Zirytowany patrzyłem się na mężczyznę przy stole, który wcześniej gotowy do wstania, w tym momencie był już na nogach, najwyraźniej moje działanie rozzłościło go. Gdy tylko mężczyzna wstał, podszedł do mnie kilkoma pewnymi krokami. Nienawidziłem takich ludzi, którzy zachowywali się uprzywilejowani, jak traktowanie innych, zwłaszcza tych, którzy po prostu wykonują swoją pracę w ten sposób. Nie dość, że musieliśmy pracować w tych żenujących kostiumach, to jeszcze taki gosc się nam trafił. Wiedziałem, że zrobienie tego, co właśnie się stało, sprowokowało go jedynie, ale lepiej było wykorzystać swój gniew na nim niż na kimkolwiek innym.W tym momencie chciałem tylko zobaczyć, co zrobi dalej.
Zauważyłem, że inni klienci patrzyli w naszym kierunku, zaintrygowani sceną. Gdybym był nimi, widząc chłopaka w kobiecym mundurku, który byłby wściekły na drugiego, dość silnie wyglądającego faceta, wylewając na niego piwo, prawdopodobnie wyglądałoby to prawie komicznie.
Może pewnego dnia kiedy spojrzałbym na to wstecz, uznałbym to za zabawne, ale w tym momencie sytuacja wcale nie była przyjemna.
Chłopak za mną też zniknął, a ja nie zauważyłem momentu, kiedy odszedł. Myślałem, że pewnie poszedł po kogoś, najprawdopodobniej tego samego szefa, przez którego w ogóle znaleźliśmy się w takiej sytuacji.
Coraz bardziej rozgniewany mężczyzna stanął przede mną. Jego włosy były całe mokre i śmierdzące piwem.
- Nie słyszałeś mnie? Spróbuj też położyć na mnie swoje ręce, a będziesz miał kłopoty. - powiedziałem mu ostro, na wypadek, gdyby jego ego próbowało rozpocząć bójkę ze mną, który wciąż był nastolatkiem.
- Tak, "słyszałem" cię – powiedział z jadem w głosie, jakby był jakimś przebiegłym psem pasterskim, a ja jego zwierzyną. Najwyraźniej oczekiwał, że nie będę stać tak, jak byłem, i zamierzał sie co ma robić dalej. Jego oczy powędrowały ku krześle, oczekując, że przyjmę to niewypowiedziane polecenie. W zamian nic nie zrobiłem, jedynie tylko zmarszczyłem brwi na śmieszną myśl, że się myslal, ze sie zgodze.
Ten argument coraz bardziej przeradzał się w tornado. Ale zanim sytuacja zdążyła jeszcze bardziej zaostrzyć się i przybrać gorszy obrót, pojawił się szef, a Shain tuż za nim. Szef szybko wkroczył i zauważyłem, że tamta dziewczyna stara się pomóc i też uspokoić innych klientów, którzy byli w restauracji.
- Wystarczy już. Co tu się dzieje? - powiedział od razu, patrząc między mną a klientem. W najmniejszym stopniu nie wyglądał na szczęśliwego, prawie odzwierciedlając wyraz mojej własnej twarzy.
- Ten tutaj chciał obmacywać twojego pracownika. - powiedziałem szybko, mając nadzieję, że zamiast tego klienta to stanie on po naszej stronie.
Shain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz