Nigdy nie zdarzyło się by jakiekolwiek stworzenie dało radę dostać się aż do głównego obozu. Najczęściej patrole, które wysyłaliśmy zajmowały się nimi od razu, ale coś czułem, że dawno żaden nie został wysłany. Kadeci trzymali się z tyłu, tak jak nakazali im starsi i bardziej doświadczeni żołnierze. Niektórzy byli bez broni, osłaniając się jedynie tarczami ze swoim syfonów. Kilka kobiet zaprowadziła dzieciaki jak najdalej od istoty, nie mielibyśmy czasu by je bronić i sprawdzać co się z nimi dzieje.
Mężczyźni zaczęli coraz bardziej zbliżać się do stworzenia, by oddalić je od obozu, jednak gdy tylko zrobili krok w jego stronę, uderzało w ich stronę ogonem, co sprawiało, że cofali się jeszcze bardziej. Odwróciłem się by zobaczyć czy Daruma jednak został tam gdzie miał i gdy się w tym upewniłem, ruszyłem do głównego namiotu, by ze starszymi wojownikami zaplanować co robimy dalej.
~*~
– Skoro już jednego dzisiaj widziałeś, to znaczy, że jest ich więcej – mężczyzna chodził wokół stołu, bacznym wzrokiem obserwując mapę. – Pewnie mają gdzieś ukryte leże, dlatego też nigdy ich nie spotkaliśmy. Ale dlaczego nagle teraz wyszły?
Właśnie to było najważniejsze pytanie. Pewnie w tych górach nie było stworzeń, które mogłyby być ich wrogami. Były uzbrojone, wielkie i zabójczo szybkie. A teraz wydawały się rozszalałe i złe, jakby ktoś wybudził je z długiego snu.
– Musimy je wybić. Nie chodzi tutaj o zasady przetrwania, jednak nie chcę stąd odchodzić z myślą, że to coś może pojawić się tu w nocy, by coś sobie przekąsić. Musimy przetransportować osoby, które będą wadzić głębiej w góry i zapolować – odwróciłem się w stronę dwóch młodych wojowników stojących przy wejściu do namiotu. – Zabierzcie ze sobą jeszcze sześciu wojowników i znajdźcie jakieś schronienie w górach. Zabierzcie wszystkich, którzy nie będą brać udziału w walce. Wyślijcie także wiadomość księciu.
Kiwnęli głowami i po sekundzie już ich nie było. Miałem wielki mętlik w głowie, tym bardziej, że nawet tutaj było słychać dźwięki, jakie wydawała kreatura, znajdująca się w naszym obozie. Wiedziałem jednak, że musiałem wyjaśnić Darumie całą sytuację i, że będzie musiał opuścić obóz razem z resztą. Droga do domu nie zajęła mi długo, kilka osób próbowało po drodze coś do mnie zagadać, ale nie zwracałem na nich uwagi. Każdy z nich miał wyznaczone zadania, którymi powinni się zajmować, nie czas był na pogaduszki. Dlatego też tylko warczałem na nich pod nosem, idąc prosto przed siebie.
Daruma siedział przy palącym się kominku. Podniósł się od razu, gdy tylko usłyszał, że drzwi się otwierają.
– Sprawa załatwiona? – zdziwiłem się słysząc jego pytanie. Jednak dość szybko okazało się, że ryczenia bestii nie było tutaj już słychać. Pewnie zepchnęli ją dalej, przez co wydawało się, że już wszystko się skończyło.
– Spakuj jakieś ciepłe ubranie, wyruszysz z resztą by się ukryć – mruknąłem, nawet na niego nie patrząc. W tym momencie musiałem myśleć o całym obozie, o tym by ich chronić i nimi dowodzić, tak jak robiłem to przez wiele lat. – Musimy znaleźć leże i je zaatakować, więc nikt nie zostanie by pilnować tego miejsca. Jest ryzyko, że jedna z bestii tu przyjdzie i nie chce by ktokolwiek się tu znajdował.
Nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłem do zbrojowni, która znajdowała się na samym końcu korytarza. Widząc połyskującą stal, różnego typu, poczułem się jak w domu. To właśnie to było moje życie, od kiedy tylko się urodziłem. Odwróciłem się i przez ramię spojrzałem na centaura, który stanął w drzwiach. Rozprostowałem skrzydła i zręcznie zacząłem się uzbrajać. Jednak sztylet, który zawsze znajdował się za paskiem moich spodni wyciągnąłem w stronę Darumy.
– To Prawdomówca. Wiem, że nie umiesz pewnie go używać, ale weź go.
Chłopak niepewnie wziął go w dłonie, oglądając z każdej strony. Mój umysł nagle stał się pusty i myślałem tylko o mojej misji, walce, krwi, wygranej. Cienie zaczęły podrygiwać i przysłoniły światło wpadające przez małe okienko przy suficie.
– Czas zapolować, mój przyjacielu. – uśmiechnąłem się sam do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz