Z samego rana przygotowaliśmy się do drogi, bo przecież byliśmy tam w jakimś konkretnym celu, a nie na wakacjach. Nie mogło obejść bez porządnego śniadania i zabrania jakichś zapasów na drogę. Opuściliśmy granice wioski, i im dalej poza nie, tym większe czekały nas zaspy. Bastian miał długie nogi, więc nie zdawały się robić na nim aż takiego wrażenia jak na mnie. Gdy byliśmy wystarczająco daleko, wezwałam Libre. Był o wiele lepszym lotnikiem ode mnie, wolałam sama nie próbować wznosić się tak wysoko. Demon rozprostował skrzydła, a w nas uderzyła fala wzbitego w powietrze śniegu. Chwilę zajęło mi upewnienie się, że wszystko jest dobrze zapięte, ale później oboje wzlecieliśmy w przestworza, kierując się w stronę gór. Im bliżej nich byliśmy, tym bardziej robiło się zimno i chłodno. Same góry z bliska robiły o wiele większe wrażenie niż z daleka. Potężny wiatr szalał tam o wiele bardziej, niż na dole. Nie mogłam wręcz usłyszeć własnych myśli. Przez chwilę nawet zaczęłam się zastanawiać, po co ja się wogóle na to wszystko zgodziłam. Westchnęłam głęboko, szybko tego żałując. Lodowate powietrze kłuło mnie w płuca niczym malutkie igiełki. Niezbyt miłe uczucie. Jakiś czas później zatrzymaliśmy się na jednej ze skalnych półek, wcześniej upewniając się, że na pewno jest bezpiecznie, a przynajmniej na tyle na ile takie miejsce może być. Bastian odpiął plecak i postawił go w śniegu, wyjmując mapę. Ledwo go usłyszałam. W czasie gdy sprawdzał, w którą stronę mamy się udać, ja zastanawiałam się czy to dobry pomysł. Poklepałam Libre po boku aby podszedł ze mną do chłopaka i nieco osłonił nas skrzydłami. W głowie już miałam scenariusze, że ten paskudny wiatr ukradnie nam mapę. Kawałek pergaminu wydawał się być wyjątkowo łatwy do porwania przez szalejącą wichurę. I miałam dobre przeczucie, bo gdy podeszliśmy, mapa już chciała nas opuścić, ale na szczęście demon zdążył ją złapać skrzydłem. Odetchnęłam z ulgą, bo bez niej bylibyśmy zgubieni. Po szybkim zorientowaniu się, w którą stronę udać się następnie, mapa wylądowała z powrotem w plecaku Bastiana. Ruszyliśmy więc do wejścia, które znajdowało się w jednej z jaskiń niedaleko. Tam było już zdecydowanie ciszej i mogliśmy odsapnąć. Odwołałam Libre i mniej istotne bagaże zostawiliśmy przy wejściu. Im dalej w głąb jaskini, tym ciemniej się robiło, aż w końcu ledwo widziałam czubek własnego nosa. Trochę mnie to zaczęło przerażać, zagubienie się w takim miejscu przyprawiało mnie o kolejną fobię. Aby dodać sobie nieco otuchy, złapałam skrawek kurtki Bastiana, tak na wszelki wypadek, żeby się nie rozdzielić.
- Słuchaj, bo… Skoro jesteś Dragonbornem, to umiesz ziać ogniem, chociaż odrobinkę…? - zaśmiałam się niezręcznie z nadzieją, że może nie jesteśmy aż tak straceni.
<Bastian?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz