Zamieszanie nieco mnie zdziwiło. Nie sądziłem, że w takim miejscu jak to wyniknie bójka, jak w jakiejś obskurnej tawernie, gdzie dwóch pijaków pokłóciło się o jakąś głupotę. Nie chciałem zbytnio się w to mieszać - nie wiedziałem co było źródłem konfliktu i mogłem swoją interwencją jeszcze bardziej zaognić bójkę. Jednak gdy zobaczyłem Nerinę, którą cios odrzucił na podłogę wiedziałem, że to tak szybko się nie zakończy. Dopadłem do mężczyzny i wykręciłem mu rękę za plecami. Zacząłem powoli iść w nim w stronę kadłuba, trzymając mocno, by nie zdołał uciec.
– Myślę, że cię to ochłodzi – mówiąc to, pchnąłem go do przodu tak, że po chwili zniknął wśród fal. Nie wiedziałem czy był on syreną czy nie, mało mnie to w tym momencie interesowało. Po chwili znajdowałem się już przy Nerinie, obserwując jej twarz. Była przytomna, ale cios chyba ją zamroczył, bo nie potrafiła skupić wzroku na moim palcu. Moje dłonie zaczęły badać jej twarz, lecząc pomniejsze zadrapania. Bałem się leczyć większych dolegliwości, bo gdybym źle cokolwiek zrobił, dziewczyna została by oszpecona do końca życia. Kilku mężczyzn nie robiąc sobie nic z zamieszania nadal biło się w najlepsze. Podniosłem dziewczynę z podłogi i posadziłem na pobliskim krześle. Podciągnąłem rękawy aż do łokci a moje ciało zaczęło się zmieniać. Po chwili na pokładzie znajdował się duży biały wilk, na widok którego wszyscy się od siebie odsunęli. I tak właśnie ma być.
~*~
Prowadziłem dziewczynę przez zaułki, by dotrzeć do dobrze znanego mi miejsca. Nie chciałem napotkać straży - mogli mnie obwinić o krwawiącą twarz dziewczyny, a nie chciałem mieć żadnych kłopotów. Jej znajomi ze statku i tak mogli mnie oskarżyć za napaść, ale akurat tym się nie przejmowałem.
– Zaraz będziemy na miejscu – wychyliłem głowę, by rozejrzeć się po ulicy. O tej porze na zewnątrz znajdowało się mało osób. A jak już się kogoś napotykało, najlepszym sposobem było udawanie, że się go nie widzi. I właśnie tak teraz robiłem, przyspieszając kroku by dotrzeć do drewnianych drzwi, które widziałem na skos od nas. Od razu po wejściu otulił mnie przyjemny zapach ziół i maści, który tak kochałem. Uwielbiałem tutaj przebywać i pomagać, ucząc się przy okazji wielu przydatnych rzeczy.
– Melike? – wymówiłem imię uzdrowicielki, nie widząc jej w zasięgu swojego wzroku. W środku, na łóżku leżał mężczyzna, z usztywnioną, najprawdopodobniej złamaną ręką, który spał tak głęboko, że nawet nie zareagował na nasze przybycie. Ciemnoskóra wyszła zza jednego z parawanów i od razu podbiegła do dziewczyny.
– Co się stało? – jej spokojny głos od razu zrzucił z moich ramion poczucie winy.
– Byliśmy na statku i wynikła bójka. Zanim zdążyłem zareagować, dostała w twarz. Wyleczyłem co mogłem, ale boje się, że ma złamaną kość. Nie chciałem tego sam ruszać.
Kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową i gestem dłoni pokazała bym posadził dziewczynę na jednym z krzeseł. Nerina była lekko przymulona i martwiłem się czy nie doznała uszkodzenia mózgu jednak kontaktowała na tyle, że kiwała głową gdy Melike zadawała jej pytania.
– Przynieś coś do odkażenia i opatrunki. Zajmę się jej kością, ale nie uleczę jej do końca, lepiej będzie jak stanie się to naturalnie.
Ruszyłem na zaplecze, szukając wszystkiego o co poprosiła mnie medyczka. Gdy wróciłem zaczęła już uzdrawiać pękniętą kość. Na opatrunek nalałem nieco alkoholu i zacząłem przemywać większe rany, by usunąć zakrzepłą krew. Od razu miałem wciskać głębiej materiał, bo nowa krew wydostawała się na zewnątrz. Niezłą miał parę w rękach. Po kilku chwilach zauważyłem, że oczy Neriny są zwrócone na mnie, dlatego delikatnie się uśmiechnąłem, nie przerywając swojej pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz