Kolejne uczennice pod osłoną nocy zostały porwane. Ktoś widział zamaskowanego mężczyznę, jednakże nie wie, gdzie je zabrał. Jego zapach był odrażający, tak jakby miał coś wspólnego z tą dziwną masą. Jej zapach drażni niektóre rasy, na inne nie jest aż tak silna. Gdy spędzi się z nią więcej czasu, dla niektórych może być to bardzo trudne. Kaszel krwią albo z oczu, uszu i nosa może wypływać krew. Jednakże jej kolor może być inny niż ma się zazwyczaj. Dlatego też nie czekając na dalszy ciąg rozmowy, który mogę i tak z daleka słuchać wyszedłem przez okno. Musiałem się udać w miejsce, do którego mógłby udać się Ena. Poczułem jego zapach, tym razem jaśmin, wyczułem także coś jeszcze. Ostrożnie kroczyłem, by nie wejść w jakiś ślad, albo też dowód porwania.
Kucnąłem, po czym zmarszczyłem brwi, gdy ujrzałem igły. Było ich kilka. Telekineza, zapożyczona moc od jakiegoś ucznia. Użyłem jej, by unieść igły, nie chciałem ich dotykać, gdyż poprzez zapach i wzrok. Mogłem, zrozumieć co znalazłem. Były to zatrute strzałki. Znam kogoś, kto lubuje się w truciznach. Może on w tym pomoże. Umieściłem strzałki w specjalnym pojemniku. Po czym udałem się do starego znajomego. Jego sklepik prosperuje, ale także ma pełne ręce roboty. Może będzie znać truciznę, która została użyta. Może też będzie, wiedzieć kto ją kupił.
***
Zabawne.
- Witaj ponownie. - przywitał się, po czym bez ogródek wyciągnął swą dłoń, po próbki. Jego demon latał tuż obok niego. Często sama wychodzi, by się pożywić, albo też uważa, że to, co on robi, mu zagraża. Nadopiekuńcza jest, ale to miłe z jej strony.
- Dowiedz się wszystkiego, co pomoże. Potrzebuje kolejną partię. - powiedziałem i wręczyłem mu w szklane próbki, z igłami. Wraz z nim przeszedłem do pracowni, bym mógł się dowiedzieć, oraz zawsze lubiłem patrzeć, jak pracuje. Jego sposoby są tak dziwne i niekiedy niepokojące, że można się zmartwić.
- Będzie gotowa do końca tygodnia. - odpowiedział, po czym wyciągnął igły i ich spróbował, a dokładnie tego, co na nich było.
- Czego się dowiedziałeś? - zadałem mu pytanie, nawet jeśli go znam. Jego zdolność wiedźmińska jest nie do końca mi znana. Jest też rozbudowana i ciężko to rozwikłać.
Jego oczy momentalnie się zmieniły, zaczął mówić w jakimś innym języku, starłem się, go zrozumiem. Kilka słów zrozumiałem, reszta była niczym bełkot.
- Jest to jak środek znieczulający, ale zarazem trzeba podać antidotum, inaczej następują następstwa. Im dłużej się czeka, tym mniej czasu pozostaje ofierze. Łaknienie, czarne żyły, pozbawienie sił witalnych, skóra wysycha, ciało przestaje reagować, najgorszym jest wypalająca cię od środka śmierć. To są skutki. Jeśli się weźmie za późno, mogą nie przeżyć. Jednakże jest na to sposób. Muszą wypić białą klacz, by przeżyć końcowe stadium. Wiesz, że biała klacz to konieczność. Jej składniki i to, co trzeba zrobić, jest kosztowane. Musisz działać, nim będzie za późno. - rzekł, ostrzegając mnie. Podał mi kilka fiolek antidotum, bym w razie czego mógł pomóc zatrutym. Wystarczy nawet kilka kropli, ale jeśli się spóźnię, będzie źle.
- Kto to kupił? - spytałem, poganiając starego przyjaciela.
- Była tu kobieta i dziecko, mieli na szyi wypalone znamię. Mówili coś o mężczyźnie w masce. Mają dziś przyjść. Może uda ci się coś dowiedzieć od nich. - odpowiedział na zadane pytanie Podał mi także coś ekstra, przedsmak tego, co dostanę do końca tygodnia.
***
Napiętnowana dwójka spotkała się z dziwnymi dziećmi. Ich oczy były znajome, ale lęk już nie. Podobnie do reszty miały piętna oraz obroże na szyi. Chciałem wyjść z ukrycia, ale zamiast tego słuchałem ich rozmowy, a tuż po chwili odegrała się tam masakra. Tak jakby to wszystko było zaplanowane. Jakby czekali na pisklaki do pułapki.
Ena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz