W porównaniu do jej pokoju w domu, jej pokój w akademiku Corvine wydaje się tak mały i prosty. Niemalże spartański. Podłoga z jasnego drewna pachnie sosnową żywicą - ledwie tego ranka ktoś ją starannie wypastował. Proste ściany straszą absolutną pustką, biurko zdaje się nieco zbyt kanciaste, łóżko - schludne, acz nadto wąskie. Jedna szafa, jedna skrzynia, brak toaletki z dużym lustrem.
Jednak Juraviel uśmiecha się na ten widok, a pierwsze ukłucie rozczarowania w jej sercu zmienia się w energię do działania. Prawdziwa dama nie narzeka. Prawdziwa dama bierze los w swoje ręce i nawet, jeśli te ręce są drobne i słabe, stara się działać, zmienić coś, poprawić. Chociażby nie wiem, jak niewielka była ta zmiana, liczyło się działanie, chęci i starania.
Juraviel przechodzi wolnym krokiem przez pokój. Jej palce muskają kanciastą ramę łóżka, przesuwają się po pustym parapecie, dotykają pozbawionej ozdób klamki szafy. Zmieni to. I ma już nawet plan.
Dwa tygodnie później pokój jest gotowy. Na parapecie stoją doniczki z kwiatami - zieleń liści wylewa się poza krawędź, barwa kwiatów śmieje się, przełamując zimową szarość za oknem. Biurko nie straszy już pustym blatem - teraz z boku stoi gustowna lampka w kształcie kołyszącego się, rozkwitłego dzwonka, w środku pali się pachnąca świeczka, rzucając miękkie, złote światło na resztę pomieszczenia. Kolejne kwietne lampki i świeczniki stoją tu i tam, ich blask przynosi na myśl tańczące w leśnej kniei światła świetlików. Proste łóżko zyskuje wielobarwną, tkaną kapę, pod ścianą pojawia się bogactwo miękkich poduszek. Szafa zostaje ustrojona ozdobną girlandą z delikatnych, robionych na szydełku kwiatków, - podobnie wyglądała też skrzynia - zaś na środku pokoju pyszni się miękki, włochaty dywan. Tak, teraz pokój wygląda tak, jak powinien. Ma w sobie magię i urok, jaki może wnieść jedynie kobieca ręka.
Juraviel stoi przed lustrem - zawiesiła je po wewnętrznej stronie drzwi od szafy i teraz ma swoją małą, rozkładaną toaletkę. Dziewczyna przygląda się swojej sukience, po raz ostatni poprawia włosy, przez moment zastanawia się, które kolczyki założyć. Wybiera w końcu swoje ulubione, te w kształcie rozkwitłych róż. Chce się tego dnia czuć pewnie i swobodnie, a cóż doda jej więcej pewności siebie, niż ulubione kolczyki, które dostała od matki na swe trzynaste urodziny.
Gruby płaszcz ląduje na ramionach, kaptur skrywa starannie spięte włosy. Juraviel wsuwa dłonie w rękawiczki, przymyka szafę, a następnie wychodzi - choć do balu jest jeszcze trochę czasu, choć dopiero wieczór ma przynieść wyzwanie, dziewczyna musi przecież poznać tego, z kim ma współpracować, a także tego, kogo im obojgu przyjdzie ochraniać.
Posiadłość barona Villemont kryje się pod puchatą pierzyną świeżo spadłego śniegu. Niczym ozdoba zamknięta w śniegowej kuli, śmieje się płynącym z okien blaskiem, dekoracyjnym frontonem i pastelową barwą. Zamieciono cały śnieg z drogi dojazdowej do pałacyku, Juraviel szybkim, drobnym krokiem przecina brukowany dziedziniec, pozwalając by zimowy wiatr rozwiał nieco jej płaszcz. Dociera do drzwi, stuka kołatką. Za drzwiami - sługa. Rozpoznaje ją, pomaga zdjąć płaszcz, pomaga zmienić buty na te bardziej oficjalne i szykowne. A następnie prowadzi w stronę gabinetu barona, gdzie na Juraviel ma już ponoć czekać i syn barona, i ów tajemniczy Ruiji. Juraviel nie wie, czego spodziewać się po drugim chłopaku, nie rozmawiała z nim wcześniej, nawet go chyba nie widziała. Z innej akademii, z innego miejsca, stanowi dla niej trudną do odcyfrowania zagadkę. Jak potoczą się ich wspólne losy? Trudno powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz