Czułem się o wiele lepiej, gdy opowiedziałem o wszystkim Darumie. To nie tak, ze cały czas pozostawało to tajemnicą. Wszyscy, którzy byli w moim bliskim kręgu wiedzieli o tym co mi się wydarzyło. W końcu byli częścią tej historii i pomogli choć częściowo wyzwolić się spod bólu spowodowanego stratą ukochanej osoby. Jednak miło było wiedzieć, że i centaur rozumiał co czuje, pomimo tego, że dorastaliśmy w innym towarzystwie i innych kontynentach. Spojrzałem na chłopaka, który zajęty był rozglądaniem się wokół siebie. Miłość przyjdzie, gdy pokochasz siebie. Usłyszałem te słowa od pewnej kobiety, przy której siedziałem, gdy umierała. Jej miasteczko zostało zaatakowane a ja nie dałem rady uratować wszystkich jego mieszkańców. Nie wiedziałem skąd wiedziała co kłębiło się w mojej głowie, ale widząc krew na jej dłoniach, szyi, ubraniu...Czułem, że to moja wina. A ona czuła mój ból, pomimo, że nie był on widoczny dla innych.
Zacisnąłem palce na nasadzie nosa, próbując znów zaszufladkować to wspomnienie w głębi mojego umysłu. Nie potrzebowałem teraz o tym rozmyślać, ponieważ wiedziałem, że jej słowa nigdy nie stanął się prawdziwe, nie ważne ile bym się starał.
~*~
Odwróciłem wzrok słysząc słowa wojowników wchodzących do namiotu. Nie zdążyłem powiadomić ich o śmierci dowódcy jak i zastanowić się nad jego zastępcą. Po głowie chodził mi dość szalony pomysł, który bardzo chciałem zrealizować, jednak najpierw musiałem zastanowić się nad wszystkimi pozytywami i negatywami jakie za sobą poniesie.
- Może przeniesiemy się w inne miejsce? - nagły głos Darumy wyrwał mnie z rozmyślenia. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że od dobrych kilku minut nie wiedziałem co dzieje się wokół mnie.
- Możemy - odchrząknąłem, wstając z miejsca. Po drodze zabrałem talerze i zaniosłem do prowizorycznej kuchni by je umyć. Nienawidziłem, gdy ktoś robił to za mnie, jednak w pałacu Rhysa nie miałem na wpływu. Zawsze zanim zdążyłem się podnieść, ktoś zabierał mój półmisek i uciekał do kuchni. Przecież nie będę się z kimś ścigał i wyrywał mu talerza z dłoni.
Ruszyliśmy w stronę zbocza góry, z którego widać było większą część ziem księcia. Uwielbiałem widok z tego miejsca, jednak tym razem nie podszedłem na tyle blisko by moje palce wystawały zza krawędzi. Nie wiedziałem by centaur lubił tak wysokie miejsca, dlatego nie chciałem go stresować.
- Przychodziłem tutaj po ćwiczeniach by się uspokoić - mówiłem na tyle cicho, by nie wywołać echa. Nie chciałem zwalić na nas śniegu. - Uwielbiałem wpatrywać się w horyzont i rozmyślać nad tym co znajduje się za horyzontem. Nigdy wtedy nie byłem poza naszymi granicami, więc była to dla mnie wielka zagadka. - oparłem się o drzewo, które jako jedyny gatunek tutaj potrafiło istnieć w takich warunkach.
- Pięknie tutaj - Daruma rozejrzał się wokół. Czułem, że pokazując mu miejsca, w których czułem się dobrze, pokazywałem mu część prawdziwego siebie, odsłaniałem skorupę, którą utwardzałem przez wiele lat swojego życia. Moją uwagę od chłopaka odciągnął widok małego kwiatu rosnącego na zboczu niedaleko nas. Centaur nie zauważył, że się oddaliłem, a ja jak zahipnotyzowany ruszyłem w stronę rośliny. Była dość niepozorna. Niebieskie płatki z białymi zdobieniami i biała łodyga, wręcz idealnie kamuflowała go w otoczeniu. Sięgnąłem do niego i delikatnie zerwałem, nie chcąc go zniszczyć. Nie widziałem wokół innych, dlatego stwierdziłem, że pewnie inni je zabrali - w końcu to miejsce było ogólnodostępne. Wpatrując się w niego, wróciłem do Darumy, wyciągając dłoń w jego stronę. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, jednak po chwili bez słowa go wziął, obracając go w dłoni. Jego delikatny uśmiech, który próbował zakryć, zdradził mi, że spodobał mu się ten prezent. A ja ze zdziwieniem zauważyłem, że byłem z tego zadowolony.
~*~
Nastał wieczór i oboje siedzieliśmy przy ognisku wraz z innymi wojownikami. Stwierdziłem, że po śmierci dowódcy by podnieść trochę morale pozwolę im się zabawić, pozwalając zapomnieć o wieczornym treningu. Jeden wieczór przecież w końcu ich nie zbawi.
- Darumo, skąd masz ten kwiat? - nagle jedna z kobiet usiadła przy chłopaku. Spokojnie popijałem grzane wino, wpatrując się w nią.
- Dostałem - nie powiedział oczywiście od kogo, ale pewnie nie chciał by zniszczyła się moja reputacja. W końcu który normalny wojownik rozdaje kwiatki. Spojrzałem na kwiat znajdujący się we włosach Darumy i uśmiechnąłem się lekko.
- Najczęściej dostają to towarzysze od swoich ukochanych, by wyznać im swoją miłość. To coś jak pierścionek zaręczynowi. Nie wiem czy o tym wiedziałeś, ale to tak jakbyś zaakceptował zaręczyny - zaksztusiłem się winem, uważając by go nie wypluć. Poczułem pieczenie w gardle, które próbowało wyksztusić substancję. Co ja mu do cholery dałem?! - Czuje od ciebie czyiś zapach i jest on dość znajomy, ale-
Pomimo swojego stanu, wstałem szybko chwytając chłopaka za ramię i pomagając wstać. Czułem, że moje policzki są rozgrzane nie tylko z powodu procentów w moich żyłach.
- Przepraszam, ale będziemy już szli spać.
Chłopak patrzył na mnie zszokowany, najpewniej nadal trawiąc słowa kobiety.
<Darumo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz