Rozejrzałem się po przestronnej sali, w której owiał mnie charakterystyczny zapach starych tomisk. Biblioteka przypominała mi tą, którą znałem z Kernow. Wszędzie stały równo poukładane na regałach książki. Nie potrafiłem oderwać od nich wzroku.
Kobieta ruszyła pomiędzy szafki, a Lucien usiadł na sofie. Ja dalej spoglądałem na zdobione okładki.
- Nie martw się, jestem pewny, że coś znajdzie. - Usłyszałem głos ciemnowłosego chłopaka. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Byliśmy o krok do osiągnięcia celu. Chociaż próbowałem nie dać tego po sobie poznać, czułem małą ekscytację. Zawsze zastanawiałem się, jak to jest móc chodzić na dwóch nogach. Wydawało mi się to niezwykle dziwne. Czy to właściwie możliwe? Cztery kopyta znacznie ułatwiały sprawę.
Wtedy ogarnął mnie lekki strach. Co, jeśli sobie nie poradzę? Jeśli nie dam rady przejść nawet kawałka? Możliwe, że utknę w tej formie na zawsze! Czy naprawdę tego chcę?
Tak. Chcę. Zmarszczyłem brwi. Może w końcu będę wyglądać normalnie? Mój uśmiech osłab, kiedy wpatrywałem się w tomy. Jedyny centaur w rodzinie. Byłem ciekaw, czy cokolwiek by się zmieniło, gdyby tak, jak wszyscy, urodził się po prostu elfem. Zdecydowanie oszczędziłoby mi to problemów.
- Coś się stało? - Głos Luciena zadziałał kojąco na moje zmieszane myśli. Westchnąłem głośno. Nie miałem powodów, by ukrywać przed nim prawdę.
- Po prostu zastanawiam się, jak to wszystko się potoczy - wyjaśniłem, spoglądając na zmartwionego chłopaka. - Będzie dobrze - dodałem uspakajająco.
Kobieta powróciła do nas niedługo później. W dłoniach dzierżyła stos zwojów i ksiąg. Rzuciła to na stolik, który stał naprzeciwko sofy.
- To będzie gdzieś tutaj - poinformowała. - Tylko musicie pomóc mi szukać.
Bez słowa podszedłem do książek i wziąłem jedną z nich. Zdmuchnąłem zalegający na stronicach kurz i otworzyłem księgę. Lucien i kobieta poczynili to samo. Usiadłem na zimnej posadzce i zacząłem przeglądać zawartość tomu. Napotkałem przeróżne zaklęcia, nawet takie, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Materiału było wystarczająco, abyśmy siedzieli tutaj do wieczora.
Rzeczywiście tak było. Przepatrywanie dokładnie papierów to nurząca praca. W międzyczasie przyniesiono nam ciepłą herbatę do picia i niewielkie przekąski.
Chociaż przerobiliśmy połowę zgromadzonych informacji, dalej nie odnaleźliśmy odpowiedniego zaklęcia. Szczerze zaczynałem wątpić, że nam się powiedzie. Dłonie miałem całkowicie zabrudzone kurzem, a głowę zamgloną mnogością nowopoznanych formułek.
- Mam! - Głos kobiety sprawił, że skoczyłem na równe nogi. - Znalazłam!
Zaraz z Lucienem dołączyliśmy do niej i pochyliliśmy się nad zwojem.
- To zaklęcie w dodatku z podaną poniżej miksturą to to, czego szukaliśmy - odparła z dumą. - Niestety, nie wszystkie składniki mamy w spiżarni - dodała, lekko się smucąc. - Będziecie musieli je zdobyć sami czy kupić. Sądzę, że nie są to łatwo dostępne rzeczy.
Zerknąłem na listę. Niektóre nazwy widziałem pierwszy raz na oczy.
- Jak długo będzie utrzymywać się efekt? - dopytywałem, mając na uwadze wcześniejszą niepewność.
- Koło tygodnia - wyczytała kobieta. - Ale można skrócić lub wydłużyć ten czas.
Zerknąłem na Luciena. Uśmiechał się. Pewnie jest dobrej myśli. Podobnie jak ja.
- To od czego zaczynamy? - zapytałem z ekscytacją, prostując się. Nie mogłem się doczekać!
Lucien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz