Hyo zniknął chwilę później. Wiedziałem, że chłopak na pewno nie będzie miał problemów. Przynajmniej - postara się ich unikać.
Nie czekałem więc na niego. Otuliłem się kołdrą. Pachniała nieprzyjemnie stęchlizną. Wiedziałem jednak, że nie mam co liczyć na lepsze warunki za taką cenę. Znalezienie noclegu o tej porze graniczyło z niemożliwością, wiec i tak sprzyjało nam szczęście.
Zasnąłem bardzo szybko, ale całą noc męczyły mnie jednak nieprzyjemne sny. Kręciłem się z boku na bok, próbując choć na chwilę uspokoić myśli. Dopiero, kiedy poczułem obejmujące mnie ramiona, udało mi się w spokoju zmrużyć oczy chociaż na chwilę.
Rankiem obudziłem się z niemałym bólem głowy. Zakaszlałem kilka razy, jednocześnie dotykając swojego czoła. Gorączka. Westchnąłem ciężko.
Nie byłem słabego zdrowia. Wczorajszy deszcz jednak dzisiaj dał się we znaki. Wyprostowałem się, z trudem łapiąc oddech. Nienawidziłem bycia chorym. Jeszcze teraz! Czekała nas daleka droga, a ja nie mogłem pozwolić sobie na słabości.
- Wszystko w porządku?
Hyo usiadł obok mnie. Wyglądał na zmartwionego. Wyciągnął dłoń, aby przejechać nią po moim czole i policzkach. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jak najbardziej - odpowiedziałem. - To tylko małe przeziębienie. Przebiorę się i możemy ruszać. W torbie zostawiłem kanapki, mógłbyś ich poszukać?
Hyo od razu wyraził swoją dezaprobatę.
- Jeśli czujesz się źle, zostańmy. Nie ryzykujmy rozwoju choroby - upierał się.
- Nie masz się czym martwić - zapewniłem. - Jestem dobrego zdrowia. To szybko przejdzie.
Jak na złość, właśnie w tym momencie zacząłem głośno kaszleć. To nie wpłynęło na przekonanie chłopaka. Po długich namowach, ostatecznie ruszyliśmy w dalszą podróż.
Konie w spokojnym tempie pokonywały kolejne kilometry. Poruszaliśmy się znacznie spokojniej niż wczoraj. Głównie ze względu na mój stan zdrowia. Pomimo pulsującego bólu głowy i trudności z oddychaniem, utrzymując wyprostowaną postawę parłem naprzód.
Na szczęście nie padało. Mimo tego temperatura nie była najwyższa chłód przenikał nas do szpiku kości. Otuliłem się staranniej swoim płaszczem.
- Daleko jeszcze do granicy? Powinieneś odpocząć.
Hyo dogonił mnie i utrzymał podobną prędkość, aby nasze konie szły obok siebie.
Zasnąłem bardzo szybko, ale całą noc męczyły mnie jednak nieprzyjemne sny. Kręciłem się z boku na bok, próbując choć na chwilę uspokoić myśli. Dopiero, kiedy poczułem obejmujące mnie ramiona, udało mi się w spokoju zmrużyć oczy chociaż na chwilę.
Rankiem obudziłem się z niemałym bólem głowy. Zakaszlałem kilka razy, jednocześnie dotykając swojego czoła. Gorączka. Westchnąłem ciężko.
Nie byłem słabego zdrowia. Wczorajszy deszcz jednak dzisiaj dał się we znaki. Wyprostowałem się, z trudem łapiąc oddech. Nienawidziłem bycia chorym. Jeszcze teraz! Czekała nas daleka droga, a ja nie mogłem pozwolić sobie na słabości.
- Wszystko w porządku?
Hyo usiadł obok mnie. Wyglądał na zmartwionego. Wyciągnął dłoń, aby przejechać nią po moim czole i policzkach. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jak najbardziej - odpowiedziałem. - To tylko małe przeziębienie. Przebiorę się i możemy ruszać. W torbie zostawiłem kanapki, mógłbyś ich poszukać?
Hyo od razu wyraził swoją dezaprobatę.
- Jeśli czujesz się źle, zostańmy. Nie ryzykujmy rozwoju choroby - upierał się.
- Nie masz się czym martwić - zapewniłem. - Jestem dobrego zdrowia. To szybko przejdzie.
Jak na złość, właśnie w tym momencie zacząłem głośno kaszleć. To nie wpłynęło na przekonanie chłopaka. Po długich namowach, ostatecznie ruszyliśmy w dalszą podróż.
Konie w spokojnym tempie pokonywały kolejne kilometry. Poruszaliśmy się znacznie spokojniej niż wczoraj. Głównie ze względu na mój stan zdrowia. Pomimo pulsującego bólu głowy i trudności z oddychaniem, utrzymując wyprostowaną postawę parłem naprzód.
Na szczęście nie padało. Mimo tego temperatura nie była najwyższa chłód przenikał nas do szpiku kości. Otuliłem się staranniej swoim płaszczem.
- Daleko jeszcze do granicy? Powinieneś odpocząć.
Hyo dogonił mnie i utrzymał podobną prędkość, aby nasze konie szły obok siebie.
- Czuję się już lepiej - odparłem pewnie. - Do granicy dotrzemy przed zmierzchem. Przynajmniej tak zakłada nasz pierwotny plan.
Ciągnąc dalszą rozmowę, droga zaczęła mijać nam znacznie szybciej. Nim się obejrzeliśmy, słońce zaczęło powoli zachodzić, ustępując miejsce rozgwieżdżonemu niebu.
Niestety, będąc coraz bliżej Nevady pogoda również zaczynała wdawać się we znaki. Szaleńczy wiatr motał nami we wszystkie strony. Konie mimowolnie musiały zwolnić. Zaczął sypać śnieg.
Z trudem pokonywaliśmy kolejne metry. Przez świszczący wiatr i sypiące w oczy białe płatki ledwo słyszałem głos Hyo.
- Co mówiłeś?! - zawołałem w jego kierunku. Wampir musiał zbliżyć się na niewielką odległość i podnieść głos, żebym był w stanie usłyszeć, co mówi.
- Musimy znaleźć kryjówkę, teraz! - upierał się. A ja nie miałem sił się kłócić. Kiwnąłem głową.
Z trudem pokonywaliśmy kolejne metry. Przez świszczący wiatr i sypiące w oczy białe płatki ledwo słyszałem głos Hyo.
- Co mówiłeś?! - zawołałem w jego kierunku. Wampir musiał zbliżyć się na niewielką odległość i podnieść głos, żebym był w stanie usłyszeć, co mówi.
- Musimy znaleźć kryjówkę, teraz! - upierał się. A ja nie miałem sił się kłócić. Kiwnąłem głową.
- Masz rację. Poszukajmy czegoś jak najszybciej!
Pociągnąłem za lejce i skierowałem konia, aby ruszył za Hyo.
Pociągnąłem za lejce i skierowałem konia, aby ruszył za Hyo.
<Hyo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz