Nagła suchość w gardle zmusiła mnie do odkaszlnięcia. Poczułem jak krople krwi zaczęły płynąc po mojej brodzie. Trucizna musiała odbić się na mnie mocniej, niż sądziłem. Wprawdzie nie spodziewałem się, że zadziała na mnie aż tak mocno. Zwykle cechowałem się większą odpornością na takie sprawy. Tym razem było jednak inaczej. Niemal mogłem czuć, jak śmiercionośna ciecz roznosi się po moim ciele. Wiedziałem, że teraz muszę ograniczyć jakikolwiek ruch. Ostatkiem sił podniosłem się do siadu. Przybrałem typową do medytacji pozycję i spróbowałem uspokoić oddech. Wydech i wdech. Odzyskując chociaż na chwilę zimną krew, zacząłem się wsłuchiwać w rozmowy innych. Większość docierających do mnie głosów należała do porwanych kobiet. Były przerażone. Non stop zadawały pytania związane z naszym aktualnym położeniem. Całkowicie potrafiłem zrozumieć ich obawę. Sam również nie byłem w stanie określić, co stanie się później. Bazując na moim samopoczuciu oraz trutce, nie mogłem myśleć pozytywnie. Mój stan nie należał jeszcze do najgorszych. Kątem oka obserwowałem uczennice, które ledwo trzymały się w pionie. Bardzo chciałem im pomóc, ale w tym momencie było to niemożliwe. Mogłem jedynie spróbować podnieść na duchu panikującą obok dziewczynę. Mogłem usłyszeć, jak mamrocze pod nosem "wszyscy zginiemy, wszyscy zginiemy". Jej strach wpływał na inne uczennice, które w ciszy przytakiwały, nakręcając same siebie.
- Nie sądzę, że zebrali nas po to, aby od razu nas zabić. - Ściszone słowa skierowałem w stronę nieznajomej. Dziewczyna podniosła na mnie niepewne spojrzenie. Nie wydawała się być przekonana.
- Skąd możesz to wiedzieć?! - prychnęła, chowając twarz w dłonie. Swoją wypowiedzią raczej jej nie pocieszyłem. Postanowiłem jednak dalej zachowywać się jako najbardziej racjonalna osoba tutaj. Przynajmniej utrzymywać zimną twarz, ponieważ kłamstwem byłoby stwierdzenie, że też nie czułem się pewnie.
- Gdyby chcieli nas zabić, już dawno by to zrobili - zauważyłem. - Niestety nie wiem, jaką korzyść ma przynieś dalsze utrzymywanie nas przy życiu, ale widocznie, póki co, nie grozi nam jeszcze krzywda.
Nieznajoma ponownie na mnie spojrzała. Wyglądało, że intensywnie o czymś myśli.
- Ty... nie boisz się?
- Boję - przyznałem, lekko wzruszają ramionami. - To chyba nic dziwnego, że wszyscy się boimy, prawda? Ale panika nie przyniesie nam żadnych korzyści.
Uczennica kiwnęła zgodnie głową. Barkiem otarła zapłakaną twarz. Wydawało się, że moje słowa w końcu podniosły ją na duchu.
- Naprawdę podziwiam to, że potrafisz być spokojna w takiej chwili.
Uśmiechnąłem się niezręcznie. Brak dobrego światła musiał sprawić, że dziewczyna nie miała jak mi się dobrze przyjrzeć. Z góry założyła, że nie jestem chłopakiem. Postanowiłem nie wyprowadzać jej z błędu. I tak była zakołowana. Nie musiałem dokładać jej więcej utrudnień.
- Cóż, kwestia przyzwyczajenia, jak myślę... - odparłem cicho. Powstrzymałem też kaszel - łaskotanie w gardle nie minęło.
- Myślisz, że ktoś przyjdzie nam z pomocą?
Sam nie byłem tego pewien. Możliwe, że już wszczęto pościg, a istnieje równie prawdopodobna szansa, że nikt nie zauważył naszego zniknięcia. Właściwie druga opcja wydawała mi się być realniejsza. Wolałem jednak nie mówić tego na głos. Morale porwanych i tak są marne.
- Zdecydowanie, nie musisz się martwić - uspokoiłem ją. Zadbałem o to, aby mój głos brzmiał jak najbardziej delikatnie.
- Nazywam się Lia... - Dziewczyna przedstawiła się nieśmiało.
- Jestem Ena. - Posłałem dziewczynie uśmiech. Wiedziałem, że pewnie i tak nie dostrzeże go w mroku, jednak nie mogłem powstrzymać się od tego uprzejmego gestu.
Lia nie zdążyła powiedzieć nim więcej. Jeden z pilnujących nas strażników prawdopodobnie zirytował się szeptami.
- Zamknąć się! Co wy myślicie, że jesteście na wakacjach?! - zakpił, unosząc głos. W jaskini momentalnie zapanowała cisza. Dopiero chwilę później rozległ się krzyk:
- Wypuście nas! Kiedy mój ojciec się o tym dowie, wszyscy pożałujecie!
Wstrzymałem oddech. Prowokowanie porywaczy. To nie może się skończyć dobrze. W końcu - nikt z nas nie wiedział, na czym stoimy. Nieprzemyślane zachowania były równoznaczne z nieszczęściem!
- Kto taki odważny? - zawołał jeden z porywaczy.
Odpowiedziała mu jedynie cisza. Oczywistym było, że teraz nikt się nie przyzna. Ktoś musiałby naprawdę nie posiadać insektów samozachowawczego, żeby się odezwać.
- To ja! - Głos rozległ się ponownie. Otworzyłem usta z niedowierzania. Ta dziewczyna naprawdę nie ma równo pod sufitem. Pokręciłem głową ze zmarnowaniem.
Porywacz podszedł do dziewczyny. Niestety nie widziałem zbyt wiele. Mrok jaskini skutecznie uniemożliwiał dojrzenie tego, co aktualnie dzieje się po drugiej stronie groty. Westchnąłem zmarnowany - to nie zapowiadało nic dobrego.
Kiedy miał nastąpić najgorętszy moment ten awantury, zamknąłem oczy, modląc się, aby nikomu nic się nie stało, nagły tupot kroków uciszył porywaczy.
- Co tu się wyprawia? - zapytał ktoś nieznajomy, ponurym głosem. - Już dawno powinniście być gotowi do wymarszu!
Wymarsz? Będą nas stąd przenosić? To znacząco utrudniało sprawę. Każde kroki oddalały nas od Kernow. Tym samym malała szansa na odnalezienie nas. Zmarszczyłem brwi, szacując moje możliwości. Mimo tego, że potrafiłem walczyć, raczej nie zrobiłbym wiele w starciu z porywaczami. Było ich zbyt wielu.
- No już, wszyscy wstawać, wstawać!
Rozkaz został wykonany pośpiesznie. Zostaliśmy ustawieni w równym rzędzie. Stojący wokoło nas zamaskowani nieznajomi oświetlali nas blaskiem pochodni. Przyznam, że w tamtym momencie miałem nieszczególnie przyjemne myśli. Nawet jeśli z postury i włosów mogłem zostać pomylony z kobietą, jedno spojrzenie na moją twarz wystarczyłoby, aby rozwiać wątpliwości.
Z tego też powodu odwracałem głowę za każdym razem, kiedy padało na mnie światło. Musiałem chociaż sprawiać pozory. Szansa na ucieczkę nadejdzie, wystarczy poczekać.
Zabrano nas do wozów - mimo tego, dalej nie opuściliśmy jaskini. Podziemny tunel. Sprawy znacząco się skomplikowały.
Hyo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz