Ocknąłem się tuż przed domem, spojrzałem, że Ena targa mnie tam.
- Ena.. - powiedziałem ledwo, co.
- Spokojnie, zajmą się Tobą zaraz - odparł.
- Nie...proszę... - powiedziałem.
Nie miałem za bardzo siły, lecz użyłem magii, by pnącza zahaczyły o nogę chłopaka. Wywrócił się razem ze mną.
- Przepraszam - odparł i szybko pomógł mi.
- Nie przepraszaj... po prostu nie chcę byśmy tam doszli - odparłem.
Chłopak zauważył pnącze o, które zahaczył. Chyba zrozumiał, czemu nie chcę tam iść. Wtedy byśmy musieli powiedzieć, że to Yeu. Nie chciałem tego robić.
- Dobrze, pójdziemy gdzieś indziej - odparł i pomógł mi znów wstać.
Mimo, że mogłem się uleczyć, nie byłem w stanie - siły witalne ze mnie uleciały kompletnie, czułem jakbym miał zaraz zemdleć. Lecz pomogłem dojść Enie do Akademika. Tam stała już piękna i ozdobiona złotem karoca. Konie, które miały ją ciągnąć były bardzo piękne białe, Lusitano.
- Ena... - ostatnim siłami wyszeptałem.
Mimo, iż nie mogłem się ruszać i otwierać oczu ani ust słyszałem wszystko wokół. Słyszałem jak Ena woła woźnicę, by pomógł mu wsadzić mnie do powozu. Gdy już położyli mnie do środka, chłopak odparł.
- Jesteś nowy? Nieważne... Szybko ruszaj! - odparł i wsiadł do powozu ze mną. Słyszałem, jak woźnica smaga batem konie i powóz rusza. Jechaliśmy bardzo nierówną i wyboistą drogą. Czułem to gdyż trzęsło całym powozem. Gdy poczułem po pół godziny na siłach, otworzyłem oczy i spojrzałem na chłopaka. Leżałem w stronę jazdy, Ena zaś siedział tyłem do woźnicy.
- Gdzie.. ah... - próbowałem coś z siebie wydobyć.
- Odpoczywaj - odparł.
Posłuchałem się jego i postanowiłem nie wstawać. Nagle zaczęliśmy zwalniać. Na twarzy Eny pojawiło się zdziwienie. Próbował otworzyć drzwi ale się nie dało. Nagle ostro skręciliśmy i znów zaczęliśmy pędzić. Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się. Słyszeliśmy kilka głosów.
- Mam, tak, jak prosiłeś - odparł jeden głos, który był zachrypnięty jakby koleś miał chrypkę.
- Mam nadzieje, że to na pewno on - warknął nieprzyjemny i niski głos.
- Tak tak jest z Rodu Koretoki - zaśmiał się pod koniec wypowiedzi.
Ja tylko spojrzałem pytająco na Ene i wstałem do pozycji siedzącej.
- Dobra wiecie co robić, worki na głowy i związać, ale porządnie tym sznurem na magie - warknął znów straszny głos.
Nagle drzwi się otworzyły i jakiś dwóch oprychów wyciągnęło Ene z karocy, chodź się stawiał to któryś z nich znokautował go. Widziałem jak chłopak pada na ziemie. Przestraszyłem się bardzo.
- A ten to kto? - warknął facet.
Gdy się wychyliłem mogłem go dobrze obejrzeć, był wysoki i umięśniony. Był całkowicie łysy, a na połowie lewej twarzy miał bliznę po oparzeniu bodajże. Nie miał też lewego oka, dlatego zakrywał je przepaską. Zauważył, że jestem ranny, lecz również kazał mnie związać i wsadzić do środka. Była to jakaś stara chata w lesie. Zaprowadzili nas do piwnicy. Przywiązali nas do belek podtrzymujących dom i zdjęli worek Enie. Chciałem cos wydusić z siebie jakoś pomóc, ale nie mogłem. Gdy wyszli, próbowałem ocucić Ene.
- Ena.. - szepnąłem, by przypadkiem nie zwrócić uwagi facetów na górze.
Ena?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz