Bawiłem się kosmykami włosów Eny. Ich miękkość i długość, sprawiała, że mogłem rozruszać swoje palce. Musiałem mieć jakiejś zajęcie, poza tym moje zmysły nic nie wykrywały. No poza tym, co znajdowało się w jaskini i poza nią. Kapiąca woda, kropla za kroplą wpadała w bliżej nieokreślone koryto wody, albo i kałużę. Do tego ruch ze strony koni, oddech chłopaka, który starał się rozgrzać. Otuliłem go szczelniej i przyciągnąłem do siebie, nawet jeśli go nie ogrzeje, to może jemu będzie raźniej i lepiej z drugą osobą. Na zewnątrz słyszałem wiatr, zasypane wejście do groty powoli topniało, jednakże zbyt wolno. To jaka była jej grubość, też nie była mi znana. Gdyż nie wiemy, czy przebicie się wyjdzie na lepszy, czy spowoduje to jedynie większe zasypanie. Przysunąłem chłopaka nieco do ogniska, by się ogrzał, po czym zbliżyłem do jego uszka.
- Pójdę sprawdzić, czy jest inne wyjście. Odpocznij sobie jeszcze. - wyszeptałem i musnąłem go w skroń. Wstałem, otrzepałem się z brudu i ruszyłem, wpierw do koni, zobaczyć jak one się trzymają. To, co ujrzałem, sprawiło, że nasza droga się utrudni. Jeden koń stał blisko ogniska, starał się ogrzać skórą, którą miał na sobie, by w takiej pogodzie mu nieco ulżyć. Żywy i zdrowy. Wyjąłem jabłko, by mu je dać, potrzebował siły. Z drugim koniem, było znacznie gorzej. Najwyraźniej musiał coś zjeść złego, do tego coś go dziabnęło w nogę, a on sam leżał nieruchomy i powoli zamarznięty.
- To źle wróży. Bardzo źle. - zabrałem konia, bliżej Eny, po czym odebrałem rzeczy z drugiego konia i położyłem je bliżej miejsca, w którym będzie można je obejrzeć i sprawdzić, czy coś się z nich nada, czy też nie. Był to mój koń. Znaczy nie mój, ale jechałem na nim. Coś od początku czułem, że jest z nim coś nie tak. Teraz to jest dopiero jasne. Zbliżyłem się do niego i przysiadłem się, by pogłaskać go. Wyraziłem swój szacunek i wdzięczność, po czym podniosłem się i ruszyłem wpierw do wyjścia, które w dalszym ciągu było zasypane. Dotknąłem zimnej powierzchni dłonią. Wówczas mogłem, wyczuć jak śnieg stwardniał i spowodował pojawienie się lodu. Jego będzie trudno się pozbyć. Westchnąłem i ruszyłem sprawdzić inne wyjście. Było w nim światło, które mogło, być spowodowane wieloma aspektami terenowymi. Im dalej szedłem, tym większa stała się owa powierzchnia. Dotarłem do wyjścia, było puste i o wiele większe niż wejście. Oznaczyłem drogę, po czym wróciłem do Eny, gdy tylko usłyszałem, jak się budzi i rusza.
- Mam dobre i złe wieści, które chcesz najpierw usłyszeć? - spytałem. Usiadłem naprzeciwko niego i zacząłem przeglądać swoje rzeczy, co się nada, a co nie. Oczywiście sam będę to nieść, gdyż Ena się zmęczy pójściem na piechotę. Mnie to jednak nie przeszkadza i nie męczę się zbyt szybko. Dopóki mam krew mogę kroczyć i mieć siłę do wszystkiego.
- Jakie są dobre wieści? - spytał. Właśnie się przeciągnął, tuż po tym najwyraźniej przeszedł go zimny dreszcz po karku.
- Dobre są takie, że znalazłem wyjście. Oznaczyłem drogę i możemy ruszać w dalszą drogę. Jeśli jest ci śpieszno. - rzekłem i przerwałem swoje czynności, gdy jego oddech się zmienił.
- Czyli nie roztopiło się wejście? - zapytał. - To są te złe wieści tak? - dopytał.
- To nie są te złe wieści, ale tak nie roztopiło się, jedynie śnieg zmienił się w twardy lód. - powiedziałem. Gdy miałem wrócić do swoich czynności, chłopak ponownie się odezwał.
- Jakie są te złe wieści? Co się stało? - dopytywał. Wyglądał na zmieszanego i zdenerwowanego.
- Jeden z koni zmarł. - powiedziałem. Bez owijania w bawełnę, gdyż to nie miało sensu.
- Co się z nim stało? - zapytał. Najwyraźniej chciał wiedzieć i znać powód oraz już starał się wstać, by poszukać jego ciała. Jednakże byłem szybszy.
- Nie ruszaj się, Ena. - warknąłem tuż przy jego uchu. Przyciągnąłem go do siebie i polizałem językiem skórę na jego szyi. - Od początku drogi coś mu dolegało, ale nie zwracałem na to większej uwagi. Potem coś zjadł trującego i coś go ukąsiło. Do tego wszystkiego doszło zamarznięcie. - powiedziałem. Podniosłem się, przeciągnąłem. Założyłem swoją puchatą kurtkę, po czym pomogłem wstać chłopakowi. Pomogłem mu się ubrać i otulić, po czym zabrałem swoje rzeczy. Spakowaliśmy się i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Naciągnąłem kaptur na głowę długowłosego. Pilnowałem, by mu uszy nie zmarzły oraz, by się ponownie nie rozchorował. Chwyciłem go za dłoń i pociągnąłem go za sobą, a on chwycił lejce konia. Mogliśmy ruszyć drogą, którą oznaczyłem, by się wydostać z jaskini.
Po kilku minutach się zatrzymałem, gdyż najpewniej może za szybko szedłem.
Spojrzałem za siebie i przytuliłem do siebie chłopaka. Głaskałem go po głowie i zwyczajnie go tuliłem. Nie wiem, czy to była forma pocieszenia, czy też przeprosin, a może zwyczajnie chciałem się do niego zbliżyć.
- Możemy odpocząć i ruszyć w dalszą drogę, chyba że od razu idziemy dalej. Decyduj. - powiedziałem. Odsunąłem się, ale wciąż byłem blisko niego.
<Ena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz