Nauczyciel, który zostawił ich samych był nie dość, że nowy to jeszcze nieodpowiedzialny. Nie pomyślał, że może osób, które dopiero co zaczynają swoją przygodę z demonami, nie powinno zostawiać się samych? Gdy demon upadł na ziemię bez oznaków życia, jego zaklinacz dobiegł w jego stronę. Wielki gad nie zwrócił na to uwagi próbując pozbyć się wody z nosa.
– Deva pilnuj go. – mruknąłem do swojego demona. Wiedziałem, że w naturze niektóre kotowate, dzięki swojej zwinności i inteligencji, polowały na krokodyle, dlatego wiedziałem, że nie muszę wciąż się odwracać, by upewnić się, że nic mnie nie goni. Podczas gdy ja klęknąłem przy czapli do sali przybiegła dyrektorka. Demon oddychał, nieco słabo, ale gdyby umarł, jego zaklinacz już by o tym wiedział. Wziął ptaka w ramiona i delikatnie głaskał, szeptając uspokajająco.
– Zabierz go do medyczki. Jest na drugim piętrze, na początku korytarza - odparłem. Dziewczyna pokiwała głową i od razu wybiegła z sali, uważając na poszkodowane stworzenie. W sali pojawił się także nauczyciel, który zostawił uczniów samych. Nie wiedziałem na jego twarzy jakiegokolwiek zmartwienia, wyglądał na wkurzonego, że znów musiał tutaj przyjść. Jednak gdy zobaczył dyrektorkę stał się blady. Bał się.
– Quinie, możesz mi wytłumaczyć jak to się stało? – zapytała go kobieta, gestem dłoni wskazując na całą salę.
– J-ja wyszedłem tylko na chwilę, przysięgam! Chciałem przynieść tylko potrzebne materiały, które przygotowałem na kolejną lekcje – w jego głosie słychać było przerażenie i strach. Jednak zdziwiło mnie, że kłamał jej prosto w oczy z przekonaniem, że w to uwierzy. Cóż za głupiec.
– Przecież zakończył Pan już zajęcia. Uczniowie się zbierali do wyjścia – wkroczyłem do rozmowy, rozglądając się po osobach wokół. Niektórzy jeszcze byli w szoku po tym co się stało. To ich o wiele szybciej nauczy, że demony to nie zabawki i właśnie dlatego na zajęciach trzeba sumiennie pracować.
– A co ty możesz wiedzieć?! Nie było cię tu to się nie odzywaj gówniarzu. – moje głowa go zdenerwowały, jednak nie wiedział, że swój gniew wyładował nie na tej osobie, na której powinien.
– Maven jest przewodniczącym Akademii i jego słowo jest dla mnie ważne - dyrektorka stanęła obok mnie, niczym lwica broniąca swoje młode. – Nie masz prawa się tak do niego odzywać, tak samo jak nie miałem prawa zostawił początkujących zaklinaczy samych sobie. Doskonale wiesz, że jeszcze nie panują nad swoimi demonami.
Kobieta rozejrzała się po sali, wzdychając głośno.
– Idźcie już do swoich pokoi. To nie na wasze uszy, ale obiecuję, że dzisiejsza sytuacja już się nie powtórzy.
Wszyscy powoli zaczęli wychodzić, więc stwierdziłem, że na mnie także pora. Podszedłem do Hiromaru i złapałem go delikatnie za ramię, wyprowadzając na zewnątrz.
– To co zrobiłeś było odważne. – odparłem, zerkając czy moje demony idą za mną. – Naprawdę.
Chłopak nadal był w szoku, jednak wiedziałem, że kiedy emocje z niego zejdą, będzie mógł być z siebie dumny.
– Gdy ja zaczynałem, Deva nie chciała ze mną współpracować. Miałem indywidualne zajęcia, by nie zrobić nikomu krzywdy. Czasem warczała na mnie, gdy coś się jej nie podobało. Trenowałem z nią dzień w dzień, noc w noc, by w końcu zaczęła mnie słuchać. Chciałem się już poddać i po prostu przestać się starać, jednak nastał pewien moment, w którym między nami się coś zmieniło. Nie wiem czy zauważyłeś, ale Deva kuleje. – chłopak odwrócił się w jej stronę. – Podczas spaceru po mieście zaatakowała mnie grupa ludzi, która wtedy walczyła by usunąć Akademię. Mieli broń palną, przez to, że w tamtym okresie czarny rynek był bardzo duży i nikt nad nim nie panował. Gdy już myślałem, że zginę, ona mnie obroniła. Bez zastanowienia rzuciła się na nich, osłaniając mnie własnym ciałem. Postrzelili ją w tylną łapę i niestety urazu tego nie dało się do końca zaleczyć. Dlatego wiem jakie przerażające są pierwsze spotkania z demonami. Niektóre są przyjaźnie nastawione do innych, a jeszcze inne od razu się rzucą, gdy zaklinacz nad nimi nie zapanuje. Dlatego, mając tak narwanego demona, potrzeba jego całkowitego przeciwieństwa - tutaj wskazałem na Artisa, który spokojnie kroczył za nami.
Hiromaru skupiając się na tym co mówię, powoli zaczął się uspokajać. I właśnie o to mi chodziło.
<Hiromaru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz