Zanim usiadaliśmy przy wolnym stole zaczepił nas jakiś człowiek. Nie był jakiś schludnie ubrany i trochę od niego cuchnęło, nie tylko z buzi. Włosy były sklejone on czegoś, bodajże brudu. Pewnie nie mył się przez kilka dni. Był trochę chudy, lecz miał ubiór tak za duży na niego, że nie było tego widać. Twarz była trochę stara i pomarszczona. Siwe włosy na głowie wskazywały na jego stary wiek.
- Amigo, witamy w restauracji - zaczął, przytulając Rivaille'a klepać po plecach, potem mi zrobił to samo
- Serdecznie witamy, zaraz znajdę wam jakieś miejsce - powiedział i zaczął się rozglądać.
- Znajdziemy sami - odparł mój towarzysz, trochę zdenerwowany.
- Dobrze, Amigo, nie będę się sprzeciwiał, ale jakby co to do mnie - odparł i puścił oczko.
Usiadaliśmy przy stole, który wydawał się nieco brudny. Siedzenia były z ciemnego drewna, a na nich były przymocowane żywicą poduszki z futra. Poduszki były nieco wklęsłe, gdyż zapewne dużo osób tu jadało. Usiadłem naprzeciwko Rivaille'a. Czułem się nieswojo w nowym miejscu, lecz próbowałem udawać, że jest inaczej. Podeszła do nas miła kobietka, z twarzy była blada, lecz przyciągnął mój wzrok jej makijaż, lekki i delikatny, by ukryć worki pod oczami. Jej strój był bardzo szykowny, przypominał ten, które noszą służące w hrabstwach, lecz była to sukienka, a nie podłużna suknia, sięgała jej ponad kolana.
- W czym mogę pomóc? - powiedziała lekkim głosem, lecz trochę zachrypniętym.
Widziałem, że Rivaille jeszcze jest zdenerwowany po spotkaniu z tamtym mężczyzną, więc postanowiłem, że najpierw ja zamówię.
- Poproszę kaczkę z warzywami na parze - odparłem - i do picia wodę - dodałem.
- Dobrze, a pan? - spojrzała na mojego towarzysza.
- Kurczak i surówka - odparł oschle.
Dziewczyna wszystko zapisała i poszła do kuchni. Ja nie wiedziałem co mówić, byłem lekko spięty całą tą sytuacją. Moje ręce były pod stołem i bawiłem się tam moją bransoletka. Patrzyłem również w dół na podłogę. Rivaille oparł łokciem o stół. Westchnął ciężko, by odreagować złość, która tłumiła w nim po spotkaniu z tamtym gościem.
- Z jakiej szkoły pochodzisz ? - zapytał.
Ja spojrzałem na niego spode łba, nie podnosząc głowy.
- Co.. Corvine - powiedziałem cicho i nieśmiało
- To ta szkoła dla kujonów, tak? - zapytał i prychnął.
Podniosłem głowę, by spojrzeć na niego lepiej. Lekko zmarszczyłem brwi.
- Nie, szkoła jest dla wszystkich, lecz to prawda.. trzeba się dobrze uczyć - odparłem.
- Czyli kujonów - uśmiechnął się szyderczo.
Nie chciałem kłócić się o takie coś. Na szczęście naszą rozmowę przerwała znów miła dziewczyna, przynosząc nam nasze zamówione dania.
Riv?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz