Faktycznie propozycja Hyo już w pierwszej chwili wydawała mi się być niezwykle kusząca. Treningów nigdy za wiele. Samodoskonalenie stanowiło dla mnie ważny aspekt codzienności. Mimo zapewnień młodego wampira, nie potrafiłem tak po prostu odpuścić. Musiałem stać się silniejszy, a warunki oferowane przez Ardem znacząco mi to ułatwią. Dlatego też bez większego namysłu odrzuciłem zachęcające zaproszenie chłopaka, obiecując, że wybierzemy się tam innym razem, kiedy okoliczności będą tylko ku temu sprzyjać.
Pożegnałem się z Hyo i skierowałem się w stronę swojego pokoju. Kiedy tylko opadłem na łóżko, poczułem, jak schodzi ze mnie cały wcześniejszy stres. Będąc w pobliżu wampira nie dałem tego po sobie poznać, ale cieszyłem się, że chłopakowi nie stało się nic poważnego i szybko z tego wyszedł. Ulga ogarnęła całe moje ciało, kiedy zacząłem z uśmiechem wpatrywać się w sufit. Na ów pozbawionym sensu zachowaniu złapałem się dopiero chwilę później, karcąc się w myślach.
Pokręciłem się jeszcze chwilę po łóżku, aby ostatecznie wstać i zacząć spełniać swoje postanowienie. Choć godzina nie należała już do tych najwcześniejszych, opuściłem tereny akademika. Pogrążonymi w mroku uliczkami dotarłem do placu treningowego.
Jako pierwsze chciałem doszlifować swoje umiejętności walki mieczem. Zabraną wcześniej z pokoju broń wyciągnąłem z futerału. Jej błyszczące ostrze odbijało jasne światło księżyca. Przejechałem po zimnym metalu opuszkami palców, biorąc głęboki oddech.
Szybkie cięcie, kopnięcie, unik przed niczym, kolejne natarcie. Zależało mi, aby każdy ruch, nawet ten najprostszy został wyprowadzony w sposób perfekcyjny. Skupiałem się znacząco na postawie, na każdym, nawet najmniejszym kroku.
Czas mijał, ręce powoli zaczynały mi drżeć. Nie ze zmęczenia, głównie z zimna. Schowałem więc broń ponownie do futerału, a zmarznięte dłonie potarłem jedną o drugą, starając się o odrobinę ciepła. Dmuchając na nie, wróciłem do pokoju, gdzie po szybkiej kąpieli położyłem się do snu.
Temperatura każdej doby spadała. Nim się obejrzałem z ciemnych chmur zaczęły powoli spływać pojedyncze, delikatne płatki śniegu. W ich akompaniamencie treningi stawały się przyjemniejsze. Świat wydawał się wtedy być taki czysty.
Niestety, w związku z dodatnimi temperaturami w ciągu dnia biały puch nie utrzymywał się nigdy długo. Topniał w podobnie szybkim tempie, co się pojawiał. Mimo jego ulotności, za każdym razem sprawiał mnie w dobry nastrój.
Tego wieczora odpuściłem wyjątkowo trening. Wiał zbyt mocny wiatr, więc doskonalenie łucznictwa postanowiłem przełożyć po prostu na inny dzień.
Korzystając z okazji zaprosiłem Hyo do pobliskiej knajpki na ciepłe, lane piwo karmelowe. Pozbawiony alkoholu słodki napój był jednym z najlepszych sposobów na rozgrzanie chłodnych nocy. Jego smak kojarzył mi się z wieczorami spędzanymi w domu - nadworna kuchnia przyrządzała piwo karmelowe, którym cała moja rodzina wspólnie piła. Już sam zapach płynący z uchylonych drzwi karczmy przypominał mi dziecięce lata.
Pożegnałem się z Hyo i skierowałem się w stronę swojego pokoju. Kiedy tylko opadłem na łóżko, poczułem, jak schodzi ze mnie cały wcześniejszy stres. Będąc w pobliżu wampira nie dałem tego po sobie poznać, ale cieszyłem się, że chłopakowi nie stało się nic poważnego i szybko z tego wyszedł. Ulga ogarnęła całe moje ciało, kiedy zacząłem z uśmiechem wpatrywać się w sufit. Na ów pozbawionym sensu zachowaniu złapałem się dopiero chwilę później, karcąc się w myślach.
Pokręciłem się jeszcze chwilę po łóżku, aby ostatecznie wstać i zacząć spełniać swoje postanowienie. Choć godzina nie należała już do tych najwcześniejszych, opuściłem tereny akademika. Pogrążonymi w mroku uliczkami dotarłem do placu treningowego.
Jako pierwsze chciałem doszlifować swoje umiejętności walki mieczem. Zabraną wcześniej z pokoju broń wyciągnąłem z futerału. Jej błyszczące ostrze odbijało jasne światło księżyca. Przejechałem po zimnym metalu opuszkami palców, biorąc głęboki oddech.
Szybkie cięcie, kopnięcie, unik przed niczym, kolejne natarcie. Zależało mi, aby każdy ruch, nawet ten najprostszy został wyprowadzony w sposób perfekcyjny. Skupiałem się znacząco na postawie, na każdym, nawet najmniejszym kroku.
Czas mijał, ręce powoli zaczynały mi drżeć. Nie ze zmęczenia, głównie z zimna. Schowałem więc broń ponownie do futerału, a zmarznięte dłonie potarłem jedną o drugą, starając się o odrobinę ciepła. Dmuchając na nie, wróciłem do pokoju, gdzie po szybkiej kąpieli położyłem się do snu.
***
Kolejne dni minęły mi niemal tak samo. Zaczynały się pilnym uczestniczeniem w zajęciach, a kończyły treningami do późna. W międzyczasie wykorzystywałem krótkie przerwy na spotkania z Hyo. Ostatnio mało się widzieliśmy. On pogrążał się w swoich zajęciach, ja w swoich. Mimo to, wykorzystywaliśmy każdą wolną chwilę, aby spędzić ze sobą chociaż kilka minut. Temperatura każdej doby spadała. Nim się obejrzałem z ciemnych chmur zaczęły powoli spływać pojedyncze, delikatne płatki śniegu. W ich akompaniamencie treningi stawały się przyjemniejsze. Świat wydawał się wtedy być taki czysty.
Niestety, w związku z dodatnimi temperaturami w ciągu dnia biały puch nie utrzymywał się nigdy długo. Topniał w podobnie szybkim tempie, co się pojawiał. Mimo jego ulotności, za każdym razem sprawiał mnie w dobry nastrój.
Tego wieczora odpuściłem wyjątkowo trening. Wiał zbyt mocny wiatr, więc doskonalenie łucznictwa postanowiłem przełożyć po prostu na inny dzień.
Korzystając z okazji zaprosiłem Hyo do pobliskiej knajpki na ciepłe, lane piwo karmelowe. Pozbawiony alkoholu słodki napój był jednym z najlepszych sposobów na rozgrzanie chłodnych nocy. Jego smak kojarzył mi się z wieczorami spędzanymi w domu - nadworna kuchnia przyrządzała piwo karmelowe, którym cała moja rodzina wspólnie piła. Już sam zapach płynący z uchylonych drzwi karczmy przypominał mi dziecięce lata.
Oparłem się o ścianę budynku, w milczeniu oczekując na przyjście wampira. Spokojnym wzrokiem obserwowałem przechodniów.
<Hyo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz