- To nasz symbol - oczy małej dziewczynki, w których odbijały się płomienie ognia świątynnego, wpatrywały się w znak na jednej ze ścian. - Smok, który chroni nas przed złem i wrogami. Swoim płomieniem sprawia, że nigdy nie jest nam zimno, a jego męstwo towarzyszy nam podczas bitew.
Rin nie mogła oderwać wzroku od zielonych kamieni, z których zrobione zostały oczy smoka. Odbijały światło, które sprawiało, że wyglądały niczym ślepia żywego stworzenia, obserwującego wszystko wokół niego. Pomimo tego, że nie rozumiała, o czym mówił jej ojciec, czuła, że były to ważne słowa, które powinna zapamiętać do końca swojego życia. Jej brązowe oczy odwróciły się do mężczyzny, a na ustach pojawił się uśmiech. A on wiedział, że córka wszystko zrozumiała. Widział to w jej wzroku i dumy, która widoczna była w każdym jej ruchu. Moja córka. Następczyni Klanu Taira.
~*~
Dwójka dzieci przebiegła przez główny plac, ścigając się wokół wielkiego drzewa, które rosło na samym środku. Jego gałęzie przyjemnie chłodziły i pozwalały schować się w swoim cieniu, by uciec przed słońcem. Jednak pomimo dużej temperatury, która panowała w tym rejonie, Rin i Zero wcale nie zwracali na to uwagi. Był to jeden z wolnych dni, w których dziewczynka nie musiała przejmować się nauką i mogła w końcu spędzić czas ze swoim przyjacielem. Wtedy jeszcze nie zauważała tych dziwnych spojrzeń mijanych ludzi lub szeptów, w których kryło się jej imię. Dlaczego tak było? Jej rodzina od wieków była znana z najsilniejszych zaklinaczy, którzy sprawowali władzę nad ich klanem. Każdy dziedzic był jeszcze silniejszy od poprzedniego, a stworzenia, z którymi się łączyli, napawało strachem każdego wojownika. Jednak nie było tak w przypadku Rin. Z nadejściem jej narodzin na ich ziemiach nie pojawiło się stworzenie, z którym została złączona. Lecz pomimo tego w tamtym dniu została nazwana przeklętą, ze względu na ogon, który wtedy posiadała. Zniknął on po kilku dniach, jednak nadal wiele osób twierdziło, że jest ona złym omenem, który pogrąży ich wszystkich i zakończy ród Taira. Oczywiście Rin nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, goniąc za swoim przyjacielem. Jej największym pragnieniem w tamtej chwili było spędzić z nim jak najwięcej czasu przed wyjazdem. Wiedziała, że gdy wyjedzie, nie będą widzieli się przez bardzo długi okres czasu, aż zakończy szkolenie. Ojciec już wcześniej poinformował ją o tym, że wysyła ją do miejsca, gdzie jego stary znajomy wyszkoli ją tak, by umiała chronić siebie jak i w przyszłości jej lud. Pomimo początkowego sprzeciwu z jej strony, po kilku dniach sama zdała sobie sprawę, że nic tym nie wskóra. Tylko denerwowała ojca, który z niewiadomych przyczyn coraz częściej zamykał się w sali obrad ze swoimi ludźmi. Wtedy, tak jak teraz, kazał jej iść do miasteczka i nie kręcić się po posiadłości. Dlatego właśnie od razu pobiegła do Zera, który z chęcią przyjął jej propozycję wspólnego wyjścia.
- Już się zmęczyłaś? - zapytał, gdy oparła się jedną dłonią o pień drzewa. Czuła jak płuca rwą ją niemiłosiernie, jednak jej duma nie pozwalała się przyznać, że ten bieg tak ją zmęczył. Od kiedy tylko zaczęła z chłopakiem spędzać więcej czasu, chciała być taka jak on. Wszystkie dzieci w okolicy go szanowały i wzdychały, gdy chwalił się swoimi umiejętnościami. A ona stała, przyglądając się mu i ciesząc, że to właśnie ją wybrał na przyjaciółkę.
- Odpocznijmy chwilę. Muszę się napić.
Zero skinął tylko głową i ruszył po stromych schodach znajdujących się tuż przy krawędzi góry, na której znajdował się plac. Rin zabrała swój drewniany miecz i zrównała z nim krok, przypatrując się mgle, która przykrywała całą równinę pod nimi. Kochała to miejsce całym sercem, był to jej dom, który musiała bronić i któremu musiała pomagać w krytycznych sytuacjach.
- Boje się - jej szept zniknął pośród wiatru, jednak chłopak i tak ją słyszał. Przystanął, nie odwracając się w jej kierunku. - Kiedy tata mianuje mnie swoim następcą i to ja zacznę panować...Czy będę na to przygotowana? Czy będę miała sojuszników?
- Dasz radę. - Rin zmarszczyła brwi, gdy w końcu na nią spojrzał. Jego oczy przeszyły ją i poczuła, jak rumieniec rozlewa się na jej twarzy, słysząc jego kolejne słowa. - A wiesz czemu? Każdy wróg będzie musiał pamiętać o jednym. Ten, kto tańczy ze smokami, musi się liczyć z tym, że spłonie.
~*~
- Zobaczysz, niedługo wrócę - uśmiech na jej twarzy skutecznie zakrywał jej strach. Okręt już na nią czekał, ale ona nie potrafiła odejść bez pożegnania się ze swoim przyjaciele. - Przecież nie będzie to trwało wieczność.
Czuła, że będzie za nim tęsknić. Nie pokazywała mu tego, jednak na samą myśl, że wyjeżdża bez niego, cierń wokół jej serca zaciskał się, nie pozwalając wziąć pełnego wdechu. Zakochała się. Wiedziała to od momentu, gdy podczas jednego z normalnych dni, gdzie jedli posiłek pod jednym z drzew, spojrzał jej w oczy, a ona miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Jednak nie powiedziała mu o tym. Nawet teraz, gdy wiedziała, że spędzi kilka dobrych miesięcy bez niego u swego boku.
- Mam nadzieję. Sam wyjeżdżam, ale wrócę do Twojego powrotu.
Jego słowa sprawiły, że jej ciało trochę się rozluźniło. On pewnie nie będzie o mnie myślał. I to właśnie najbardziej ją bolało. Ale jako następca, szkolenie te było jej obowiązkiem, bez którego nie da rady być dobrym przywódcą. Dlatego też, by się nie rozpłakać biegiem ruszyła w stronę statku, słysząc ponaglające je słowa kapitana.
Przed wypłynięciem na pełne morze, ostatni raz odwróciła się do znajomego jej kraju i pomachała chłopakowi na pożegnanie. Kiwnął jej głową, a ona wciąż powtarzała słowa, które jej powiedział jak mantrę.
- Jestem w końcu Smokiem, wszystko się ułoży - mruknęła sama do siebie i spojrzała na horyzont wody, pozwalając by morskie powietrze owiało jej twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz