Spojrzałem z podziwem na całe miejsce. Było jasne, że chłopak włożył w to wysiłek, kiedy wszystko wyglądało bardzo przytulnie. Podążając za Shain'em, zatrzymałem się z głową pochyloną w kierunku już czarnego nieba. Zauważając, ze niebo było czyste i bezchmurne, a gwiazdy jasno widoczne. Gwiazdy lśniły, jak gdyby cukier rozsypywał się na czarnym marmurze, lśniąc w słońcu. Nocne niebo było tak mile widzianym widokiem, wyglądało jak magia o każdym zachodzie słońca, obiecując powrót. To wszystko było naprawdę zaskakujące, ponieważ cały dzień spędziliśmy w jarmarku. A tamte światła przyćmiewały niebo, podczas gdy tutaj, bez nikogo w pobliżu bylo widac je tak dobrze.
Uśmiechnąłem się, spoglądając z powrotem w dół. Mój puchaty kolega naprawdę przeszedł samego siebie i chciałem o tym pamiętać na przyszłość. Ale w tamtej chwili dłużej nie mogłem już stać w miejscu.
- To jest świetne, i będzie zabawne to tak zostajemy! - Nie mogłem już powstrzymać moją nadpobudliwość i zacząłem wszystko oglądać, skacząc w kierunku namiotu, aby zobaczyć koc, który był otoczony poduszkami. A świetliki w słoikach tańczyły na ich wysadzanej gwiazdami scenie. - może zamieszkajmy tutaj, nie musimy wracać do akademika - powiedziałem szczerze, uśmiech nigdy nie opuszczacy mojej twarzy. Shain spojrzał na mnie z lekką wątpliwością w oczach, również podchodząc do namiotu.
- Ale co byśmy jedli? I gdzie my byśmy się myli, a toaleta... - zaczął wymieniać wszystko, w jego głosie narastała panika. Wydając szybki dźwięk i machając rękami, zatrzymałam go, nie chcąc, żeby zaczął się martwić.
- Ok ok, może to nie był dobry pomysł, ale czy możesz mnie winić? Lubię to miejsce. -
zauważyłem, wciąż skacząc wszędzie z miejsca na miejsce.
- Możemy tu zawsze przychodzić. - powiedział spokojnie. W tym momencie uśmiechnąłem się do niego i kiwnąłem głową.
Położyłem się na miękkiej trawie, patrząc w niebo, to był dobry czas, żeby trochę popatrzeć w gwiazdy. Poklepałem miejsce obok mnie, próbując zasygnalizować drugiemu chłopakowi, żeby do mnie dołączył.
Kiedy usłyszałem zbliżające się kroki na trawie, spojrzałem na księżyc. Światło księżyca padło na moja bladą skórę. Wskazałem na ten wielki świecący kamień, kształt moich ust odzwierciedlał półksiężyc powyżej.
- Odkrywcy, poszukiwacze, płaczący nieudacznicy. Proszę, to od teraz moje. To zaklepane, ustalone. Jak myślisz, za ile mogę go sprzedać? - zapytałem go żartobliwie, nie oczekując odpowiedzi.
- Pewnie znalazłbyś się za nim tyle, że mógłbyś żyć jak król. - powiedział, kładąc się na trawie. Przez chwilę gapiłem się ze zdziwieniem, przechylając głowę w jego stronę.
- Masz rację, byłbym! Kupiłbym fontannę krwi. - roześmiałem się, jakby to było naturalne, gdy prowadziliśmy tą dość ciekawą rozmowę. - nie mogę - powiedziałem - to dopiero coś to wyobrażenia, to było tak głupie, że brakuje muzyki - urwałem, delikatnie klepiąc się w prawą nogę - dum, dum, dum! - chichotałem tak jeszcze przez jakiś czas, kiedy zauważyłem rozbawiony wyraz twarzy drugiego chłopaka. Wciąż się nie uśmiechał, nie mówiąc już o śmianiu się, ale nie wyglądał na zakłopotanego i to mi wystarczyło. Chociaż chciałem spróbować. Przestałem się śmiać, próbując wyglądać poważnie po tej paradzie, którą właśnie odegrałem.
- Czy jest coś, czego byś chciał? Znajdę sposób, abyś się uśmiechnął! - wydawał się myśleć o czymś, zanim odpowiedział.
- Chciałbym przyjaciela. - powiedział krótko, patrząc w niebo po raz kolejny, wyglądając na nieco zakłopotanego. Słysząc to podskoczyłem do pozycji siedzącej.
- To ja będę twoim przyjacielem! Ty nadal mi nie uciekniesz, chcę ci odwdzięczyć się za opiekę nade mną i za nauczanie mnie. - powiedziałam z małym uśmiechem na mojej twarzy po raz kolejny.
Shain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz