natychmiast znalazł się pod drzwiami łazienki.
- Co się stało? - spytał z wyraźnym przejęciem w głosie.
- Mógłbyś - westchnęłam. - czy mógłbyś podać mi mój ręcznik?

Azriel? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Pandzika
Kernow